Press "Enter" to skip to content

Nadzieja we wspólnocie

Społem! – to pod tym staropolskim zawołaniem ukształtował się w Polsce prężnie działający ruch spółdzielców. 

Dał nam przykład ruch spółdzielczy, jak zwyciężać mamy! Tym drobnym, nieco żartobliwym nawiązaniem do naszego hymnu pozwolę sobie zacząć ten tekst. Choć nawiązanie jest żartobliwe, ma w sobie  całkiem sporo prawdy – 847 spółdzielni, 493 tys. członków i 1652 sklepy to ogromna siła, którą w ramach ruchu spółdzielczego polskie społeczeństwo wykrzesało z siebie ponad 170 lat temu. Nasi przodkowie budowali je w odpowiedzi na porażki powstań i nieudanych walk niepodległościowych. 

Jakie wnioski możemy wyciągnąć z tego dzieła dzisiaj? Czy strajkujący na coraz większą skalę rolnicy, pracownicy zakładów i ofiary narastających kryzysów mogą z nich skorzystać w swoich walkach? To pytania, które należy sobie dziś zadawać.

Dawid i Goliat

Ciężkie mamy czasy — myśl ta, choć nieszczególnie odkrywcza, towarzyszy nam na co dzień. W sklepach mamy drożyznę, w składach węgla pustki, w ratach kredytów i rachunkach za energię astronomiczne kwoty — wymieniać można w nieskończoność. Informacje w mediach też nie poprawiają nastroju w tym trudnym dla nas wszystkich momencie. Co rusz słyszymy o kolejnych niedoborach, o hamowaniu gospodarki czy o wojnie toczącej się nieprzerwanie zaraz za wschodnią granicą. 

W tej kryzysowej rzeczywistości trudno nie poczuć się jak biblijny Dawid, któremu z samą tylko procą przyszło stawić czoła olbrzymiemu Goliatowi. Uczucie dobijającego braku sprawczości i nieuchronność, z jaką opowiadane są nam nadchodzące problemy, czyni perspektywę jakiegokolwiek rodzaju walki o lepsze jutro beznadziejną. Pasmo kryzysów wydaje się być nie do przerwania, a skoro nie mogą go zatrzymać nawet rządy, to co dopiero my jako jednostki? 

Mimo swojego tragizmu, emocje te wcale nie są nowe. Schyłek XIX-wiecznych romantycznych walk również nasuwał naszym przodkom podobne myśli. Choć byli oni świadomi niesprawiedliwości panujących realiów, doświadczeni porażkami powstań oraz będących ich konsekwencją represjami nie mogli już wierzyć w zmianę swojej rzeczywistości.

Świat w naszych rękach

Te reakcje na kryzys i towarzyszące im emocje wpisują się w pewien schemat. Istnieją w nim tylko dwa sposoby funkcjonowania: z jednej strony krytyka i walka ze złą rzeczywistością, a z drugiej akceptacja bądź wynikająca z beznadziei bierność. Skoro budzące naszą niezgodę realia nie dają się obalić samym tylko sprzeciwem, czy musimy więc pozostawać wobec nich bierni? Całe szczęście pozostaje nam jeszcze inna droga: budowa własnej alternatywy dla niesprawiedliwego porządku. Co taka koncepcja powinna oznaczać w praktyce? By ją zrozumieć, po raz kolejny cofniemy się do burzliwej historii naszego kraju.

Polscy robotnicy i chłopi, świadomi swego marnego położenia gospodarczego i politycznego, starali się uzupełniać braki sukcesów ważnych, choć niewystarczających strajków, rewolucji i powstań. W jaki sposób? Za przykład weźmy kwestię długów. W drugiej połowie XIX w. w polskich miastach, miasteczkach i wsiach, których mieszkańcom ciężar zaciąganych u lichwiarzy długów niejednokrotnie odbierał dorobek całego życia, jak grzyby po deszczu wyrosły demokratycznie zarządzane spółdzielcze kasy oszczędnościowo-pożyczkowe. Do wybuchu I wojny światowej w samej Galicji takich kas, zarządzanych i utrzymywanych przez członków spółdzielni, działało już 1397. Utrzymywały się one ze składek, a pożyczek chłopom i robotnikom udzielały na niski, uczciwy procent. Jest niesprawiedliwość – jest alternatywa tworzona przez ludzi równych i wolnych. 

