Press "Enter" to skip to content

Trzeba być biednym, żeby dostać mieszkanie komunalne, ale bogatym, by móc w nim żyć – rozmowa z Beatą Siemieniako

Beata Siemieniako – adwokatka, działaczka społeczna, publicystka, laureatka wyróżnienia w konkursie Prawnik Pro Bono, autorka książki Reprywatyzując Polskę. Historia wielkiego przekrętu (2017).

PAWEŁ MIECH: Jak samorządy i państwo polskie radzą sobie z polityką mieszkaniową?

BEATA SIEMIENIAKO: Wydaje mi się, że ewidentnie sobie nie radzą. Jesteśmy w kryzysie mieszkaniowym. Potrzebne są działania na szczeblu samorządowym i ogólnopolskim. Mieszkań dostępnych cenowo jest za mało. Wyzwaniem dla samorządu i dla państwa jest nie tylko budowanie mieszkań, lecz także uregulowanie wolnego rynku.

Podobno wiele osób w Polsce nie odróżnia mieszkań komunalnych od socjalnych. Jaka jest między nimi różnica?

Zarówno mieszkania socjalne, jak i komunalne należą do zasobu gminy, mieszkania komunalne mają jednak wyższy standard i czynsz, można je także dziedziczyć, a do niedawna umowy o lokal komunalny były zawierane na czas nieoznaczony. W socjalnych standard i czynsz są niższe, ale takie lokale są one przeznaczone dla ludzi w trudnej sytuacji, np. osób z niepełnosprawnością, samotnych rodziców o niskich dochodach, i tylko na określony czas.

Jak wygląda procedura ubiegania się o mieszkanie komunalne?

Nie jest to łatwe. W Warszawie procedura wygląda tak, że składa się wniosek do urzędu dzielnicy i zasadniczo należy spełnić dwa kryteria. Po pierwsze – trzeba mało zarabiać. Po drugie – trzeba wykazać, że w miejscu, gdzie obecnie się mieszka, nie ma warunków do życia. To drugie kryterium w teorii jest dobre, ale w praktyce konkretne wytyczne przyjęte przez gminy są absurdalne. W Warszawie mieszkanie, w którym panują złe warunki mieszkaniowe, to takie, w którym na osobę przypada maksymalnie 6 m2. To oznacza, że jeśli trzy dorosłe osoby zarabiają niewiele, ale mieszkają w pokoju o powierzchni 20 m2, to samorząd uznaje, że mieszkanie komunalne im nie przysługuje, bo ich warunki mieszkaniowe są w porządku.

Każda gmina ustala własne kryteria, często w tak restrykcyjny sposób, że niewiele osób się kwalifikuje. Ukrywa się w ten sposób realne zapotrzebowanie na mieszkania komunalne.

Jak długo trzeba czekać na mieszkanie od gminy?

To zależy od miasta, a w stolicy – od dzielnicy. W niektórych dzielnicach Warszawy można czekać nawet kilkanaście lat, dlatego że mieszkań się nie buduje, więc trzeba czekać, aż któryś obecny lokator umrze. W niektórych czas oczekiwania to kilka miesięcy.

Jaki jest stan mieszkań należących do gminy?

Bardzo różny. Przede wszystkim mieszkania komunalne, a tym bardziej mieszkania socjalne w całej Polsce są często w bardzo niskim standardzie. Mieszkania należące do gminy niejednokrotnie nie mają centralnego ogrzewania, są zagrzybione, niektóre mają toalety na zewnątrz, bardzo rzadko są dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnością.

Bardzo często koszty utrzymania w takim mieszkaniu są wysokie. Jak powiedziała podczas Socjalnego Kongresu Kobiet lokatorka z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, Iwona Tereszczak: trzeba być biednym, żeby dostać mieszkanie komunalne, ale bogatym, by móc w nim żyć. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na brak centralnego ogrzewania. Konieczne w takich przypadkach ogrzewanie elektryczne jest bardzo drogie. Budynki bywają nieocieplone, więc trzeba je ogrzewać w większym stopniu niż inne. W praktyce więc płaci się więcej, niż wynosi czynsz dla gminy, i summa summarum koszty bywają porównywalne z kosztami wynajmu mieszkania z rynku prywatnego.

Czy gminy zarabiają na wynajmie mieszkań komunalnych?                                                                                                                                                                                                                                                

Jeśli spojrzymy na statystyki, dochód z czynszów w lokalach zajmowanych przez gminy nie pozwala na utrzymanie zasobu. Czynsz jest za niski, żeby pokryć koszty wszystkich remontów. Wiąże się to między innymi z faktem, że te budynki są często nieremontowane przez wiele lat i wymagają sporych nakładów. Ze statystyk publikowanych przez ratusz w Warszawie wynika, że aż trzy czwarte budynków należących do miasta wybudowano przed 1940 rokiem. Tylko 6% to budynki wybudowane po 1990 roku.

Jakie kryteria trzeba spełniać, by dostać mieszkanie socjalne?

