Press "Enter" to skip to content

Ciemna strona filantropii

Filantropia miliarderów budzi zachwyt w mediach, a kwoty przeznaczane na cele charytatywne mogą wydawać się ogromne. Warto jednak pamiętać, że stanowią one jedynie niewielki promil majątku darczyńców. Może lepiej, by zamiast działalności charytatywnej miliarderzy uczciwie płacili podatki?

Jednym z nieoczekiwanych efektów pandemii wirusa SARS-CoV-2 był fakt, że na okładkach gazet jeszcze częściej zaczęli gościć miliarderzy. Media rozpisywały się o dobroczynności filantropów, którzy przekazują swoje majątki na walkę z wirusem. Fundacja Billa i Melindy Gates przeznaczyła na ten cel setki milionów, które częściowo zostały skierowane do amerykańskiej agencji Centers for Disease Control and Prevention i Światowej Organizacji Zdrowia, częściowo zaś trafiły do Chin, Azji Południowej i Afryki. Jeff Bezos, właściciel Amazona, którego majątek – jak wskazuje raport Billionaire Bonanza – podczas epidemii wzrósł o ponad 40 mld dolarów, założył specjalny fundusz pomocowy dla swoich pracowników, którzy w wyniku pandemii znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Również w Polsce media ochoczo donosiły, że fundacja Dominiki Kulczyk przeznaczyła bezprecedensową w historii Polski prywatną darowiznę w wysokości 20 mln zł na zakup sprzętu medycznego dla szpitali. Za te środki zakupiono 2,5 mln masek, 100 tys. kombinezonów, gogli i przyłbic. 15 kwietnia w Porcie Lotniczym Poznań-Ławica wylądował pierwszy z czterech samolotów przewożących 57 ton sprzętu dla polskich szpitali. Dziennikarze i komentatorzy prześcigali się w pochwałach dla prywatnej dobroczynności, stawiając miliarderów o dobrym sercu za wzór do naśladowania, kontrastowany z nieudolnym państwem z dykty, które nie było w stanie poradzić sobie z kryzysową sytuacją. Czy jednak naprawdę powinniśmy bić pokłony przez filantropią miliarderów?

W Rankingu Wprost „50 najbogatszych Polek” Dominika Kulczyk zajmuje pierwsze miejsce, a jej majątek szacuje się na 9 mld zł. Spójrzmy więc na dobroczynność miliarderki z odpowiedniej perspektywy – 20 mln z 9 mld to nieco ponad 2‰. Gdy przełożymy ten odsetek na bardziej wyobrażalne liczby – dla przykładu na majętność przeciętnego 30-latka w Polsce, która, jak wskazują szacunki NBP, wynosi mniej więcej 150 tys. zł – zobaczymy, że 2‰ z tej kwoty to 300 zł. Taka jest skala wyrzeczenia, jakie podjęła dla społeczeństwa Dominika Kulczyk. Oczywiście, 20 mln to ogromna kwota, lecz wynika wyłącznie z tego, jak niewyobrażalnie bogaci są miliarderzy w XXI w. – jak wyliczał na łamach Krytyki Politycznej Marcin Gerwin, dziesięć najbogatszych osób w Polsce posiada tyle, co 6,8 mln najuboższych.

Główny problem z filantropią nie polega jednak na tym, że miliarderzy rozdają za mało. Rzecz w tym, kto tak naprawdę funduje odruchy serca, o których rozpisuje się prasa.

Skąd się biorą miliardy?

W ubiegłym roku zakończył się proces przeciwko Bronisławowi Wildsteinowi wytoczony w 2014 r. przez Jana Kulczyka. Wygrał go Wildstein, a powodowie mieli zapłacić koszty procesowe, honorarium oraz wydatki adwokata w wysokości około 8 tys. zł. Kulczykowie jednak nie zapłacili, a komornik nie był w stanie ściągnąć z miliarderów kilku tysięcy, bo okazało się, że na polskich kontach nie mają nawet złotówki. Ostatecznie pieniądze wpłacili w dniu publikacji tekstu, w którym Wildstein ujawnił całą sprawę. Gdzie Kulczykowie trzymają swoje pieniądze? W rajach podatkowych, takich jak Luksemburg, dzięki czemu mogą skutecznie okradać Polki i Polaków nie płacąc należnych podatków.

