Press "Enter" to skip to content

Sportwashing. Jak to się robi i jak to się kończy

Wraz z Igrzyskami Olimpijskimi w Chinach i Mistrzostwami Świata w Piłce Nożnej w Katarze w wielkim stylu wrócił temat sportwashingu. Zjawisko to stało się już na tyle powszechne, że praktycznie go nie dostrzegamy. Promocja autorytarnych reżimów poprzez sport ma się niestety bardzo dobrze.

Sportwashing to dosłownie wybielanie poprzez sport – praktyka jednostki, grupy, korporacji lub państwa narodowego wykorzystująca sport w celu poprawy swojej nadszarpniętej reputacji, np. poprzez organizację imprezy sportowej, zakup lub sponsorowanie drużyn sportowych lub po prostu przez udział w sporcie.

Artykuł pierwotnie miał być poświęcony głównie problematyce wybielania poprzez sport, jednak agresja Rosji na Ukrainę wymusiła pewne modyfikacje w tekście. Konieczne jest opowiedzenie, dlaczego Rosja powinna zostać wyrzucona z międzynarodowych rozgrywek sportowych. W końcu to kraj, który sportwashing doprowadził do perfekcji.

Rosja na aucie!We współczesnym świecie nie powinno być akceptacji dla brutalnych inwazji w imię utrwalania strefy wpływów. Wiek XX był długim, przepełnionym cierpieniem okresem, gdy dwie wojny światowe i nieustanne zagrożenie wojną atomową paraliżowało świat. Dziś niestety przez działania Rosji mamy powrót do tamtych czasów.

Władimir Putin rozpętał największą wojnę w Europie od czasu konfliktu w Jugosławii. Nie można pozostawić tego bez echa i słusznie Rosja jest obecnie obejmowana największymi sankcjami gospodarczymi w historii. Sankcje dotyczą również sportu. UEFA – po pierwszym haniebnym stanowisku, gdy tak samo potraktowała agresora i atakowanego – zdecydowała o usunięciu rosyjskich klubów z dalszej gry w pucharach i zawieszenia do odwołania w piłkarskiej rywalizacji reprezentacji narodowych. W końcu takie samo stanowisko, po jednoznacznym i mocnym oświadczeniu polskiej federacji, zajęła FIFA. Oczywiście wiele innych organizacji sportowych podjęło podobne decyzje o wykluczeniu zawodników Federacji Rosyjskiej ze swoich rozgrywek. Nie bez przyczyny jednak skupiam się na tych dwóch organizacjach, pewnie najbardziej znanych w świecie sportu – sportwashing często odbywa się właśnie pod ich auspicjami.

Wszystko zaczęło się od Abramowicza

W 2003 r. rosyjski oligarcha Roman Abramowicz, który dorobił się niebotycznych pieniędzy na handlu ropą (był właścicielem firmy Sibnieft), kupił klub piłkarski Chelsea Londyn. Od samego początku mówiono, że to ucieczka oligarchy z Rosji, że szuka on bezpiecznej przystani dla swojego kapitału. Na stałe jednak ustanowił precedens w angielskiej Premier League – najwyższej klasie rozgrywkowej w Anglii. W następnych latach kolejne kluby angielskie były wykupywane przez właścicieli z krajów niedemokratycznych. Abramowicz wyprowadził Chelsea z pozycji przeciętnego angielskiego klubu do ścisłej czołówki – drużyna z Londynu 5 razy zdobyła mistrzostwo Anglii i 2 razy zwyciężyła w Lidze Mistrzów UEFA. Do obecnego roku Roman Abramowicz włożył w klub przeszło 1,5 mld funtów.

W ślady Abramowicza poszli kolejni oligarchowie, np. Dmitrij Rybołowlew, który w 2011 r. kupił większość akcji klubu AS Monaco (grał tam polski obrońca Kamil Glik). Rosjanie zobaczyli, że przez inwestowanie w sport, szczególnie na zachodzie Europy, można pozytywnie wpływać na kształtowanie obrazu swojego kraju. I tak, mimo że Rosja w 2008 r. najechała Gruzję, a w 2014 r. rozpoczęła wojnę w Donbasie i zaanektowała Krym, biznes był już na tyle opłacalny, że świat sportu praktycznie w ogóle na to nie zareagował.

