Polskie miasta nie są bezpieczne dla trzeźwiejących alkoholiczek1. Po dostrzeżeniu rosnącej konsumpcji alkoholu w centrach polskich miast, braku należytego finansowania terapii uzależnień oraz braku kampanii społecznych, które należycie podjęłyby temat społecznych uwarunkowań uzależnień, postanowiłam spojrzeć na przestrzeń miejską z innej perspektywy. To prawda, że w ostatnim czasie głośno było o tzw. „dzikiej prywatyzacji” i eksmisjach. Zauważa się również coraz poważniejszy kryzys mieszkaniowy oraz powolne opuszczanie centrów miast na rzecz tańszych peryferii. Niestety, politycy miejscy nie dostrzegają, że z miasta korzystają także osoby uzależnione od alkoholu.
O tym, że nadużywanie alkoholu i uzależnienie od alkoholu jest problemem ważnym i aktualnym nikogo specjalnie nie trzeba przekonywać. Według badań przeprowadzonych przez PARPA (Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych) spożycie alkoholu cały czas rośnie. W 2016 roku na jednego mieszkańca przypadło 9,37 l. 100% alkoholu. Dla porównania liczba ta wynosiła w 2000 roku 7,12 l. Problem wynikający z nadmiernego picia Polaków zauważyli politycy, dzięki czemu w niektórych miastach wdrożono zakaz sprzedaży alkoholu w określony godzinach. Episkopat również postanowił dorzucić swoją cegiełkę do problemu uzależnień wdrażając program „100 dni abstynencji na stulecie niepodległości”. Jak na razie prohibicja objęła centra miast i została wprowadzona w godzinach nocnych. Najczęściej zakaz rozpoczyna się od godziny 22:00 i trwa do 6:00. Władze wprowadzają wyżej wspomnianą prohibicję, ale jednocześnie zwiększają liczbę patroli policji oraz instalują coraz więcej monitoringu. Policja i kamery monitorujące ulicę mają działać według dosyć specyficznej logiki – mają przede wszystkim dyscyplinować za pomocą strachu przed potencjalnym mandatem. Władze miasta zapominają, że nie łatwo kontrolować czyjeś picie za pomocą karania. Jest to środek jedynie doraźny, niejako leczący skutki, a nie przyczyny kasacyjnego, czyli niekontrolowanego, picia.
„Od alkoholu w mieście nie można się opędzić – latem jest mnóstwo ogródków piwnych. Jest bardzo dużo miejsc z alkoholem. Jak chodzę po mieście to mam wrażenie, że większość sklepów to sklepy monopolowe”. (Justyna, 45 lata, 5 lat abstynencji)
„Jak zaczynałam trzeźwieć, to omijałam imprezowe ulice. Podobnie mieli moi znajomi z AA. Po kilku miesiącach trzeźwości pozwalam sobie na chodzenie po takich ulicach, bo szybciej mogłam dojść do centrum. Ale nie zawsze jest to miłe doświadczenie”. (Ania, 33 lata , 9 miesięcy abstynencji)
„W okresie abstynencji zerwałam kontakty z koleżankami, z którymi przebywałam w barach, restauracjach. Unikam klubów, barów, restauracji. Nie spędzam wieczorów na tzw. „imprezowych ulicach” , po prostu boję się, że znów mogę skosztować zgubnego napoju jakim jest alkohol. Nie spędzam wolnego czasu również na wydarzeniach organizowanych przez władze miasta, ponieważ z reguły serwowany jest tam alkohol”. (Jola, 55 lata, 4 lata abstynencji)
„Na początku bałam się bardzo imprezowych ulic, miasta, bo bardzo chciałam się napić. Ale dla mnie to było proste: sklepy monopolowe i bary nie są dla mnie. Teraz, po latach, niekoniecznie mi się chce przebywać w takich miejscach. Być może jest to związane z wieloletnim przebywaniem w miejscach z alkoholem i imprezowaniem. Teraz mam inaczej poukładane w głowie, inne priorytety kierują moją głową. Ale zdecydowanie nie jest to strach, tylko rozsądek. Nie boję się miejsc alkoholowych. Jest to raczej respekt, bo wiem co mogę stracić”. (Zocha, 41 lat, 8 lat abstynencji)
