Emilia Kołder i Stefania Michejdowa to kobiety, które „budowały” domy nie tylko dla swoich najbliższych.
Pierwsza z nich, Emilia Kołder, kojarzy się przede wszystkim z bestsellerem, którego jest autorką, czyli z Kuchnią śląską. Napisany przez niązbiór przepisów okazał się być bardzo atrakcyjny. Urodziła się w 1900 r. w Suchej Średniej, dzisiaj części Hawierzowa (Zaolzie–Czechy), gdzie jej ojciec aktywnie udzielał się w polskich organizacjach. Emilia, choć z zawodu kucharka, pracowała we wszystkich organizacjach funkcjonujących na terenie miejscowości. Była aktywna w Rodzinie Opiekuńczej, organizacji zbierającej pieniądze na pomoc najbiedniejszym dzieciom. Należała także do Macierzy Szkolnej dla Księstwa Cieszyńskiego. Kiedy w roku 1929 Macierz podjęła decyzję o budowie ochronki (przedszkola), to jako członkini Zarządu Rodziny Opiekuńczej została wydelegowana do wspólnego z Macierzą Komitetu Budowlanego. Mimo trudnego okresu, był to przecież czas kryzysu gospodarczego, udało się postawić budynek. Jak zbierano fundusze? Rozprowadzono cegiełki, za które niektórzy płacili w ratach, część zaś mogła dać tylko własną pracę. Koło Macierzy razem ze Związkiem Gimnastycznym „Siła” urządzało festyny z bufetami, wieczorki, przedstawienia amatorskie. Autorka Kuchni śląskiej wspomina: Napisałam w ten czas dwie sztuki „Wykryta zbrodnia” i „Chłopska gospodarka”. Akcja przedstawień rozgrywała się w znanych autorce realiach zaolziańskiej wsi, a sztuki wystawiło miejscowe kółko samokształceniowe. Miały ogromne powodzenie, grano w sali wypełnionej po brzegi. Dochód z biletów przeznaczono oczywiście na budowę. Ponadto Emilia na imprezach robiła to, co lubiła najbardziej, czyli gotowała i prowadziła bufety.
W okresie międzywojennym Emilia Kołder nie tylko sama działała społecznie i była wybierana do zarządów organizacji, ale na łamach prasy apelowała do kobiet, by nie tylko na równi z mężczyznami pracowały w stowarzyszeniach, ale również garnęły się do zarządów tychże organizacji.
Dom, który powstał, stoi nadal w Suchej Średniej i służy polskiej społeczności. Przedszkole działa dzisiaj w innym lokalu, a w budynku obecnie mieści się nie tylko dom parafii ewangelicko-augsburskiej, ale spotykają się także członkowie wszystkich polskich organizacji działających na terenie gminy, a więc Polski Związek Kulturalno-Oświatowy, Klubów Kobiet i innych.
Stefania Michejdowa, żona burmistrza Cieszyna Władysława Michejdy, z działalnością społeczną zetknęła się, podobnie jak Emilia, w rodzinnym domu. Jej ojciec, dr Józef Zaleski, był znanym w okolicy społecznikiem, a ona sama także była aktywna od wczesnej młodości. Po ślubie stworzyła dom rodzinny dzieciom swojej siostry, która zmarła przy porodzie. Wychowała czterech chłopców, którzy skończyli studia, a dom Michejdów traktowali zawsze jak dom ojcowski.
Michejdowa własnych dzieci nie miała i może dlatego zawsze pomagała innym. Udzielała się w wielu organizacjach, działała charytatywnie, ale przede wszystkim opiekowała się żłobkiem i sierocińcem przy ul. Kraszewskiego w Cieszynie. Na Dom Sierot łożyła nie tylko własne pieniądze, ale zabiegała o nie w różny sposób, np. organizowała koncerty charytatywne, loterie fantowe. Dzieciom poświęcała nie tylko własne fundusze, ale i czas. Wszystkie znała po imieniu, troszczyła się o swoich podopiecznych jak matka, a kiedy wyjeżdżała, jej szwagierka odwiedzała dzieci i opisywała wszystko w listach. Prowadziła także akcję umieszczania dzieci-sierot w polskich rodzinach, co w okresie pierwszej wojny miało ogromne znaczenie dla ratowania tychże przed wynarodowieniem. Znajdowała prawdziwe domy z wielką determinacją i dobrym skutkiem. Bardzo przejmowała się losem osieroconych dzieci. Mogły one zawsze liczyć na jej pomoc, którą udzielając miała wiele taktu. Dzieci w swoich wspomnieniach pisały: Ciocia Stefania była samą dobrocią o promiennym uśmiechu, zawsze rozumiejącą dziecięce marzenia. Nigdy nie prawiła morałów. Zawsze pamiętała o uszczęśliwianiu nas piłką, nartami, butami, swetrem, łyżwami. Sponsorowała też, tak powiedzielibyśmy dzisiaj, naukę w szkole średniej i na studiach biednym, młodym ludziom. Niektórzy z nich zrobili uniwersyteckie kariery i zostali profesorami. Wdzięczni beneficjenci pisali: Zdaję sobie doskonale sprawę ile zawdzięczam – wszystko zawdzięczam Pani Mecenasowej. Zawdzięczam ukończenie szkoły średniej… Pani Mecenasowa mną się zaopiekowała. Nazwisko to jest pomnikiem szlachetnego humanitaryzmu. Noszę je głęboko w duszy. Dom Sierot co miesiąc otrzymywał od niej sporą sumę pieniędzy, która stanowiła bardzo znaczącą kwotę w jego budżecie. Pisarka Zofia Kossak-Szatkowska tak określiła jej rolę: Wszak prawda, że Pani jest dobrym duchem opiekuńczym i najwyższą instancją zakładu sierocego w Cieszynie. Obecnie w budynku dawnego Domu Sierot ma swoją siedzibę dom dziecka, ale nie ma tam żadnej tablicy upamiętniającej dawną opiekunkę, jak też nie ma na żadnym cmentarzu jej grobu, została przecież spalona w Auschwitz. Po jej śmierci jeden z wychowanków napisał: od pierwszej chwili twarz Cioci, jeszcze młoda, ubrana aureolą srebrzących się włosów, jasnym i tak dobrym spojrzeniem – urzekła mnie na całe życie. W okresie moich, nieraz ciężkich zmagań życiowych, miałem zawsze ten jeden niezłomny punkt na horyzoncie – była to pełna dobroci twarz Cioci i Jej pogodne „nie martw się Józku”. A to dla mnie było bardzo dużo. Tej dobroci i tego okazanego mi serca nie potrafiłbym nigdy przewalutować na żadne inne wartości.
Opromieniującej od niej dobroci, nie ckliwej i powierzchownej, ale z pięknej, harmonijnej duszy płynącej pisała też Zofia Kirkor -Kiedroniowa: Dobroć była cechą charakterystyczną Stefanii. Ta dobra kobieta stała się zapewnić wielu nie tylko fizyczny dom, ale kładła podwaliny pod coś znacznie ważniejszego, pod ich przyszłe życie, w którym sami mogli budować dla siebie i innych nowe domy.
Te dwie kobiety pomagały swoimi działaniami realizować marzenia wielu i o ich inspirującej działalności należałoby pamiętać. Nie zrozumiemy bowiem dobrze teraźniejszości, nie zbudujemy przyszłości, jeśli nie będziemy znali przeszłości.