Ten głęboko demokratyczny schemat działania powtarzany był także w innych obszarach, w których polski robotnik, chłop czy nawet mieszczanin nie miał szans na sprawiedliwe traktowanie. W świecie urządzonym przez zaborców ograniczony dostęp do handlu, środków produkcji, żywności czy oświaty pogłębiał istniejące nierówności, a ludność polską wpychał w bytową desperację. Niewątpliwy wpływ na poprawę tych stosunków miał polski ruch spółdzielczy, który spod strzech zadymionych galicyjskich chat, z drewnianych domów zubożałych mieszczan i z rodzącego się proletariatu Śląska i Królestwa wykrzesał ogromną ekonomiczną siłę. W całej Polsce zrodziła ona liczne spółdzielnie produkcyjne i spożywcze, spółdzielcze sklepy i hurtownie, a także instytucje oświatowe, które działały w myśl jasnych i trwałych zasad: otwartego członkostwa, demokratycznego zarządzania i sprawowania kontroli społecznej zgodnie z regułą  „jeden człowiek – jeden głos”, a także tolerancji religijnej i prowadzenia działalności społeczno-wychowawczej.

Taka działalność wybiegała poza logikę przeciwnych demokratycznym i socjalnym dążeniom polskiego społeczeństwa klasom posiadającym oraz ugrzęzłym w etniczno-wyznaniowych konfliktach konserwatystom i nacjonalistom. Działanie kooperatystów było myślą świeżą, niemożliwą do ujarzmienia w ramach gnijącego zaborczego porządku i nastawioną na rozwiązanie kwestii społecznych. W pewnym sensie, mimo pozytywnego charakteru swej pracy, idea spółdzielcza była i do dziś jest ideą rewolucyjną.

Renesans spółdzielczości

Tak było kiedyś. Dziś, choć niepozbawione miłośników, sklepy Społem w powszechnej świadomości funkcjonują raczej jako miejsca trącące myszką i nieatrakcyjne wobec nowoczesnych supermarketów. Niewielkie kooperatywy miejskie postrzegane są z kolei jako drogie, hipsterskie sklepy dla mieszkańców dużych miast, zaś o spółdzielniach mieszkaniowych nie sposób w ogóle wspominać w kategoriach spółdzielczości. Czy z tego ponurego pejzażu może się wyłonić nadzieja na nowe, lepsze jutro? Na skuteczny sposób walki z niesprawiedliwością?

Wątpiącym wcale się nie dziwię. Głęboko wierzę jednak, że na gruzach zbankrutowanego świata opartego na kapitalistycznym wzroście gospodarczym pojawia się nowa historyczna rola spółdzielców w Polsce i na całym świecie. Załamanie się światowych łańcuchów dostaw, kryzys klimatyczny, energetyczny i surowcowy dobitnie pokazał, że nieograniczony wzrost na zasadach rynkowych nie jest już możliwy. Wynikły z tych czynników kryzys kosztów życia skupia powszechną uwagę na gospodarce związanej z zaspokajaniem najważniejszych ludzkich potrzeb. Wiarę we wzrost i wynikające z niego aspiracje zastępuje troska o dach nad głową, porządny posiłek, ciepło czy nawet światło. To właśnie ta zmiana w sposobie myślenia o rzeczywistości stanowi fundament nowej spółdzielczości.

