Wielka Brytania, kraj, w którym swoje miejsce znalazły setki tysięcy Polaków, ma też drugie oblicze: ogromne rozwarstwienie dochodowe i rzesze ludzi, którzy nie mogą sobie pozwolić na realizację choćby podstawowych potrzeb.
Jedna z największych światowych potęg gospodarczych (pod względem wartości produktu krajowego brutto Wielka Brytania zajmuje 6. miejsce na świecie i 2. w Europie, po Niemczech) ma ogromny problem społeczny, jakim jest ubóstwo. Zauważają go instytucje międzynarodowe, miejscowe media czy twórcy kultury. Oczy na rzeczywistość przymykają wyłącznie rządzący konserwatyści.
Znany z lewicowych poglądów reżyser Ken Loach w swoich filmach nadzwyczaj często powraca do kwestii ekonomicznych: do pracy na czarno (Riff-Raff), zaniedbanych dzielnic (Słodka szesnastka), pogarszania warunków zatrudnienia (Szukając Erica, Nie ma nas w domu) i dumpingu socjalnego (Polak potrzebny od zaraz). Największe wrażenie robi chyba jednak Ja, Daniel Blake, który porusza problematykę ubóstwa.
Banki żywności
Jedna z najistotniejszych scen w filmie związana jest z Bankiem Żywności. Ogromna kolejka ludzi czekających na pomoc, brak pieniędzy nawet na podstawowe potrzeby i wreszcie głód, który dosięga Katie, samotną matkę i główną bohaterkę – tak twórca przedstawia realia życia wielu Brytyjczyków.
Istniejąca na całym świecie instytucja charytatywna (w naszym kraju działa 27 filii zrzeszonych w Federacji Polskich Banków Żywności) zbiera jedzenie wycofane z obrotu, ale wciąż zdatne do spożycia i rozdziela je wśród potrzebujących. W Wielkiej Brytanii banki w większości należą do The Trussell Trust (około 50% z nich), zaś reszta działa na własną rękę pod auspicjami mniej formalnej Niezależnej Sieci Pomocy Żywnościowej (IFAN). Według statystyk sukcesywnie rośnie liczba osób korzystających z tego rodzaju pomocy. W 2018 r. w Zjednoczonym Królestwie było to ok. 658 tys. osób, podczas gdy rok później już ponad 823 tys. Aż 94% beneficjentów banków żywności doświadczało „prawdziwej nędzy”, 23% było bezdomnych, 66% miało problemy z uzyskaniem przysługujących im świadczeń społecznych, 40% długi, blisko 50% problemy psychiczne, a 22% to rodzice samodzielnie wychowujący dzieci. Po wybuchu epidemii koronawirusa padł kolejny niechlubny rekord: gwałtownie wzrosła liczba osób korzystających z pomocy organizacji charytatywnych, w tym zwłaszcza wśród rodzin z dziećmi (w ciągu 2 ostatnich tygodni marca 2020 r. zanotowano wzrost zapotrzebowania na paczki od The Trussell Trust, o czym poinformowała ta instytucja w raporcie).
Funkcjonowanie tak szerokiej sieci organizacji pomocowych to tylko jeden z dowodów na skalę ubóstwa, która dotyka rzesze brytyjskiego społeczeństwa. Według raportu sporządzonego przez brytyjski Kongres Związków Zawodowych blisko 2,9 mln dzieci w Zjednoczonym Królestwie jest więźniami biedy (wzrost o prawie 800 tys. w ciągu dekady). Co ważne, ich rodzice często mają pracę, ale cięcia świadczeń społecznych, bardzo powolny wzrost wynagrodzeń, wysokie koszty utrzymania i niepewność zatrudnienia powodują, że niezwykle ciężko zachować im dotychczasowy poziom życia. Sekretarz generalna brytyjskiej Federacji Związkowej Frances O’Grady opisała to dość jednoznacznie podkreślając, że miliony brytyjskich rodziców walczą o podstawy – o wyżywienie i ubranie swoich dzieci. Zaapelowała przy tym o możliwie szybkie podwyższenie płacy minimalnej.
