Stołówka zakładowa miała z założenia realizować ważne cele społeczne: zapewniać racjonalność żywienia, czyli wpływać na stan zdrowia ludności, upowszechniać prawidłowe wzorce odżywiania, podwyższać wydajność pracy i stwarzać możliwości emancypacji, szczególnie dla kobiet.
Jedną z zasad do zmiany będzie na pewno ekonomia. Uświadomiliśmy sobie, że dzięki niej mamy w społeczeństwie sporo agresji, rywalizacji, nierówności i chciwości. Dzisiaj widzimy, że za jej pomocą możemy wyniszczyć całe populacje, zniszczyć przyrodę i miasta – ekonomia jawi się niemal jako działania militarne.
Nasze życie zależy od energii pobieranej z jedzenia. Jest to prawo przynależne każdemu, tu chodzi o równość. Aby przeżyć i uczynić nasze życie dobrym i bezpiecznym musimy zmienić wiele zasad, nie naruszając wartości takich jak równość, wolność, solidarność, troska i współobecność ludzi.
Gdzie Polacy jedzą?
Z raportu Polska na Talerzu 2019 – przygotowanego na podstawie badania opinii publicznej i przeprowadzonego na zlecenie sieci hurtowni MAKRO Polska – wynika, że zdecydowana większość polskich konsumentów chętnie jada poza domem. Nawet 93% badanych korzysta z lokali gastronomicznych. To pokazuje, że coraz więcej osób chętnie jada poza domem i to zjawisko nie dotyczy tylko dużych miast. Z jednej strony w codziennym zabieganiu posiłek „na mieście” to proste i praktyczne rozwiązanie, a z drugiej także przyjemność – bo ludzie przychodzą do lokali gastronomicznych przede wszystkim z powodów społecznych. Najczęściej odwiedzanymi lokalami gastronomicznymi są pizzerie oraz restauracje typu fast food. Tylko co piąty Polak stołujący się poza domem wybiera bary mleczne.
Od wieków wiemy, że kto kontroluje jedzenie, ten ma władzę. Żywienie ludzi było od zawsze największym koszmarem rządów, więc kiedy wraz z koleją żelazną i rewolucją przemysłową pojawiły się firmy chętne zarabiać na jedzeniu, politycy z wielką radością oddali im kontrolę. Potem zaplecze żywnościowe, tj. uprawy oraz hodowle i rzeźnie wyprowadzono poza miasta. Od tego czasu, produkcja jedzenia stała się niewidoczna dla ludzi. Utraciliśmy obywatelską kontrolę nad tym, jak produkujemy jedzenie i co jemy.
Żywienie ludzi jest polityką i ideologią
Jedzenie oraz wszystkie procesy związane z przetwarzaniem żywności są nośnikiem kultury, a co za tym idzie także ideologii. To, jak przygotowujemy potrawy i kto je przygotowuje, co jemy, jak wytwarzamy produkty, nawet to, jak nakrywamy do stołu, mówi o naszej przynależności kulturowej, społecznej i klasowej. Można powiedzieć, że w temacie jedzenia jak w soczewce skupia się cała nasza kultura i kondycja społeczno-polityczna.
Marta Dymek, (autorka książek, programów kulinarnych oraz najpopularniejszego polskiego bloga poświęconego kuchni wegańskiej Jadłonomia.com) jako obserwatorka, ale również i uczestniczka dyskusji o jedzeniu, ma spore wątpliwości, również wobec siebie, na ile w tych dyskusjach dostrzega się problem klasy ekonomicznej. Czasem to całe gotowanie jest wymyślaniem dla osób sytych, zamożnych i znudzonych wygodnym życiem. Możemy sobie pozwolić na wszystkie komosy ryżowe, mleka kokosowe do curry, zapominając o tym, ile te rzeczy kosztują, nie tylko pieniędzy, ale i czasu. Trzeba je nie tylko zdobyć, ale też wyposażyć się w wiedzę, znawstwo. Dysponować kapitałem przypraw, ale też kapitałem ekonomicznym i symbolicznym.
Jak wykazywał Pierre Bourdieu (francuski socjolog, antropolog, filozof), gust kulinarny nigdy nie jest w pełni dobrowolnego ani też neutralnego wyboru, ale wynika z przynależności klasowej tzn. jaki zawód ktoś wykonuje, na podstawie jakiego wykształcenia i z jakiej rodziny pochodzi. Dobrze prosperująca stołówka jest zalążkiem ustroju, systemem w miniaturze – mówił Włodzimierz Ilicz Lenin, radziecki socjalista. Żywienie zbiorowe, według niego i jemu współczesnych jest tak ważne, bo po pierwsze: kobieta zostaje wyzwolona z kieratu domowego, po drugie racjonalniej i oszczędniej gospodaruje się zasobami takimi jak: woda, czas, energia oraz pieniądze. Po trzecie w końcu; uzyskany w ten sposób czas wolny można poświęcić na własny rozwój. Społeczeństwo, które żywi się w stołówkach, żyje pełniejszym życiem.
