Press "Enter" to skip to content

Na wirtualnym polu walki, czyli rosyjska wojna informacyjna

Chociaż wiedza o wojnie informacyjnej, operacjach wpływu i trollingu w mediach społecznościowych prowadzonych przez Rosję jest powszechna, wielu z nas nadal nie zdaje sobie sprawy ze skali zjawiska i jego konsekwencji. Jak Rosji udaje się oddziaływać na opinię publiczną w państwach zachodnich? Jak bronić się przed szerzoną przez nią dezinformacją?

Metody rosyjskiej gry dezinformacyjnej

Rosyjski szef sztabu generalnego Walerij Gierasimow w 2013 r. stwierdził, że pozamilitarne środki prowadzenia konfliktu w wielu przypadkach mogą być skuteczniejsze od siły militarnej. Zaproponował on stosowanie ich do podważania legitymacji rządu państwa docelowego w oczach jego ludności. Takie metody wymierzone są zarówno w populację, jak i w procesy decyzyjne. Kampanie w ramach wojny hybrydowej, tj. prowadzonej poprzez niekonwencjonalne środki, bez użycia siły militarnej, obejmują rozmaite formy dezinformacji czy propagandę, mające na celu kształtowanie przekonań ludności wybranego państwa. Elementem definiującym wojnę hybrydową jest skoncentrowanie się na aspektach psychologicznych oraz kulturowych w społeczeństwie przeciwnika. Dzieje się to niekoniecznie w tym samym czasie, co działania wymierzone w politykę i gospodarkę. W wojnie hybrydowej za cel obiera się przede wszystkim ludność danego kraju.

Rosyjska dezinformacja nie zawsze dąży do szerzenia nieprawdy, lecz czasem do podsycania już istniejących konfliktów w danym społeczeństwie, co prowadzi poszczególne osoby do radykalizacji własnych przekonań, a czasem nawet do przemocy fizycznej. Wysiłki te niekoniecznie skupiają się na jednej stronie w sporze, lecz wspierają obie skonfliktowane grupy, by doprowadzić do większych napięć. Dodatkowo Rosja zanieczyszcza dyskurs w kraju docelowym tak, aby wzbudzić wątpliwości co do obiektywnych faktów. Do tego celu używa fake newsów, często rozpowszechnianych przez tzw. trolle. Współczesny troll internetowy to anonimowa osoba, której celem jest wywołanie emocji u odbiorców poprzez propagowanie kontrowersyjnych treści w odpowiednim momencie. Troll ma na celu wprowadzanie do szerszej dyskusji perswazyjnych opinii w nadziei na zmianę kierunku myślenia odbiorców. Należy zaznaczyć, że jego opinie rzadko są oparte na faktach. Federacja Rosyjska w dziedzinie trollingu prowadzi niemal instytucjonalną działalność, a jej podstawą jest Agencja Badań Internetowych (ang. Internet Research Agency, IRA) w Sankt Petersburgu, znana również jako „trolle z Olgino” czy „rosyjska farma trolli”. Wydaje się, że jej najistotniejszym zadaniem jest destabilizacja europejskiej opinii publicznej i manipulowanie nią.

Cele rosyjskiej dezinformacji osiągane są nie tylko przy pomocy mediów społecznościowych. Rosja rozciąga ją bowiem także na własne społeczeństwo za pośrednictwem kontrolowanych przez państwo mediów, aby wzbudzić wątpliwości co do konkretnego wydarzenia. Wykorzystywała je np. do legitymizacji aneksji Krymu w 2014 r.

Największa rosyjska kampania dezinformacyjna 

Rosyjskiej strategii propagandowej rozgłos nadała operacja dezinformacyjna podczas amerykańskich wyborów w 2016 r. Choć jej wpływ na ich wynik często jest przeceniany, była to jedna z najszerzej zakrojonych kampanii propagandowych przeprowadzonych w internecie. Innowacją, która poruszyła wyobraźnię naukowców, prokuratorów, urzędników ds. bezpieczeństwa narodowego i komentatorów, było intensywne wykorzystywanie przez Rosję farm trolli. Podatność Stanów Zjednoczonych na tego typu zjawiska została ujawniona na długo przed samą kampanią. Pisarka Renée DiResta w zeznaniach przed Kongresem opowiedziała, jak w 2014 r. ISIS rozpoczęło szeroko zakrojoną działalność w mediach społecznościowych, mającą na celu wpływać na opinię publiczną w USA i w innych krajach.