Rosja w 2007 r. otrzymała organizację zimowych igrzysk olimpijskich. Z ciekawostek: na finałową sesję głosowania Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOL) odbywającej się w Gwatemali Rosjanie, promując kandydaturę Soczi, przywieźli pełnowymiarowe lodowisko i odegrali pokazowy mecz hokeja na lodzie. Trzy lata później FIFA wybrała ich na organizatorów mistrzostw świata w piłce nożnej. Mistrzostwa odbyły się w 2018 r.

Najbardziej widocznym elementem rosyjskiego sportwashingu jest sponsoring europejskich rozgrywek piłkarskich przez Gazprom. Od sezonu 2012/2013 Gazprom nieprzerwanie przelewa miliony euro na konta UEFA, by wzmocnić wizerunek Gazpromu jako energetycznej kompanii z wysokim poziomem odpowiedzialności społecznej nie tylko w Rosji, ale także w Europie (cytat ze strony promocyjnej). Gazprom w czasie, gdy promował się na zachodzie Europy, budował gazociąg Nord Stream – projekt, który w swoim założeniu zagraża bezpieczeństwu energetycznemu krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski.

Ogrom wydanych pieniędzy i reklama Rosji jako kraju odpowiedzialnego, dobrze zorganizowanego. z którym bezpiecznie robi się interesy, miały służyć temu, by światowa opinia publiczna w czasie przyszłego konfliktu – czy to ekonomicznego, politycznego, czy wojennego – stała po stronie naszego wschodniego sąsiada. W tym też celu przeznaczono krocie na budowę farm trolli w mediach społecznościowych, jak i sponsorowano skrajnie prawicowe partie w całej Europie. Mimo wszystkich tych środków brutalna agresja na Ukrainę całkowicie zniszczyła pozycję Rosji w świecie i zniweczyła jej wysiłki.

Petrodolary nie śmierdzą

Na rosyjskich doświadczeniach wzorowali się inni, przede wszystkim szejkowie znad Zatoki Perskiej. W związku z szerokim projektem modernizacyjnym kraje takie jak Katar, Bahrajn, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Arabia Saudyjska zaczęły wykorzystywać swoje miliardowe dochody ze sprzedaży złóż naturalnych na promocję za pomocą sportu, a przede wszystkim normalizowanie w zachodnim świecie swoich autokratycznych krajów.

W 2008 r. Mansour bin Zayed Al Nahyan ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich za 276 mln dolarów kupił Manchester City – dotychczas ubogiego sąsiada potężnego Manchesteru United, który swoją renomę budował przez lata. W ciągu 14 lat szejk wpompował w ten klub niemal 2 mld dolarów. Oczywiście od tego czasu The Citizens sięgnęli po mistrzostwo Anglii (już 5 razy), ale ciągle nie udało im się zdobyć upragnionego Pucharu Europy. Następnie w 2013 r. szejk Mansour powołał City Football Group, która jest współwłaścicielem 10 klubów piłkarskich na całym globie.

Szejkowie z Emiratów wykupili prawa do organizowania klubowych mistrzostw świata w piłce nożnej, zainwestowali mnóstwo pieniędzy w budowę toru i organizację wyścigów Formuły 1, organizują turnieje tenisowe, na które zapraszają największe gwiazdy (i oczywiście sowicie je opłacają) – wszystko po to, by pokazać Dubaj i Abu Zabi jako miejsca nowoczesne i otwarte na międzynarodowy biznes. Promocja poprzez sport ma przykryć traktowanie kobiet (np. handel ludźmi lub przypadki, gdy ofiara gwałtu po zgłoszeniu napaści sama trafiała za kratki) i rygorystyczne prawo szariatu.

Krwawy mundial

Jeszcze więcej na autoreklamę wydał Katar. Państwo wielkości województwa świętokrzyskiego to jeden z najbogatszych krajów świata. Jego władze postanowiły niebotyczne zyski ze sprzedaży ropy i gazu przeznaczać na wielką promocję kraju za granicą, oczywiście za pomocą sportu. W 2010 r. Katar otrzymał prawa do organizacji mistrzostw świata w piłce nożnej. W zasadzie je kupił – wybór gospodarza okazał się wielkim skandalem korupcyjnym, o czym przez wiele miesięcy pisała prasa na całym świecie, pokazując, jak skorumpowaną organizacją jest FIFA. Mimo to mundialu Katarowi nie odebrano.