Stołówki, bary mleczne pomagają przetrwać kryzysy
Sprawy stołówek szkolnych i zakładowych czy jadłodajni, czyli miejsc zbiorowego, taniego żywienia nie podjęto w ankiecie. Choć nadal działają, postrzegane są obecnie jako symbol minionych czasów – komunistycznego dziedzictwa PRL. Były ważnym zjawiskiem społecznym i nie wiadomo dlaczego, traktuje się je jako gorsze w łańcuchu żywienia zbiorowego. Co innego restauracje, z bogatą kartą dań, zawsze atrakcyjnie urządzone i odwiedzane przez znane osoby. O stołówkach zaś mówi się przypadkiem – przy okazji wspomnień z wyjazdów kolonijnych młodzieży szkolnej, wczasów pracowniczych i serwowanych obiadów podczas długiej przerwy w szkołach. W społecznej wyobraźni są również obecne, dzięki historykom dziejów najnowszych, gdy omawiane są strajki robotnicze, np. Stoczniowców w 1980 roku i podpisanie porozumień sierpniowych w Gdańsku. Bary mleczne zaś, traktowano jako tło do pokazania absurdów systemu czasów PRL – znanym i nadal powielanym obrazem baru mlecznego są sceny z filmu Stanisława Barei pt. „Miś”, gdzie posiłek w warszawskim barze spożywany jest łyżkami przytwierdzonymi do łańcuchów z misek przykręcanych do stołów.
Jak widać, tanie miejsca żywienia zbiorowego nie były wyszukanym i pobudzającym wyobraźnię tematem. Obecnie, po transformacji ustrojowej, w gospodarce wolnorynkowej na fali mody i fascynacji minionymi czasami, szczególnie bary mleczne wracają do łask, stając się schronieniem i czasami jedyną alternatywą dla szukających ciepłego posiłku za małe pieniądze. W ostatnim czasie przeszły do kategorii kultowych „miejscówek”. W Bielsku-Białej do tej pory funkcjonuje bar mleczny Pierożek – lubiany i chętnie odwiedzany, jak wynika z komentarzy bywalców. Bardzo możliwe, że będziemy zmuszeni pomyśleć o miejscach żywienia zbiorowego, jak o miejscach, które pozwolą przetrwać ludzkości nadchodzące globalne kryzysy: nierówności społecznych, brak pracy, przeludnienia, degradacja środowiska naturalnego, brak wody. Tak jak pomogły przetrwać wielu osobom głód i niedożywienie w czasach wojen i powojennych.
Żywienie zbiorowe – co to jest?
Sposób, w jaki w Polsce wprowadzano myśl o żywieniu zbiorowym, opierał się na wzorach zastosowanych z powodzeniem w Związku Radzieckim i europejskich państwach tzw. Bloku Wschodniego. Polegało ono na umasowieniu żywienia działającego w systemie zamkniętym tj. właśnie w stołówkach robotniczych, zakładowych, stołówkach szkolnych, jadłodajniach potem także w systemach otwartych tzn. w barach szybkiej obsługi i barach mlecznych. Idea umasowienia stołówek opierała się na przekonaniu o konieczności pogłębionej integracji z zakładem pracy i kolegami_żankami poprzez wspólnie spożywanie posiłków. Stołówka zakładowa miała z założenia realizować ważne cele społeczne: zapewniać racjonalność żywienia, czyli wpływać na stan zdrowia ludności, upowszechniać prawidłowe wzorce odżywiania, podwyższać wydajność pracy i stwarzać możliwości emancypacji, szczególnie dla kobiet. Bardzo popularna polska komedia z roku 1955 pt. Irena do dom” świetnie pokazuje, jak dużą rolę w procesie emancypacji kobiet odgrywały zakładowe stołówki.
Utopia w myśleniu o jedzeniu
Carolyn Steel, architektka i filozofka jedzenia, autorka książki Hungry City dostarcza ciekawą perspektywę myślenia o naszej przyszłości. Uważa, że utopijne dywagacje o jedzeniu jest najlepszą tradycją myślenia o świecie tj. myśleniem wielowymiarowym i wszechstronnym. To w końcu utopiści (tego uczą nas chociażby Epikur i epikurejczycy – bycia tu i teraz, docenienia spraw najważniejszych i prostych, subtelnych przyjemności. Ich filozofia ma wiele wspólnego z jedzeniem – z przyjemnością zaspokojenia głodu, bez końca opisują jedzenie, bo w tworzeniu każdego społeczeństwa fundamentalne jest pytanie, jak je wyżywić. Dlatego też, sama, skupia się na nim oraz na przestrzeni ukształtowanej właśnie przez jedzenie. Najwyższa pora, aby zacząć zadawać sobie wielkie pytania, czym jest dobre życie i co daje nam szczęście? – mówi Carolyne Steel. I dalej – globalny kapitalistyczny ład trzeszczy i wali się na naszych oczach. Katastrofa klimatyczna już się wydarza, obserwujemy jak przebiegają kryzysy. Wokół dzieje się tak wiele przerażających rzeczy, że powinniśmy sobie dać prawo do wyobraźni.