„W mieście jest bardzo dużo wyzwalaczy; w zależności od pory roku, bo wiadomo latem są ustawione wszelkiego rodzaje kafejki, namioty i itd. Są organizowane festyny piwa. Natomiast zimą dla mnie miasto było bezpieczne, bo nie chodziłam wtedy po knajpach i w ogóle tego życia w barach nie widziałam. To, co jest wystawione na zewnątrz, ludzie siedzący sobie na rynku w Katowicach, pijący piwo, to jest duży wyzwalacz”. (Magda, 50 lat, 4 lata abstynencji)
Według PARPA ok. 20% osób uzależnionych od alkoholu to kobiety. To daje liczbę ok 600 tysięcy uzależnionych i pijących szkodliwie kobiet. Bożena Kłos wskazuje, że nadużywanie alkoholu wśród kobiet wzrasta wraz z wykształceniem. Najmniej piją kobiety z podstawowym wykształceniem, a najwięcej te, które ukończyły szkoły wyższe lub posiadają znaczny majątek. Odwrotnie jest w przypadku mężczyzn. Jacek Moskalewicz twierdzi, że taka zależność pomiędzy wykształceniem a nadużywaniem alkoholu wśród kobiet wynika z chęci upodobnienia swoich zachowań do zwyczajów mężczyzn. W tym przypadku, większe spożycie alkoholu wiązałoby się ze źle pojętą emancypacją, pragnieniem bycia na równi z mężczyznami.
Warto zaznaczyć, że alkohol gorzej traktuje kobiety. W tym wypadku nie można mówić o równouprawnieniu. Kobiety częściej niż mężczyźni cierpią z powodu alkoholowych zaburzeń pracy wątroby, złego funkcjonowania trzustki oraz szybciej dochodzi do uszkodzenia mięśnia sercowego. Katarzyna Łukowska z PARPA wskazuje, że: „kobieta, która wypija trzy standardowe porcje alkoholu dziennie jest narażona na takie szkody zdrowotne jakie u mężczyzn pojawią się przy wypiciu 9 porcji”. Również twórcy kampanii „10 dowodów”, która ma zwiększyć świadomość społeczną na temat alkoholizmu, bazują właśnie na wiedzy medycznej. Wskazują oni, że kobiety mają słabszy biologicznie organizm i dlatego łatwiej mogą się uzależnić. Co więcej, samo społeczeństwo traktuje gorzej alkoholiczki. Jest to spowodowane większym przyzwoleniem na alkoholizm wśród mężczyzn. W artykule Łukasza Wieczorka na temat stygmatyzacji alkoholików można przeczytać wypowiedź, która bardzo dobrze oddaje różnicę pomiędzy uzależnionymi mężczyznami, a kobietami:
„Mężczyzna, który pije przez wiele lat, wychodzi z tego, ogarnia się, ogoli i w miarę wygląda, to to jest bohater. Kurde. Zobacz, jaki gość, nie? Tyle lat pił. Zobacz, jak on wygląda. Natomiast kobieta, która robiła dokładnie to samo, co ten pan i wyszła dokładnie tak samo jak ten pan z tego nałogu, to ona już nie jest postrzegana jako bohaterka. Ona jest postrzegana jako, nie wiem, szmata, k. . ., łajdaczka i taka tam inna”.
Dla trzeźwych alkoholiczek, ze względu na śmiertelną chorobę jaką jest alkoholizm, abstynencja jest jedną z ważniejszych form zdrowienia. Co więcej, jakakolwiek styczność z alkoholem powoduje, że trzeźwiejąca alkoholiczka czuje się źle, co jest jednoznaczne z chęcią sięgnięcia po używkę. Nie chodzi o to, żeby odbierać innym, nieuzależnionym ludziom przyjemności picia, lecz o uwzględnienie w polityce miejskiej również tych, którzy nie piją (dodajmy – z jakiegokolwiek powodu). Należy zaznaczyć, że aktualne zarządzanie przestrzenią miejską, czyli brak regulacji prawnych w kwestii ilości sklepów monopolowych na ulicach, jest związane z intratnym biznesem – każda licencja na alkohol to dodatkowe pieniądze dla miasta. Tyle, że pieniądze z koncesji nie są wykorzystywane na pomoc ośrodkom uzależnień, a co dopiero na zorganizowanie w mieście niealkoholowych imprez.
