Redakcja Równość: W czerwcu 2020 r. złożyłaś w Sejmie projekt ustawy zmieniającej prawo wodne dla Polski. W naszym kraju od wielu lat trwa susza, jednak wciąż wydaje nam się, że sytuacja jest pod kontrolą. Jak realne jest ryzyko, że w Polsce zabraknie wody?
Daria Gosek-Popiołek: Polska będzie wyglądać jak świat z Mad Maxa – woda stanie się dobrem luksusowym. Problem związany z apokaliptycznymi obrazami jest taki, że wydają nam się one bardzo odległe, a przez tę odległość nieprawdopodobne. Używamy ich, by mówić o wojnach o wodę, ale nie bierzemy ich tak naprawdę na serio. Tymczasem katastrofa już trwa. Suszę w Polsce mamy właściwie od 2013 r. Widzą to rolnicy, choć być może społeczeństwo kupujące w markecie importowane pomidory z Hiszpanii jeszcze tego nie dostrzega. Lokalne, ograniczone terytorialnie, nagłe i ekstremalne powodzie również są odsłoną suszy i problemu z wodą w Polsce. Dziś pytanie nie brzmi więc: jak zapobiegać?, lecz: co robić tu i teraz?. Zmiany, które musimy wprowadzić, są olbrzymie i systemowe, co oznacza, że powinny być realizowane na wielu poziomach.
RR: Z czego wynika tak duże zagrożenie powodziami w Polsce? Pojawiają się głosy, że jednym z powodów jest betonowanie rzek. Czy faktycznie tak jest?
DG-P: Betonowanie rzek w praktyce oznacza złe gospodarowanie zasobami wodnymi. W konsekwencji mamy szereg inwestycji, których skutki będą opłakane. Dla ministerstwa priorytetem pozostają budowle piętrzące, podczas gdy naukowcy z Polskiego Towarzystwa Hydrobiologicznego i ruchu Nauka dla Przyrody projekt Planu Przeciwdziałania Skutkom Suszy oceniają następująco:
[N]a 68 przykładowych inwestycji mających służyć ochronie przed suszą (…), 61 dotyczy budowy lub remontu konstrukcji piętrzących na zbiornikach o stałym poziomie piętrzenia, lub na których reżim przepływu nie jest w żaden sposób podporządkowany retencji. Nie są to więc w praktyce inwestycje rzeczywiście chroniące przed suszą, a środki na nie przeznaczone są wydatkowane niezgodnie z przeznaczeniem.
Regulacja rzek sprawia, że woda płynie szybciej, co sprzyja, a nie zapobiega powodziom. Głosy ekspertów są jasne i zgodne: rzeki powinny być renaturyzowane, a nie regulowane. Kiedy pozwalamy rzece na meandrowanie i tworzenie mokradeł, sprawiamy, że jej koryto i dolina mieści o wiele więcej wody, a fala wezbraniowa jest znacznie mniejsza. To nie tylko kwestia odejścia od niezwykle kosztownych obiektów hydrotechnicznych, ale także planowania przestrzennego – rezygnacji z zabudowy terenów zalewowych.
RR: Na czym polega problem z obecnym prawem wodnym?
DG-P: Mamy zdecydowanie za mało wody, a walki z suszą i innymi zjawiskami ekstremalnymi nie ułatwia obowiązujące prawo, które oparte jest na przekonaniu, że powinnyśmy przede wszystkim osuszać pola uprawne i walczyć z możliwymi powodziami jak najszybciej „odprowadzając” wodę do morza przez system rowów odwadniających, regulację rzek i kanałów czy pogłębianie rzek. Efekt takich działań może być tylko jeden: jeszcze większe powodzie i pustynnienie Polski. Dlatego złożyłam projekt ustawy zmieniającej prawo wodne, który opiera się na całkowitym odwróceniu priorytetów: zamiast odprowadzania wody z krajobrazu, powinniśmy postawić na retencję dolinową i korytową, bo to właśnie one chronią nas zarówno przed suszą, jak i powodzią. Należy dążyć do ograniczenia betonowania i regulowania rzek, skupiając się na ich renaturyzacji. Proponujemy także zredukować prace utrzymaniowe na rzekach, które mają wpływ na ich stan, jak również na stan siedlisk i na różnorodność biologiczną. Woda jest dobrem wspólnym, dlatego uznajemy potrzebę wprowadzenia kontroli społecznej także w zakresie inwestycji związanych z gospodarką wodną. Nasza ustawa to wynik pracy z organizacjami pozarządowymi oraz z naukowcami i naukowczyniami. Mamy nadzieję, że jak najszybciej uda się ją przegłosować i wprowadzić w życie.
RR: Codziennie docierają do nas informacje o masowych wycinkach drzew czy to w miastach, czy wzdłuż torów kolejowych. Najbardziej niepokojące jest to, że wycina się je bez zastanowienia również w rezerwatach przyrody. Co możemy zrobić, by temu zapobiec?