Mieszkanie socjalne można dostać w dwóch przypadkach. Po pierwsze wtedy, gdy jest się wyjątkowo biednym i nie ma się gdzie mieszkać. Po drugie, mieszkanie socjalne można dostać przy okazji wyroku eksmisyjnego wydanego przez sąd. Sąd decyduje o tym, że eksmisja zostaje wstrzymana do czasu przyznania lokalu socjalnego. Lokal należy się między innymi małoletnim, kobietom w ciąży, osobom starszym (ale tylko takim, które mają najniższą emeryturę), obłożnie chorym czy posiadającym status bezrobotnego.

Osoby w kryzysie bezdomności mogą się starać o lokal socjalny, ale nie jest to proste, bo muszą być objęte programem wychodzenia z bezdomności, co wynika z archaicznego sposobu myślenia o tym, kim jest bezdomny. W Polsce bezdomny kojarzy się ze starszym mężczyzną, który grzebie w śmietniku i brzydko pachnie. Tymczasem to jest obraz tylko kilku procent wszystkich borykających się z bezdomnością. Jest wiele młodych osób, które nie mają gdzie się podziać i pomieszkują kątem u znajomych. Są także kobiety, które uciekły od partnera z powodu przemocy, ale nie chcą iść do domu samotnej matki. Istnieje wiele ukrytych kategorii bezdomności. Obecnie prawo stara się nie widzieć tych osób.

Podobno według wielu urzędników mieszkanie socjalne ma być przede wszystkim karą, a nie formą pomocy. Czy faktycznie tak jest?

Takie myślenie wyraża się na przykład w ten sposób, że osoby, które zostały eksmitowane, są piętnowane jako te, które nie poradziły sobie w życiu. Uważa się, że to ich własna wina. Mamy w polskim społeczeństwie niski poziom empatii, dominuje przekonanie, że każdy jest kowalem swojego losu. Tak myślą zwykli ludzie, urzędnicy, a często i sądy.

Przejawem takiego podejścia jest przyznanie osobie z dzieckiem mieszkania socjalnego z toaletą na zewnątrz. Inny przykład – osiedla kontenerowe.

Co to są osiedla kontenerowe?

Są to osiedla budowane z kontenerów podobnych do tych, jakie mają pracownicy na budowie. Kontenery mają zastępować mieszkania. Są tanie, można je postawić na jakiejkolwiek działce bardzo szybko. To są ich plusy. Minusem jest to, że zimą jest w nich potwornie zimno, a latem blacha nagrzewa się tak bardzo, że nie da się w nich żyć. Osiedla kontenerowe nie sprzyjają temu, by znaleźć pracę. Gdy pracodawca się dowie, że ktoś mieszka w kontenerze, od razu zakłada, że ta osoba jest gorsza. Dzieci, które tam mieszkają, nie chcą być odwiedzane przez koleżanki czy kolegów ze szkoły. Osiedla kontenerowe sprzyjają wykluczeniu społecznemu.

Jak wyglądają stereotypy na temat lokatorów mieszkań komunalnych?

Stereotypowy lokator to ktoś, kto żyje na koszt państwa, nie robi nic, nie pracuje, nie płaci. Wzorowy obywatel nie jest lokatorem, ma kredyt i wziął sprawy w swoje ręce.

W rzeczywistości lokatorzy mieszkań komunalnych są bardzo różni. To, że gminy nie potrafią dobrze zarządzać tymi lokalami, to wina gmin. Ludzi z chorobą alkoholową można znaleźć zarówno w mieszkaniach na kredyt, jak i w mieszkaniach gminy. W mieszkaniach socjalnych mieszkają osoby z niepełnosprawnością, ofiary przemocy domowej, ludzie, którym chcemy pomóc w ramach solidarności społecznej.

W książce piszesz o osobach, które w wieku 18 lat idą do pierwszej pracy i po pierwszej wypłacie odkrywają, że komornik zajmuje im część pensji. Z czego wynikają takie sytuacje?

Zaczyna się od tego, że czyiś rodzice przez kilkanaście lat nie płacili czynszu. Gdy ich dziecko kończy 18 lat i dostaje pierwszą legalną pracę, dowiaduje się od komornika, że część jego wynagrodzenia została zajęta w związku z zadłużeniem mieszkania.

Ogólna zasada faktycznie jest taka, że za czynsz w mieszkaniu odpowiadają wszyscy domownicy. Ale dorośli domownicy. Bo czy na zdrowy rozum można pozwać niemowlaka za to, że czynsz jest nieopłacony? No nie. Ale gmina, chcąc skutecznie dochodzić zadłużenia, które spowodowali rodzice, pozywa wszystkich domowników, bo to ułatwia egzekucję. Nawet tych, którzy dopiero co skończyli 18 lat, a dług powstał w czasie, gdy byli dziećmi. Moim zdaniem gmina wybiera bardzo krzywdzącą interpretację przepisów. Urzędnicy nie traktują prawa jako narzędzia sprawiedliwości, ale jako narzędzie dyscyplinujące.

