Wojna to czas strachu. Nawet jeśli w realu jest po drugiej stronie granicy, to w świecie wirtualnym nie zna granic. Nad zakłamaniem rzeczywistości walczą wszystkie strony konfliktu. Odróżnienie prawdy od fejka staje się coraz trudniejsze, dla większości wręcz niemożliwe. W efekcie wystraszona większość staje się ofiarą trolli żerujących na ludzkich lękach.
Przy okazji wojny w Ukrainie dezinformacji jest tyle, że wystarczyło prześledzić narracje z przełomu lutego i marca, by zebrać obszerną listę strachów. Jest ona zresztą częścią uniwersalnego katalogu naszych lęków, który, jak się wydaje, świetnie znają nie tylko zawodowe trolle – w tym przypadku sterowane przez Kreml ruskie onuce i polscy nacjonaliści – ale także przez domorosłe złośliwe skrzaty. Bo w końcu kusi, żeby zobaczyć, jak inni użytkownicy social mediów ochoczo rzucają się na każdą fantazję, jaka ci się właśnie uroiła.
Przygrywka
Zaczęło się długo przed 24 lutego 2022 r. Być może już w lutym 2014 r., po fali społecznych protestów, które zyskały miano Euromajdanu, zakończonych odsunięciem od władzy Wiktora Janukowycza, prorosyjskiego prezydenta Ukrainy.
Eskalacja działań dezinformacyjnych była zauważalna w roku poprzedzającym rosyjską agresję. Od początku 2015 do grudnia 2021 r. portal EuvsDisinfo (euvsdisinfo.eu) prowadzony przez Europejską Służbę Działań Zewnętrznych (dyplomatyczną instytucję UE) zebrał blisko 13 tys. przykładów rosyjskiej dezinformacji. Tematyka rozmaita: od wspieranej przez państwo tradycji seksualnego wykorzystywania dzieci w Norwegii, poprzez rzekomo ustawiony atak terrorystyczny w redakcji francuskiego tygodnika satyrycznego „Charlie Hebdo”, po plany budowy pomnika Adolfa Hitlera w Polsce. Niemal 5 tys. fake newsów było skierowanych przeciwko Ukrainie (np. zarzut dostarczania broni dla tzw. Państwa Islamskiego, czystki etniczne na terenie kraju, rytualne morderstwa dokonywane przez Żydów w Donbasie).
Komunikaty kierowano do Rosjan, Ukraińców oraz społeczności międzynarodowej. Do trzeciej z grup trafiały wiadomości mające na celu legitymizację rosyjskiej polityki zagranicznej, uznanie aneksji Krymu i złagodzenie zachodnich sankcji. Ukraina była przedstawiana jako państwo upadłe, pozbawione skutecznych instytucji, niezdolne do zapewnienia obywatelom podstawowych praw i wolności. Remedium na ten chaos miałaby być, rzecz jasna, bratnia pomoc Rosji.
Podatny grunt, na którym rosyjskie ziarno mogło kiełkować, zawsze się znalazł. Przekopanie się przez socialmediowy gąszcz jest zadaniem niewykonalnym, zatem pozostaje wybrać tylko niektóre narracje.
12 lutego na facebookowym profilu „Jozef K. [skrót nazwiska od red.] – TAK dla przyjaźni polsko-rosyjskiej” (na zdjęciu profilowym bobas) padły pytania do ministra obrony narodowej. O to, kiedy Polska odeśle do domu milion Ukraińców w wieku poborowym oraz czy nasi żołnierze, wkładając mundury i składając przysięgę, że będą bronili Polski, zdawali sobie sprawę, że mogą zostać użyci jako mięso armatnie w wojnie rosyjsko-ukraińskiej.
Trzeba się bać? Kto jest w wieku poborowym i nie ma wpisanej w książeczce wojskowej kategorii E (trwale i całkowicie niezdolny do czynnej służby wojskowej w czasie pokoju oraz w czasie ogłoszenia mobilizacji w czasie wojny) musi przyznać, że takie „pytanie” zatrzymuje na chwilę bieg myśli.