To właśnie w Luksemburgu 4 lata temu doszło do transakcji pomiędzy Kulczyk Investments a AB InBev – firma polskich miliarderów za nieco ponad miliard funtów (wówczas ok. 5,69 mld zł) sprzedała akcje piwnego giganta SABMiller. Zgodnie z polskim prawem, gdy kupujemy na giełdzie akcje, których wartość rośnie, a następnie chcemy je sprzedać, musimy zapłacić 19-procentowy podatek od zysków kapitałowych (tzw. podatek Belki). Tak by się stało, gdyby akcje zostały sprzedane przez firmę zarejestrowaną w Polsce. 19% podatku z 4 mld zł (tyle mniej więcej wynosił zysk na akcjach) to 760 mln zł, które nie trafiły – choć powinny – do polskiego Urzędu Skarbowego. W taki właśnie sposób, dzięki armii doradców podatkowych i prawników korporacyjnych, miliarderzy okradają swoje własne kraje. Ironii dopełnia fakt, że kilka tygodni przed sprzedażą Sebastian Kulczyk na debacie Pulsu Biznesu mówił piękne słowa o patriotyzmie gospodarczym.

Ile sprzętu medycznego można było kupić za 760 mln zł? To 38-krotność drobnej darowizny na rzecz walki z koronawirusem, którą w świetle kamer przekazywała Dominika Kulczyk. O ilu takich transakcjach nie wiemy i nigdy się nie dowiemy? Na ile miliardów rocznie okradają Polki i Polaków miliarderzy? Jak wskazuje opublikowany w ubiegłym roku raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego Horyzont optymalizacji – geneza, skala i struktura luki w podatku CIT, szacuje się, że w latach 2015–2017 korporacje okradły państwo polskie na kwotę od 58 do 90 mld zł (pisał o tym na naszych łamach Paweł Miech). To tak zwana luka CIT, czyli różnica pomiędzy kwotą, która powinna wpłynąć do skarbu państwa z tytułu podatku dochodowego od osób prawnych, a kwotą, która wpłynęła do niego w rzeczywistości. Luka ta jest bezpośrednio związana z unikaniem opodatkowania poprzez rejestrowanie fikcyjnych spółek w rajach podatkowych i pranie w nich pieniędzy.

Podobnie jak polscy miliarderzy postępuje Jeff Bezos, najbogatszy człowiek na świecie, który jedną ręką powołuje do życia fundusz na rzecz wspierania pracowników i pracownic Amazona borykających się z problemami finansowymi w wyniku pandemii, a jednocześnie, jak wskazuje Institute on Taxation and Economic Policy, w 2018 r. nie zapłacił nawet jednego centa podatku federalnego w Stanach Zjednoczonych.

Nie są to wyjątki, lecz reguła, o czym świadczą liczne afery ujawniające, jaka część miliarderów, polityków i celebrytów ukrywa swoje majątki w rajach podatkowych (LuxLeaks, Panama Papers itd.). Okazuje się również, że fundacje charytatywne to nie tylko element medialnego spektaklu, który ma na celu rozpowszechnianie obrazu bogatych dobroczyńców – bardzo często służą one bezpośrednio unikaniu opodatkowania. W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje osobna kategoria fundacji charytatywnych (tzw. Donor-Advised Charity Funds) powoływanych zwykle przez miliarderów, którzy z ich pomocą korzystają z rozmaitych ulg podatkowych, a jednocześnie nie są zobligowani do wydatkowania zgromadzonych na kontach fundacji środków. Stanowią one coś w rodzaju zapasowego konta, na które można przelać część pieniędzy, od których nie trzeba płacić należnych podatków. Jak wskazywali autorzy i autorki raportu Billionaire Bonanza, na takich kontach znajduje się dziś 120 mld dolarów.

Filantropia a globalny kapitalizm

Na filantropię często spogląda się z perspektywy walki miliarderów z globalnym ubóstwem, kryzysami humanitarnymi czy chorobami, które zabijają miliony osób każdego roku. To na tym polu z zapałem działają Bill i Melinda Gates, którzy z przejęciem i zaangażowaniem mówią o celu swojej działalności – świecie bez malarii, ubóstwa czy głodu. Istnieje jednak jakościowa różnica pomiędzy przyczynami, które leżą u źródła wymienionych problemów, a lekarstwami, jakie na nie przypisujemy. Pierwsze z nich mają charakter systemowego wyzysku krajów ubogich przez kraje bogate poprzez odpływ kapitału, eksploatację i wywóz surowców naturalnych, mechanizmy kredytowe czy wyzysk taniej siły roboczej. Recepty z kolei są punktowe i przygodne – wynikają z odruchu serca, sprowadzają się do transferów drobnych kwot, które nie są w stanie w żaden sposób zrekompensować tragicznych skutków systemowej przemocy.

