Press "Enter" to skip to content

Mikrowyprawy – czas podróży minimalistycznych

Przygoda zaczyna się w kępie trawy koło naszego domu. Wystarczy się tylko rozejrzeć. Nie musimy oddawać się szaleństwom na drugim końcu świata ani kolekcjonować zdjęć i pamiątek z kolejnych umasowionych miejsc. Podróże, odkrycia i odpoczynek są wokół nas. 

Lato, wakacje, urlop, relaks, chwile wytchnienia i planowanie podróży – w końcu nastała pora roku, której wyczekujemy z niecierpliwością. Ale jak to jest z tym wypoczynkiem tak naprawdę? Czy w obecnym świecie nastawionym na zysk i efektywność możemy sobie pozwolić na prawdziwą sztukę nicnierobienia, pełny odpoczynek i przyjemną utratę czasu? Oczywiście nie chodzi o mistrzostwa w leżeniu brzuchem do góry na kanapie i bezsensowne gapienie się w telewizor, tylko o coś ważniejszego: czy naprawdę jesteśmy w stanie przestawić swoje myślenie o czasie wolnym i związanych z nim podróżami? Czy może jednak odpoczynek jako daleka podróż jest dla nas jednym z wielu punktów, które musimy odhaczyć i zaliczyć za wszelką cenę? Czy podróżowanie w czasach masowej turystki daje w ogóle szansę na prawdziwy wypoczynek? 

Podróże czasów masowej turystyki

Rozwój podróży na masową skalę, czyli stan, który wydaje się normalnością i z perspektywy człowieka XXI w. trudno pomyśleć o innym, przypada na XX w. Industrializacja, rozwój nowych środków transportu i rosnący dobrobyt umożliwiły powszechne podróżowanie. Rosnący popyt spowodował pojawienie się najróżniejszych ofert turystycznych – każdemu według potrzeb i możliwości finansowych: przygoda na Antarktydzie, singiel pod palmami w poszukiwaniu swojej drugiej połówki, wakacje all inclusive dla całej rodziny, dwutygodniowy pijacki maraton na Majorce, obóz sportowy dla biegaczy amatorów, wczasy tylko dla seniorów czy „ucieczka” od COVID-19 na Zanzibar. Dzięki masowej turystyce potwierdzamy obraz samego siebie: w którym miejscu życia się znajdujemy i do której grupy społecznej należymy lub aspirujemy. Forma i cel podróży nie są jednak, jak mogłoby się wydawać, całkowicie wolnym wyborem. Jeżeli podróżujący zdecyduje się ją spędzić w sposób niewpisujący się w standardy grupy, do której należy lub chciałby należeć, nie będzie mógł potwierdzić swoje pozycji. 

Podróże czasów masowej turystki są zatem symbolem statusu społecznego, którego potwierdzenie stało się jeszcze łatwiejsze za sprawą szeroko rozpowszechnionych mediów społecznościowych i tanich lotów, bez których podróżowanie wydaje się dziś praktycznie niewyobrażalne. Media towarzyszą człowiekowi przed podróżą, w jej trakcie i po jej zakończeniu. Wszystko zostaje nam podstawione pod nos: gdzie być, co zwiedzić i jakie zdjęcia zrobić, by pozostać unikatowym w świecie, w którym wszystko zostało już zobaczone, sfotografowane i opowiedziane tysiące razy. Podróżowanie w czasach masowej turystki i mediów społecznościowych stało się podróżowaniem „bycia widzianym”, a nie „widzenia”. Nie jestem pewien, czy masowa turystyka daje jakiekolwiek szanse na prawdziwy odpoczynek – za dużo w niej stresu, za dużo ludzi i za dużo bycia. Otwartym pozostaje pytanie, czy musimy być widziani na drugim końcu świata, choć w dobie kryzysu klimatycznego odpowiedź powinna być oczywista. 

Czy istnieje alternatywa dla dalekich wojaży? Oczywiście, że tak! Choć dziś jest ona uprawiana głównie przez wielkomiejskich hipsterów, możliwe, że w niedługim czasie stanie się normą i jedyną formą podróży, na którą człowiek będzie mógł sobie pozwolić. Chodzi o egzotykę wokół własnego domu. 