Pójdziemy na wojnę
Także polska Naukowa Akademicka Sieć Komputerowa (NASK) prowadzi nasłuch dezinformacyjnych komunikatów. Już na początku marca w raportach pod zbiorczym tytułem Włącz weryfikację znalazł się cytat z twitterowego konta użytkownika Mariusza G. [skrót nazwiska od red.; na zdjęciu mężczyzna w T-shircie z orłem, stojący na tle bliżej niezidentyfikowanej uprawy; w grudniu 2022 r. miał ok. 2,9 tys. followersów.]. Profil opatrzono hasztagiem StopSegregacjiSanitarnej, co potwierdza, że w dezinformacji wojennej biorą też udział trolle antyszczepionkowe. A oto ów cytat, za komunikatorem Telegram: Znany Amerykański pułkownik i strateg Doug MacGregor ujawnia kulisy sprawy Polskich samolotów dla Ukrainy. Jak się okazało, antypolski rząd PiS był blisko rozpoczęcia 3WŚ, a przynajmniej wojny Rosji z Polską [pis. oryg.]. Komentarz właściciela profilu: ładnie się bawią sukinsyny, naszym kosztem.
Poniżej znalazł się komentarz MON: Prezydent Andrzej Duda bardzo wyraźnie dementował te „sensacje”. Nie wysyłamy naszych samolotów na Ukrainę – mówił wczoraj podczas wizyty z sekretarzem generalnym NATO w Polsce.
W tym wypadku dezinformatorzy podpierają się autorytetem „amerykańskiego eksperta”. A przecież wiadomo, że jak amerykański, to najlepszy. Sprawdźmy więc tego specjalistę. MacGregor jest emerytowanym pułkownikiem, obecnie konsultantem i komentatorem telewizyjnym. W schyłkowym okresie prezydentury Donalda Trumpa pełnił rolę starszego doradcy sekretarza obrony USA. W maju 2014 r., po aneksji Krymu, występował w rosyjskiej stacji telewizyjnej RT (dawniej Russia Today), twierdząc, że mieszkańcy wschodniej Ukrainy są w zasadzie Rosjanami, nie Ukraińcami. W roku 2022, po wybuchu wojny, kilkakrotnie pojawił się w konserwatywnej amerykańskiej stacji Fox News i forsował prorosyjskie narracje – prezydenta Wołodymyra Zełenskiego określał mianem marionetki, twierdził, że Putin jest demonizowany przez USA i NATO, a Rosja powinna przejąć tyle terytorium Ukrainy, ile będzie chciała. RT retransmitowała fragmenty tych wystąpień.
Przywloką zarazę
Fakehunterzy od razu spostrzegli, że dezinformacja o wojnie i uchodźcach rozpowszechniana jest w dużej części z tych samych kont, które wcześniej siały ferment pandemiczny. Zatem szybko pojawiły się informacje o niskim poziomie zaszczepienia obywateli Ukrainy – co jest akurat prawdą. O tym, że obawy o wzrost liczby zachorowań na COVID-19 mogą mieć podstawy, świadczy opublikowany jeszcze w 2021 r. raport Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, gdzie przypomniano o trudnościach Ukrainy w zakupie szczepionki i niskiej deklarowanej chęci do szczepień (43% w marcu 2021 r. przy spadkowym trendzie). W chwili wybuchu wojny zaszczepionych było jedynie 37% Ukraińców. Temat szczepień przeciw COVID-19 wydał się więc na tyle obiecujący, że można było rozszerzyć te obawy na inne choroby. A jako że 24 marca przypada Światowy Dzień Walki z Gruźlicą, szkoda było zmarnować okazję. Informacje o niskim odsetku Ukraińców zaszczepionych przeciw COVID-19 nie są bezpodstawne, więc temat podchwyciły też „duże” media, powołując się na słowa dr. Pawła Grzesiowskiego o tym, że w wyniku migracji mogą pojawić się choroby, które w Polsce są pod kontrolą – polio, gruźlica czy krztusiec. Dr Grzesiowski dodał jednak: Ukraińcy nam nie zagrażają – trzeba to mocno podkreślić – po prostu wraz z ich masowym przybyciem pojawią się nowe potrzeby zdrowotne, na które powinniśmy się przygotować.
