Press "Enter" to skip to content

Dziewczyny, na trybuny!

Wstawiony, spocony, wulgarny z emocji, owinięty drużynowymi barwami facet – to nadal powszechny widok na polskich (i nie tylko) obiektach sportowych. Jednak coraz częściej są na nich także kobiety. Wcale nie tylko dlatego, że przyszły dla towarzystwa. Dziewczyny po prostu kibicują, jeśli… mają trochę wolnego czasu.

Kiedy wpiszecie w Google słowo „kibicka”, najpierw otrzymacie potwierdzenie słownikowe, że takie słowo istnieje i jak najbardziej można go używać, po czym dowiecie się, jak się je odmienia. Następnie wyświetli wam się galeria zdjęć pięknych kibicek z całego świata. Pierwsze to nasza rodzima Natalia Siwiec. 

Pamiętacie? To było Euro 2012 w Polsce i w Ukrainie. Na trybunach sfotografowano piękną kobietę z pięknym dekoltem między orlimi skrzydłami, która została okrzyknięta Miss Euro 2012.

Kibicującą Natalię Siwiec ciągle można spotkać na trybunach piłkarskich wydarzeń, ale sama kibicka przyznała w jednym z wywiadów, że zdjęcia, które otworzyły jej drogę do kariery modelki i celebrytki, były ustawką z fotoreporterami zorganizowaną dokładnie w tym celu. W mojej ocenie jednak ani zdjęcia, ani często promowane w mediach głównego nurtu plebiscyty na „miss trybun” nie pomagają w obaleniu krzywdzących wiele kibicek stereotypów. 

Stereotypy i zabobony

Kobiety kibicują?! Chyba sobie w znalezieniu męża na stadionie! To pierwszy i dość powszechny stereotyp. Słyszy się go nie tylko wśród mężczyzn, ale także wśród kobiet, które nie zniżą się do chodzenia na wulgarny i przeznaczony dla mężczyzn stadion – co sama usłyszałam kiedyś od koleżanki, gdy chciałam ją wyciągnąć na żużel. 

Kobiety są po to, by podawać facetom czipsy i otwierać piwo podczas meczu, by w przerwie „było na czym oko zawiesić”, a „panom na trybunach było przyjemniej”. Wszechobecne są żarty o tym, że mecze to świetne okazje dla kobiet, aby pójść na zakupy i wydać wypłatę męża, który nawet tego nie zauważy, zwłaszcza gdy gra męska reprezentacja Polski. A jeśli ta reprezentacja wygra, to nawet jest gotów to żonie wybaczyć!

Znamy te wszystkie „zabawne” teorie aż za dobrze. Nie dominują one wyłącznie w kibicowskim świecie. W styczniu, kiedy decydowały się losy selekcjonera reprezentacji Polski w piłce nożnej i głośno mówiono o tym, że na stanowisko powróci Adam Nawałka, media przypomniały o zabobonach, w które i on święcie wierzył. Było wśród nich przekonanie, że na stołówce, na której żywią się zawodnicy reprezentacji, muszą być wyłącznie okrągłe stoliki, ale też szowinistyczna wiara w to, że kobieta w szatni i w autobusie reprezentacji przynosi pecha. Podobno z tego powodu doszło nawet do skandalu podczas dosyć udanych dla naszej drużyny Mistrzostw Europy we Francji 6 lat temu, kiedy to Nawałka domagał się zmiany osoby kierującej autokarem naszej drużyny, ponieważ była to kobieta. Francuzi słusznie nie ulegli jego presji. 

Cała ta usiana stereotypami atmosfera sprawia, że w ogólnospołecznym odbiorze kibicowanie, zwłaszcza w piłce nożnej, nadal jest domeną mężczyzn. 

Kibicujemy i takie są fakty

Część z tych popularnych mitów już w 2012 r. postanowiła sprawdzić globalna firma Mastercard. Tak, to ta, której logo bardzo często widnieje na naszych kartach płatniczych. Nie podano motywów, jakimi kierowała się firma, by przeprowadzić te badania, ale przecież biznes do badania zjawisk społecznych ma motywy wyłącznie biznesowe.

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że mogło być tak, iż ktoś w dziale marketingu Mastercard pomyślał: skoro mówi się, że w czasie, gdy faceci oglądają mecze, kobiety latają na zakupy, to sprawdźmy to, gdyż jest to wspaniała okazja do wciśnięcia tym kobietom więcej kart kredytowych, by się u nas zadłużały. Z punktu widzenia firmy genialny plan, ale… strzał kulą w płot, ponieważ okazało się, że tylko 1,7% badanych kobiet chodzi na zakupy w czasie, gdy ich partnerzy oddają się „męskiej” rozrywce kibicowania, za to aż 40% po prostu ogląda mecze razem z nimi. Wiemy, że nie robi tego po to, by się im przypodobać, bo taką motywację potwierdziła tylko 1 na 100 kobiet. 

Są też nowsze badania. Pod koniec 2020 r. firma ARC Rynek i Opinia przeprowadziła ankietę wśród Polek i Polaków, by sprawdzić ich zainteresowanie sportem. Okazało się, że kibicujących kobiet wsród kibiców piłki nożnej jest aż 35%! 

Najniższy udział kibicek odnotowano w MMA (22%), w Formule 1 (23%) i w boksie (24%). Zaczynamy jednak dominować na trybunach i w oglądalności transmisji meczów koszykówki – kobiety stanowią tu aż 53% osób kibicujących. W lekkoatletyce kibicki to 48% dopingujących, w rozgrywkach siatkarskich 44%, a w piłce ręcznej – 43%. W podsumowaniu badania wskazuje się, że łącznie wśród osób kibicujących we wszystkich dyscyplinach sportu kobiety stanowią 30%. To wystarczająco dużo, aby mity o tym, jakoby kibicowanie nie było sprawą kobiet, odesłać do lamusa. Wyniki te wyraźnie pokazują też, że więcej kibicek jest tam, gdzie więcej odnoszących sukcesy i przede wszystkim widocznych w mediach zawodniczek.

Sposób spędzania wolnego czasu. Właśnie: wolnego!

„Przegląd Sportowy”, za którym podałam wyniki tych badań, nadal broni zdecydowanie męskiej sprawy, jaką jest kibicowanie, a już na pewno kibicowanie w piłce nożnej. A ja zastanawiam się, jak jest naprawdę i dlaczego ta dysproporcja jest tak wyraźna. Nie znalazłam badań dotyczących bezpośrednio tego zagadnienia, ale inne, na które można trafić np. wpisując w Google hasło „nieodpłatna praca kobiet”, zdają się wiele wyjaśniać. 

Kibicowanie to forma spędzania wolnego czasu. Jeśli rozejrzymy się dookoła i przeczytamy badania, to zauważymy, że mężczyźni mają go zdecydowanie więcej. Według ONZ więcej aż o 2,6 razy, bo dokładnie o tyle mniej wykonują nieodpłatnej pracy w domu. Sprzątanie, gotowanie, opieka nad dziećmi, starszymi i schorowanymi osobami w rodzinie, zakupy, planowanie aktywności, pilnowanie budżetu – tych wszystkich zadań kobiety wykonują ponad 2,5 raza więcej niż mężczyźni. Najczęściej robią to po godzinach swojej pracy zawodowej, czyli w docelowym czasie wolnym.

Pokazały to również wspomniane badania Mastercard z 2012 r. 60% kobiet zapytanych o to, co robią, kiedy ich partnerzy kibicują, powiedziało m.in., że gotują i sprzątają, czasami czytają książki, oglądają coś innego na drugim telewizorze albo po prostu idą się wyspać.

