Opolska wieś to marka regionalna. Już kilkanaście lat temu twórcy strategii regionalnej zauważyli, że wieś ta jest inna w porównaniu z pozostałymi regionami – jest (wzorem niemieckim) ułożona. Czysta, ostrzyżona jak od linijki, zadbana, harmonijna. Poza specyficzną przestrzenią ma też niezwykłe zasoby kultury niematerialnej, często wymagające odkrycia, dogłębnego zbadania, wypromowania i upowszechnienia. I trzeba to zrobić szybko, nim znaczna część wsi wyludni się lub całkowicie zmieni swoje funkcje społeczno-ekonomiczne, przemieniając się w wieś sypialnię.
Mam taki obraz mojej wsi z dzieciństwa: jest czas przedświąteczny. Panuje sroga zima, cała droga jest pokryta ubitym, zamarzniętym śniegiem. Jeździmy po ulicy na łyżwach. Jest bezpiecznie, bo aut we wsi nie ma za wiele. Bawi się nas całe stado, w każdym domu w sąsiedztwie mieszka po 3–4 dzieci w różnym wieku. Rytm roku wyznaczają przyroda, szkoła i kościół. Nie ma nudy, nawet zimą; świetlica wiejska nie należy do najlepiej wyposażonych, ale zawsze jest w co pograć – są stoły do tenisa, gry planszowe, paletki. Szkoła organizuje jasełka, przebieraną zabawę karnawałową w styczniu, wycieczki, zajęcia dodatkowe takie jak teatr czy gimnastyka. Są też wyjazdy do gminy na różne przeglądy artystyczne. Sołectwo robi zabawy, kuligi, paczki. Kościół wymaga stawienia się co tydzień na mszy, sprzątaniu, koncertach, pasterce. Dodatkowo jest praca w domu, harcerstwo, pomaganie mamie w pracy społecznej sołtysa, np. roznoszeniu podatków, kumple, babcie, samotne sąsiadki, którym trzeba pomóc, bo później one pomagają nam. Są 3 sklepy, knajpa, stołówka, 2 dość spore zakłady pracy, w tym PGR, stadion, na którym co tydzień odbywa się mecz piłki nożnej, bo aktywnie działa Ludowy Zespół Sportowy (LZS). Są hodowcy gołębi. Wieś dzieli się na „wioskę” i PGR. Są rolnicy, są zwierzęta gospodarskie. Jest życie!
Ten obrazek to niedaleka przeszłość. Jeszcze 30 lat temu tak wyglądała przeciętna wieś na Opolszczyźnie. Obecnie są wsie, na których nie ma żadnych zwierząt gospodarskich, a mieszkające tam dzieci nie wiedzą, jak wygląda krowa. Być może to tylko sentyment, jakieś przemiłe wspomnienia, które obraz ówczesnej wsi pozytywnie przekonstruowały, ale sentyment to odczucie, a utrata funkcji społeczno-gospodarczych wsi to fakt. I to drugie potwierdzają obserwacje, badania i statystyki.
Zamykanie szkół, zanikanie kultury
Czy za wymieranie opolskiej wsi można winić tylko demografię? Osobiście uważam, że nie to jest największym problemem, bo ludzie przychodzą i odchodzą, ale jeśli we wsi nie ma szkoły, świetlicy, knajpy, sklepu, aktywnych organizacji, transportu publicznego czy biblioteki, to można tam tylko spać. W mojej wsi, porównując do przeszłości, został już tylko kościół i zamknięta na cztery spusty świetlica. Ładna, wyremontowana i pusta. Podobnie jest z siłownią zewnętrzną – użytkowników brak. Co zatem poszło nie tak?
