Wioletta Matusiak – mieszkająca w Cieszynie trenerka, edukatorka, inicjatorka działań edukacyjnych, propagatorka nowych technologii w edukacji. Prowadzi autorską pracownię edukacyjną Warsztaty dla oświaty Wioletta Matusiak
Natalia Kałuża: Za nami kolejny tydzień nauki zdalnej. Jak Pani, jako mama oraz edukatorka i propagatorka nowych technologii w edukacji, ocenia tę sytuację?
Wioletta Matusiak: Zacznę od tego, że jako osoba zajmująca się na co dzień nowymi technologiami nadal nie mogę uwierzyć, że nauczyciele oraz dyrektorzy szkół nie sięgają po te rozwiązania. Minęły 3 tygodnie i moja córka ma wysyłane przez e-dziennik informacje, na której stronie ma zrobić które zadanie. Trudno mi uwierzyć, że tak to wygląda cały czas i jeszcze jest to przedstawiane jako nauczanie zdalne, jako w ogóle jakiekolwiek nauczanie. Dzieci zostały z tym same. Po 2 tygodniach, odezwała się tylko jedna nauczycielka, wychowawczyni, nawiązując z tą klasą relację. Sytuacja z pandemią w wielu miejscach obnażyła miałkość i bylejakość polskiego systemu edukacji.
Przy czym krytykując system, nie uderzam w pojedynczych nauczycieli, absolutnie! Widzę, jak się starają i jak nowa jest to dla nich sytuacja. Wiem, że pracują teraz zdecydowanie więcej i nawet intensywniej niż przedtem. Współdziałając z nimi, widzę, że środowisko nauczycielskie posiada kompetencje cyfrowe na bardzo różnym poziomie. I tutaj warto zadać pytanie: dlaczego? Skierować je do organów prowadzących, dyrektorów szkół, kuratoriów.
Podjęłam w ostatnim czasie kilka różnych działań, również wzmacniających nauczycieli, żeby odsunąć od siebie negatywne myślenie. Wszyscy znaleźliśmy się teraz w trudnej sytuacji, jestem jednak optymistką, dlatego chciałam pobudzić nauczycieli do działania.
Jakiego typu były to działania?
Pojawił się wyprodukowany wspólnie ze studiem Dinksy Krótki film o wirusie na literę K i o żmii (https://www.youtube.com/watch?v=BAxc99IhJT0), powstał poradnik zawierający narzędzia i aplikacje, z których mogą korzystać nauczyciele i nauczycielki, w końcu pomysł na Cieszyńską Platformę Edukacyjną. Wspólnie z Adamem Olszarem zaprezentowaliśmy go w marcu w mediach społecznościowych oraz przedstawiliśmy władzom Cieszyna.
Czym jest Cieszyńska Platforma Edukacyjna?
Cieszyńska Platforma Edukacyjna jest pomysłem na kompleksowe wprowadzenie do cieszyńskich szkół jednego narzędzia, które da nauczycielom możliwość edukacji zdalnej. Nie musieliby oni sięgać po multum różnych narzędzi by prowadzić lekcje zdalne. Patrząc przyszłościowo, także myśląc o czasie po pandemii, uzasadnionym jest wprowadzenie takiego rozwiązania, które może wspomagać cieszyńskich nauczycieli także po okresie przymusowej pracy zdalnej.
Jak taka platforma miałaby działać i jakie korzyści ze sobą niesie?
Przed wszystkim jest to jedno rozwiązanie, takie samo we wszystkich szkołach – uczeń, zmieniając szkołę, oraz nauczyciel, który często pracuje w różnych placówkach jednocześnie, korzystają cały czas z jednego narzędzia i nie muszą uczyć się stale nowych platform.
Każdy uczeń i nauczyciel ma swój adres mailowy oraz własną przestrzeń w tzw. chmurze na materiały edukacyjne (OneNote). Można tworzyć zespoły uczniów pomiędzy klasami, np. przygotowując uczniów do olimpiad i konkursów, organizując wyjazdy typu Erasmus itp. Platforma ma być ułatwieniem – uczeń wchodziłby przez stronę do swojej szkoły, grupy, klasy; tam odnalazłby swojego nauczyciela. Jest to strona internetowa prosta wizualnie, bardzo intuicyjna.
Proponowaliśmy także, by objąć nauczycieli, rodziców i uczniów wsparciem. Chcieliśmy opowiedzieć im w przystępny sposób – za pomocą filmów rysunkowych – czym jest to rozwiązanie i jak z niego korzystać. Dzisiaj wiemy, że wielu nauczycieli nie chce go stosować, bo już robią coś innego, a w szkołach, w których ten system jest wdrażany, spotyka się on z różnymi reakcjami zarówno wśród nauczycieli, jak i uczniów oraz rodziców.
