To zdanie otwierające coraz większą część dyskusji o przyszłości polskich małych i średnich miast. Choć świadomość tego problemu jest ogromna, nadal niska jest wiedza dotycząca jego przyczyn. O młodzieży i jej potrzebach dyskutuje się praktycznie wyłącznie w kontekście szkoły, a politykom samorządowym wciąż daleko do kompleksowości znanej z rozwiązań tworzonych z myślą o grupach takich jak np. seniorzy.
Jaka jest skala problemu?
Depopulacja jest w Polsce faktem. Według danych Rządowej Rady Ludnościowej aż 70% gmin w naszym kraju w ciągu ostatnich kilkunastu lat doświadczyło ubytku ludności. Informacja ta staje się jeszcze bardziej niepokojąca, gdy uwzględnimy zjawisko suburbanizacji, której efektem jest wzrost liczby ludności w gminach otaczających duże miasta ze względu na rozrastanie się przedmieść. Mając to na uwadze, jasno widzimy, że wyludnianie się poza wielkimi aglomeracjami jest powszechne.
Nie odbywa się ono jednak równomiernie we wszystkich grupach wiekowych. Świetnym przykładem jest tutaj Bielsko-Biała, którego liczba ludności według danych GUS w latach 2009–2018 skurczyła się o nieco ponad 4000 osób. Choć spadek liczby mieszkańców wyniósł jedynie 2%, wśród młodych liczba ta wynosi aż 32%. Niewątpliwie wpływ na ten stan rzeczy ma także mniejsza liczba urodzeń, ale faktem jest, że znaczna część ludzi młodych po prostu wyjeżdża. Potwierdzają to wykonane w 2019 r. badania, według których 45% młodych bielszczan i bielszczanek nie zamierza pozostać w swoim mieście. Skala tego zjawiska to prosta droga do błyskawicznego wyludniania się małych i średnich ośrodków w nadchodzących dekadach. Bez porządnej, wielowymiarowej polityki młodzieżowej Polskę miasteczkową czeka bolesne zderzenie z widmem demograficznej zapaści.
Kim są młodzi w mieście?
Choć brak młodych osób jest wyraźnie widoczny, ich obecność wydaje się bezustannie ignorowana. Rozmowy na temat przyszłych dorosłych bardzo często odbywają się bez ich udziału. Jakość samych rozmów też pozostawia wiele do życzenia i dotyczy głównie szkoły – tak jakby wąska kategoria uczniów i uczennic w pełni odzwierciedlała potrzeby młodych. A przecież mimo swojego wieku i niezależnie od tego, czy osiągnęły już pełnoletność, są równymi obywatelami i obywatelkami, którzy tak jak każda inna grupa społeczna prowadzą życie w mieście. Czy swoją przyszłość zaplanują jednak w miejscu urodzenia? A jeśli nie, to co może zrobić samorząd, by zatrzymać odpływ młodzieży do większych aglomeracji? Na te pytania nie można udzielić odpowiedzi bez uprzedniego stworzenia narzędzi, za pomocą których młode osoby będą mogły wyrażać swoje potrzeby i wpływać na kierunek rozwoju swoich ośrodków. Tak komentuje to Przewodniczący Młodzieżowej Rady Miasta w Bielsku-Białej, Tymoteusz Dadok:
Mamy bardzo duże pole do poprawy. […] młodzież pozostaje grupą drastycznie niedoreprezentowaną w gronach decyzyjnych – czy to we władzy centralnej, czy samorządowej. […] trzeba zwrócić uwagę, że wg badań większość wszystkich bielszczan czuje, że nie ma wpływu na działania podejmowane w mieście – nie jest to więc problem unikalny dla młodzieży, jednak w perspektywie młodych składa się na to kilka czynników. Moim zdaniem głównymi są brak świadomości istnienia młodzieżowej rady i jej kompetencji, brak zainteresowania w kwestii działalności samorządu w ogóle, ale również fakt, że być może nie przez wszystkich młodzież jest postrzegana jako równorzędny partner do dyskusji na temat polityk w mieście.