Od wielu lat państwo wycofuje się ze wsi. Tylko w latach 2016–2022 zlikwidowano w Polsce 449 szkół podstawowych, głównie w małych gminach wiejskich, które nie były w stanie utrzymać placówek. Dramatyczny niż demograficzny spowodował, że na 3 wsie, które korzystały ze szkoły w mojej wsi, naukę rozpoczęło 2 dzieci (rocznik 1995). Były to lata, w których gmina rozpoczęła proces likwidowania wiejskich szkół. Z 7 placówek wiejskich zostały 3 – jedną uratowało stowarzyszenie rodziców, drugą – przepisy o szkołach mniejszościowych (rodzice zadeklarowali pochodzenie niemieckie), a trzecia przejęła uczniów z zamykanych placówek w najbliższych miejscowościach. Powodem likwidacji były oczywiście kwestie finansowe: mniejsza liczba dzieci to mniejsza subwencja, a koszty wynagrodzeń i utrzymania drastycznie wzrastały. Przerzucenie odpowiedzialności za utrzymanie szkół na gminy i powiaty, którego dokonano w 1995 r., było gwoździem do trumny systemu edukacji. I początkiem końca życia społecznego na wsi.
Wraz z zamknięciem szkoły zniknęli animatorzy kultury, jakimi byli nauczyciele. Zniknęły połączenia autobusowe, a późnej i prywatne linie busów. Zniknął LZS, bo młodzi wyjechali i nie miał kto grać. Po kolei zaczęły znikać sklepy, knajpa, a na końcu zamknięto ogólnodostępną świetlicę. A kiedy nie ma miejsc spotkań, to nie ma integracji. Zniknęli ludzie, miejsca i wydarzenia – najważniejsze zasoby kulturowe.
Dziedzictwo kulturowe wsi, czyli jak tradycja może wspierać rozwój
Antropolożka Katarzyna Hełpa-Liszkowska wskazuje, że korzystne zmiany i rozwój, który podnosi konkurencyjność obszaru, to m.in. efekt wykorzystania lokalnych zasobów kulturowych: To właśnie kultura warunkuje w znacznym stopniu dynamikę i kierunek rozwoju gospodarczego. Natomiast pomijanie różnych aspektów kultury w rozwoju społeczno-ekonomicznym może prowadzić do alienacji jednostek i zbiorowości czy niebezpiecznych zjawisk dezintegracji społecznej i zaburzenia ładu społecznego, a co za tym idzie, osłabić tempo i skalę rozwoju danego obszaru. I właśnie te zasoby kulturowe, które zgubiliśmy, mogą stać się podstawą powstawania i rozwoju przedsiębiorczości społecznej. Przedsiębiorczości, której celem jest chronić dziedzictwo, dawać pracę „na miejscu”, budować lokalny patriotyzm, integrować ludzi zarówno społecznie, jak i zawodowo oraz przywrócić miejscom duszę.
Władze województwa opolskiego z pewnością zdają sobie z tego sprawę, prowadząc szereg działań wspierających m.in. podmioty ekonomii społecznej w wykorzystywaniu dziedzictwa do celów ekonomiczno-społecznych. W przytoczonym artykule Hełpa-Liszkowska wspomina o konferencji w Tyńcu (2010 r.), podczas której prof. Jerzy Hausner sformułował 12 tez dotyczących dziedzictwa kulturowego i jego wykorzystania w procesie rozwoju regionalnego. Warto przywołać kilka z nich wraz z konkretnymi przykładami z Opolszczyzny.
Dziedzictwo kulturowe to rzecz do „myślenia”, nie tylko do „konserwacji”; przemyślenie i interpretacja są niezbędne, aby trwało i rozwijało się.
Na krajowej liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego jest 11 tradycji z naszego regionu. Wzór opolski czy hafty opolskie są zarówno kultywowane w wersjach tradycyjnych, jak i interpretowane na nowo za sprawą takich projektów jak „Etnodizajn a wzory regionów”. Korzystają na tym głównie koła gospodyń wiejskich, którym tradycje te dostarczają inspiracji i motywacji do działań na rzecz kultury wsi. KGW Dobrzenianki na przykład aktywnie promuje edukację zielarską i ziołoleczniczą, a wiele KGW na Opolszczyźnie regularnie organizuje Babski Comber.