W podobnym tonie wypowiedziała się prof. Maria Korzeniewska-Koseła, kierowniczka Zakładu Epidemiologii i Organizacji Walki z Gruźlicą w warszawskim Instytucie Gruźlicy i Chorób Płuc: Należy pamiętać, że gruźlica ma społeczne uwarunkowania. Większość uchodźców stanowią młode kobiety z dziećmi, które w swoim kraju nie należały do grup ryzyka gruźlicy. Bliski kontakt z chorą osobą z Ukrainy może zdarzyć się rzadziej, niż niektórzy się obawiają. Trzeba także pamiętać, że gruźlica jest mniej zakaźna niż wiele innych chorób bakteryjnych i wirusowych, np. odra, ospa wietrzna czy COVID-19. Zgodnie z informacją ukraińskiego Ministerstwa Zdrowia szczepienie przeciw gruźlicy przeprowadzane jest w 3–5 dniu życia dziecka.
Polacy i ich dzieci na bruk
Na początku marca w mediach społecznościowych pojawiły się posty mające przekonać, że konieczność leczenia Ukraińców pozbawi polskie dzieci miejsc w szpitalach. Polskie dzieci są wyrzucane ze szpitali onkologicznych. Dziś dzwoniła do mnie sąsiadka wyrzucili jej 4 letniego syna ze szpitala onkologicznego bo musi być miejsce dla ukraińskich dzieci. Prosiła mnie żeby jej załatwiła leczenie syna bo wie że mam w rodzinie lekarzy [pis. oryg.] – napisała Aga, użytkowniczka Twittera [w chwili powstawania niniejszego tekstu jej profil był zawieszony].
Tym razem dezinformatorzy zamiast „eksperta” użyli techniki opartej na społecznym dowodzie słuszności, czyli informacji rzekomo z pierwszej ręki – od „sąsiadki”, a więc kogoś podobnego do nas samych.
Na dezinformację zareagowała m.in. Polska Agencja Prasowa, prowadząca serwis FakeHunter. Rewelacje sąsiadki dementował prof. Krzysztof Kałwak, kierownik Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Podobne wieści dotyczyły rynku pracy. Znów Twitter, tym razem info od „znajomej”: Młoda, pracowita znajoma. Udało się zatrudnić w hurtowni. Najpierw czas próbny. Szef bardzo zadowolony, obiecał pracę na stałe. Ostatnio zmienił zdanie i z końcem marca won, gdyż zatrudni Ukrainkę, bo dostanie dopłatę od nierządu (?) Totalne skórvienie władzy i niektórych pracodawców. Tfu [pis. oryg.].
PAP znów dementowała: Pracodawcy nie otrzymują żadnych dodatków za zatrudnianie Ukraińców. Takiej formy pomocy nie przewiduje Ustawa o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa, która weszła w życie 12 marca 2022 r. Zgodnie z nią świadczenie pieniężne w wysokości 1200 zł miesięcznie przysługuje tylko za zakwaterowanie uchodźców zza wschodniej granicy.
Dokwaterują ci Ukraińca
Bywa, że narodziny teorii (czy raczej teoryjki) spiskowej można prześledzić niemal na żywo. Kiedy 24 lutego użytkowniczka Twittera Joanna C. [skrót nazwiska od red., w grudniu 2022 r. 27 tys. followersów] napisała: Jeszcze chwila i każdemu dokwaterują Ukraińca w mieszkaniu. Ta sraczka przypomina mi początek pandemii 2 lata temu. Obłęd. W komentarzach dość prędko pojawił się wniosek, że przeprowadzany dopiero co Narodowy Spis Powszechny Ludności i Mieszkań służył temu, by władza dowiedziała się, ile osób można każdemu z nas dokwaterować. Pozostali komentujący bardzo chętnie podchwycili tę wskazówkę.
Narracja jest niedorzeczna, jednak strach i rozum nieczęsto się spotykają, zatem dezinformację dementowało Centrum Informacyjne Rządu: Zapewniamy, że w planach rządu nie ma takich działań. Apelujemy do wszystkich o nieuleganie dezinformacji oraz niepowielanie nieprawdziwych i niezweryfikowanych komunikatów.
