Press "Enter" to skip to content

Mit „rynku pracownika”, czyli po co nam związki zawodowe

Według GUS średnie wynagrodzenie w Polsce wynosi 4848 złotych i od lat nieustająco rośnie. Czytając dane statystyczne, można odnieść wrażenie, że pensje pracowników magicznie wzrastają same z siebie, a wszyscy zarabiają nieźle. Tymczasem wielu pracowników nie widzi tych 4848 na koncie. Hasła “rynku pracownika” czy “wzrostu gospodarczego” nie sprawiają, że ich pensje automatycznie rosną. Jeśli faktycznie zależy im na podwyżce, to muszą ją wywalczyć. Często trudno jest negocjować samodzielnie. Dlatego właśnie istnieją związki zawodowe.

Związki dają pracownikom możliwość wpływu na pracodawcę, dzięki nim można wywalczyć podwyżki czy poprawę warunków pracy. Choć w Polsce do związków należy aż 1.6 mln osób, to jednak wiele osób nie wie o korzyściach płynących z istnienia związków.

Związki zawodowe są też otoczone różnymi negatywnymi mitami. Czasem można spotkać się z opinią, że związki to relikt komunizmu, że wyrażają “roszczeniową postawę”, że są szkodliwe dla gospodarki. Niewiele w tych uprzedzeniach prawdy. W Polsce po 1989 roku jest raczej mniejszy współczynnik uzwiązkowienia, niż na zachodzie, gdzie przecież komunizmu nigdy nie było. Nie ma też nic złego, czy “roszczeniowego” w domaganiu się podwyżki, czy poprawy warunków pracy. Wzrost płac pozytywnie wpływa też na rozwój gospodarczy.

Wbrew pozorom związek jest przede wszystkim środkiem dialogu między pracownikami a pracodawcami. Dzięki niemu pracownicy mogą wyrażać swoje postulaty czy wymagania wobec pracodawcy. Mogą mieć realny wpływ na swoje miejsce pracy.

– Związki zawodowe, zgodnie z prawem, są jedyną formą reprezentacji pracowników wobec pracodawcy. Mogą wprawdzie istnieć także rady pracowników, są one jednak powoływane przez pracodawców, mają słabszą pozycję, rzadko osoby w radach są tak asertywne, by narzucić swoją wolę pracodawcy. – mówi Jacek Duraj, wiceprzewodniczący NSZZ – Organizacja Międzyzakładowa FCA Poland S.A. i Spółek w Bielsku-Białej.

Zakładanie związku nie jest trudne

Jak założyć związek? Można założyć związek samodzielnie lub skorzystać z porad OPZZ czy innej organizacji związkowej. Często najprostszym rozwiązaniem jest nie tyle zakładanie własnego związku, a raczej dołączenie do istniejącej organizacji międzyzakładowej. Wtedy grupa pracowników danej firmy wyraża chęć dołączenia do istniejącego związku obejmującego wiele różnych zakładów. Pracownicy nie muszą wtedy sami rejestrować związku w sądzie, robią to członkowie związku, do którego dołączają. Proces rejestracji jest prostszy i szybszy.

Warto pamiętać, że organizację związkową można założyć tylko w zakładzie, który zatrudnia co najmniej 10 pracowników. Nie można zakładać związku w mniejszych firmach.

Związek można tworzyć także wtedy, gdy w firmie już istnieje inny związek zawodowy. Jak opowiada Jacek Duraj, tak właśnie zrobili pracownicy jednej z firm w Bielsku-Białej. W zakładzie istniał wprawdzie już związek zawodowy, ale był on sprzymierzony z właścicielami firmy i w niewielkim stopniu spełniał oczekiwania pracowników. Pracownicy postanowili więc dołączyć do istniejącej organizacji związkowej, by negocjować poprawę warunków pracy.

Choć działacze związkowi są chronieni przez prawo, zdarza się czasem, że spotykają ich represje. Zwolnienia działaczy związkowych zdarzają się jednak stosunkowo rzadko (ostatnio głośna była sprawa Moniki Żelazik, szefowej związków w PLL LOT). Zwolniony działacz związkowy może dochodzić swoich praw w sądzie i często wygrywa. Procesy sądowe trwają jednak latami, a wypłacone odszkodowania są niewielkie. Przy czym firma sądzi się za pieniądze firmowe i ma do dyspozycji swoich prawników. Pracownik natomiast jest zdany sam na siebie. Poza stresem związanym z procesem sądowym musi radzić sobie z traumą nagłej utraty pracy i źródła utrzymania.