Rozbudzanie kulturowych potrzeb wymaga stworzenia warunków wyboru, pokazywania różnych sposobów zaspokajania potrzeb i różnych wzorów.
Projekty realizowane w ramach programu „Edukacja kulturowa Opolszczyzny – EDUKO” miały na celu stworzenie warunków do współpracy różnych podmiotów zajmujących się kulturą ze szkołami. Dlaczego? Ponieważ diagnoza poprzedzająca program wskazała, że największym wyzwaniem jest zachęcenie młodzieży do samodzielnego i aktywnego uczestnictwa w kulturze. Dzięki tej akcji zaangażowano szkoły w małych miejscowościach w różne aktywności na rzecz kultury. Moja organizacja 3 razy realizowała projekty EDUKO, prowadząc w szkole zajęcia i warsztaty o różnej tematyce: historycznej i etnograficznej. Bo kultura jest interdyscyplinarna i wiele tematów można w tych projektach zmieścić.
Potrzebne są wielowątkowe wydarzenia o synergicznych efektach, łączących różne elementy dziedzictwa.
Takim wielowymiarowym działaniem jest niewątpliwie szlak dziedzictwa kulinarnego „Opolskie ze smakiem”. Łączy się tu kulturę kulinarną z turystyką, animacją społeczną, wielofunkcyjnym rozwojem obszarów wiejskich, budowaniem więzi pomiędzy samorządem województwa i uczestnikami szlaku, a przede wszystkim wspiera się małą i średnią przedsiębiorczość. „Opolskie ze smakiem” to idea, w którą chętnie zaangażowały się podmioty społeczne, działające w zakresie gastronomii, turystyki, promocji regionu, produkcji i handlu żywnością, integracji społeczno-zawodowej. Kuchnia zawsze łączyła ludzi i wykorzystanie jej do integracji regionu jest genialnym pomysłem.
Turystyka społeczna a tożsamość regionalna
Lokalny potencjał kulturowy może być podstawą do tworzenia ośrodków turystyki społecznej, integrujących mieszkańców, władze samorządowe i przedsiębiorców. Turystyka społeczna to idea, zgodnie z którą absolutnie każdy człowiek powinien móc podróżować. Stąd ma być dostępna finansowo i architektonicznie oraz dostosowana do szczególnych potrzeb – wad wzroku, słuchu, różnych możliwości intelektualnych, psychicznych i fizycznych. I to jest strona popytowa turystyki społecznej. Ma ona też drugą stronę, podażową. Podmioty turystyki społecznej są najczęściej prowadzone przez miejscowe organizacje i spółdzielnie, co przekłada się na rozwój lokalny – za sprawą nie tylko organizowania miejsc pracy dla osób zagrożonych wykluczeniem (a takimi są mieszkańcy wsi), ale także przywracania życia społeczno-kulturowego na terenach, gdzie go brakuje. Przykładem mogą tu być 3 przedsiębiorstwa społeczne, działające na obszarach wiejskich powiatu kluczborskiego.
Spółdzielnia Socjalna „GRÓD” została założona przez 2 stowarzyszenia i gminę. W 2014 r. otrzymała w zarząd gród rycerski, który został wybudowany ze środków unijnych. Gród mieści się nad zalewem Brzózki, na styku wsi Biskupice i Polanowice. Spółdzielnia nie tylko zatrudnia osoby wykluczone społecznie i zawodowo, np. takie, które podjęły pracę pierwszy raz w życiu w wieku 50 lat, ale także zajmuje się turystyką społeczną, organizując kolonie i obozy rycerskie. Noclegi w grodzie są przystępne cenowo, a sama jego lokalizacja spowodowała, że zaczęły na tym terenie powstawać mniejsze inicjatywy rekreacyjne i wypoczynkowe.
