Press "Enter" to skip to content

Najfajniejsze jest to, że można działać społecznie na rzecz mieszkańców – rozmowa z Dariuszem Lukasem, sołtysem Dobrzenia Wielkiego

Przy okazji wyborów samorządowych większość dyskusji medialnych koncentruje się wokół sejmików wojewódzkich i kilku największych miast. A co dzieje się na najniższym szczeblu samorządu, w sołectwie? Czy to w nim odbywa się polityka, jaką pragniemy widzieć w swej istocie – działanie na rzecz mieszkańców i weryfikowanie rezultatów podczas wyborów?

O codzienności pracy sołtysa w rozmowie z Michałem Pytlikiem opowiada Dariusz Lukas – urodzony w Świerklach w województwie opolskim 37-letni sołtys miejscowości Dobrzeń Wielki, współzałożyciel Stowarzyszenia „Łączy nas Dobrzeń”, rolnik.

Michał Pytlik: Na prezydenta Warszawy kandyduje się, bo to trampolina do ogólnopolskiej polityki. A po co kandyduje się na sołtysa Dobrzenia Wielkiego?

Dariusz Lukas: Po to, żeby coś zmienić na najniższym szczeblu; żeby zaktywizować mieszkańców i przede wszystkim po to, by podjąć współpracę z grupami, które działają na terenie naszego sołectwa. Wydaje mi się, że u nas tej współpracy wcześniej nie było, a inicjatyw sołeckich podejmowano bardzo niewiele. Chciałem połączyć rozmaite działania, by dało się zrobić więcej dla lokalnej społeczności.

MP: Decyzję podjął Pan pod wpływem konkretnej sytuacji, typu niedziałająca lampa lub niewyremontowana od lat droga, czy może skumulowało się wiele różnych czynników?

DL: Zostałem doceniony przez jedną z radnych gminy Dobrzeń Wielki za współorganizowanie dożynek parafialnych. Na kilku spotkaniach przedstawiono mi wizję współpracy gminy z sołectwem. Początkowo nie chciałem kandydować, bo mam swoją działalność i dużo obowiązków, ale po długim namyśle się zgodziłem.

MP: Czy prowadził Pan jakąś kampanię wyborczą wśród mieszkańców?

DL: Nie, tu nie ma żadnej kampanii wyborczej. Od strony technicznej wygląda to tak, że po ustaleniu daty, godziny i miejsca wójt zwołuje zebranie wiejskie, na którym mieszkańcy wybierają protokolanta, sekretarza oraz zostaje wyłoniona komisja wyborcza do przeprowadzenia wyborów. Następnie zgłaszają oni swoich kandydatów na sołtysa i do rady sołeckiej. Był jeden kontrkandydat, ale to ja dostałem więcej głosów.

MP: Nie było kampanii wyborczej, a więc nie przekonywał Pan nikogo do oddania głosu na siebie?

DL: W naszym przypadku istotne było coś innego – jeszcze przed zebraniem wiejskim namawialiśmy mieszkańców, by kandydowali do rady sołeckiej. Informowałem przy okazji o swoich zamiarach i planach, w ten sposób udało się nieco zaktywizować mieszkańców do wyborów. To ważne, gdyż większość kandydatów na radnych sołeckich miała czas, aby podjąć przemyślaną decyzję. Jest to praca społeczna, a obowiązków całkiem sporo.

MP: Jakie są Pana główne obowiązki? Które z nich są obligatoryjne, a które wykonuje Pan wolontaryjnie?

DL: Głównym zadaniem sołtysa, wyznaczonym urzędowo, jest oczywiście pobór podatków, ale w dobie cyfryzacji większość osób płaci je drogą elektroniczną. Wraz z radą sołecką mam również obowiązek opiniowania nazw ulic, ponadto piszę rozmaite wnioski do wójta w sprawach zgłaszanych przez mieszkańców, typu problem z oświetleniem czy nieskoszony pas zieleni. Tymi ostatnimi kwestiami teoretycznie nie muszę się zajmować, ale nie po to zostałem sołtysem, by je ignorować.

MP: A fundusz sołecki?

DL: Razem z radą planujemy jego wydatkowanie. Decydujemy, jaką część środków przeznaczyć na inwestycje (i które powinniśmy zrealizować), a jaką na imprezy integracyjne. Na te ostatnie mamy limit 30% – z funduszu wydajemy na ten cel nieco mniej, bo staramy się pozyskiwać środki zewnętrzne. Niestety sołectwo nie może się o nie ubiegać, ale udaje nam się to dzięki powołanemu przez grupę mieszkańców Stowarzyszeniu „Łączy nas Dobrzeń”, którego jestem współzałożycielem. W tym roku za pierwsze środki pozyskane z grantu Urzędu Marszałkowskiego zorganizowaliśmy spotkanie dla ok. 100 Pań z okazji Dnia Kobiet: warsztaty, mały koncert i poczęstunek. Nikt wcześniej tego nie robił, więc miejscówki rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Niedługo organizujemy też dla 15 dzieci z naszego sołectwa warsztaty z budowy domków dla ptaków i warsztaty przyrodnicze. Jako że inicjatyw sołeckich było dotąd niewiele, zainteresowanie takimi wydarzeniami w Dobrzeniu Wielkim jest dosyć spore.

MP: A jak dokładniej wygląda to załatwianie spraw, które zgłaszają mieszkańcy? Przychodzi ktoś, daje znać, że na jego ulicy nie działa lampa – i co się dzieje dalej?

DL: Przykładowo w Dobrzeniu Wielkim za wałami koło Odry mieszkańcy zlokalizowali dzikie wysypisko śmieci. Udałem się na miejsce, zrobiłem kilka zdjęć, wrzuciłem je na stronę sołectwa w mediach społecznościowych. Urząd Gminy zareagował i śmieci zostały posprzątane. Czasem trzeba jednak wysyłać jakieś pisma. Było to konieczne np. w sprawie brakujących stojaków na rowery przy przystanku autobusowym. Zastępca wójta poinformował mnie o konieczności napisania wniosku i oczekiwania na odpowiedź. Decyzja okazała się pozytywna i stojaki zostały zamontowane.

MP: Jak czasochłonne jest pełnienie funkcji sołtysa? Jest Pan w stanie bez problemu łączyć ją z obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi?

DL: Jak najbardziej. Mam bardzo duże wsparcie mojej żony Agnieszki, która zawsze mi we wszystkim pomaga. Jestem również rolnikiem, dzięki czemu mogę zarządzać swoimi obowiązkami w miarę elastycznie. Jako rada lub stowarzyszenie spotykamy się średnio raz w miesiącu. Jeśli chodzi o sprawy formalne, urzędowe, to nic wielkiego, zajmują one niewiele czasu. Do tego dochodzą działania na rzecz mieszkańców, jak pomoc w organizacji imprez. Ich czasochłonność zależy od pory roku – wiosną i latem jest tego oczywiście więcej, choć sporo czasu i pracy zabiera np. organizacja wigilii dla osób samotnych. Kryterium uczestnictwa we wspólnej kolacji spełniało u nas 500 seniorów, tj. mniej więcej 1/9 mieszkańców sołectwa. Dla każdego z nich trzeba było wypisać zaproszenie, dotrzeć do domu danej osoby i dowiedzieć się, czy będzie chciała wziąć udział w wydarzeniu, czy woli otrzymać paczkę świąteczną, którą później musieliśmy dostarczyć. Na szczęście wokół rady sołeckiej działają również wolontariusze, którzy z odruchu serca pomagają nam we wszystkich działaniach.

MP: Ile wynosi wynagrodzenie sołtysa?

DL: Wysokość diety ustala Rada Gminy, zwykle na początku kadencji. Moje wynagrodzenie wynosi w tej chwili 600 zł. Nie wiem, czy wystarczy na paliwo (śmiech).

MP: Co jest w Pana pracy najtrudniejsze?

DL: Bywa trudno z powodów personalnych – w społecznościach lokalnych czasem niełatwo oddzielić obowiązki formalne od kwestii osobistych. Problemem jest też aktywność mieszkańców. Chciałbym, by większa liczba osób zgłaszała problemy na terenie sołectwa, bo dziś niestety są to sporadyczne przypadki. W małych społecznościach ludzie są ze sobą bardziej zżyci i częściej sami z siebie angażują się w różne inicjatywy. My z ponad 4600 mieszkańcami jesteśmy relatywnie sporym sołectwem i wygląda to trochę inaczej. Ponadto, jak już wspomniałem, przy niektórych wydarzeniach trzeba się też sporo napracować.

MP: A co sprawia najwięcej przyjemności?

DL: Najfajniejsze jest to, że można działać społecznie na rzecz mieszkańców i pokazywać, że razem jesteśmy w stanie wiele osiągnąć. Przykładowo w zeszłym roku wzięliśmy udział w prestiżowym konkursie Piękna Wieś Opolska. To był debiut nie tylko naszego sołectwa, ale również naszej gminy. Hasło konkursu brzmiało: „Siła w ludziach!”. Po raz pierwszy mogliśmy się pochwalić pięknymi miejscami w naszym sołectwie, w co zaangażowały się lokalne organizacje. To daje dużo satysfakcji. Motywacją do działania jest aspekt ludzki – w radzie sołeckiej bardzo się ze sobą zżyliśmy. Wspólna praca integruje i zbliża, a my dobrze czujemy się w swoim towarzystwie.

MP: Od lat rośnie w Polsce liczba sołtysek, w tej chwili stanowią one prawie połowę wybranych liderów sołectw. Obraz jest dość wyraźny: im niższy szczebel samorządu, tym więcej kobiet na eksponowanych stanowiskach. Jak Pan myśli, z czego wynika ta różnica?

DL: Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu sołtysów z naszego powiatu z Zarządem Województwa Opolskiego i rzeczywiście sołtysek było na nim sporo. Podobnie jest w naszej radzie sołeckiej – na 13 członków mamy 6 kobiet. Myślę, że panie pokazują inne spojrzenie na nasze lokalne problemy, a im wyżej w polityce, tym bardziej mają pod górkę. Z każdym kolejnym szczeblem pojawia się więcej problemów.

MP: Czy w Pana pracy jakiekolwiek znaczenie mają Pana poglądy polityczne?

DL: Myślę, że to się w ogóle nie liczy, nie ma żadnego wpływu na nic. Nie spotkałem się z sytuacją, w której ktokolwiek by o to pytał.

MP: Jaką rolę w działalności sołeckiej odgrywają media społecznościowe?

DL: Oczywiście to jest podstawa w dzisiejszym świecie. Wszystkie działania, które podejmujemy, można śledzić na profilach sołectwa i stowarzyszenia na Facebooku, za pomocą których informujemy mieszkańców również o organizowanych wydarzeniach czy kolejnej racie podatku. W tym celu wykorzystuję też swój profil prywatny, choć nie wiem, czy akurat to ma jakieś większe znaczenie. Do osób, które nie używają internetu, docieramy głównie poprzez tablice informacyjne znajdujące się na terenie naszego sołectwa.

MP: Jak Pan widzi swoją przyszłość? Czy sprawowanie funkcji sołtysa to pierwszy krok do kariery w samorządzie, czy raczej codzienne spełnianie się?

DL: Dostałem propozycję kandydowania do Rady Gminy, ale ją odrzuciłem. Mam sporo obowiązków i nie wiem, czy byłbym w stanie udźwignąć kolejne. Nie wykluczam, że w przyszłości będę gdzieś kandydował, ale na razie wolę się zająć tym, co tu i teraz.

MP: Dziękuję za rozmowę.