Problem ten oczywiście nie przechodzi bez echa na poziomie krajowym. Nowe regulacje, takie jak nowelizacja ustaw samorządowych z 2021 r. (która znacznie ułatwiła proces zakładania w gminach Młodzieżowych Rad, czyniąc przegłosowywanie składanych przez młodzież wniosków w tej sprawie obowiązkowym) czy nowo powstające ciała w postaci np. Rady Dialogu z Młodym Pokoleniem przybliżają władzy perspektywę młodych. Prawne ramy nie zdziałają jednak cudów bez politycznej woli ze strony samorządowców, którzy do pracy oraz wzmacniania młodzieżowych ciał przykładają niewielką wagę. Wybory do Młodzieżowych Rad Miast czy Gmin to bardzo często procesy nieprzejrzyste i odbierające poczucie wpływu na rzeczywistość – nikt bowiem nie kontroluje tego, w jaki sposób wybierane są osoby zasiadające w tych ciałach. Bardzo często nauczyciele dokonują wyboru arbitralnie, wskazując na reprezentantów swoich ulubionych uczniów bądź wyznaczając niedemokratyczne progi ocen czy zachowania. Jak na zaangażowanie młodej osoby działającej w jakimś obszarze społecznym wpłynie blokada jej kandydatury do MRM tylko i wyłącznie z racji zbyt niskiej średniej ocen? Czy przed dorosłymi politykami ktoś stawia takie wymagania? Dotkliwe są także braki mechanizmów, za pomocą których Rady mogłyby wywierać na miasto realny wpływ. Przy braku woli ze strony polityków cała praca wykonywana przez młodzieżowych reprezentantów jest kompletnie bezcelowa. Temoteusz Dadok dodaje:
Uchwalenie odpowiedniego stanowiska czy wypracowanie wspólnego zdania w MRM to dopiero pierwszy, a często także najprostszy krok. Następnie należy z tymi postulatami dotrzeć do organów z realną mocą decyzyjną, dlatego pozostajemy cały czas w kontakcie czy to z prezydentem miasta, czy z Radą Miejską. Tak naprawdę realne kompetencje Młodzieżowych Rad wciąż zależą więc od „siły przebicia” i zdolności dotarcia ze swoimi propozycjami do władz samorządowych.
A co wśród młodych piszczy?
Choć w ramach jednego artykułu trudno ująć wszystkie potrzeby młodych, warto zaznaczyć obszary priorytetowe dla miejskich strategii. Celowo wspominam o strategii – myślenie o młodych w mieście musi być bowiem kompleksowe, długoterminowe i międzyobszarowe. Musi także budować trwałą zmianę, dzięki której młode osoby planujące swoją przyszłość będą w stanie zobaczyć siebie w rodzinnym mieście nie tylko za miesiąc, ale także za 10 czy 20 lat. Zachęcam więc do wykonania eksperymentu myślowego i wczucia się w sytuację młodej osoby, która zastanawia się nad swoją przyszłością.
Tu i teraz.
„Ja” w mieście zaczyna się tu i teraz. Zaczyna się od tego, czy przyszły dorosły czuje się w nim dobrze i czy jego obecne potrzeby są zaspokajane. Są one nierozerwalnie związane z rozwojem i możliwością wyrażania siebie. W mieście, w którym po ostatnim dzwonku szkolnym nic się nie dzieje, trudno o odczuwanie szczęścia i przywiązanie do małej ojczyzny.