Działania wokół CPE mogłyby stać się okazją do doskonalenia nauczycieli poprzez wprowadzanie ich w edukację XXI wieku, również poprzez prowadzone w ramach CPE szkolenia.
Jak Państwa propozycja została przyjęta?
Coś się zaczęło dziać w tym temacie, ale niestety nadal zbyt wolno. Obecnie Microsoft Office 365[1] jest na próbę wdrażany, ale tylko w jednej cieszyńskiej szkole podstawowej, a chcieliśmy, by objął swoim zasięgiem wszystkie szkoły podstawowe w Cieszynie. To proste rozwiązanie, bezpłatne dla szkół oraz uczniów, które daje nauczycielom i nauczycielkom jedno uniwersalne narzędzie – nie muszą już korzystać z innych platform i komunikatorów.
Myśli Pani, że cieszyńskie szkoły są na to gotowe?
Nastawienie do tego pomysłu niektórych dyrektorów pokazuje, że nie mają oni potrzeby cyfryzacji. Bywa, że dzieci w szkołach podstawowych na lekcji informatyki nie dostały nawet adresów mailowych. Takie problemy obnaża ta sytuacja. Kiedy 10 lat temu pracowałam w edukacji wczesnoszkolnej i uczyłam dzieci w II klasie, jak napisać list, to było dla mnie nie do pomyślenia, żeby w XXI w. nie mówić o tym, że piszemy i wysyłamy również e-maile. W porozumieniu z rodzicami zakładaliśmy konta, żeby dzieci uczyły się je obsługiwać. Moja córka w IV klasie szkoły podstawowej tego nie ma. Ciężko uwierzyć, że wdrażanie nowych technologii stanowi trudność dla szkół w naszym mieście.
A jak radzą sobie z tym szkoły w innych regionach naszego kraju?
Uczestnicząc w wielu projektach, np. Lekcja: Enter, który jest dużym ogólnopolskim programem uczącym nauczycieli korzystania z technologii, dostawałam z kolei mnóstwo informacji o tym, że nauczyciele podchodzą do tematu dwojako: albo są tacy, którzy zarzucają swoich uczniów kolejnymi narzędziami, albo tacy, którzy wysyłają zadania przez e-dziennik i na tym kończą.
Na początku epidemii zaczęła Pani proponować różne rozwiązania, które miały pomóc nauczycielom odnaleźć się w nowej sytuacji. Był to m.in. wspomniany już poradnik, który zbierał informacje o tym, jakich narzędzi mogą teraz używać do komunikacji z uczniami, w końcu również pomysł Cieszyńskiej Platformy Edukacyjnej. Ilu nauczycieli korzysta z tych materiałów i pomocy?
Ten poradnik powstał w czasie pierwszych dni epidemii, został stworzony z potrzeby chwili i jak teraz czasami na niego wchodzę, to widzę, że w danym momencie przegląda go 20, 40, a nawet 60 osób. Nawet pomyślałam, że go kiedyś usunę, ale nie zrobię tego, bo widzę, że ludziom służy. Można by było dalej nad nim pracować, ale dla mnie istotne jest to, żeby nauczyciele nie rzucali się na tysiąc narzędzi, ale by używali ich z umiarem. Uznałam, że wdrożenie Cieszyńskiej Platformy Edukacyjnej będzie lepszym rozwiązaniem i na tym się skoncentrowałam. Kilka razy wspólnie z innymi osobami, które również zajmują się nowymi technologiami, za pomocą Facebooka informowałam, że jestem, że chętnie pomogę, ale na to nie ma odpowiedzi. Wiem dlaczego. Osoby, które ogarniają Facebooka i inne narzędzia cyfrowe, ogarniają również edukację online dla swoich uczniów. Do tych, którzy rzeczywiście mają problem ze zdalną edukacją , przez media społecznościowe nie dotrzemy. Z drugiej strony nauczycielowi trudno jest się przyznać, że czegoś nie umie.
Z czego może to wynikać?
Środowisko nauczycieli nie jest środowiskiem wzmacniającym się nawzajem. Raczej jest konkurencyjne i nastawione na ocenę. Nauczyciele też słabo ze sobą współpracują. Ukazało się rozporządzenie Ministerstwa Edukacji Narodowej i wielu nauczycieli myśli, że jak oni przez e-dziennik wysyłają zadania, to jest to zgodne z rozporządzeniem i nie muszą robić nic więcej. To rozporządzenie daje dużo możliwości dostosowania do lokalnych uwarunkowań, bo co innego Warszawa, a co innego jakieś miejscowości, gdzie nie ma dobrego dostępu do Internetu. I to jest okej. Są takie miejsca w Polsce, gdzie nauczyciel drukuje czy pisze na kartkach zadania na cały tydzień i zostawia je pod szkołą, skąd w kopertach odbierają je rodzice.