Stolica biedy
Wysokie czynsze w Londynie powodują, że główne brytyjskie miasto staje się miejscem, w którym bieda dotyka aż 25% populacji. Według Poverty Profile nie pomaga w tym stałe zatrudnienie (aż 58% osób w trudnej sytuacji ma pracę). Wzrost opłat za mieszkanie dotknął większość londyńczyków, lecz szczególnie poszkodowaną grupą okazują się mieszkańcy lokali socjalnych, za które czynsz w ciągu ostatnich 5 lat wzrósł średnio o 30%. Jak mówią badania, statystyczna dorosła osoba cierpiąca z powodu ubóstwa zarabia tygodniowo – po odliczeniu podatków oraz kosztów mieszkania – mniej niż 144 funty, a średnia 4-osobowa rodzina ma mniej niż 347 funtów na pozostałe koszty życia.
W jednym z największych miast w Europie trudno liczyć na zdobycie taniego mieszkania. Średni czynsz przekracza nawet 1,8 tys. funtów, a ceny nieruchomości wzrosły czterokrotnie w ciągu ostatnich 20 lat. W analogicznym okresie płace podniosły się nieznacznie. Najbiedniejsze 50% londyńczyków posiada zaledwie 5% bogactwa metropolii, podczas gdy jego najbogatsi mieszkańcy dysponują majątkiem wynoszącym ponad połowę dochodów tam generowanych. Bez szczególnych skrupułów o Londynie można mówić nie tylko jako o stolicy państwa, lecz także jako stolicy brytyjskiej biedy.
Ubóstwo a mniejszości etniczne
Podobnie jak w innych krajach Europy Zachodniej, w Wielkiej Brytanii istnieje zjawisko systemowego rasizmu. Mniejszości etniczne i rasowe często mają utrudniony dostęp do świadczeń społecznych i rynku pracy, a poziom marginalizacji, biedy i wykluczenia bywa w tych grupach znacznie większy niż w całości populacji.
Zjawisko to zbadała Joseph Rowntree Foundation. Okazuje się, że największy poziom biedy występuje wśród obywateli brytyjskich o korzeniach bengalskich (65%), pakistańskich (55%) i wśród czarnych Afrykańczyków (45%). Znacznie niżej plasują się w tej klasyfikacji czarnoskóre osoby z Karaibów (30%), Hindusi (25%) i „inni biali” (25%). Wszyscy zostawiają jednak daleko w tyle białych Brytyjczyków – biedy doświadcza 20% z nich. Niezależnie od wieku, typu rodziny i jej statusu zawodowego wśród osób pochodzących z mniejszości zachodzi większe prawdopodobieństwo popadnięcia w biedę niż dla przeciętnego białego Brytyjczyka. Szczególnie mocno bieda dotyka przedstawicieli mniejszościowych grup etnicznych w centralnym Londynie (aż 70% biednych na tym terenie to osoby z mniejszości, podczas gdy w peryferyjnych dzielnicach miasta to 50% ubogich) oraz w regionach English North i Midlands.
Status społeczny mniejszości etnicznych doprowadził także do tego, że grupy te zostały bardzo mocno dotknięte COVID-19. Fakt, że społeczność BAME (czarni, Azjaci, osoby z Bliskiego Wschodu) padła ofiarą koronawirusa w tak zauważalny sposób (wystarczy wspomnieć o Somalijczykach w londyńskiej dzielnicy Brent czy o mieście Leicester z obecną w nim azjatycką większością, gdzie wciąż nie zniesiono większości ograniczeń związanych z rozprzestrzenianiem się choroby) w niewielkim stopniu jest związany z uwarunkowaniami biologicznymi, zaś w dużo większym z jej sytuacją ekonomiczną. To jej członków najczęściej dotyczą wszystkie aspekty charakteryzujące ubogiego w Wielkiej Brytanii – pracują w zawodach, które wymagają kontaktu z innymi ludźmi (pracownicy restauracji i fast-foodów, taksówkarze, kasjerzy itd.), mieszkają w gęsto zaludnionych miejscach, a ich nawyki żywieniowe należą, z uwagi na brak czasu i możliwości finansowe, do nieszczególnie zdrowych.
Interwencja ONZ
W 2019 r. Wielka Brytania jako jeden z niewielu krajów Europy Zachodniej (wcześniej dotyczyło to tylko Irlandii w 2011 r.) doczekał się oficjalnej misji Organizacji Narodów Zjednoczonych, która miała za zadanie zbadać w nim kwestię ubóstwa.
