Paweł Miech: Jak to się stało, że dołączyłaś do związku zawodowego?
Agnieszka Paterak: Dołączyłam po tym jak, ówczesny przewodniczący związku zawodowego usłyszał mój sprzeciw wobec nieuczciwych zachowań pracodawcy i zasugerował mi dołączenie do niedawno powstałego związku.
Co konkretnie wzbudziło twój sprzeciw?
Wiele kwestii. Jedną z nich był coraz większy zakres obowiązków. Pracowałam w call center. Gdy dołączyłam do firmy, mieliśmy 7 minut na rozwiązanie problemów klienta i oceniano nas przez pryzmat pomocy w rozwiązaniu problemu oraz sposobu komunikacji z klientem. W pewnym momencie wprowadzono wymóg, by dodatkowo w tym samym czasie nawiązywać relacje i spróbować sprzedać klientowi usługę. Jeśli nie doszło do próby sprzedaży, dostawaliśmy najniższą ocenę w systemie kontroli jakości, co budziło sprzeciw pracowników. Nie zawsze możliwe było rozwiązanie problemów klienta w tak krótkim czasie, więc sprzedaż usług w takiej sytuacji tym bardziej wydawała się nam absurdalna. Na dodatek oprócz tego musieliśmy jeszcze zajmować się sprzedażą.
Przełożeni nieustannie nas krytykowali i negatywnie oceniali , często w przykry i krzywdzący sposób. Problemem było też regularne obcinanie i niewypłacanie nam premii oraz publikacja grafików z opóźnieniem.
Codziennie widziałam, jak ktoś z powodu ciągłego stresu płakał w pracy. W tej branży słabe psychicznie osoby to rzadkość. Ta praca wymaga ogromnej odporności mentalnej, a pomimo tego i tak wielu pracowników nie daje rady. Wyznaczano nam zadania, które były niewykonalne, których nie dało się zrobić idealnie. Oczekiwania nam narzucane przez przełożonych były niemożliwe do spełnienia. Jeśli ktoś ich nie spełniał, odsłuchiwano rozmowę, po czym należało się tłumaczyć, co zrobiło się źle oraz kiedy i w jaki sposób zamierza się poprawić.
Innym razem wymagano od nas, byśmy próbowali sprzedawać produkty ludziom, którzy zgłaszali reklamacje. Ktoś, kto zgłasza reklamację, zwykle jest wściekły i zakup to ostatnia rzecz, o której myśli. Stwierdziłam, że w takiej sytuacji nie będę proponowała sprzedaży. Wtedy mój przełożony podczas rozmowy podniósł tę kwestię w krytycznym tonie. Oczywiście wyjaśniłam mu, dlaczego tego nie robię, jednak nie przyniosło to żadnego rezultatu
Punktem krytycznym było przydzielenie nam zupełnie nowych zadań bez przeszkolenia. To tak jakby osoba, która udziela pomocy w związku z usterką techniczną pojazdu, nagle zaczęła pomagać w sprawie usług finansowych. Na dodatek wymagano od nas znajomości nowej branży i oceniano negatywnie, gdy brakowało nam wiedzy, równocześnie nie dając nam możliwości zapoznania się z nią na odpowiednim szkoleniu.
Oburzyło mnie to, uważałam, że to niezgodne z prawem. Kiedy przydziela nam się nowy zakres obowiązków, powinniśmy zostać odpowiednio przeszkoleni. Tak przewiduje prawo pracy. Nie możemy też być negatywnie oceniani, jeśli wykonujemy nowe, nieznane nam zadania, których uczymy się dopiero podczas pracy. Na kolejnym grupowym spotkaniu pracowników wyraziłam swoje zdanie na ten temat i przedstawiłam argumenty, dlaczego nie możemy się zgodzić na narzucone nam warunki. Wtedy też po raz pierwszy udało mi się dotrzeć do osób, z którymi do tamtej pory nie miałam kontaktu.
Czy trudno było zebrać chętnych do zorganizowania ruchu oporu?
Po tym spotkaniu zaczęło się do mnie zgłaszać wielu współpracowników z różnymi pytaniami. Wówczas na kanałach służbowych poprosiłam każdą z tych osób o prywatne namiary, abyśmy mogli się swobodniej komunikować po pracy. Następnie założyłam specjalną grupę na Messengerze, na której zebrało się łącznie ok. 30 osób. Przedstawiłam na niej cały plan działań, które powinniśmy podjąć w związku ze złym traktowaniem nas przez pracodawcę. I tak to wszystko się zaczęło. Założyliśmy pierwszy ruch oporu na projekcie w firmie. To właśnie wtedy sporo osób zaczęło się zapisywać do związku zawodowego, którego byłam już wiceprzewodniczącą.
Jak na założenie ruchu oporu zareagowali przełożeni?