Według raportu Oxfam z 2021 r. kobiety i dziewczęta na całym świecie wykonują aż 3/4 nieodpłatnej pracy opiekuńczej, co po wycenieniu dałoby aż trzykrotnie większy wkład w światową gospodarkę niż cały globalny przemysł technologiczny. 

Wniosek jest prosty: nasz czas wolny wypełniają rzeczy, które zrobić musimy, a niekoniecznie chcemy. Nie mamy wyboru – to, że usiądziemy, by oglądać mecz, albo zajmiemy się jakąkolwiek inną pasją, nie sprawi, że mężczyźni w poczuciu odpowiedzialności podniosą się z kanap, zdejmą szaliki i chwycą za odkurzacze lub brudne naczynia, pójdą odrabiać lekcje z dziećmi bądź podadzą chorym seniorkom leki. Tak mamy urządzony ten patriarchat: to, co mężczyźni uważają za swoje prawo, z którego są gotowi zrezygnować, dla kobiet siłą rzeczy staje się ich obowiązkiem (w tym przypadku: równy udział w wykonaniu nieodpłatnej pracy domowej), a to, do czego mają prawo kobiety, np. kibicowanie, większość mężczyzn uważa za swój przyrodzony, obywatelski obowiązek. 

Kibicuję i mam z tego frajdę

Często myślę o sobie, również jako kibicce, że mam wyjątkowe szczęście. Nauczyłam się, że jeśli mój mąż nie zrobi czegoś idealnie, to świat się nie zawali. Nie przeszkadza mi już, że zasypia na finale Euro, bo sama zasypiam na Gwiezdnych wojnach. Ja kibicuję – mamy partnerskie relacje i dzielimy obowiązki, więc mam na to czas. Mam go również na zabranie syna na mecz ligowy i tłumaczenie mu, na czym polega piłka nożna, co na trybunach wciąż spotyka się ze zdziwieniem kibiców (głównie męskich). Mam koleżanki, z którymi podczas Euro 2020 w równym stopniu co z chłopakami rywalizowałyśmy w grupowym „totolotku”, a jedna z nas zajęła ex aequo z kolegą 1. miejsce, bo po prostu diabelnie dobrze zna się na piłce (pozdrawiam, Zosia!). Joanna z kolei powie wam wszystko, co chcecie wiedzieć o Bundeslidze.

Kibicowanie u kobiet ma wciąż mocno klasowy charakter, jednak w zupełnie odwrotną stronę niż u mężczyzn. Mam wrażenie, że to w klasie średniej i wyższej znajdziemy więcej kobiet, które kibicują i interesują się jakimikolwiek dyscyplinami sportu, bo po prostu mają one na to czas i są wyemancypowane, dzięki czemu nie wstydzą się złamać tabu. W badaniach widać, że w klasach gorzej sytuowanych i gorzej wykształconych najczęściej występuje utrwalony „tradycyjny” podział obowiązków i przyjemności w rodzinie, podporządkowany twardemu patriarchalnemu jądru ciemności: kobieta w domu, facet z kolegami. Kiedy jakaś dziewczyna interesuje się sportem i chce chodzić na mecze, ma trzy możliwości: (1) zostać maskotką, najczęściej dziewczyną kibica lub „szukającą chłopaka wśród kibiców”; (2) zostać matką-opiekunką dla dziecka, które na mecz zabiera tata, ale przecież chce go w spokoju obejrzeć; (3) zostać „chłopaciarą”, zwaną też „babochłopem”. 

