Press "Enter" to skip to content

Dom, domek, domeczek – recenzja „13 pięter” Filipa Springera

Historia domu sięga dawnych czasów. Tak dawnych, że nikt prawie nie wyobraża sobie, że kiedyś domu nie było, że żyli ludzie domu nieposiadający.

Nic dziwnego. Dom daje człowiekowi schronienie od kilkunastu tysięcy lat, odkąd wskutek rewolucji neolitycznej porzucił koczowniczy tryb życia zbieracko-łowieckiego na rzecz osiadłego, rolniczego. Są to tak odległe czasy, że nie tak dawno jeszcze określało się je mianem „prehistorycznych”. Dom jest czymś, co większość przyjmuje za pewnik. W domu toczy się całe nasze życie, nawet jeśli już nie rodzimy się w nim, ani nie umieramy. Zwykle znajduje się w nim wszystko, co nas określa, co jest nam bliskie i drogie. Nawet jeśli są tacy, co idąc w ślady Henry’ego Thoreau i współczesnych minimalistów pragną jak najbardziej ograniczyć swój stan posiadania, dom nadal pozostaje domem. 

W “13 piętrach” Filip Springer przedstawia dom, który można by nazwać solidnym. Ma fundamenty, piwnice i – jak sugeruje tytuł – trzynaście pięter. Można ten dom nazwać ojczystym (a nawet narodowym). Na każdym piętrze mieszka inny rodzaj narodowego nieszczęścia. Być może z małym wyjątkiem – mieszkańca pierwszego piętra, który jednak stwierdza, że „nie od szczęścia powinno [to] zależeć, co nie?” To, czyli dom, mieszkanie (niekoniecznie apartament).

Wszystko, co ważne, trzyma się w domu. Jak się go nie ma, to ważnych rzeczy też zaczyna brakować.

 Fundamentem tego domu jest praktycznie wszystko, co ma dla nas znaczenie: zapachy, meble, rzeczy osobiste, własne łóżko lub chociażby własny nieład, do którego prawa we własnym domu nikt nam nie odbierze. Ta pewność, że jest to ta część naszego świata, której nam nikt nie odmówi, nie narzuci, ani nie zabierze.

Przechodząc kolejne piętra poznajemy losy bohaterów naszego ojczyźnianego domu. Nie jest wesoło w tym domu, a na niektórych piętrach wręcz strasznie. 

Stosunkowo nie najgorzej mają się mieszkańcy piwnicy i parteru. Pozostawmy jednak ich mieszkaniopracownię z nadzieją, że ujawnienie sekretu poliszynela nie wpłynęło negatywnie na możliwość dalszego ich tam zamieszkiwania. 

Do naszego domu przynależy również kontener, który nie jest kontenerem na śmieci. To miejsce dla gdzie indziej problemowych lokatorów. „To nie ma być alternatywa dla mieszkań socjalnych, ale nauczka”. A nauczka musi być przykra, jak bardzo – zależy to już od tego, jak dotkliwe zabiegi edukacyjne wyobrażą sobie urzędnicy.

Garaż to więcej niż garaż. Okazuje się, że funkcje mieszkalne mogą pełnić nie tylko garaże oferowane krakowskim studentom. Na kolejnych piętrach przechodzimy przez traumę czyśćca czyścicieli kamienic. Być może weselej jest w przedszkolu kredytowym. Nie ma jednak pewności po rozmowie z doradcą kredytowym, który sam uwierzył w bajki sprzedawane swoim klientom. Mieszkanki ósmego piętra nie stać na wiele. Nie jest jej więc łatwo zapewnić sobie własne lokum. Wierzy jednak, że jej dziecko nie powtórzy błędu rodziców i zdobędzie wykształcenie, a tym samym dobrą pracę. I będzie je stać na więcej. Lokatorka tego piętra może żyć tą wiarą, bo zapewne nie zna wykształconej mieszkanki piętra siódmego. 

Na wyższych piętrach domu-wtajemniczenia dowiadujemy się, że praktycznie niemożliwe jest, aby przeciętnie zarabiającego Polaka stać było na mieszkanie, a bezwzględnie wykluczone jest jego posiadanie w jakiejkolwiek formie przez osoby otrzymujące wynagrodzenie minimalne (uściślijmy: to wszystko jest możliwe, ale proporcjonalny koszt, jaki ponosimy, jest niewspółmiernie wyższy od kosztu mieszkania w krajach o wyższym, lub podobnym poziomie rozwoju). Tym niemniej, jeśli mieszkań będzie odpowiednio dużo, to cena najmu nie będzie przekraczała możliwości tych, których powinno stać na stabilny wynajem –  średnio zarabiających.

Nadzieją na rozwiązanie sytuacji w mieszkalnictwie były towarzystwa budownictwa społecznego. Porażka, jaką poniosły w walce o finansowanie z deweloperami, jest spełnieniem przeczucia, że historia naszego domu nie ma happy endu.

„Zachłysnęliśmy się wszyscy wolnością. Moim zdaniem to, że można było uzyskać sto procent finansowania na mieszkanie bez własnych oszczędności, było złe. Dziś ma pan zdolność kredytową i zaciąga kredyt po uszy. Odmawiając sobie pójścia z kolegami na piwo i mecz, żonie wyjść do kawiarni, a całej rodzinie wakacji. Niby fajnie jest zamieszkać na swoim, ale po dwóch, trzech latach okazuje się, że tak się nie da żyć. Cierpimy.” Te słowa wypowiada mieszkaniec trzynastego piętra, ale nie domu Springera. Zbigniew Jagiełło jest prezesem PKO BP i tak się składa, że jego gabinet znajduje się na trzynastym piętrze siedziby głównej banku.  

13 pięter Filipa Springera nie jest lekturą dla osób o słabych nerwach. Oprócz pełnej napięć wędrówki po nieszczęściach poszczególnych pięter ojczyźnianego domu, niezwykle dojmująca jest pierwsza część, zdejmująca pozłotę chwały II Rzeczpospolitej. Chociaż oczywistym wydaje się, że jesteśmy dziś dalecy od katastrofalnej nędzy, bezrobocia i beznadziei, trudno odeprzeć nasuwającą się refleksję, że tak samo jak wówczas trudno mieć nadzieję, iż szczęśliwe rozwiązanie czeka na nas tuż za węgłem.