Związki to nie tylko strajki

Wiele osób intuicyjnie kojarzy związki zawodowe ze strajkami. To właśnie strajki pracownicze były najważniejszą metodą walki opozycji demokratycznej z PRL. Dziś o strajkach słyszymy znacznie rzadziej. Nie są one główną metodą działalności związków. W 2016 roku doszło jedynie do 5 strajków, a w 2015 było ich zaledwie 14. W 2017 strajków było znacznie więcej, bo aż 1556, wynik ten jest rezultatem protestów przeciwko reformie edukacji (1520 strajków w branży edukacyjnej).

Strajków jest tak mało, ponieważ polskie prawo pracy bardzo utrudnia ich organizację. Ustawa z 1991 roku nakłada obowiązek formalnego procesu mediacyjnego z udziałem zewnętrznego mediatora. W praktyce sprytny pracodawca może przedłużać rozmowy, a z upływem czasu załoga często traci wolę do dalszych negocjacji. Pracownicy domagają się na przykład podwyżki 2 złote na godzinę, a pracodawca powie: “dam wam 10 groszy”. Jeśli negocjacje się przedłużają, pracownicy zaczynają myśleć, że lepsze te 10 groszy niż nic, że pracodawca to fajny chłop, bo jednak chce coś dać. Pojawia się niechęć do dalszych rozmów, a pracodawca może utrudniać pracownikom życie podczas negocjacji, np. stosując większy dozór – mówi Jacek Duraj.

Co ważne, wiele branż nie ma w ogóle możliwości strajku (policjanci, administracja rządowa i samorządowa, sędziowie). Pracownicy tych branż są często traktowani po macoszemu przez władzę i mają niewielkie możliwości oporu.

Trudno jest więc zorganizować legalny strajk, a nielegalny grozi konsekwencjami prawnymi – odpowiedzialnością karną i cywilną, a także zwolnieniami z pracy. To znacznie osłabia pozycję pracowników w Polsce, pozbawia ich ważnego środka nacisku.

Mit “rynku pracownika”

Pozornie mamy dziś “rynek pracownika”. Bezrobocie jest niskie, a wielu pracodawców ma wręcz problemy ze znalezieniem rąk do pracy. Wydawałoby się, że może to wpływać na pensje i zachęcać firmy do podwyżek. Tak jednak nie jest.

Pracodawcy nie dają podwyżek sami z siebie, bo mogą pozyskać pracowników bez żadnych podwyżek. W zakładach jest też niewielka rotacja pracowników. Gdyby rotacja była większa, gdyby pracownicy często zmieniali pracę, pozycja związków byłaby silniejsza. Tak jednak nie jest. W zakładach produkcyjnych ludzie rzadko zmieniają pracę, robią to często tylko wtedy, gdy mają dużo lepszą, alternatywną ofertę pracy lub gdy warunki pracy są naprawdę bardzo złe. Szczególnie osoby w wieku 45+ są mniej skłonne do zmiany miejsca pracy – mówi Jacek Duraj.

Oczywiście w niektórych branżach wynagrodzenia faktycznie rosną, na przykład w branży IT. Nie jest to jednak typowe dla całości gospodarki. Wysokie wynagrodzenia w niektórych branżach, w niektórych grupach pracowników, zawyżają średnią i prowadzą do powstania mylnego wrażenia, że wszyscy pracownicy mają się lepiej. Tymczasem niskie bezrobocie nie oznacza wcale, że ludzie mają taką pracę, jaką by chcieli i zarabiają tyle, ile by chcieli. Rynek nie jest rynkiem pracownika, ponieważ przeciętny pracownik nie odczuwa wcale jakichś ogromnych korzyści z dobrej sytuacji gospodarczej.

Wciąż najlepszą metodą poprawy swojego losu pozostaje więc wspólna, zorganizowana walka o swoje.