Press "Enter" to skip to content

Miejski zimowy sen

Dla nikogo nie jest zaskoczeniem to, że aktywność fizyczna, przebywanie na świeżym powietrzu i poza czterema ścianami jest dobre dla zdrowia. O zaletach ruchu słyszymy codziennie: poprawia naszą siłę, wytrzymałość, odporność, wzmacnia zdrowie psychiczne i zapobiega całej liście chorób. Samo podjęcie aktywności nie wydaje się zresztą niczym trudnym, szczególnie gdy zielone, skąpane w słońcu widoki za oknem same wzywają nas do wyjścia i korzystania z oferty przyrody. Co jednak, gdy ten piękny widok ogarnia zimowa aura? Miasto zasypane śniegiem powoduje, że zielone tereny stają się trudne do użytkowania. W tych niesprzyjających warunkach bodźcem do wyjścia z domu powinna być infrastruktura miejska. Czy polskie miasta zdają ten mroźny egzamin, czy na te kilka miesięcy zapadają raczej na sen zimowy? Jak te problemy rozwiązują najsłynniejsze z zimowych miast?

Pytania o zimowe strategie są o tyle istotne, że poruszają one tryby politycznej wyobraźni naszych samorządowych włodarzy. Bardzo często problemy zaczynają się bowiem właśnie w ich głowach. Za świetny przykład może posłużyć miasto Bielsko-Biała, które mimo licznych problemów omówionych w dalszej części artykułu zdaje się uważać samo siebie za dostępne dla mieszkańców w zimowych warunkach. Kiedy spróbujemy jednak znaleźć informacje na temat aktywnego spędzania czasu i dostępności miejskiej infrastruktury zimą, jedynym źródłem, na jakie trafimy, jest prowadzony przez miasto portal turystyczny o wdzięcznej nazwie „Miasto w górach”. Po wejściu na stronę wita nas wielki nagłówek: Aktywna zima w mieście!. A co pod nim? Dwie najistotniejsze pułapki, w które wpadają samorządowcy.

Pierwsza z nich jest wyjątkowo niebezpieczna, szczególnie dla miast o bogatej ofercie przyrodniczej (np. o górskim, tak jak Bielsko-Biała, położeniu). Polega ona na stawianiu znaku równości pomiędzy atrakcjami turystycznymi miasta a dostępnymi dla mieszkańców aktywnościami. Na wspomnianym portalu władze chwalą się m.in. stokiem narciarskim, kolejką linową czy kilkoma zorganizowanymi wycieczkami w góry. Są to jednak aktywności wymagające środków, przygotowań, a także poświęcenia dużej ilości czasu. Mimo licznych walorów nie będą one pełniły roli innej niż atrakcja turystyczna oraz pozostaną niedostępne dla znacznej części mieszkańców, a co za tym idzie – nie będą podstawą dla regularnej aktywności fizycznej.

Drugą z pułapek moglibyśmy nazwać „pułapką skali”. Nie ma bowiem  wątpliwości co do tego, że większe miasta dysponują lepszą infrastrukturą i ofertą aktywności fizycznej od tych mniejszych. Bielsko-Biała, które wzięliśmy na warsztat, z dumą wymienia istniejące ośrodki sportu i rekreacji, pływalnie czy lodowiska. W przeciwieństwie do atrakcji turystycznych stanowią one istotny element miasta aktywnego także zimą. Zadaszone, ogrzewane przestrzenie przez cały rok dają mieszkańcom warunki do uprawiania sportu. Czy ich istnienie uzasadnia jednak powszechne wśród samorządów poczucie spełnionego obowiązku? Niestety, mimo ich niewątpliwie wysokiej wartości, często znieczulają one włodarzy miejskich na wiele innych ważnych kwestii.

Aktywność zimą? W Polsce tego nie znamy

Bielsko-Biała nie jest przypadkiem odosobnionym. Szukając informacji o Warszawie, ofert na podjęcie aktywności fizycznej wraz z listą obiektów znajdziemy jedynie kilka; na stronie miasta Lublin pod zakładką Zima w mieście przeczytamy, że [404] Plik nie istnieje, zaśw przypadku Wrocławia kliknięcie w hasło Aktywna zima w mieście doprowadzi nas tylko do informacji o odwołanych zajęciach łyżwiarskich z 2020 r. Wniosek jest prosty: aktywne spędzanie czasu zimą znajduje się poza wyobraźnią polityczną polskich samorządów. Czy jest to postawa uzasadniona? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy się przyjrzeć najczęściej pomijanym problemom.