Po tych wszystkich zdarzeniach natychmiast zaczął się poważniejszy „najazd” na moją osobę. Zaproszono mnie na spotkanie z prezesem Teleperformance. Spotkanie miało rzekomo dotyczyć mojej pracy oraz incydentów, które zgłaszałam, dlatego odmówiono mi reprezentacji związkowej. Na tym spotkaniu prezes firmy w obecności swojej prawniczki zrobił mi wykład o tym, jak bardzo szkodliwy może być związek zawodowy. Poproszono mnie, bym przekonała inne osoby w związku, by ustąpiły w sporze zbiorowym, i poinformował mnie, co może się wydarzyć, jeśli tego nie zrobię.
Czego dotyczył spór zbiorowy?
Wynagrodzeń. Domagamy się podwyżek 825 zł brutto – zarabialiśmy marne 2700 zł. W obecnej sytuacji gospodarczej ta kwota powinna być już dwa razy wyższa. Te podwyżki to konieczność tu i teraz.
Jak pracodawca podszedł do sporu zbiorowego?
Pracodawca nieustannie twierdził, że jego zdaniem nie ma żadnego sporu. To jest poważny mankament w polskim prawie dotyczącym prawa pracy. Jeżeli jesteśmy z pracodawcą w sporze zbiorowym, najpierw próbujemy się dogadać. Jeśli pracodawca nie wykazuje woli porozumienia, można się zgłaszać do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Minister wysyła wtedy mediatora. W naszym przypadku mediator próbował się skontaktować z pracodawcą, jednak ten nie odpowiedział, dalej twierdząc, że nie ma sporu, a nasze prośby są bezzasadne. W tej sytuacji mediator nie może nic zrobić. Ministerstwo odpowiedziało, że pozostaje nam Państwowa Inspekcja Pracy oraz proces sądowy z pracodawcą.
W prawie nie ma narzędzi, które przyspieszałyby proces negocjacji z pracodawcą, dlatego może on przeciągać spór w nieskończoność.
Dziś jesteś na wypowiedzeniu z firmy. Jak doszło do tego, że je złożyłaś?
Po założeniu ruchu oporu oraz aktywnej i jawnej działalności w związku zawodowym codziennie zapraszano mnie na spotkania, na których przełożeni nieraz krzyczeli na mnie i pytali, jakim prawem komunikuję się z pracownikami, jakim prawem mianuję się ich reprezentantką itd. W firmie obowiązywała zasada, zgodnie z którą nie mogliśmy się wzajemnie komunikować na wewnętrznych służbowych komunikatorach, np. wysyłać maili do pracowników ze służbowej poczty, wiadomości na służbowym Teamsie itp. Jeśli ktoś łamał ten zakaz, czekała go rozmowa z przełożonym. Kiedy, przykładowo, na komunikatorze firmowym było obwieszczenie, pracownicy nie mogli go komentować publicznie, lecz mogli pytać przełożonych wyłącznie prywatnie. Wiele razy wysyłałam wiadomości widoczne dla wszystkich. Pytali mnie wtedy, jakim prawem łamię ten zakaz. Odpowiedziałam, że zakazu nie ma w regulaminie miejsca pracy.
Pracowałaś wtedy zdalnie?
Tak, w tym czasie pracowałam zdalnie. Mieszkam w małej miejscowości na Śląsku.
W pewnym momencie dostałam jednak pismo, w którym cofnięto mi zgodę na pracę zdalną. Zaproponowano mi pracę stacjonarną w biurze Warszawie – ponad 300 km od miejscowości zamieszkania – za to samo wynagrodzenie, czyli 2700 zł. Wszyscy pracownicy z mojego projektu pracowali zdalnie, a ja jedna zostałam wezwana do pracy w Warszawie.
Przeniosłam się więc do Warszawy, bo bałam się zwolnienia dyscyplinarnego. W biurze początkowo umieszczono mnie w pustym pokoju, w którym siedziałam sama, bez kontaktu z innymi. Nie dostałam żadnych obowiązków, nie powiedziano mi, w jakich godzinach mam pracować, nie dostałam też grafiku. Po ponad miesiącu walki o przywrócenie mnie do obowiązków służbowych, znaleziono dla mnie inny projekt w Warszawie. Wtedy też odbyło się spotkanie z pracownicą działu HR, która przekonywała mnie, żebym zwolniła się z biura w Warszawie i zaaplikowała ponownie do pracy w tej samej firmie, ale na Śląsku. Zapytałam jej, w jaki sposób mam to zrobić, skoro firma nie zatrudni mnie ponownie jako działaczki związkowej. W odpowiedzi dostałam milczenie z jej strony, czyli nawet nie zaprzeczyła, że nie zatrudniono by mnie jeszcze raz za działalność w związku. Nakłaniano mnie też do podpisania oświadczenia, w którym zgodziłabym się dobrowolnie na pracę w Warszawie, a warunki proponowane przez firmę mi odpowiadają. Nie podpisałam go, ponieważ, przyjeżdżając do biura, wykonywałam polecenie służbowe, od którego nie miałam odwrotu. Gdybym nie stawiła się w biurze, pracodawca zwolniłby mnie w trybie dyscyplinarnym za niestawienie się w pracy. Nigdy jednak dobrowolnie nie zgodziłam się na pracę w biurze ani na wszystko, co mnie w nim spotkało, np. siedzenie przez miesiąc w osobnej sali bez zadań służbowych, grafiku itp. W końcu powiedziałam „dość” i sama złożyłam wypowiedzenie.