„Jeśli chodzi o imprezy organizowane przez miasto, to nawet na imprezach dla dzieci podaje się alkohol. Ale nie jestem wtedy sama, więc się nie boję. Jeśli mam gorszy dzień, to unikam nawet takich imprez”. (Justyna, 45 lata, 5 lat abstynencji)
„Miasta raczej nie są bezpieczne dla trzeźwiejących alkoholików, ale zauważam, że powoli zaczyna się to zmieniać. Coraz więcej miast wprowadza w nocy zakaz sprzedaży alkoholu. Z drugiej strony, pewnie znajdą się na to jakieś obejścia, ale od czegoś trzeba zacząć”. (Ania, 33 lata , 9 miesięcy abstynencji)
„Miasta w początkowym okresie trzeźwienia nie są bezpiecznym miejscem dla trzeźwiejących alkoholików. Powstaje coraz więcej miejsc sprzedających alkohol, a sprzedaż alkoholu na stacjach benzynowych to jakieś nieporozumienie. W pierwszym roku trzeźwienia zmieniałam swoje trasy, nawet w sklepach starałam z daleka omijać stoiska z alkoholem, stosowałam się do zaleceń terapeuty”. (Jola, 55 lata, 4 lata abstynencji)
„Byłam rok temu na festiwalu w Ogrodzieńcu, gdzie tak na mnie podziałało to, że ludzie sobie siedzą i piją piwo, że poszłam i kupiłam piwo mojemu mężowi, bo stwierdziłam, że on biega w tym upale i robi zdjęcia i na pewno chce mu się pić. Bardzo mu pilnowałam butelki, żeby mu się nie przewróciła. Byłam taka zła, że myślałam, że kogoś ugryzę. W Katowicach jest taki zielony skwerek obok rynku, tam jest taka knajpka. Chodzę tam z dziewczynami [z AA].
Otwarta przestrzeń źle na mnie nie wpływa. Jak jestem z innymi [trzeźwiejącymi] alkoholiczkami to mogę wszędzie chodzić”. (Magda, 50 lat, 4 lata abstynencji)
Oczywiście, że dróg w kierunku trzeźwienia istnieje bardzo dużo. Istnieją ośrodki zamknięte, które oferują najpierw detoksykację, a następnie kilkutygodniowe terapie. Warto zaznaczyć, że terapia w takich ośrodkach ma charakter indywidualny i grupowy. Terapie w ośrodkach zamkniętych są raczej dedykowane osobom, które nie potrafią wytrzeźwieć za pomocą tzw. „terapii dochodzących”. Terapie „dochodzące” są otwarte i grupowe, najczęściej zorganizowane w konkretnych godzinach (porannych lub popołudniowych). Uczestnicy takich terapii są dodatkowo wspierani za pomocą terapii indywidualnych. Co istotne, do poradni leczenia uzależnień nie potrzebne jest skierowanie od lekarza rodzinnego – wystarczy tylko wypisać wniosek o przyjęcie na terapię, ustalić godziny indywidualnych wizyt i wybrać grupę. Po przebyciu terapii podstawowej istnieje możliwość uczęszczania na terapię pogłębioną. Taka terapia ma na celu ugruntowanie trzeźwości i zdobycie pewności siebie w poruszaniu się po świecie, w którym istnieje alkohol. Dodatkowo, jeśli pacjent ośrodka uzależnień odczuwa nawrót choroby (długi okres, w którym występują intensywne głody alkoholowe), może się zgłosić na terapię nawrotów. W trakcie terapii otwartej uczestnicy są zobowiązani do uczestniczenia w mitingach Anonimowych Alkoholików. Oczywiście, poza państwowymi placówkami istnieją również prywatne ośrodki leczenia uzależnień.
W ramach walki z rosnącym alkoholizmem wśród kobiet oraz jego utajoną formą (kobiety częściej piją w domu) powstała kampania „10 dowodów”. Przedstawicielki środowiska feministycznego, tj. Maja Staśko, Weronika Książek, Agata Czarnacka, Martyna Równiak, Ida Dzieciuchowicz, oprotestowały twórców kampanii i uznały ją za seksistowską. Niestety, ich wypowiedzi i artykuły świadczyły raczej o sporej niewiedzy na temat choroby alkoholowej: brakowało głosów samych alkoholiczek, wiedzy na temat faz alkoholizmu oraz zmian zachodzących w psychice i biochemii, pominięto również mechanizmy obronne alkoholiczki itd. W ramach obalenia tezy na temat szkodliwości kampanii „10 dowodów” postanowiłam zapytać kilka alkoholiczek, co sądzą na jej temat oraz czy je obraża:
„To fakt alkohol może zabrać wszystko. No, pewnie można się czepiać tego, że to facet podszywa się pod alkohol. Ale dla mnie to nieważne. Kogoś musieli tam wstawić. W sensie tego faceta. Najważniejsze, żeby działało. Myślałam nad tym, czy mnie ta kampania obraża. Ale nie. Wiesz, myślę, że jak piłam to sama siebie obrażałam, moje myśli, moje ciało itd. To jest dobra kampania.” (Zocha, 41 lat, 8 lat abstynencji)
„Myślę, że spot pomoże kobietom, które nie są świadome swojej choroby. Mnie on nie obraża. Spot 10 dowodów zrobił na mnie duże wrażenie. Całkowicie do mnie przemawia.” (Jola, 55 lata, 4 lata abstynencji)
„Bardzo dobrze oddaje alkoholizm. Dokładnie tak to działa. Tym bardziej, że ja właśnie w taki sposób straciłam pracę. Po kolei, ale ja się zatrzymałam na etapie utraty pracy. I nic więcej nie pozwoliłam sobie odebrać. Nie obraża mnie ten spot i nie mam problemu z tym, że alkohol jest przedstawiony za pomocą mężczyzny. W ogóle nie zwróciłam na to uwagi, tylko przesłanie mnie interesowało, to co mówi. Nie widzę tutaj żadnego podtekstu kobieta-mężczyzna.” (Magda, 50 lat, 4 lata abstynencji)
Skoro istnieje kilka dróg ku trzeźwości, powstają kampanie, to dlaczego polityka miejska nie uwzględnia trzeźwiejących alkoholiczek i trzeźwiejących alkoholików w zarządzaniu przestrzenią wspólną? Polityka miejska powinna uwzględnić fakt, że z miasta korzystają trzeźwiejące alkoholiczki oraz osoby niepijące. Oczywiście, że zakaz sprzedaży alkoholu jest jednym z wielu elementów, które mogą korzystnie wpłynąć na zmniejszenie spożywania trunków. Trzeba również zwrócić uwagę na fakt, że reklamy z alkoholem pojawiają się niemalże wszędzie. Reklamy z trunkami można zobaczyć w mediach społecznościowych, a także na ulicach. Kilka miesięcy temu pewna kampania reklamująca piwo zamieszczała informacje o produkcie na chodnikach. Natomiast bilbordy przedstawiające alkohol są na porządku dziennym. Zmniejszenie reklam w mediach społecznościowych oraz w przestrzeni miejskiej byłoby dobrym punktem, by rozpocząć walkę z nadmiernym piciem alkoholu. Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie do szkół zajęć, które uświadamiałyby młode osoby o szkodliwości picia alkoholu, o konsekwencjach niekontrolowanego picia oraz o ośrodkach, do których mogą się zgłosić. Byłoby to fundamentalne zadanie dla aktywistów, jak również dla samych nauczycieli. Należy mieć jednak na uwadze fakt, że w ramach zarządzania miastem powinno się również uwzględnić sposób spędzania wolnego czasu. Wyżej wymienione koncepcje zostały przedstawione przez Światową Organizację Zdrowia (WHO). Co więcej, organizacja postuluje również progresywny wzrost cen za alkohol – jeśli państwo podnosi płacę minimalną, to należy podnieść ceny za alkohol. Niestety WHO nie uwzględniła w swoim programie rozwiązań, które włączałyby w życie miejskie trzeźwiejących alkoholików. Polityka miejska powinna włączać nie tylko sposoby na ograniczenie spożycia alkoholu. Ważną kwestią byłoby zastanowienie się jakie są możliwości zorganizowania takiego życia miejskiego, które byłoby bezpieczne dla trzeźwiejących alkoholików.
Na potrzeby artykułu imiona zostały zmienione.
1 W literaturze programu Anonimowych Alkoholików wskazuje się na to, że trzeźwość jest procesem, a nie stanem. Więcej na temat alkoholizmu i jego leczeniu można przeczytać w tzw. „Wielkiej księdze” Anonimowych Alkoholików