Jeszcze z czasów mojego wczesnego kibicowania w latach 90. i w pierwszej dekadzie XXI w., gdy byłam nastolatką, pamiętam dobrze ten moment, w którym wybrałam pozę chłopaciary. Nie pasował mi bowiem wizerunek „lalki” na trybunach, tak uparcie lansowany przez media. Chodziłam na mecze piłkarskie i żużlowe oraz na zawody lekkoatletyczne dla sportu, dla emocji, adrenaliny, żeby spotkać się ze swoją paczką – dokładnie z tych samych powodów, dla których kibicują mężczyźni i wiele moich koleżanek. Przez pewien czas pracowałam nawet w pomorskiej prasie jako dziennikarka opisująca zawody ekstraligi żużlowej, więc po prostu musiałam się znać na żużlu. Jednak dla świętego spokoju i aby uniknąć ciągłego „podbijania” do mnie w celu deprecjonowania mojej wiedzy czy zaangażowania w kibicowanie naszej drużynie, przybrałam stereotypową kibicowską postawę i dress code. Minęło wiele lat zanim nabrałam pewności siebie i zrozumiałam, że nie muszę się przebierać za kibickę, żeby nią być. 

Demokratyczne granie, demokratyczne kibicowanie

Cieszy mnie, że na stadionie widzę coraz więcej kobiet – nie tylko towarzyszących mężczyznom, ale też po prostu przychodzących na mecz. Kiedy niedawno byłam z synem na Lechii, obok nas siedziały dwie zaangażowane kibicki, do których uśmiechałam się w duchu. 

Niewątpliwie wpływ na rosnącą liczbę kibicek ma coraz większa liczba kobiet, która uprawia sport. Stanowimy równą, a nierzadko i dominującą liczebnie część zawodniczek w wielu dyscyplinach. Nawet Polski Komitet Olimpijski chwalił się tym, że w składzie naszej reprezentacji na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie jest aż 30 kobiet w 57-osobowej reprezentacji. Coraz głośniej mówi się też o kobiecej piłce nożnej. Niedawno rozegrany mecz kwalifikacyjny do mundialu pomiędzy Polkami a Belgijkami na Bursztynowej Arenie w Gdańsku zgromadził tyle samo tysięcy kibiców, co ligowy klasyk Lechia–Legia. Żeńska piłka nożna jest nadal niżej dofinansowana i wciąż nie ma swoich wielkich gwiazd zarabiających miliony za mecz, ale może to lepsze dla sportu, w którym liczą się rywalizacja i sportowe emocje, a nie portfele sponsorów? Niestety dopóki Ewa Pajor nie będzie miała kontraktu równego kontraktowi Lewandowskiego, a Alexia Putellas – kontraktowi Messiego, kobieca piłka nadal będzie uważana przez mainstream za coś gorszego.

Warto podkreślić, że powstają też „inne” drużyny. W całej Europie zakładane są kluby demokratyczne, czyli takie, które odrzucają ideę konkursu budżetów, lecz stawiają na to, czym piłka nożna i masa innych dyscyplin były od początku – ludowym sportem powszechnym.

Przykładem takiej drużyny w Polsce jest Alternatywny Klub Sportowy „Zły”, który do męskiej i żeńskiej drużyny piłkarskiej dołączył sekcję koszykówki kobiet oraz frisbee ultimate. AKS tworzą oddolnie kibice, zawodniczki, działaczki i trenerzy. Klub jest zarządzany demokratycznie, a podczas meczów na kilkusetosobowej, zapełnionej trybunie widać kibicujących wszystkich płci. Kobiety wcale nie stanowią mniejszości. 

Antydyskryminacyjna i otwarta na wszystkich formuła członkostwa w klubie i kibicowania, pozbawiona przemocy i wulgarności, sprawia, że kobiety o różnym statusie klasowym, o ile mają wolny czas, przychodzą na mecze i kibicują nie bojąc się, jak zostaną ocenione. Nie wstydzą się tego, że ekscytuje je oglądanie, jak inne osoby „haratają w gałę”, grają w kosza czy rzucają do siebie dyskiem. Patriarchat, seksizm, rasizm, kseno-, homo- i inne fobie zostają odwieszone na kołek przed klubem, a dziewczyny kibicują, bo chcą.