Jak Pani wspomniała, nie wszyscy nauczyciele i uczniowie mają swobodny dostęp do komputerów i Internetu. Wiele polskich dzieci nie może również liczyć na pomoc ze strony rodziców. Czy po okresie izolacji, kiedy uczniowie wrócą do szkół, przepaść między tymi, które takich problemów nie miały, a tymi, które tego wsparcia i tych możliwości były pozbawione, jeszcze się nie pogłębi?
Poruszyła Pani bardzo szeroki temat, na który składa się co najmniej kilka kwestii. Prawie nikt nie mówi o tym, że są dzieci, które zostały zamknięte w domach przemocowych, są też dzieci mieszkające w domach dziecka. Kto teraz o nich pamięta? Jakie będą tego konsekwencje? Chyba teraz nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć.
Kolejny temat, który pani przywołała, czyli rodzice świadomi, którzy pomagają swoim dzieciom… Chciałabym na to spojrzeć z drugiej strony. Ja się ze swoimi dziećmi nie uczę i nie pomagam im w nauce. Ja już chodziłam do szkoły. Moje dzieci uczą się same. Chcę by wiedziały, czego chcą się uczyć, przez ile czasu chcą się uczyć. Wiedzą również, że nie muszą tego robić. To jest ich odpowiedzialność. Kilka lat temu rzuciłam pracę w szkole i przez 5 lat prowadziłam szkołę wolnościową, więc mam trochę inne spojrzenie na dzieciństwo i edukację. Wyrzuciłam ze swojego słownika słowo musisz. Moje dziecko niczego nie musi, a dlatego, że nie musi, właśnie chce. Taki paradoks. Ma jednak zabezpieczone zaplecze związane z narzędziami do nauki, ale też atmosferą w domu. Dlatego myślę, że przepaść między dziećmi rzeczywiście będzie jeszcze bardziej widoczna. Niektóre wrócą do szkoły bardziej nerwowe i to mi się wydaje groźniejsze niż to, że nie zdobędą teraz wymaganej wiedzy.
Czy w obecnej sytuacji dzieci są w ogóle w stanie przyswoić nową wiedzę?
Patrzę na córkę i widzę, że ona teraz nowej wiedzy nie zdobywa, pomimo że na e-dzienniku pojawiają się kolejne informacje dotyczące materiału, który ma przerobić. Ona to robi. Tylko czy się uczy? Dla mnie to nie jest nauka. Wykonuje jakieś zadania bez namysłu nad nimi. Gdyby do tego dołożyć jakieś interakcje z nauczycielem, który na 10 minut połączy się z dziećmi w ramach wideorozmowy i coś opowie, pokaże doświadczenie, to już byłoby inaczej. Tego brakuje. Po tym, co obserwuję, a także po tym, co pokazała Telewizja Polska, można wysnuć wnioski, że tak wygląda na co dzień polska szkoła. I to jest potwornie smutne.
Czego zatem polskiej szkole brakuje?
Nie ma w niej angażowania dzieci w proces nauczania, tylko ciągłe skupienie się na podstawie programowej, którą trzeba zrealizować. Mnie w sytuacji z lekcjami w TVP przeraża oczywiście hejt, który wylał się na prowadzące je nauczycielki, ale też fakt, że często lekcje właśnie tak wyglądają, że realizuje się program często niedostosowany do konkretnej grupy uczniów i ich potrzeb. Wszyscy się oburzali, że nauczycielka w TVP pomyliła obwód ze średnicą, ale to jest akurat mniej istotne. Dla mnie ważne jest, że nikt nie zadaje pytania, czy ta wiedza, czym jest obwód a czym średnica, jest tym dzieciom potrzebna. Czy naprawdę dziewięciolatek musi wiedzieć, co to są średnica i obwód? Czy nie warto stworzyć takiej sytuacji edukacyjnej, kiedy to uczeń sam zapyta, czym jest ta średnica i kiedy może mu być przydatna? Ta lekcja to była lekcja o bocianim gnieździe, a może w ogóle lepiej byłoby zamiast tego zastanowić się wspólnie z dzieckiem nad naszą postawą względem ekologii i tak prowadzić lekcje by budować w uczniach postawy proekologiczne. Może to jest ważniejsze dla dziewięciolatka? Dla mnie to jest straszne pomieszanie wartości i w głowie mi się nie mieści, że rozmawiamy o tym, że nauczycielka się pomyliła, a nie rozmawiamy o tym, że dajemy dzieciom wiedzę niepotrzebną.