Jest to moment, gdy na horyzoncie społecznego myślenia powinny ujawnić się nowe systemy wartości, nowe alegorie i metafory. Marta Dymek, w wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” przyznała, że w rozważaniach o obecnej sytuacji kryzysowej, czasami snuje utopijne wizje. Natomiast na pewnoz dużą nadzieją wypatruję tego, co sytuacja ograniczenia do własnego domu i konieczności, zamiast nieograniczonych możliwości, przyniesie całej dyskusji kulinarnej. Tak sobie marzę, że może do niej wnieść więcej wrażliwości na kwestię klasowości w gotowaniu. Być może zbiorowe żywienie, wspólne spożywanie posiłków, wspólne ich przygotowywanie, wyeliminowanie jedzenia mięsa z przemysłowych hodowli, uprawianie pożywienia w lokalnych gospodarstwach mogą do niego należeć.
Globalne koncerny spożywcze tworzą świat niezdrowego jedzenia
Aby przeżyć, musimy jeść. Nie wszystkie osoby przyjmują do wiadomości, a na pewno nasze mózgi nie wiedzą tego, że już od dawna inaczej zdobywamy pożywienie, niż na nie polując i, że jemy znacznie częściej niż w neolitycznych czasach. Teraz, gdy możemy jeść co najmniej trzy posiłki dziennie i to codziennie, mamy również okazję, zmagazynować kalorie. Współczesny przemysł żywienia wykorzystuje to – z czystej, wolnorynkowej kalkulacji. Skoro ekonomia kumulacji, kolonizacja i globalizacja umożliwiła przybyć ludziom na różne kontynenty i, którzy przywykli jeść różne produkty, dietę sprowadzono do jednego – do tego, co lubią nasze zwierzęce ciała, czyli sól, cukier i tłuszcz.
Kiedy spożywamy produkty pozbawione smaku, nie osiągamy zaspokojenia i nasycenia, więc jemy więcej – stąd wzięła się współczesna, wysoko przetworzona kuchnia. Długo nie byliśmy tego świadomi, ale właśnie stąd wzięły się monstrualne porcje w restauracjach, śmieciowe jedzenie, także epidemia otyłości i chorób z nią związanych. Tak oto, globalne spożywcze koncerny tworzą świat niezdrowego jedzenia. Manipulując ludzkimi potrzebami, bez wpływu i kontroli instytucji publicznych i społeczeństwa.
Nasze życie zależy od jedzenia i równości
W jedzeniu i w produkcji żywności dobre jest to, że możemy je zmienić szybko i błyskawicznie osiągnąć pozytywny efekt. Jemy przecież codziennie, więc codziennie możemy dokonywać lepszych wyborów. Już teraz żywność możemy kupować w kooperatywach – lokalnych spółdzielniach spożywczych, a rośliny uprawiać, czy hodować zwierzęta w małych gospodarstwach ekologicznych. Dzielimy się również bezpłatnym posiłkiem ugotowanym przez organizacje charytatywne i anarchistyczne. Na przykład organizacja Zupa za Ratuszem w Bielsku-Białej serwuje osobom w kryzysie bezdomności i biedy ciepłą mięsnowarzywną zupę. Anarchistyczna Food not Bomb z kolei, promuje wegańską kuchnię oraz zdrowe desery.
Organizowane są także akcje dzielenia się nadwyżkami jedzenia – przykładem niech będzie Jadłodzielnia i sieć lodówek stojących w różnych punktach miast. W niektórych sklepach można kupić przecenione jedzenie. Te działania mają jednak ograniczoną skalę. Nie stanowią powszechnego systemu, a bez wątpienia, wyżywienie ludzkości jest właśnie takim system – powszechnym i dostępnym dla każdego. W obliczu nadchodzących kryzysów, musimy o tym pamiętać. Nasze życie zależy od energii pobieranej z jedzenia. Jest to prawo przynależne każdemu, tu chodzi o równość. Aby przeżyć i uczynić nasze życie dobrym i bezpiecznym, musimy zmienić wiele, nie naruszając wartości takich jak: równość, wolność, solidarność, troska i współobecność ludzi.