Gorzej – by cała operacja przyznania praw się powiodła, za Katarem stanęła UEFA, w tamtym czasie rządzona przez byłego świetnego piłkarza, Francuza Michela Platiniego. Dziełem „przypadku” niedługo potem spółka Qatar Sports Investments zakupiła Paris Saint Germain – największy klub piłkarski ze stolicy Francji, nękany przez kłopoty finansowe i organizacyjne, który w zamyśle polityków (w tym byłego prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego) miał się stać najsilniejszy w Europie. Od 2011 r. klub wydał przeszło 1,4 mld euro. Od tego czasu 7 razy zdobył mistrzostwo Francji i raz trafił do finału Ligi Mistrzów.

Oczywiście decyzja o przyznaniu praw gospodarza MŚ 2022 Katarowi wzbudziła dużą konsternację wśród opinii publicznej. Po pierwsze, jak już wspomniałem, głośno mówiono o korupcji związanej z wyborem, po drugie, mundial miał zorganizować kraj, który nie przestrzega praw człowieka. W późniejszych latach doszły do tego przerażające informacje o tysiącach pracowników-niewolników z Indii, Pakistanu, Nepalu i Bangladeszu zaangażowanych do budowy infrastruktury w tym pustynnym kraju, którzy żyli w tragicznych warunkach. Brytyjska gazeta „The Guardian” szacuje, że w ciągu 10 lat zmarło 6,5 tys. pracowników. Amnesty International nazwała całą imprezę „mistrzostwami świata wstydu” i twierdzi, że zdarzały się przypadki pracy przymusowej oraz wyzysku. Przeciwko organizacji mistrzostw w Katarze protestuje niemrawo piłkarski świat, jednak wszystko wskazuje na to, że odbędą się zgodnie z planem. Najmocniej do mediów przebił się protest lewicowych kibiców Bayernu Monachium, którzy domagają się od władz klubu zerwania lukratywnego kontraktu z Qatar Airways. Tak, firmy katarskie nie sponsorują tylko Francuzów, wspierają różne kluby, m.in. AS Romę czy argentyńskie Boca Juniors. W przeszłości reklama Qatar Airways i Qatar Foundation (!) znajdowała się też na koszulkach FC Barcelony.

Jak pokazuje praktyka, tam, gdzie reżimy próbują się promować poprzez sport, zazwyczaj pojawia się również wyścig Formuły 1. Nie inaczej jest w Katarze. Od 2021 r. na torze Losail International Circuit w Doha odbywa się Grand Prix Formuły 1.

Mordujesz ludzi i kupujesz klub, a kibice się cieszą     

Nie sposób nie wspomnieć o kolejnym kraju znad Zatoki Perskiej, który zarobione petrodolary inwestuje w promocję poprzez sport. Mowa oczywiście o Arabii Saudyjskiej rządzonej przez króla z dynastii Saudów, Salmana ibn Abd al-Aziz Al Su’ud. Następcą tronu, księciem koronnym jest Muhammad ibn Salman, który pełni także rolę przewodniczącego Rady Gospodarki i Rozwoju i odpowiada za promocję Arabii Saudyjskiej na świecie. Arabia na sam sportwashing przeznaczyła już ponoć nawet 1,5 mld dolarów, a na pewno wyda więcej.

Saudyjczycy gościli już m.in. superpuchary Włoch i Hiszpanii, hit bokserskiej wagi ciężkiej:  starcie Andy’ego Ruiza z Anthonym Joshuą, Rajd Dakar i oczywiście wyścig Formuły 1. W tym samym czasie Arabia dokonała interwencji w pogrążonym w wojnie domowej Jemenie, niezgodnie z prawem międzynarodowym bombardując ten kraj. Sam następca tronu ma spore doświadczenie w łamaniu praw człowieka. W 2017 r. na jego polecenie porwano i zamordowano dziennikarza „Washington Post” Dżamala Chaszukdżiego, który bardzo krytycznie pisał o rodzinie królewskiej. Jego ciało zostało poćwiartowane i wywiezione w walizkach z konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule.