Przepływy pomiędzy krajami bogatymi a ubogimi prześledzili w 2016 r. badacze z amerykańskiego Global Financial Integrity i Centre for Applied Research w Norweskiej Szkole Ekonomii. Wynikało z nich że w 2012 r. – ostatnim, dla którego mamy dane – do krajów ubogich wpłynęły ponad 2 bln dolarów zza granicy w formie m.in. pomocy międzynarodowej, inwestycji zagranicznych, przepływów handlowych czy transferów od migrantów. W tym samym czasie jednak ponad dwukrotnie więcej – około 5 bln – przepłynęło w przeciwnym kierunku. Innymi słowy: w ujęciu netto z krajów ubogich do krajów bogatych przepłynęły 3 bln dolarów. Gdy spojrzymy na okres od 1980 do 2012 r., odpływ ten szacuje się na 26,5 bln dolarów – to mniej więcej tyle, ile wynosi PKB Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej.

Transfery te śledzi Jason Hickel w doskonałej książce The Divide. Część z nich stanowi spłata zadłużenia zagranicznego – ubogie kraje płacą mniej więcej 200 mld rocznie w samych odsetkach, zwykle od długów wielokrotnie już spłaconych, zaciągniętych przez dyktatorów, które w tej chwili spłacają głodujące społeczeństwa. Inna kategoria to zyski z inwestycji zagranicznych (500 mld rocznie), z których znaczna większość nie jest reinwestowana na miejscu, a trafia z powrotem do krajów bogatych. To, dla przykładu, zakończone katastrofą ekologiczną wydobycie nigeryjskiej ropy, w które inwestował zarówno Shell, jak i Kulczyk Investments. To również opłaty za patenty, które płyną w kierunku krajów najbogatszych – 60 mld rocznie. Największa część przepływów to odpływ kapitału – przez nierównowagę w bilansie płatniczym pomiędzy krajami ubogimi a bogatymi z tych pierwszych odpływają 973 mld dolarów każdego roku, zaś kolejne 875 mld – w wyniku unikania opodatkowania przez międzynarodowe korporacje.

Osobną kwestią (której nie ujmuje się w tych obliczeniach) jest tzw. nierównoważna wymiana, tj. niedowartościowanie dóbr i usług sprzedawanych przez kraje znajdujące się w gorszej pozycji negocjacyjnej niż ich zachodni „partnerzy”. Mowa tu na przykład o przemyśle tekstylnym, który zleca produkcję ubrań za stawki, za które szyje się je w półniewolniczych warunkach w najuboższych krajach Azji Południowo-Wschodniej. Choć trudno o rzetelne dane na ten temat, szacuje się, że w połowie lat 90., w okresie kluczowym dla transformacji i deregulacji krajów rozwijających się, globalne południe mogło tracić nawet 2,66 bln dolarów (w parytecie z 2015 r.) na skutek nierównoważnej wymiany w handlu międzynarodowym.

Co zamiast filantropii?

Każdego roku z krajów najuboższych wypływają 3 bln dolarów. To 24 razy więcej niż roczne przepływy całej pomocy międzynarodowej, która płynie w ich kierunku. Na tym polega kluczowy problem z całym przemysłem filantropijnym – miliarderzy są miliarderami, bo biorą udział w systemowym wyzysku krajów ubogich, dzięki któremu gromadzą swoje fortuny. Następnie, w błysku fleszy, rozdają ułamek tego, co zarobili, domagając się pochwał i pokłonów. Zamiast kłaniać się miliarderom, pytajmy ich, gdzie płacą podatki, ile płacą swoim pracownikom, jak dbają o regiony, w których inwestują i czy wiedzą, na czym zarabiają spółki, których akcje mają w swoich portfelach. Ile osób każdego roku umiera w wyniku katastrof ekologicznych, które wywołuje ich działalność w odległych regionach świata?