Kampania dezinformacyjna podczas wyborów amerykańskich w 2016 r. była pierwszą tak ogromną akcją Rosji. Planowano ją na długo przed głosowaniem. W ramach gromadzenia danych wywiadowczych trolle IRA podawały się za amerykańskich wolontariuszy politycznych, aby zdobyć informacje na temat tego, jak skutecznie wpływać na amerykańskich wyborców, a 2 pracowników w ramach tych działań podróżowało nawet do Stanów Zjednoczonych. Podczas akcji gromadzenia danych teksański wolontariusz w internetowej dyskusji poinformował pracownika IRA, że kampania musi być skierowana do tzw. swing states, czyli takich, w którym szanse kandydatów na wygraną są wyrównane, ponieważ to właśnie w nich głosowanie będzie najbardziej napięte. 

W mediach społecznościowych stworzono konta fikcyjnych organizacji, takich jak: Secure Borders (skupiającej się na szerzeniu narracji antyimigracyjnych), Blacktivist (skoncentrowanej wokół ruchu Black Lives Matter) czy South United Heart of Texas (działającej w ramach konkretnego stanu, w tym przypadku Teksasu). Do tematów poruszanych przez trolle najczęściej należały np. Black Lives Matter, propolicyjność, imigracja, społeczność LGBT+, problemy weteranów wojennych czy prawo do posiadania broni. Należy wspomnieć, że produkowane treści, chociaż w większej części konserwatywne, były zróżnicowane i zdarzały się konta jednoznacznie promujące treści progresywne. Nietrudno zauważyć, że są to tematy najsilniej dzielące społeczeństwo w Stanach Zjednoczonych. Tym samym wykorzystywano istniejące już konflikty i kryzysy, a nie tworzono nowych.

IRA kupowała miejsce na amerykańskich serwerach za pomocą skradzionych tożsamości z kont PayPal i innych dostawców usług płatności cyfrowych. Trolle tworzyły fałszywe dokumenty identyfikacyjne i funkcjonowały na platformach społecznościowych pod tymi przybranymi tożsamościami. Główna kampania rozpoczęła się 6 kwietnia 2016 r. i trwała do wyborów w listopadzie 2016 r. Obejmowała ona kupowanie reklam w social mediach, organizowanie wieców online i rozpowszechnianie hashtagów. W okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory IRA wykorzystała popularność niektórych swoich kont i zorganizowała nawet rzeczywiste wiece w kilku stanach USA. W części przypadków trolle zachęcały aktywistów obu stron sporu do konfrontacji, tworząc w ten sposób potencjalnie wybuchowe spotkania, które łatwo dotarłyby do mediów głównego nurtu i wpłynęły na ówczesne dyskusje wokół wyborów.

Wojna informacyjna z Ukrainą

Rosyjskie wysiłki związane z dezinformacją dotyczącą Ukrainy, choć zintensyfikowały się po 2014 r., zaczęły się już dużo wcześniej. Niektóre tematy powtarzane przez propagandę podczas wojny w Donbasie – np. faszyzm wśród prozachodnich środowisk politycznych Ukrainy – sięgają co najmniej lat 90. Najbardziej interesujące są jednak próby destabilizacji Ukrainy od czasu odsunięcia Wiktora Janukowycza do teraz.

Protesty na Euromajdanie i zmuszenie prezydenta do rezygnacji z urzędu zapoczątkowały serię wydarzeń, których kulminacją była aneksja Krymu przez Rosję i długotrwały kryzys związany ze wspieranymi przez Kreml separatystami na wschodzie Ukrainy. W trakcie całego konfliktu Rosja intensywnie wykorzystywała dezinformację i nieprzerwanie robi to do dzisiaj. Działania te miały 3 cele: (1) zdyskredytowanie nowego ukraińskiego rządu na arenie międzynarodowej, (2) usprawiedliwienie działań na Krymie i (3) osłabienie międzynarodowej reakcji na rozwijający się konflikt. Wysiłki te obejmowały materiały, które przedstawiały upadek Janukowycza jako nielegalny zamach stanu (lub „faszystowską juntę”), Poroszenkę jako skorumpowanego i bezprawnego prezydenta oraz Ukrainę jako państwo upadłe, ale także bardziej ekstremalne fake newsy, które próbowały łączyć Ukrainę z Państwem Islamskim. 

Dezinformacja wokół pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 r. oznaczała eskalację długotrwałych operacji informacyjnych przeciwko temu państwu. Przeszła ona drogę od propagandy i rewizjonizmu historycznego – np. twierdzeń, że Krym „był zawsze rosyjski” – do fałszywych sugestii o zinfiltrowaniu ukraińskiego rządu przez neonazistów i teorii spiskowych o istnieniu ukraińsko-amerykańskich laboratoriów broni biologicznej. Wiele źródeł medialnych podaje, że konta na TikToku z dużą liczbą obserwujących były opłacane za wzmacnianie prorosyjskich narracji. Przed 24 lutego dezinformacja miała na celu demoralizację Ukraińców, stworzenie podziałów między Ukrainą a jej sojusznikami oraz poprawę wizerunku Rosji na arenie międzynarodowej.