Masowe aresztowania, tortury, oszustwa, morderstwa, nieprzestrzeganie praw człowieka oczywiście nie przeszkadzają światu robić interesów z Saudami. W październiku 2021 r. konsorcjum powiązane z rodziną królewską kupiło klub z Premier League, Newcastle United, za 305 mln funtów, jednocześnie sprawiając, że stał się on jednym z najbogatszych klubów na świecie. Fani Newcastle, którzy widzieli, jak na petrodolarach rosną ich ligowi rywale, podczas pierwszego meczu po zmianie właściciela urządzili święto.

Oczywiście celem tych inwestycji nie jest zarobienie na posiadaniu klubu w Premier League lub na organizacji wielkich światowych wydarzeń sportowych. Chodzi o to, by – podobnie jak wcześniej Roman Abramowicz – szejkowie z Emiratów czy Kataru pokazali się jako ważne postacie świata biznesu i sprawili, że kraj kojarzony będzie nie z wojną w Jemenie, więzieniem przeciwników politycznych czy okrutnym traktowaniem mniejszości seksualnych, ale z wielkim sportem.

Nie stać cię na imprezę? Reklamujesz się na koszulkach

Sportwashing skutecznie wykorzystuje się też w innych krajach. Chiny w ciągu 14 lat 2 razy zorganizowały igrzyska olimpijskie – w 2008 r. letnie i w 2022 zimowe, skutecznie wykorzystując to wielkie sportowe wydarzenie do promocji kraju, jak i przykrycia wewnętrznej niemoralnej polityki, m.in. okupacji Tybetu czy nadużyciach wobec mniejszości Ujgurów w Sinciangu. Przez pewien czas chiński aparat państwowy inwestował niebotyczne środki w lokalną ligę piłkarską: płacił krocie za gwiazdy międzynarodowego futbolu, budował ogromne stadiony. Po kilkunastu latach i wydaniu miliardów juanów z powodu braku efektów sportowych zrezygnowano z tego projektu.

Wybielanie się poprzez wielkie imprezy sportowe to domena również mniejszych państw i dyktatur. Na przykład Europejski Komitet Olimpijski za sowite wynagrodzenie wymyślił nowy format rozgrywek – Igrzyska Europejskie. Na razie odbyły się dwie edycje imprezy: w Azerbejdżanie i Mińsku. Kolejna szykowana jest w przyszłym roku w Krakowie, przeciwko czemu protestują mieszkańcy miasta. Przerażające jest, że Polska pragnie dorównywać standardom tych autokratycznych krajów.

Innymi formami sportwashingu są też zwykły sponsoring lub wspieranie jednej dyscypliny (branży) sportu. Przykładowo Kazachstan w 2007 r. wykupił skompromitowaną aferą dopingową grupę kolarską, nazwał ją „Astana” (od 2022 r. Astana Qazaqstan Team) i zdominował wyścigi kolarskie w Europie. Wspomniany wcześniej Azerbejdżan poza igrzyskami olimpijskich otrzymał organizację wyścigu Formuły 1 na torze ulicznym w Baku, a także jako sponsor pojawia się na koszulkach drużynę Atlético Madryt. Jednocześnie stosuje ostre represje wobec opozycji i wygrał wojnę z Armenią o Górny Karabach. Z kolei biedna afrykańska Rwanda reklamuje się na koszulkach Arsenalu Londyn. Anglikom nie przeszkadza, że kraj ten jest odpowiedzialny za wywołanie długotrwałego konfliktu w sąsiedniej Demokratycznej Republice Konga.

Niestety zysk i wielkie pieniądze zdominowały świat sportu. Bogate autokratyczne państwa widzą w tym szansę na poprawę swojego wizerunku. Nierzadko im się to udaje, pozytywny obraz kraju idzie w świat, a za nim także normowanie w świecie zachodnim autokratycznych metod rządzenia. Wiąże się to oczywiście ze zwiększeniem nierówności w sporcie. Bogatsi wykorzystują majątek od oligarchicznych satrapii do zyskiwania przewagi nad biedniejszymi konkurentami. Zdarzają się oczywiście sytuacje, gdy biedniejsi ucierają nosa krezusom, ale niestety coraz rzadziej. Niemniej – jak pokazuje przykład reakcji świata sportu na agresję Rosji na Ukrainę – nawet najdłużej (i najdrożej!) budowany wizerunek potrafi runąć jak domek z kart.