DG-P: W rezerwatach przyrody wycinek nie ma, ale już w otulinach parków narodowych czy na terenach projektowanych rezerwatów – niestety tak. Trwa właśnie obrona wydzielenia 219a w otulinie Bieszczadzkiego Parku Narodowego – to słynne wydzielenie, w obronie którego wystąpiła Olga Tokarczuk, ponad 200 naukowców, a którego teraz broni Kolektyw „Wilczyce”. Rzeź lasów trwa również na terenie Bieszczad i Pogórza Przemyskiego. Od miesięcy domagam się od Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Rzeszowie odpowiedzi, czy i kiedy procedowane będą wnioski o utworzeniu rezerwatu „Zakole Sanu”, „Las Bukowy pod Obnogą” i „Przełom Wołosatego i Widełki”. Dziś dzieje się z nimi to samo, co z wnioskiem o rezerwat „Reliktowa Puszcza Karpacka” i z pomnikami przyrody – nic. To systemowe problemy z ochroną dzikiej i cennej natury.
A co możemy zrobić w tej sprawie? Oprócz oddolnych protestów, wspierania aktywistów i nacisków na dyrekcje Lasów Państwowych niestety pojedyncze osoby mogą zrobić niewiele. Przyroda jest polityczna w tym sensie, że ten, kto ma polityczną władzę, może ją chronić lub eksploatować. Drzewa, rzeki i jeziora nie mogą głosować, jednak potrzebują politycznej reprezentacji.
RR: Jak działa w Polsce (lub nie działa) systemowa ochrona przyrody? Czy interes środowiska naturalnego ma priorytet przed innymi celami politycznymi (np. interesami biznesu)?
DG-P: Nie, zdecydowanie tak nie jest. Lasy Państwowe stały się z jednej strony korporacją nastawioną na zysk, której celem jest pozyskiwanie drewna nawet z cennych przyrodniczo wydzieleń leśnych, a z drugiej strony agencją pracy dla współpracowników Zbigniewa Ziobry. Państwo, zamiast walczyć z suszami i powodziami, planuje wydać miliardy na budowę dróg wodnych i uruchomienie żeglugi śródlądowej, przyczyniając się do dewastacji tych nielicznych zasobów wodnych, które posiadamy. Prawo środowiskowe jest pozbawione zębów, a przedsiębiorcy robią, co chcą, bo nie ma narzędzi, by wymusić na nich przestrzeganie norm i przepisów. Od miesięcy wspieram mieszkańców jednej z nowosądeckich gmin, którzy walczą z zakładem przetwarzania odpadów. Reaguję na sprawy związane z działalnością mafii śmieciowych. Widzę, jak bezradni są ludzie w starciu z inwestorami, których zysk staje się ważniejszy nie tylko od komfortu, ale także od ludzkiego zdrowia i życia. Zresztą, nie mówimy jedynie o prywatnym sektorze – państwowe firmy czy instytucje niestety nie działają lepiej.
RR: Czy warto budować w Polsce spalarnie śmieci? Czyim interesom to służy?
DG-P: Spalarnie wydają się rozwiązaniem w pewnym sensie najprostszym, a tymczasem problem jest o wiele bardziej skomplikowany. Przede wszystkim powinny one uzupełniać recykling, a nie go zastępować. Wydaje się, że niestety zmierzamy w przeciwną stronę, koncentrując się na spalaniu, a nie na wprowadzaniu gospodarki tzw. obiegu zamkniętego. Chodzi o to, by produkty, materiały czy surowce wykorzystywano tak długo, jak jest to możliwe, a wytwarzanie odpadów było jak najbardziej zminimalizowane. Oznaczałoby to zmiany nie tylko w konsumpcji, ale i w samej produkcji i wykorzystaniu surowców. Oczywiście są odpady, których zagospodarować nie możemy, dlatego spalarnie są niezbędne, jednak nie mogą być one podstawą gospodarki odpadami.
RR: Wielu osobom wydaje się, że dla ochrony klimatu mogą zrobić bardzo niewiele, przez co popadają w depresję klimatyczną. Co zatem można zrobić, by poradzić sobie z tym zjawiskiem?
DG-P: Indywidualne strategie na pewno są różne. Warto włączyć się w działania lokalne, budować sieci wsparcia, wspierać lokalne grupy działające na rzecz ochrony środowiska, takie jak Extinction Rebellion czy Strajki Klimatyczne. W pracy parlamentarnej skupiam się na wspieraniu osób walczących z konkretnymi problemami, ale ważne jest dla mnie także znajdowanie systemowych rozwiązań i proponowanie reform – np. prawa wodnego, gospodarki odpadami czy ochrony środowiska naturalnego.
Daria Gosek-Popiołek – posłanka na Sejm, członkini partii Lewica Razem, członkini komisji sejmowych: Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, Komisja Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa oraz Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi