Lisa Appignanesi podjęła się imponującego zadania. W wydanej po raz pierwszy w 2008 r. książce Szalone, złe i smutne. Kobiety i psychiatrzy postanowiła opisać ponad 200 lat historii psychiatrii: sposoby stawiania diagnoz i leczenia zaburzeń psychicznych oraz to, (…) w jaki sposób szaleństwo, zło i smutek – znane pod różnymi imionami w różnych okresach i różnie diagnozowane – były doświadczane przez kobiety. Tym, co uderza już od pierwszych stron książki, jest fakt, jak dużą rolę w tym doświadczeniu odgrywali mężczyźni – to oni decydowali, która kobieta na co jest chora.
W swojej opowieści Lisa Appignanesi słusznie zakłada, że historia psychiatrii nierozerwalnie wiąże się z kobietami i ich miejscem w społeczeństwie. Choroby, które od wieków są u nich diagnozowane, takie jak szał, opętanie, histeria, melancholia, depresja czy anoreksja, są odbiciem stosunków społecznych w danym momencie historycznym i odnoszą się do kategorii władzy, emancypacji, feminizmu. Jak zauważa pisarka: Schorzenia i zaburzenia stawały się zwierciadłem swoich czasów – powszechnych trosk, ograniczeń, lęków.
Autorka Szalonych, złych i smutnych prowadzi swoich czytelników i czytelniczki przez dzieje psychiatrii i chorób dwiema drogami. Pierwsza z nich to opowieści o ważnych dla rozwoju psychiatrii lekarzach oraz przełomowych momentach w terapii, druga to historie konkretnych pacjentek. Dzięki takiemu zabiegowi możemy dostrzec, jak kolejne zmiany w Wielkiej Historii – zainteresowaniach naukowych psychiatrów – wpływały na sposób diagnozowania kobiet, a tym samym na ich indywidualne doświadczenia.
Buntowniczki
Książka Appignanesi obejmuje nie tylko olbrzymi zakres czasowy, ale też przywołuje mnóstwo świadectw faktograficznych. Pisarka opowiada przejmujące historie kobiet z przeróżnych grup społecznych. Postacie te łączy moralna i obyczajowa presja, której wciąż były poddawane, ale też chęć wyrwania się z tych więzów i gotowość do przekroczenia własnych granic.
Pierwszą bohaterką Szalonych, złych i smutnych jest XVIII-wieczna brytyjska pisarka Mary Lamb, która w przypływie szału zabiła własną matkę. Appignanesi tak prowadzi historię Mary, że możemy dzięki niej dowiedzieć się, w jaki sposób leczono w tamtym czasie napady szału (np. za pomocą naprzemiennych zimnych i gorących kąpieli), oraz zobaczyć, jak wyglądały zakłady dla obłąkanych, a także jesteśmy w stanie dostrzec zmieniające się podejście do osób chorych psychicznie i zaburzeń umysłowych.
W podobny sposób przedstawiana jest historia każdej kolejnej bohaterki książki. Pojawiają się tu niespokojne, ikoniczne postacie pierwszej połowy XX w., wybitne osobowości czasów przełomu, nękane manią i depresją, takie jak Sylvia Plath i Virginia Woolf, dla których choroba psychiczna i talent to niemal nierozerwalna jedność, kobiety niespełnione, niedocenione przez swoich partnerów i pokonywane przez własne uzależnienia – Zelda Fitzgerald, Marilyn Monroe – czy spirytystki.
Szczególnie fascynująco wypadają tu pacjentki ojca neurologii Jeana-Martina Charcota z paryskiego szpitala Salpêtrière, odgrywające przed obiektywem aparatu fotograficznego, niczym pierwsze gwiazdy filmowe, kolejne etapy histerii, czy ikoniczna w Ameryce lat 50. figura kobiety jako idealnej „podmiejskiej żony”, która z czasem przekształciła się w nadopiekuńczą Mamusię – winowajczynię astmy i autyzmu, schizofrenii oraz mnóstwa innych tajemniczych schorzeń.
Psychiatra na całe życie
Wydaje się, że skoro społeczeństwo przestało karać wyzwolone kobiety za czary, musiało znaleźć sobie nowy pretekst do ich represjonowania – szaleństwo. Jak zauważa Appignanesi, pacjenci mogą stać się ofiarami uprzedzeń lekarza co do tego, jakie zachowanie stanowi normę zdrowego rozsądku: może to zbyt łatwo obrócić się przeciwko kobietom, które nie dostosowały się do obowiązujących w tamtych czasach norm, dotyczących zachowań seksualnych lub codziennych nawyków.