Dlaczego w czasie najwyższej od dekad galopady cen jesteśmy zmuszeni finansować marże koncernów i zyski inwestorów? Sklep spółdzielczy takiego pytania przed nami nie stawia –  działa bowiem nie dla zysku, lecz dla zapewnienia żywności i potrzebnych artykułów swoim członkom i członkiniom. Dlaczego mamy się godzić na represje wobec związków zawodowych i pracowniczej samoorganizacji? Spółdzielcza produkcja stanowi wspólne przedsięwzięcie tworzących ją pracowników i opiera się na szczególnym rodzaju współpracy między pracownikami a demokratycznie kontrolowanym i sprawozdającym się kierownictwem. Choć można by wymienić jeszcze wiele podobnych opozycji, warto podkreślić, że istnieją już inicjatywy oparte na zasadach przypominających filozofię spółdzielczości.

W Warszawie od lat szlaki przeciera Kooperatywa „Dobrze”, której członkowie w zamian za wpisowe i aktywne uczestnictwo w życiu spółdzielni mają głos w podejmowanych decyzjach dotyczących bieżącej działalności i rozwoju. Mogą oni także robić zakupy po preferencyjnych cenach. Spółdzielczość ma swoje znaczące sukcesy również w obszarze produkcji. Przykładem jest chociażby baskijska spółdzielnia Mondragon, która zatrudnia ponad 81 tys. pracowników w 257 przedsiębiorstwach i organizacjach w obszarze produkcji, handlu, finansów i edukacji na całym świecie.

Spółdzielcza transformacja

Doceniając historyczną rolę ruchu spółdzielczego, a także z nadzieją patrząc w jego przyszłość, należy pochylić się nad sposobami wprowadzenia jego idei w życie oraz wplecenia go na stałe w perspektywę nadchodzącej zielonej transformacji gospodarczej i odbudowy po kryzysie. Szalenie istotna będzie tu skuteczna współpraca między spółdzielcami a instytucjami państwa. Musimy bowiem pamiętać, że Polska jest krajem o niskim poziomie zaufania społecznego, silnie zakorzenionym micie konkurencji, a także uśmieciowionym i pełnym nadużyć rynku pracy, który skutecznie usuwa wizję demokratycznego zatrudnienia ze zbiorowej wyobraźni. 

Możliwe kierunki działania pokazują eksperci. Autorzy polskiego raportu „Spółdzielcza transformacja”, opracowanego przez zajmujący się tworzeniem nowoczesnych rozwiązań dla spółdzielczości zespół CoopTech Hub, sugerują inicjację procesu tworzenia spółdzielni przez samorządy we współpracy z wykwalifikowanymi organizacjami pozarządowymi. Taki model działania mógłby się doskonale sprawdzić np. w procesie sprawiedliwej transformacji regionów powęglowych, dając ich mieszkańcom nowe miejsca pracy w spółdzielniach energetycznych, termomodernizacyjnych, cyfrowych czy rekultywacyjnych. Działając w ten sposób, możemy stworzyć dobre praktyki i przykłady, które otworzyłyby zbiorową wyobraźnię na pracę spółdzielczą.

Ruszmy z posad bryłę świata!

Spółdzielczość nie jest więc ani utopią, ani reliktem przeszłości, lecz narzędziem wspólnego zaspokajania potrzeb, kierunkiem walki z niesprawiedliwością i fundamentem dla budowy równego, demokratycznego społeczeństwa. Jej idee mogą przywrócić siłę słabnącym społecznościom lokalnym, a w kryzysową bezradność w końcu wbić klin nadziei. Mogą też pomóc zbudować między nami większe zaufanie i nam, obywatelom i obywatelkom, stać się prawdziwą wspólnotą opartą na trosce o dobro wspólne. Tę moc możemy i powinniśmy wykorzystać. Z takim postanowieniem i wiarą bądźmy więc jak spółdzielcy, którzy w swym hymnie, napisanym przez Kazimierza Andrzeja Czyżewskiego w 1925 r., śpiewali dumnie:

Oto staje nas wolna gromada

Budowniczych tworzących swój świat,

W których złoty cielec już nie włada,

A nowego w nim życia tkwi ład.