Jakie zmiany prawne mogłyby pomóc w redukcji zadłużenia lokatorów mieszkań komunalnych?

Programy oddłużeniowe powinny być elementem całościowej polityki mieszkaniowej. W niektórych miastach pewne instrumenty działają, na przykład w Łodzi można odpracowywać zaległości w spółkach miejskich. W Warszawie były takie programy, ale zakładały zobowiązanie do spłaty dużej części długu na raz, co dla większości osób było trudne do realizacji.

Wybierając model oddłużania lokatorów, trzeba pamiętać, że nie ma jednego uniwersalnego. Dłużnicy są bardzo różni. Są osoby, które nie płacą, bo są chore psychicznie, są osoby, których rodzice nie płacili, a one zostają z 20 tysiącami złotych długu i nie mają możliwości jego spłaty. Zastanówmy się, czy jest sens kazać pracować osobom w podeszłym wieku, które mają niską emeryturę? Może w pewnych sytuacjach należy umorzyć dług? Być może w przypadku osób, które mogą pracować, jakiś procent z ich aktualnej wypłaty powinien być przeznaczony na spłatę zadłużenia?

Część lokatorów nie płaci czynszów, ale przyczyny są bardzo różne. Nie znając tych przyczyn, nie możemy stworzyć odpowiednich programów, które rozwiążą ten problem.

Lokatorów w mieszkaniach komunalnych jest coraz mniej, bo mieszkań jest coraz mniej. Z czego wynika spadek liczby mieszkań w zasobach gmin?

Ten spadek od początku lat 90. jest bardzo duży i wynika z różnych przyczyn. Część zasobu sprywatyzowano, sprzedając nieruchomości za kilka procent ceny. System nie był równy, więc niektórzy mogli wykupić mieszkanie, a niektórzy starali się o to latami, a nie mogli. Innym z powodów jest wyłączenie budynków z użytku przez zły stan techniczny. Jeszcze innym – reprywatyzacja, przez którą lokatorzy komunalni wbrew swojej woli są przekazywani w ręce prywatnego właściciela mimo tego, że od kilkudziesięciu lat mają prawo do mieszkania w lokalu.

Wielu ludzi opisuje reprywatyzacje jako aferę; w swojej książce pokazujesz, że jest ona konsekwencją pewnego stylu myślenia.

Za część reprywatyzacji odpowiada mafia, nie mam co do tego wątpliwości, ale za część odpowiadają dobre intencje neoliberałów, którzy uważali i dalej uważają, że reprywatyzacja to dekomunizacja, sposób na przywrócenie prawa własności czy sprawiedliwości dziejowej. W latach 90. ludzie chcieli reprywatyzacji, postrzegali ją jako pozytywny proces. Przy okazji przez to, że nie był on uregulowany jednolitymi procedurami, to procedury zaczęły być nadużywane przez osoby, które zobaczyły w tym świetny biznes umożliwiający przejmowanie nieruchomości w centrach miast czy wręcz całych wsi.

Przejmowano całe wsie?

Przykładem roszczeń spadkobierców dawnych właścicieli jest sprawa wsi Michałowice pod Warszawą. W sprawie zgłosiła się rodzina Grocholskich, do której należało kiedyś 168 hektarów, i zaczęła walczyć o cofnięcie reformy rolnej. Inny przykład to Szczawnica. Do dziś znajduje się tam sanatorium, którego właścicielem przed wojną był hrabia Adam Stadnicki. Jego spadkobierczyni udało się doprowadzić do tego, że część miasta została zreprywatyzowana. Główne przedsiębiorstwo, które dawało ludziom pracę, poczucie stabilności, zostało przejęte przez dawnych właścicieli. Mąż spadkobierczyni Jan Lubomirski-Lanckoroński z dumą nazwał Szczawnicę „jedynym prywatnym miastem w Polsce”.

W Polsce dominuje przekonanie, że lepiej posiadać mieszkanie niż wynajmować. Na ile jest to trafne?

W Polsce faktycznie opłaca się być właścicielem, a nie opłaca się być najemcą. Osoby, które wykupiły mieszkania, skorzystały na tym. Ci, którzy nie wykupili, stracili, zostawiono ich na pastwę losu, w procesie reprywatyzacji to oni ucierpieli najbardziej. Również obecnie nie opłaca się w długiej perspektywie być najemcą. Inna sprawa, że w Polsce panuje silne przekonanie, że własność prywatna jest lepsza. Taki model był preferowany przez państwo, które zachęcało ludzi od wykupu mieszkań.

Pomiędzy Europą wschodnią a zachodnią jest spora różnica w strukturze tytułów prawnych do mieszkania. Na zachodzie Europy najem jest bardzo częstym długoterminowym sposobem zajmowania mieszkania. Rzadko kupuje się tam mieszkania na własność. To wynika z cen, ale też ze stabilności najmu. Nie ma tam takich sytuacji, że ktoś komuś odcina prąd, wodę, mówi, że ma wyjść, i to jest społecznie akceptowane.[m2]