Czarnobyl znowu wybuchnie
Dezinformatorzy czuwają i szybko reagują na bieżące wydarzenia. W marcu po informacji o pożarach w zamkniętej strefie wokół elektrowni atomowej w Czarnobylu i awarii zasilania w samej elektrowni dość prędko w kanałach SM pojawiły się zdjęcia mające rzekomo ukazywać pożar reaktora wraz z insynuacjami o rychłym wybuchu. Weryfikacja zdjęć pokazała, że pochodziły z innego okresu i dotyczyły innego zdarzenia. Na terenie, okupowanym przez Rosjan, trudno było jednak prowadzić akcję gaśniczą, wobec tego informacje – mimo że zaopatrzone w dementi, m.in. takie, że najbliższy pożar znajdował się ok. 50 km od elektrowni – zatoczyły jednak medialne koło.
Uspokajający komunikat wydała m.in. Państwowa Agencja Atomistyki, przypominając, że pożary w okolicy Czarnobylskiej Strefy Wykluczenia są regularnie występującym zjawiskiem, zauważalnym co wiosnę. PAA powołała się na informacje ukraińskiego urzędu dozoru jądrowego (SNRIU), według którego odnotowano niewielki wzrost stężenia radioaktywnego cezu (Cs-137) w Kijowie, jednak te wartości nie stanowiły zagrożenia radiologicznego dla mieszkańców stolicy Ukrainy. Tym bardziej trwające pożary przy Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia nie stanowią żadnego zagrożenia radiologicznego w Polsce – napisano w komunikacie PAA, jednak – znów – ludzie pamiętający kwiecień i maj roku 1986 mogli poczuć niepokój.
Wołyń pamiętamy
Antyukraińska narracja pada na podatny grunt także w efekcie historycznych resentymentów. Już w okolicach 24 lutego liczba wyszukań terminu „Wołyń” wzrosła w polskim internecie 10-krotnie (za Google Trends). NASK zauważyła postępującą radykalizację języka i przykładów, jakich używano w obserwowanych wpisach. Początkowo mieliśmy do czynienia z komentarzami wyrażającymi niechęć do pomocy Ukraińcom, później doszły wypowiedzi agresywniejsze, określające władze ukraińskie (lub nawet cały naród) jako „nazistowskich banderowców”. Najnowsze przykłady tej nieśmiertelnej, jak się wydaje, narracji mieliśmy podczas manifestacji nacjonalistów z 11 listopada (transparenty z hasłem: „Stop ukrainizacji Polski”) oraz przy okazji zakłócenia krakowskiego spotkania autorskiego ukraińskiej pisarki Oksany Zabużko, także sprowokowanego przez grupę narodowców. Oczywiście nie ma obowiązku podzielania czyichkolwiek poglądów na jakąkolwiek sprawę, jednak mowa tu o przemocowej formie protestu z okrzykami: Bandera won za Don.
To dla prokremlowskich trolli dobra wiadomość, bo nawet kiedy bieżące lęki przymierają (nie ma zagrożenia radiacyjnego, fala uchodźców opada, Ukraina kontratakuje, a nasilenie rosyjskich ataków rakietowych chwilowo słabnie) można odwołać się do historycznej krzywdy i znów powiedzieć: Bójcie się. Bo to się przecież może powtórzyć.
Jak chronić się przed dezinformacją? Przywołajmy tu (oczywiste, zdawałoby się) porady powtarzane przez NASK w raportach Włącz weryfikację. Po pierwsze – właśnie – weryfikuj. Jeśli usłyszana historia wywołuje duże emocje, sprawdź jej prawdziwość w innym źródle. Po drugie, zachowaj ostrożność. Jeśli nie masz pewności, że opowieść jest prawdziwa, nie podawaj jej dalej. Po trzecie, uświadamiaj. Osoby rozsiewające plotki często robią to bezwiednie, dlatego zwrócenie uwagi na szkodliwość takiego działania może ograniczyć jego zasięg.