Wiele fake newsów stworzonych przez rosyjskie trolle rozpowszechniło się także w Polsce. Największą popularność zyskały kłamstwa, jakoby masakra cywilów w Buczy w pierwszym miesiącu wojny została zainscenizowana, Ukraina sfingowała atak na szpital w Mariupolu 9 marca 2022 r., a rosyjskojęzyczni obywatele Donbasu byli ofiarami ludobójstwa. Rosyjska kampania w Polsce skupia się także na podsycaniu podziałów pomiędzy ukraińskimi imigrantami a Polakami. Wspiera ona narracje o Ukraińcach zabierających Polakom pracę i żyjących na koszt naszego państwa, a także o ich rzekomej roszczeniowości. W krajach zachodnich z kolei jedną z najpopularniejszych taktyk rosyjskich trolli jest rozpowszechnianie materiałów z dyskotek i klubów, w których (rzekomo) Ukraińcy dobrze się bawią, z podpisami umniejszającymi tragedii, jaką jest wojna. 

Walka z dezinformacją

Trolling internetowy tworzący dezinformację oraz wpływanie na opinię publiczną w innych państwach poprzez media społecznościowe to stosunkowo nowa metoda walki politycznej. Wiele rządów szybko rozpoczęło opracowywanie strategii na zwalczanie tego zjawiska. Władze Niemiec, Hiszpanii czy Litwy wspierają organizacje tzw. factcheckingowe, które mają za zadanie weryfikować informacje pojawiające się w internecie. Działają one aktywnie np. na Twitterze, gdzie do postów użytkownicy mogą dodawać notatki weryfikujące prawdziwość podawanych przez siebie informacji. Dodatkowo w czerwcu 2018 r. Rada Europejska powierzyła Wysokiemu Przedstawicielowi Unii do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa oraz Komisji Europejskiej zadanie przedstawienia do grudnia 2018 r. we współpracy z innymi państwami planu działania na rzecz skoordynowanej reakcji na dezinformację. W tym planie na uwagę zasługuje utworzony w marcu 2019 r. system wczesnego ostrzegania (RAS) w celu zapewnienia natychmiastowej reakcji na kampanie dezinformacyjne za pośrednictwem specjalnej infrastruktury technologicznej oraz wymiany informacji między państwami członkowskimi a Unią. 

Na tym polu aktywne jest również NATO, które uruchomiło programy analizujące przestrzeń informacyjną (np. Setting the Record Straight). Ich zadaniem jest wykrywanie trendów w dezinformacji oraz szybsze reagowanie i opracowywanie kontrujących ją treści. Niewątpliwie jednym z kluczowych elementów walki z fake newsami jest też współpraca rządów z portalami społecznościowymi. 

Kontrowersje wzbudza pojawiający się od pewnego czasu pomysł wprowadzenia kar za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. Czym tak naprawdę jest bowiem fake news? Czy może nim być wyrażanie swoich przekonań na jakiś temat, jeśli osoba, która nas sądzi, się z nami nie zgadza? Karanie za poglądy niezgodne z wyrażanymi przez rząd czy nawet przez większość społeczeństwa to praktyka bliska systemom autorytarnym i może być łatwo wykorzystana przeciwko oponentom politycznym. Żyjemy w krajach demokratycznych, nigdy jednak nie wiemy, czy wyborów nie wygra ktoś na tyle żądny władzy, by bez wysiłku wykorzystać takie kary do uciszania przeciwników. Robi to zresztą władza w samej Rosji – pozbawianie wolności za krytykę działań armii (np. popełniane przez nią zbrodnie wojenne) odbywa się właśnie pod pretekstem m.in. „zwalczania fake newsów”.

Problemem w walce z dezinformacją jest spadek zaufania społeczeństwa do dziennikarzy. Ile razy podczas rozmów przy rodzinnym stole słyszeliśmy, że nasza mama czy tata nie wierzą konkretnemu dziennikowi, stacji telewizyjnej czy portalowi informacyjnemu? Jeśli nie ufamy większości źródeł, weryfikacja informacji staje się niemożliwa. Do walki z dezinformacją potrzebne są rzetelne media i dziennikarze, którzy nie gonią za sensacją i skandalem, lecz skupiają się na obiektywnej informacji. Niestety tego rodzaju media funkcjonują coraz rzadziej.

Nadzieja na zmianę

Dezinformacja zalewa świat w nadzwyczajnym tempie, a społeczeństwo, przynajmniej na razie, ma niewiele narzędzi do obrony. To pokłosie powszechnego braku wiarygodności współczesnych mediów oraz dziennikarskiej pogoni za liczbą wyświetleń. Nadzieję dają skoordynowane na szczeblu międzynarodowym działania poszczególnych państw i ich współpraca z portalami społecznościowymi. Zaangażowanie rządów i organizacji pozarządowych dają szansę, że metody skutecznej walki z fake newsami już niedługo staną się rzeczywistością.