Wszyscy znajdujemy się teraz w bardzo trudnej sytuacji, która wywołuje w nas poczucie niepewności i strachu. Na bieżąco docierają do nas bardzo różne informacje dotyczące koronawirusa, do których dostęp mają również dzieci. Nie wszystkie z tych informacji są jednak prawdziwe. Kilka tygodni temu do sieci trafił film edukacyjny dla dzieci i dorosłych pt. Krótki film o wirusie na literę K i o żmii wyprodukowany przez Panią wspólnie z cieszyńskim studiem Dinksy. Film w prosty i przyjemny sposób tłumaczy dzieciom, na czym polega sytuacja zagrożenia koronawirusem. Dodatkowo od 12 marca na swoim prywatnym profilu Facebookowym publikuje pani wyzwania dla dzieci i rodziców, które są świetną zachętą do wspólnych rozmów i zabawy. Skąd te pomysły?
Cieszyn zamknął szkoły wcześniej, niż zrobiła to reszta Polski, z powodu pojawienia się pierwszych przypadków zakażenia koronawirusem i już wtedy moi znajomi na Facebooku „wpadli w panikę”, co robić z dziećmi, jak je uczyć itd. W odpowiedzi na to od razu uruchomiłam na swoim profilu te wyzwania. Widzę, że to funkcjonuje. Niektóre zadania bardziej się podobają, inne mniej, ale to działa. Widzę, że ludzie sobie to udostępniają, więc będę to robić dalej. Dzisiaj zaproponowałam, żeby obejrzeć jakiś film z dzieckiem. Film jest świetnym medium i pretekstem do rozmowy z dziećmi o ważnych sprawach.
Jeśli zaś chodzi o Krótki film o wirusie na literę K i o żmii, jest to w ogóle ciekawa sytuacja… W momencie, kiedy telewizja zaczęła myśleć o Szkole z TVP, do trenerów takich jak ja, pracujących przy dużych projektach: Misja: Programowanie, Lekcja: Enter (/) czy Zaprogramuj Przyszłość , przyszła informacja, że telewizja i Ministerstwo Edukacji poszukują nauczycieli, którzy będą prowadzić lekcje. Widziałam, że mnóstwo nauczycieli skrzywdzonych strajkiem z zeszłego roku odpowiedziało, że nie chcą. Ja napisałam do Ministerstwa Edukacji, że jestem zainteresowana i mogę coś fajnego zrobić.
Jaka zareagowali na Pani gotowość do działania?
Po jakimś czasie zadzwoniła do mnie pani z telewizji z pytaniem, czy jestem gotowa to robić. Zapytałam, jak sobie to wyobrażają. Wyobrażali to sobie tak, jak to wygląda – czyli, że przyjdzie nauczyciel, stanie przed kamerą i weźmie całą odpowiedzialność na siebie. Zasugerowałam, że może warto stworzyć zespół – ja chętnie poprowadzę matematykę dla dzieci z klas I–III, ale poprosiłabym o zaproszenie do konsultacji jakiegoś autorytetu w tej dziedzinie, np. prof. Gruszczyk-Kolczyńską, którą cenię, albo kogoś innego. Chodziło o to, żeby nauczyciel nie był pozostawiony sam sobie. Niestety poszło to w próżnię, ale miałam jeszcze drugi pomysł: wypuszczanie na antenę co kilka dni filmów edukacyjnych stworzonych wspólnie ze studiem Dinksy. Filmy te mogły dotykać naprawdę różnych tematów z edukacji. Byłyśmy gotowe rozpocząć nad nimi pracę.
Z jaką reakcją spotkała się Pani tym razem?
Niestety, w tej sprawie już nikt się nie odezwał. Pomysł na tego typu działanie chodził nam po głowach już pół roku wcześniej, ale teraz był dobry moment na wprowadzenie go w życie, bo z powodu epidemii wszystkie zostałyśmy w domach i miałyśmy więcej czasu. Pojawiło się pytanie, o czym możemy zrobić pierwszy filmik, i widząc, z czym borykają się rodzice, zaproponowałam temat koronawirusa. W jeden dzień powstał scenariusz, w drugi – rysunki. Film cieszy się popularnością, bo widzimy to po liczbie udostępnień i odsłon. Takie rzeczy można stworzyć tylko w zespole, kiedy ludzie mają do siebie zaufanie. I wierzę, że wspólnie z ekipą z Dinksy jeszcze kiedyś powstaną.
Wywiad przeprowadzono 5 kwietnia 2020 r.