Spółdzielnia Socjalna „Perunica” od 2014 r. prowadzi punkt informacji turystycznej w Byczynie, samodzielnie go finansując z działalności odpłatnej, nieodpłatnej i gospodarczej. Wraz z punktem powstał Welesowy Kram, w którym sprzedawane są produkty lokalne, regionalne i tradycyjne, pamiątki z regionu, unikatowe rzemiosło i sztuka. Spółdzielnia jest animatorem życia kulturalnego, od lat organizując wycieczki, wizyty studyjne, koncerty, imprezy. Przez 4 lata, do pandemii, Perunica prowadziła też Karczmę Spichlerz. Było to nie tylko klimatyczne miejsce spotkań społeczności lokalnej, ale też centrum alternatywnej kultury. Święto Świec, Dziadowskie Party, Soplicowo czy Noc Świętojańska to tylko niektóre z wydarzeń organizowanych w trakcie roku. Najważniejsze jednak w Spichlerzu było jedzenie – oparte na tradycyjnych przepisach z Opolszczyzny oraz Kresów Wschodnich, z których przybyła znaczna większość obecnych mieszkańców północnej części regionu. Dziedzictwo kulinarne stało się inspiracją do wielu projektów promujących i odtwarzających przepisy z przeszłości, co było okazją do integracji i budowania tożsamości lokalnej.
W dziedzictwie kulinarnym specjalizuje się też Spółdzielnia Socjalna „Ad Metam”. Podmiot ten wynajął od gminy Kluczbork podupadającą restaurację w Ośrodku Rekreacyjnym w Bąkowie i zorganizował tam Akademię Kulinarną. Kucharze tej spółdzielni nie tylko znają się doskonale na żywności tradycyjnej, ale także promują produkty lokalne, wykorzystując je na warsztatach, kolacjach degustacyjnych i eventach branżowych. Idea jest taka: ktoś, kogo na to stać, płaci za luksusową kolację degustacyjną, a wypracowane w ten sposób zyski spółdzielcy przeznaczają np. na warsztaty kulinarne dla wychowanków domów dziecka. Bo żywienie to podstawowa kompetencja społeczna, którą warto pielęgnować, żeby być zdrowym i wspierać lokalnych producentów żywności.
Opisane spółdzielnie jako podstawę działalności przyjęły dostępne zasoby kulturowe, a tworząc produkty i usługi oparte na lokalnym dziedzictwie, promują zarówno siebie, jak i cały region. Bogactwo kultury opolskiej jest bowiem ogromne i wciąż nieodkryte. W północnej części województwa, na terenach Byczyny, które do 1945 r. były niemieckie, do dziś odkrywane są dokumenty, książki, artykuły, baśnie i legendy. Każdy kolejny znaleziony dokument niesie ze sobą jakąś historię, jakiś pogląd na ówczesną rzeczywistość, spojrzenie z czyjejś perspektywy. Uzyskujemy informacje o obchodzonych świętach, zwyczajach, o tym, co jedzono od święta, a co w dni powszednie. Poznajemy historie budynków, ludzi i wydarzeń. Pozwala to nie tylko tworzyć produkty i usługi, ale również budować tożsamość.
Wsie północnej Opolszczyzny mają problem z tożsamością regionalną. Ciężko doszukiwać się repatriantom ze Wschodu związków z terenami, które przez ostatnie kilkaset lat były niemieckie. Brak poczucia tożsamości to brak więzi z miejscem, w którym się żyje, niezrozumienie, zanikanie więzi społecznych, a często emigracja. Ludzie nie muszą wyjeżdżać na stałe, żeby w regionie dało się zauważyć zapaść. Zaniechanie działań zmierzających do budowania lokalnej tożsamości prowadzi w dłuższej perspektywie do szeregu negatywnych zjawisk, w tym – depopulacji. Bo kiedy nie ma dokąd pójść, kiedy nie ma się w czym zakotwiczyć, to wyjeżdża się poza wieś, miasto, region… i tam życie wydaje się ciekawsze.