Czy są jakieś zmiany prawne, które mogłyby poprawić pozycję związków zawodowych?
Prawo słabo chroni działaczy związkowych. Są oni zwalniani, zostają bez niczego. Oczywiście mogą iść do sądu, ale sądy w Polsce działają bardzo powoli, a procesy są rozłożone w czasie. Trzeba chronić ludzi ze związków, zapewnić im opiekę i wsparcie tak, by nie zostawali bez środków do życia, jeśli stracą pracę.
Jak na położenie pracowników wpływa ich rotacja?
To duży problem. Teleperformance jest jedną z firm o największej rotacji na całym świecie, wynosi ona aż 90%. Pracownicy są zniechęceni przez warunki pracy, więc szukają innego rozwiązania. To bardzo utrudnia organizowanie związku zawodowego i próbę poprawy naszego położenia, bo za pół roku czy rok większości osób, które tworzyły ze mną związek zawodowy, już nie będzie. W takich warunkach największym wyzwaniem jest utrzymanie członkostwa. W moim przypadku z 15 osób, które dołączyły do ruchu oporu, aktualnie pracują zaledwie 2.
Po co w ogóle zakładać związek zawodowy, skoro po prostu można zmienić pracę?
”Zmień pracę” to argument kierowników korporacji. Bardzo często mówiono nam: „jak się nie podoba, to zmień pracę”. To tylko pozornie jest prawda. Okay, można zmienić pracę, ale przede wszystkim, uważam że najpierw trzeba próbować zmienić na lepsze swoje, obecne miejsce pracy.
Jeśli nikt nie podejmie próby, to źle będą traktowane następne osoby i nic się na lepsze nie zmieni. Ja się zwolnię, ale po mnie przyjdzie ktoś inny do tej pracy. Ja pójdę do innej, z której może właśnie zwolnił się ktoś inny, bo był traktowany źle.
Poza tym nie każdy może sobie pozwolić na zmianę pracy. Niełatwo znaleźć taką, która pozwoli opłacić rachunki. Wiele osób jest w trudnej sytuacji życiowej: nie ma wykształcenia, nie ma samochodu i mieszka w małych miejscowościach, więc ma ograniczoną swobodę w wyborze pracodawców. Są też osoby niepełnosprawne, którym jeszcze trudniej znaleźć zatrudnienie. Organizując mój pracowniczy ruch oporu, poznałam mnóstwo historii osób, które nie mają wolności wyboru pracodawcy. Często też niektórzy mogą pracować tylko zdalnie, a nie zawsze łatwo znaleźć pracodawców, którzy taką pracę oferują.
Praca zdalna ułatwia czy utrudnia organizowanie związku?
Nasz związek powstał w trakcie pandemii, gdy większość osób była zamknięta w swoich domach. Było to możliwe, ale w niektórych sytuacjach było trudniej. Przykładowo nie można pójść do innych z ulotkami na temat powstałego związku. Jednak jeśli ktoś ma umiejętności liderskie, to zgromadzi wokół siebie grupę osób. W pracy zdalnej wprawdzie nie widzimy się na żywo, ale mamy platformy komunikacji, gdzie staramy się docierać do innych, mimo ograniczeń nakładanych przez pracodawcę. Wiele osób bało się wyrażać swój sprzeciw, lecz po jakimś czasie przekonało się, że wcale nie musi, bo są takie jednostki jak ja, które to robią nieustannie.
Czy nie obawiasz się konsekwencji prawnych?
W związku zawodowym zanim coś zrobimy, konsultujemy się z prawnikami. Nie jestem kimś, kto łamie prawo Nie mówię niczego, na co nie miałabym dowodów ani nie oskarżam pracodawcy o coś, co nigdy nie miało miejsca. Ja po prostu jestem człowiekiem, który bardzo angażuje się w to, co robi, i stara się traktować innych fair. Jeśli widzę, że druga strona nie jest wobec mnie w porządku, to najpierw próbuję to wyjaśnić na drodze dialogu. Kiedy widzę, że dialog nie jest podejmowany, nie pozostaje mi nic innego, jak walka o to, co należy się każdemu człowiekowi – szacunek i sprawiedliwość z nadzieją, że dzięki temu kultura pracy np. w Teleperformance zmieni się na lepsze.