Partnerski podział obowiązków po polsku to tak naprawdę postępujący patriarchat. Oznacza to, że pod przykrywką równouprawnienia kobiety częściej podejmują się dotychczas męskich obowiązków domowych, po to by mężczyźni mogli ich mieć jeszcze mniej. O niewidzialnej pracy kobiet bez prawa do emerytury czy L4 słów kilka na podstawie badań GUSu i raportu CBOS.
Od początku termin niewidzialna praca kobiet intryguje. O co w nim chodzi, skoro efekty pracy domowej kobiet widać gołym okiem? Jeśli termin ten określa pracę domową kobiet, to trudno mówić o niewidocznych jej efektach. Wystarczy, że kobiety przestałyby sprzątać, gotować, opiekować się dziećmi i osobami starszymi, a nawet wystarczyłoby, aby kobiety przestały planować pracę innych domowników czy też członków rodziny, by zauważyć jej brak. Praca ta jest jednak niewidzialna z perspektywy domowego budżetu. Oznacza to, że nie generuje dochodu. Warto zauważyć natomiast, że ogranicza w znacznym stopniu koszty – zatrudnienia opiekunki, przedszkolanki, pielęgniarki, kucharki czy sprzątaczki.
Zauważcie, z jaką łatwością wymieniłam zawody w feminatywach – „typowo żeńskie zawody”. Uczciwiej byłoby dodać do tych stanowisk jeszcze dyrektorka/kierowniczka domu. Bo o ile zdaje się niepotrzebne pisanie o domowych pracach kobiet takich jak sprzątanie, gotowanie i opieka nad dzieckiem – bo o tym napisano już wiele – to warto zauważyć i docenić pracę kobiet dotyczącą organizacji życia rodziny, szerzej – domowników. Bardzo często spotykamy się ze zdaniem, że mężczyźni nie potrafią czytać w myślach i te kłótnie o nieściągnięte pranie są zbędne, bo „wystarczyło powiedzieć” lub co gorsza „wystarczyło poprosić”. Od kobiet wymaga się, by organizowały niemal wszystkie czynności związane z prowadzeniem domu czy wychowaniem dzieci, a także wiele, wiele innych.
Obrazuje tę sytuację spektakl Artystycznej Grupy Antyprzemocowej Art. 207 Ukryta. W tej opowieści nagle znikają kobiety i zapanowuje chaos. Nie ma komu się zająć dziećmi, osobami starszymi, nie ma komu ugotować czy też posprzątać, ale też nie ma komu wykonywać kiepsko płatnej pracy. Panuje chaos, nie tylko dlatego, że nie ma kto tego wszystkiego robić, ale i zaplanować. Badania wskazują, że powoli coś się zmienia w „tradycyjnym” podziale ról.. Jest jednak pewne „ale”.
Faktem jest, że mężczyźni chętniej niż kiedyś odrabiają z dziećmi lekcje (o 15% spadł w ciągu ostatnich 5 lat odsetek gospodarstw domowych, w których zadanie to należało wyłącznie do kobiet), wyciągają naczynia ze zmywarki czy też prasują. Codziennie zakupy, sprawy urzędowe czy wyrzucanie śmieci coraz częściej dzielone są pomiędzy małżonkami. Coś się zmienia, nie ma już aż takich barier kulturowych, by mężczyzna wykonywał „typowo kobiece prace” i na odwrót (choć to perspektywa nowego pokolenia i wciąż raczej miast niż wsi). Badacze wskazują na pewien problem.
O ile kobiety dziś np. chętniej niż kiedyś majsterkują, to nie rezygnują z prac stereotypowo przypisywanych kobietom. Mężczyźni natomiast zamieniają jedną pracę na drugą, np. chociaż wciąż to oni częściej zlecają usługi i remontują, to ich udział w tych praca spadł w ciągu ostatnich lat (badanie z 2018 r.). Wciąż też nie chcą wykonywać niewidzialnej i chyba niewdzięcznej pracy, jak np. opieka nad chorym dzieckiem czy starszym rodzicem. Kobiety natomiast poszerzają swój repertuar bezpłatnej pracy, nie rezygnując z niczego. Coraz częściej nie odpuszczają swoich karier zawodowych czy rozwoju osobistego mimo urodzenia dziecka. Równocześnie na co dzień kobiety prowadzą dom jak i remontują go od święta.
Problem niewidzialnej pracy kobiet, choć wydawać by się mogło, że kulturowy, mógłby nie mieć konsekwencji finansowych, dzięki rozwiązaniom systemowym. Takich jednak nie ma. Kobieta, która wykonuje nieodpłatną pracę w domu, nie może liczyć z tego tytułu na emeryturę, a gdy zachoruje – nie otrzymuje środków finansowych.