Mikrowyprawy – podróże minimalistyczne

Mikropodróże stoją w opozycji do podróży masowych. Nie są zwiedzaniem świata na wielką skalę – na próżno w nich szukać zatłoczonych uliczek Lizbony i dwutygodniowego zamknięcia z all inclusive w wielkim hotelowym molochu. Mikrowyprawy to poznawanie własnego podwórka – tego swojskiego świata, o którym nie myślimy w kategoriach odpoczynku, przygody czy szansy na wakacje. Kojarzymy go raczej z nudą, choć okolica, w której żyjemy, dla wielu z nas bardzo często pozostaje najmniej odkrytą częścią Ziemi. Poruszamy się utartym szlakiem: dom, praca, szkoła, sklep, dom. W takim wypadku trudno mówić o odkrywaniu czegokolwiek. Tymczasem już zerwanie z rutyną poprzez wybór innej trasy do pracy może stać się mikrowyprawą. Porzucenie samochodu lub innego środka transportu na rzecz nóg, jeżeli nie wiąże się z pokonaniem zbyt dużej liczby kilometrów, może przybliżyć nas do otaczającego świata i zapewne zmieni perspektywę, z której go postrzegamy. Tutaj mała rada od autora: jeżeli twój punkt docelowy znajduje się mniej więcej 3 km od wyjścia i jesteś w pełni sił fizycznych, spokojnie przejdziesz ten odcinek. Pokonanie tej odległości nie jest aż tak czasochłonne, jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać, za to każda kolejna wyprawa przyniesie ze sobą coś nowego. 

O mikrowyprawach świat usłyszał po raz pierwszy w 2014 r. za sprawą Alastaira Humphreysa, brytyjskiego podróżnika, rowerzysty i autora książki Microadventures. Local Discoveries for Great Escapes. Dla Humphreysa mikrowyprawy to podróże blisko domu, które możemy odbyć w ciągu przynajmniej jednego dnia (często również jednej nocy). Są one dostępne dla wszystkich grup społecznych i nie wiążą się z wielkimi nakładami finansowymi ani czasowymi. Innym słowy chodzi o to, by podróżować prosto, tanio, lokalnie, a przy tym przygodowo i zwykle bez planu oraz zbędnych przygotowań – minimum czasu na organizację, maksimum czasu spędzonego na wyprawie. Mikrowyprawę można by opisać słowami piosenki Remedium śpiewanej przez Marylę Rodowicz: Wsiąść do pociągu byle jakiego / Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet / Ściskając w ręku kamyk zielony / Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle. Nieważne gdzie, nieważne jak – byle wyruszyć. Jeżeli kiedykolwiek marzyliście o tym, by po pracy wsiąść do pierwszego odjeżdżającego ze stacji pociągu i ruszyć w nieznane, ale zawsze pojawiała się jakaś wymówka, to czas z nią skończyć i po prostu ruszyć. Spontaniczność takiej podróży już sama w sobie jest przygodą. Da niektórych jednak może okazać się zbyt dużym wyzwaniem, bo jak to tak po prostu ruszyć, zostawiając świat za sobą? Może po pustyni na wielbłądzie bym się przejechał, ale tak na chybił trafił ruszyć pociągiem do jakieś wiochy? To nie na moje nerwy. 

Mikrowyprawy to nie tylko pójście na żywioł. Osoby bardziej zorganizowane mogą poświęcić kilka chwil na przygotowania: wyszukać lub zaplanować własną trasę rowerową po najbliższej okolicy lub znaleźć, a nawet stworzyć tematyczny szlak spacerowy. Jestem autorem trasy po najbliższej okolicy mojego miejsca zamieszkania (tereny Śląska Cieszyńskiego pomiędzy Cieszynem a Skoczowem), którą roboczo, dla własnego użytku nazwałem „szlakiem ewangelickich kościołów Śląska Cieszyńskiego”. Nie jest to jednak trasa o zabarwieniu religijnym. Przypadek chciał, że można na niej zobaczyć kilka takich obiektów. Mogę ją pokonać na rowerze (wariant dłuższy) lub pieszo (wariant krótszy) praktycznie o każdej porze roku i w różnych warunkach atmosferycznych. Szlak nie jest zamknięty, lecz cały czas odrywam i wydłużam go o nowe miejsca, o których istnieniu nie miałem do tej pory pojęcia. 

Dla jeszcze bardziej zaawansowanych poszukiwaczy przygód mikrowyprawa może oznaczać spakowanie do plecaka tylko najpotrzebniejszych rzeczy: namiotu, śpiwora i wałówki, dzięki którym można rozbić się gdzieś na skraju lasu. Chociaż, jak podpowiada pewien znany wędrowiec, i to nie jest konieczne, bo lepiej wziąć ze sobą mniej niż później niepotrzebnie jęczeć: 

Ryjek zaczął narzekać. – Jestem zmęczony – żalił się. – Jestem wszystkim zmęczony. Teraz wasza kolej nieść namiot. I patelnię. – To dobry namiot – rzekł Włóczykij – ale nie trzeba zbytnio przywiązywać się do przedmiotów, które się posiada. Rzuć go po prostu. I patelnię też. I tak nie ma co na niej smażyć.

Wszystko, czego nam potrzeba do odbycia mikrowyprawy, to chęci. Namiotu, śpiwora i plecaka nie musimy kupować. Zapewne niejeden z naszych znajomych ma i pożyczy. Niegłupim pomysłem jest zabranie ze sobą telefonu komórkowego, jednak lepiej go wyłączyć i używać w sytuacjach wyłącznie awaryjnych – w końcu mikrowyprawa ma być odpoczynkiem. Na wszelki wypadek dobrze mieć ze sobą apteczkę. Polska raczej nie należy do krajów niebezpiecznych pod względem zagrożenia np. ze strony dzikich zwierząt, ale wypadki lubią się zdarzać. Co jednak najważniejsze, podczas mikrowyprawy nie należy pozostawiać za sobą śladu. Nie wiem, kto wpada na wspaniały pomysł rozrzucania wokół siebie śmieci, lecz jeżeli istnieje jakiś dekalog mikrowypraw (ale i nie tylko), jego pierwsze przykazanie powinno brzmieć: „Nie będziesz śmiecił ani pozostawiał żadnego innego śladu po sobie”. 

Jeżeli chcielibyście zgłębić temat mikrowypraw, to ich największym orędownikiem i propagatorem w Polsce jest Łukasz Długowski, autor książki Mikrowyprawy w wielkim mieście. Wypocznij i naładuj baterie!. Możecie go znaleźć również na Instagramie pod nickiem „mikrowyprawy” lub posłuchać jego podkastu Akademia Leśna Mikrowyprawy. W książce Długowskiego znajdziemy propozycje kilku takich podróży odbytych przez autora. Czy można spać w namiocie na wyspie we Wrocławiu? Podróżnik udowadnia, że tak: 

Byłem niecałe pół godziny drogi od centrum i miasto zaczęło znikać. Wysiadłem z autobusu na pętli w Bartoszowicach, minąłem Biedronkę, magazyny, hale przemysłowe i im bardziej zbliżałem się do rzeki, tym mniej czułem, że jestem w mieście. […] Miejsce klaksonów, hałasujących szyn tramwajowych i terkoczących samochodów zajmowały ptaki, przelewająca się woda […] Odszedłem kawałek od brzegu, żeby rozbić namiot i rozpalić ognisko. […] W nocy nikt mnie nie niepokoił, nie słyszałem żadnych zwierząt, zero miejskich hałasów. Rano spakowałem się i tą samą trasą wróciłem na przystanek. 

W książce znajdują się nie tylko propozycje mikrowypraw, ale również porady, jak dobrze się do nich przygotować. Z filmików Długowskiego na Instagramie możemy dowiedzieć się, jak nie złamać wspomnianego przykazania i poprawnie zakopać w lesie odchody.  

Innym źródłem pomysłów na mikrowyprawy po Polsce jest Towarzystwo Krajoznawcze Krajobraz (które można znaleźć na Facebooku). Co znajdziemy na stronach Krajobrazu? M.in. propozycje wspólnego przejścia tras, takich jak powstałej już w latach 70. XX wieku Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Około 300 km na zachód od Warszawy, w Poznaniu, będziemy mogli poszukać kraterów po meteorytach lub pójść na spacer śladami astronautów. Wszystko to dzięki przewodnikowi Fyrtle – z życia poznańskich osiedli autorstwa Towarzystwa. W Puszczy Białowieskiej możemy z kolei wziąć udział w festiwalu krajoznawczym Na Dwór. Organizatorzy proponują m.in. „obóz wędrowny dla dorosłych” z tematycznymi spacerami przyrodniczymi.   

Mikropodróże jako odtrutka 

W świecie, w którym wiele miejsc zostało już tysiące razy opowiedzianych, zobaczonych i sfotografowanych, w świecie depczących sobie po piętach turystów, w świecie miejsc odległych, o których nieraz wiemy znacznie więcej niż o swojskim krajobrazie, jego zmianach, odcieniach czy zachowaniach, mikropodróże stają się odtrutką na masową turystykę, pęd czasu i brak odpoczynku. Korzystajmy więc z niej, bo jest całkowicie darmowa. 

To jest wieczór na piosenkę – pomyślał Włóczykij. – Na nową piosenkę, która składać się będzie w jednej części z nadziei, w dwóch z wiosennej tęsknoty i której resztę stanowić będzie niewypowiedziany zachwyt, że mogę wędrować, że mogę być sam i że jest mi z sobą dobrze.