To, że diagnozy stawiane przez lekarzy płci męskiej zawsze podlegały zmiennym poglądom mężczyzn na temat kobiet – romantycznym, protekcjonalnym, idealistycznym, mizoginistycznym – nie jest zaskoczeniem, jednak bardzo skrupulatny, wyczerpujący opis tych teorii przedstawiony w Szalonych, złych i smutnych działa na czytelniczkę i czytelnika bardzo otrzeźwiająco. „Wyczerpanie nerwowe” wiktoriańskich kobiet, które padły ofiarą melancholii, monomanii czy cierpiały na neurastenię (neurastenia to jeden z rodzajów zaburzeń nerwicowych, często utożsamiany z depresją lub zaburzeniami lękowym), zostało wyjaśnione przez ówczesnych badaczy jako rezultat ich wtargnięcia w męską sferę pracy umysłowej, a diagnozowana później histeria, jak pisze Appignanesi, najlepiej wyraża niepokój kobiet z powodu sprzecznych żądań i niedających się już dłużej utrzymać ograniczeń nałożonych na kobiety w epoce fin de siècle.
W książce Szalone, złe i smutne szczególnie imponuje mi to, że autorce udało się uniknąć stworzenia książki politycznej, co dzisiaj wydaje się niemal niemożliwe. Appignanesi wnikliwie relacjonuje następujące po sobie narracje, które – przenikając ze sfery nauki do sfery wiedzy ogólnej i codzienności – stawały się potocznymi sposobami wyjaśniania dolegliwości psychicznych. Dzięki temu podejściu tak samo skrupulatnie i spokojnie Appignanesi traktuje mizoginistyczne teorie konserwatywnych psychiatrów z drugiej połowy XIX w., wymierzone w kobiece pragnienie równości płci, zachwyty surrealistów nad estetyką chorób psychicznych, jak i współczesne „szaleństwa ciała”, z anoreksją i molestowaniem seksualnym na czele.
Jeśli miałabym wskazać część książki Lisy Appignanesi, która wzbudziła moje największe wątpliwości, z pewnością byłby to ostatni rozdział W stronę współczesności. Poza licznymi statystykami i danymi medycznymi pojawia się tu sporo anegdot, które mogą budzić mieszane uczucia, nie wnosząc nic ponad potrzebę udowodnienia tez autorki. Pojawia się tu też sporo kontrowersji, jeśli chodzi o kwestię kulturowej konstrukcji schematów molestowania seksualnego i gwałtu. W roku 2021, 13 lat po wydaniu książki Szalone, złe i smutne i 4 lata po powstaniu ruchu #metoo, obawy, że społeczny sprzeciw wobec gwałtu sprawi, że umocni się wizerunek mężczyzny jako drapieżcy, a każda kobieta postrzegana będzie jako słaba i bezradna ofiara, czy zdziwienie, że wyzwiska podczas kłótni mogą być formą przemocy seksualnej, raczej nie zostałyby już opisane w ten sposób. Swoją drogą, jestem ciekawa, jak wyglądałby ten rozdział, gdyby Lisa Appignanesi napisała go obecnie. Czy jej sposób postrzegania pewnych kwestii się zmienił? A może podeszłaby do tych tematów dokładnie tak samo?
Szalone, złe i smutne. Kobiety i psychiatrzy Lisy Appignanesi to bez wątpienia poruszająca opowieść o psychiatrii, metodach leczenia i chorobach, o tym, jak były rozumiane przez wieki oraz przede wszystkim jak wpłynęły na życie kobiet. Niewygodne pytania, które przewijają się przez kartki książki, wciąż można uznać za aktualne. Dlaczego kobiety nadal wydają się być podatniejsze na choroby psychiczne niż mężczyźni? Czy jest to spowodowane czymś wrodzonym? Czy powodują je „kobiece przypadłości”, takie jak menstruacja, poród i menopauza? A może chodzi po prostu o sposób, w jaki kobiety są postrzegane i traktowane od wieków? Być może nie praktykujemy już XIX-wiecznych sposobów obserwacji i katalogowania „kobiecej histerii”, ale niestety wciąż nie udało nam się zmniejszyć liczby przypadków występowania chorób psychicznych u kobiet.