Kobieta siedzi w domu z dzieckiem
Od jakiegoś czasu walczy się o zrównanie urlopu macierzyńskiego z tacierzyńskim. Aktualnie, choć nie wszyscy mają tego świadomość, urlop macierzyński może wybrać jedno z dwójki rodziców, niezależnie od płci (poprawnie nazywa się to urlopem rodzicielskim). Najczęściej wybierają go kobiety – matki. W Europie są siły polityczne, w tym polska partia Lewica Razem, które próbują wprowadzić urlop dzielony równo pomiędzy rodziców. Dobrym posunięciem byłoby również odpowiednie nazewnictwo, ponieważ słowo „urlop” podtrzymuje powszechne twierdzenie, że kobieta „siedzi w domu z dzieckiem”, zamiast pracować. A przecież pół roku czy też rok spędzony z małym dzieckiem na zmienianiu pieluch i karmieniu trudno nazwać urlopem.
Kobieta w tym czasie również niezwykle rzadko „siedzi”, a wykonuje ciężką i kosztowną pracę. Łatwo to przeliczyć, próbując wynająć na podobną ilość godzin opiekunkę, kucharkę, pielęgniarkę i sprzątaczkę. Dostalibyśmy spory rachunek. I nie są to dywagacje. GUS pokusił się w 2015 roku o podliczenie i wycenienie pracy domowej mężczyzn – 1200 zł i kobiet – 2100 zł. Taka analiza prowadzona jest raz na 10 lat i to, co odkryła w 2015 roku, to fakt, że czas spędzony na opiece rodziców nad dziećmi wzrósł u kobiet średnio „o 30 minut do prawie 3 godzin dziennie, a wśród mężczyzn o 21 minut do prawie 2 godzin dziennie”.
Czas to pieniądz, a kobiety na prowadzenie domu i na opiekę nad dzieckiem poświęcają go znacznie więcej niż mężczyźni. Kobiety ponoszą tego jeszcze dodatkowy koszt. Wypadają na pewien czas z rynku pracy, co z jednej strony zakłóca budowanie swojej kariery zawodowej, z drugiej wpływa na chęć, a raczej niechęć zatrudnienia przez pracodawców kobiet w rozrodczym wieku. Powrót do pracy jest nie mniej bolesny, bo to właśnie na kobiety spada najczęściej obowiązek wybierania w pracy tzw. opieki nad chorym dzieckiem.
Komu się to opłaca?
Z pewnością opłaca się to ekipie rządzącej, która nie musi szukać systemowych rozwiązań dla starzejącego się społeczeństwa i niewydolnego systemu opieki zdrowotnej. Kobiety bowiem nie tylko robią za opiekunki swoich dzieci, ale też osób starszych i schorowanych. Zadajcie sobie pytanie, ilu z waszych znajomych mężczyzn wykąpało schorowaną matkę lub ojca, ilu mężczyzn zdecydowało się zrezygnować z pracy zarobkowej i zostać z niepełnosprawnym dzieckiem w domu? Pewnie dojdziecie do smutnego wniosku, że niemal w każdej rodzinie bardziej „opłaca się”, gdy to ona przyjmie rolę opiekunki i rezygnuje z pracy zarobkowej. Dzieje się tak, gdyż kobiety wciąż zarabiają mniej – badania z 2016 roku podają, że w Polsce różnica pomiędzy miesięcznym wynagrodzeniem brutto mężczyzn, a kobiet wynosi 18,5% na korzyść mężczyzn.
Różnice te pojawiają się nie tylko w zawodach typowo żeńskich, jak właśnie opiekunka, pielęgniarka itd. Przykładem jest również zawód aktorki, np. Sonia Bohosiewicz, znana z Wojny polsko-ruskiej czy serialu 39 i pół, podniosła jakiś czas temu temat zarobków aktorek i aktorów: „W nowym serialu zaproponowałam stawkę, jaką mają mężczyźni. I co? Szukają innej aktorki”. Może źródłem nierównego podziału pracy domowej oraz rezygnacji z pracy zawodowej kobiet są właśnie niższe zarobki? Mimo słabszych płac kobiet to właśnie na tym polega „partnerski układ” po polsku – na pracy zarobkowej mężczyzn oraz kobiet. Partnerski układ w domu nie polega jednak na współdzieleniu obowiązków domowych. „Zadania typowo kobiece pozostają takimi mimo upływu czasu, a zadania “typowo męskie” coraz częściej wykonywane są wspólnie lub zamiennie”
Co może Rząd i czy powinien się do tego wtrącać?
Poza wspomnianym wcześniej wprowadzeniem urlopu rodzicielskiego dzielonego po równo pomiędzy obojgiem rodziców, Rząd powinien zapewnić miejsca w przedszkolach i żłobkach dla wszystkich dzieci, zadbać o odpowiednią ilość domów opieki dla osób starszych, zadbać o równość płać wśród kobiet i mężczyzn. Wpłynie to zapewne na zakres prac wykonywanych przez kobiety, który z roku na rok się poszerza, a to z kolei frustruje i doprowadza do takich strajków, jak te w Szwajcarii czy Islandii.