Press "Enter" to skip to content

Edukacja muzyczna w erze kapitalizmu

Edukacja muzyczna, muzyka to chyba najbardziej lekceważony, niedoceniany przedmiot w polskiej szkole. Nikt tak naprawdę nie wie, po co on, komu. Można odnieść wrażenie, że twórcy podstaw programowych (niezależnie od opcji sprawującej władzę) najchętniej pozbyliby się jej ze szkół całkowicie. Raz – wprowadzając twór „sztuka”, który to miał dać namiastkę edukacji muzycznej i plastycznej. Uczniowie przez pół roku mieli zajęcia z muzyki a w kolejnym semestrze z plastyki. Ocena na świadectwie była wspólna, uśredniona. Innym razem, w szkole średniej, wprowadzono przedmiot „wiedza o kulturze” – mieszankę wybuchową historii sztuki, muzyki, filmu, teatru itd. Wszystko to przy jednej godzinie w tygodniu. Nawet wśród samych rodziców raczej trudno usłyszeć nawoływania do zwiększenia ilości zajęć muzycznych, jak to się dzieje w przypadku choćby języka obcego lub matematyki. Muzyka jest traktowana, co najwyżej, jako rozrywka. Nie powinien dziwić taki stosunek do edukacji muzycznej. W końcu jest to dziedzina przynosząca niewielki zysk wielu albo wielki zysk niewielu. Inaczej rzecz ujmując, ktoś kiedyś dokonał rachunku zysków i strat, i stwierdził, że w systemie kapitalistycznym edukacja muzyczna się po prostu nie opłaca. Muzyka to taka trochę duchowość wymykająca się temu, co nazwane, co mierzalne. Mało praktyczna w systemie, społeczeństwie nastawionym na wynik i zysk. Nie jest to przedmiot dający realną pracę.

Jeżeli jednak pogrzebać trochę głębiej, to można dokopać się do wielu korzyści płynących z edukacji muzycznej. Muzyka pełni funkcje społeczne i psychologiczne. Otwiera możliwość spotkania się, dyskusji i zrobienia czegoś wspólnie. Uczy pracy w grupie, wzajemnego słuchania. Za przykład może posłużyć tu relacja Joanny Bronisławskiej – artystki, pedagożki i animatorki kultury – z jednych z wielu prowadzonych przez nią warsztatów muzycznych:

Dzisiaj na warsztatach, które prowadziłam dla dzieci i rodziców, rozdałam instrumenty. Nikt z nas się nie znał, widzieliśmy się wszyscy po raz pierwszy w życiu i po pięciu minutach byliśmy w stanie wykonać wspólną improwizację.[…] Przez te pięć minut wspólnego muzykowania dowiedzieliśmy się o sobie więcej, niż gdybyśmy rozmawiali przez dziesięć minut. To niemożliwe wymienić się informacjami w tak krótkim czasie i tak dużej grupie, a poprzez muzykę i to, jak kto grał, byliśmy w stanie już coś powiedzieć o drugim człowieku. Ale przestało nas interesować, kto jaki jest, liczyło się tylko to, co wytwarza wspólna interakcja. Wszyscy byliśmy odpowiedzialni za to, co robimy i każdy starał się zagrać najlepiej, jak potrafi. Mieliśmy poczucie wspólnoty, bo przy muzykowaniu można poczuć ten stan – że jesteśmy razem.1

Muzyka jest językiem. Językiem chyba najbardziej uniwersalnym ze wszystkich, ponieważ działa na każdego i jest dla wszystkich zrozumiały. Różny jest tylko jej odbiór, bo z całą pewnością nie ma na świecie dwóch, tak samo słyszących oraz w ten sam sposób odbierających ją w sferze emocji, osób. Fakt ten może być początkiem wspaniałej, intelektualno-emocjonalnej wędrówki po odległych nieraz kulturach, tradycjach, w poznawaniu drugiego człowieka. Dlatego muzyka powinna być ćwiczona i traktowana, jak każdy inny język.

Oprócz tego gra na instrumentach poprawia koncentrację i koordynację, pomaga w nauce, uczy dyscypliny i ćwiczy pamięć. W krajach, w których wprowadzono dodatkowe lekcje muzyki lub obowiązkowe zajęcia z gry na instrumencie, stwierdzono, że uczniowie, którzy osiągali gorsze wyniki w nauce, poprawili się. W Finlandii, gdzie zrównano liczbę godzin matematyki i muzyki u piątoklasistów (3 godziny w tygodniu), badania przeprowadzone w 2014 roku na setkach dzieci z ubogich rodzin wykazały, że:

(…) lekcje muzyki pomagają w podniesieniu umiejętności czytania, pisania i umiejętności lingwistycznych. Nina Kraus, neurobiolog z Northwestern University, twierdzi, że choć dzieci z zamożniejszych rodzin radzą sobie w szkole lepiej niż te z ubogich, to wykształcenie muzyczne potrafi tak wpłynąć na system nerwowy, że zasypuje tę przepaść”.2

Dodatkowo uczniowie fińskiej szkoły mieli możliwość nagrania samodzielnie własnej płyty CD, sale muzyczne wyposażono w przeróżne instrumenty muzyczne, które używane były nie tylko na lekcjach muzyki, ale również wykorzystywane do zajęć przez innych nauczycieli. Uczniowie mogli dobrać sobie dodatkowe godziny muzyki, jeżeli w tym kierunku mieli zamiar podążać.

Pomimo tak wielu plusów wynikających z edukacji muzycznej, polska szkoła cierpi na: zbyt małą liczbę godzin lekcyjnych przeznaczonych na muzykę, słabo zaopatrzone (lub w ogóle niezaopatrzone) sale muzyczne, braki kadrowe, brak muzyki w pierwszych klasach szkoły podstawowej. Edukację muzyczną sprowadzono do historii muzyki i wkuwania na pamięć dat narodzin i śmierci kompozytorów. Jednak to nie braki w instrumentach są najważniejsze, bo zagrać można na czymkolwiek. Przede wszystkim brakuje szacunku do nauki muzyki. Można śmiało zaryzykować tezę, że coś takiego, jak edukacja muzyczna, w polskim szkolnictwie po prostu nie istnieje. Stworzono jakiś dziwny twór, który ma ją imitować, a który tak naprawdę niczego nie daje. Chyba że chodzi o zabijanie kreatywności i odstraszenie od muzyki – w tym to podejście sprawdza się idealnie.

1Gazeta Magnetofonowa. Magazyn o polskiej muzyce. Kochanie bez kosztów., Zima 2019 S.6.

2Walker Timothy D., Fińskie dzieci uczą się najlepiej. Wydawnictwo Literackie 2017, S.149