A przecież wcale nie musi tak być. Bogatą ofertę rozwoju, spotkań czy edukacji pozaformalnej może zbudować także w mniejszych ośrodkach. Często wystarczy jedynie odrobina woli politycznej i otwartości ze strony włodarzy miast, by w przestrzeni miejskiej wyrosły niekomercyjne miejsca, do których można przyjść po szkole pouczyć się, wziąć udział w ciekawych warsztatach lub tworzyć coś wspólnie z rówieśnikami. To miejsca takie jak redakcjaBB w Bielsku-Białej, w której młode osoby uczą się nowych umiejętności i wspólnymi siłami drukują własny magazyn; jak Świetlica Krytyki Politycznej w Cieszynie, wokół której skupiają się dziesiątki młodych osób chcących uczyć się o samorządności i otaczającym ich świecie. Oba są bezpiecznymi przystaniami, które pozwalają spotkać się z mentorami rozwijającymi zainteresowania i umiejętności. Tego typu przestrzenie czasem powstają w instytucjach publicznych, a czasem wyrastają z pracy organicznej NGO-sów, jednak zawsze potrzebują wsparcia ze strony samorządowców. Dobre finansowanie instytucji kultury, troska o dostępność i atrakcyjność ich oferty, wsparcie finansowe, merytoryczne lub lokalowe dla organizacji pozarządowych nie powinny być opcjonalnymi pozycjami budżetowymi, które, jak to często bywa, jako pierwsze idą pod topór cięć, gdyż są to wydatki na budowę silnej bazy generującej kapitał społeczny i angażującej młode osoby w życie miasta.
Nie można też zapominać o innych potrzebach szczególnie istotnych z perspektywy młodych. Jedną z nich jest z pewnością dobrze zaplanowana i tania komunikacja publiczna (również ta nocna). Sytuacja, w której mieszkanie poza centrum lub na jego obrzeżach wymaga powrotu do domu zaraz po zajęciach tylko dlatego, że ostatni autobus odjeżdża po południu, wyklucza część młodzieży z życia miasta. Istotne jest także zapewnienie bezpiecznych i dostępnych zielonych miejsc do spotkań towarzyskich. Młodzi potrzebują publicznych przestrzeni, w których nie będą musieli wydawać majątku na możliwość spędzenia ze sobą czasu, jak ma to miejsce w modnych lokalach. Potrzebują także atrakcyjnej i przystępnej cenowo oferty kulturalnej, która w mniejszych miastach niestety wciąż się zwija. O tych sprawach młodzież myśli na co dzień.
Co będzie jutro?
Po pierwszych latach młodości zawsze przychodzi pora na ważne decyzje życiowe, wśród których jest m.in. miejsce rozpoczęcia dorosłego życia. Niezależnie od tego, czy podejmowane są one z perspektywy powrotu ze studiów, czy rozpoczęcia pracy po szkole średniej, będą one związane z kwestiami wymagającymi trwałych, systemowych zmian w polityce zarówno krajowej, jak i samorządowej. Są to przede wszystkim sprawy socjalno-bytowe i odpowiedzi na konkretne pytania, takie jak: czy w moim rodzinnym mieście będzie mnie stać na mieszkanie?, czy kiedy zdecyduję się na założenie rodziny, będę miał możliwość skorzystania z publicznego żłobka?, co z dostępem do lekarza?, co z lokalnym rynkiem pracy?.
W dobie kryzysu są to najważniejsze tematy w polskiej debacie publicznej. Choć trudno w jednym miejscu omówić wszystkie możliwe rozwiązania tych problemów, jedno pozostaje pewne: nie rozwiążą ich liberalni politycy spod hasła „nie da się”, którzy wzorem prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego mówią aktywistom, by sami budowali mieszkania. Nie rozwiążą ich także prawicowi autorzy uchwał o „strefach wolnych od LGBT”, którzy politykę prorodzinną postrzegają w kategoriach fantazji i wyimaginowanych wojen ideologicznych. Aby zatrzymać odpływ młodych, potrzeba odważnych, postępowych polityk skierowanych na rozwiązanie kwestii społecznych, a nie zakrywania ich stertą tematów zastępczych, jak ma to miejsce obecnie.
Da się zrobić
Powstrzymanie depopulacji polskich małych i średnich miast nie jest więc zadaniem niemożliwym do wykonania. W rzeczywistości wymaga ono po prostu zmiany priorytetów i perspektywy rządzących. Więcej głosu młodych, więcej zaufania i otwartości wobec społeczeństwa obywatelskiego, więcej zajęcia się realnymi problemami zamiast odklejonych od życia dyskusji na pewno pozwoliłoby młodym spojrzeć raz jeszcze na swoje miasta i miasteczka z nadzieją. To wszystko da się i trzeba zrobić.