Ścieżki rowerowe nie są odśnieżane, często jest wręcz tak, że odgarniany z chodników śnieg przerzucany jest na ścieżki. Po takiej nawierzchni nie można poruszać się rowerem, a jedyną alternatywą pozostaje wówczas niezbyt bezpieczna ulica. […] Mi osobiście zdarzyło się kilka wywrotek spowodowanych oblodzeniem i śniegiem pokrywającym drogi rowerowe w mieście, a także wymuszonym tymi warunkami zjazdem na jezdnię z wysokiego krawężnika – komentuje Kamil Adamek, kurier rowerowy pracujący na co dzień w Bielsku-Białej.

Tej zimy podobne opinie spływają z całej Polski. Problem dotyczy nie tylko tak dużych miast jak Warszawa (w której decyzja o nieodśnieżaniu dróg rowerowych skłoniła aktywistów miejskich ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze do przygotowania pozwu zbiorowego przeciwko miastu). To wszystko dzieje się w kraju, w którym samorządy regularnie promują poruszanie się rowerem, a punkty wypożyczania rowerów miejskich wyrastają jak grzyby po deszczu. Gdy jednak zima puka do miejskich bram, ścieżki rowerowe zostawia się na pastwę śniegu i lodu, a jednoślady znikają, by pojawić się ponownie dopiero na wiosnę. A to i tak tylko jeden z przykładów. Oblodzone chodniki, wszechobecna, niszcząca obuwie sól drogowa, brak ciepłych miejsc spotkań i żyjących przestrzeni wspólnych sprawiają, że aktywność mieszkańców i życie miejskich ulic na pół roku zapadają w zimowy sen.

Sytuacja wygląda jeszcze gorzej w małych ośrodkach. Ich władze dysponują mniejszymi zasobami i skromniejszą infrastrukturą, a nawet ta istniejąca jest nie do końca wykorzystywana. Na pytanie o zimową dostępność mieszkaniec gminy Baćkowice w województwie świętokrzyskim odpowiada:

W Baćkowicach są otwarte boiska do koszykówki, piłki nożnej i tenisa, ale znajdują się one pod gołym niebem. Gdy spada śnieg, wszystkie obiekty oprócz krytej pływalni stają się niedostępne dla mieszkańców. […] Gminna szkoła dysponuje też halą sportową, należałoby jednak zwiększyć jej dostępność dla mieszkańców, gdyż w zimie nie jest wykorzystywana poza lekcjami szkolnymi.

Co robić?

Uznanie możliwości podjęcia aktywności fizycznej zimą za wartość i polityki polskich samorządów w tym zakresie za problem to pierwszy krok ku zmianie na lepsze. Choć każdy region ma swoją specyfikę i wymaga dostosowania działań państwa do lokalnych realiów, szlak częściowo przetarły już światowe „zimowe miasta”, takie jak Edmonton, Tromsø czy Portland, które od lat opracowują i skutecznie wdrażają odpowiednie strategie. Pokazują one całkowicie nowatorskie w polskich realiach podejście do zimy. Zamiast ton soli drogowej korzystają z solanki buraczanej (rozwiązanie kanadyjskiej prowincji Ontario), utrzymują w dobrym stanie i na bieżąco monitorują warunki na chodnikach i ścieżkach rowerowych, zaś do dyspozycji mieszkańców oddają aktualizowane na żywo mapy stanu odśnieżenia, a także edukują ich w zakresie bezpiecznego uprawiania sportu zimą. Polityk w tym zakresie jest wiele, a obszerne strategie miast podlegają bieżącej ewaluacji i poprawie.

Polskie samorządy nie są więc wcale skazane na sen zimowy. Już w tej chwili możemy zwiększyć nacisk na utrzymanie w dobrym stanie ścieżek rowerowych, chodników i tras spacerowych. Możemy też lepiej zarządzać i wykorzystywać istniejące obiekty, takie jak puste poza lekcjami baseny szkolne i hale sportowe. W naszym zasięgu jest też rozwój zadaszonej infrastruktury sportowej, co pokazaliśmy budując w całej Polsce tysiące orlików. Zimowe miasta dodają do tej listy dziesiątki nowych pomysłów do wdrożenia na szczeblu lokalnym. Możemy to zrobić, gdyż problemem nie jest brak możności, lecz jedynie ograniczona wyobraźnia. Wyobraźmy więc sobie żywe miasto, w którym wyjście z domu zimą nie jawi się jako kłopot i w którym nie brakuje miejsc do sportowej aktywności i spotkań; miasto, w którym śnieg za oknem wywołuje uśmiech na twarzy. Sen nie trwa przecież wiecznie, gdy nadchodzi wiosna, miasto budzi się ze snu dając nam doskonałą okazję, by porządnie przygotować się do następnej zimy. Wykorzystajmy ją!