Według Philipa Alstona, specjalnego wysłannika ONZ, Zjednoczone Królestwo od 2010 r. przeprowadza motywowane ideologicznie, a nie merytorycznie cięcia w systemie świadczeń społecznych i w usługach publicznych, mające tragiczne konsekwencje. Ekspert w listopadzie 2018 r. przez 12 dni odwiedzał brytyjskie miasta (Belfast, Bristol, Cardiff, Edynburg, Essex, Glasgow, Londyn oraz Newcastle). Na zwołanej po tym objeździe konferencji prasowej stwierdził, że zauważył ogromne obszary nędzy i wielu ludzi, którzy mają poczucie, że zawiódł ich system, że istnieje on tylko po to, żeby ich karać, a nie wspierać.
Wśród spraw, którymi zainteresował się ekspert, był m.in. pożar w wieżowcu Grenfell Tower w 2017 r. Spłonęło wtedy kilkudziesięcioro ubogich lokatorów, zaś kilkuset straciło dach nad głową z powodu katastrofy, do której doprowadziło oszczędzanie na systemie zabezpieczeń przeciwpożarowych zastosowane przez samorząd londyńskiej dzielnicy Kensington. Biedni okazali się tymi, na których najłatwiej oszczędzać.
Australijski profesor twierdził, że w jednym z najbogatszych państw świata wielokrotnie słyszał ludzi deklarujących, że muszą wybierać między opłaceniem ogrzewania a kupnem jedzenia, o dzieciach idących do szkoły bez śniadania i lawinowo rosnącej liczbie bezdomnych. Jego opinię stanowczo odrzucili jednak rządzący w Wielkiej Brytanii politycy Partii Konserwatywnej. Według władz końcowe tezy ONZ-owskiego raportu były ledwie wiarygodne, a 95 mld funtów, które rządzący wydali na świadczenia społeczne tylko potwierdza, że temat skrajnego ubóstwa traktuje wyjątkowo poważnie.
Ubóstwo żywnościowe problemem zdrowotnym
Według Environmental Audit Committee (EAC) rosnąca w całym kraju niepewność żywnościowa, której poziom, szczególnie wśród dzieci, należy do najgorszych w Europie, może prowadzić do istotnego kryzysu zdrowotnego. Zdaniem grupy rządowy program walki z nadwagą w ogóle nie uwzględnia tego problemu. W raporcie stworzonym przez EAC wskazano na konieczność powołania oddzielnego ministerstwa zajmującego się głodem, a także lepszej współpracy i koordynacji działań poszczególnych instytucji państwowych, które mogą mieć wpływ na zmiany w tej dziedzinie.
Przewodnicząca komitetu, deputowana Mary Creagh, stwierdziła, streszczając dokument, który współtworzyła, że 1 na 5 dzieci poniżej 15. roku życia mieszka w domu, gdzie nie może być pewne, że zje pełnowartościowy posiłek. Jak dodała, łączy się to często z medialnymi atakami na osoby pobierające świadczenia społeczne.
Tak między innymi wygląda spuścizna polityki gospodarczej rządu Margaret Thatcher i innych ekip konserwatywnych, a potem także New Labour Tony’ego Blaira, która doprowadziła do tego, że drastycznie ograniczano jakąkolwiek interwencję państwa, a postrzeganie biednych jako „nierobów” i „obiboków” niestety głęboko wniknęło w świadomość szerokich mas społecznych.
Co ciekawe, poziom zagrożenia ubóstwem podobny do Wielkiej Brytanii wykazuje również Grecja czy kraje Europy Wschodniej, jak Rumunia i Bułgaria. Polska co prawda w niechlubnych statystkach zajęła niższe miejsce (w 2018 r. liczba osób zagrożonych ubóstwem wśród pełnoletnich pracowników wyniosła w naszym kraju 9,7%, co oznacza spadek o 1,8% w stosunku do 2008 r., kiedy Eurostat po raz ostatni prowadził takie badania), jednak jest to w znacznym stopniu związane z emigracją zarobkową (paradoksalnie, przede wszystkim do Wielkiej Brytanii). Zdaniem instytucji europejskich najlepiej z problemem biedy radzą sobie Czesi, kraje skandynawskie oraz Beneluks, czyli tam, gdzie nie kopiuje się automatycznie wszystkich pomysłów anglosaskiej, neoliberalnej odmiany kapitalizmu.