Agnieszka Lamek-Kochanowska: Jesteś posłanką Lewicy Razem oraz członkinią Sejmowej Komisji Zdrowia. W ostatnim czasie wiele mówi się o problemach w ochronie zdrowia. Jak dokładniej wygląda dziś sytuacja w tym obszarze?
Marcelina Zawisza: Do mojego biura poselskiego dzwonią i piszą osoby mające poważne problemy z publiczną ochroną zdrowia. W maju odezwała się pani, która nie mogła się dostać do ginekologa, ponieważ ma w rodzinie górnika. Wcześniej miała nowotworowe zmiany w macicy, więc kontrola była niesamowicie ważna. Kiedy powiedziałam jej, jak mogę interweniować, wycofała się, bo bała się, że lekarka nie będzie już chciała jej prowadzić w przyszłości. Po kilku miesiącach udało się w końcu umówić na wizytę.
Piszą też pracownicy ochrony zdrowia. Znowu zaczyna brakować sprzętu ochronnego. Dostają jeden kombinezon na dwie osoby na cały dyżur. Mają nieopłacane nadgodziny. Piszą salowe, które nie mają umowy o pracę ze szpitalem i są zatrudnione przez podmiot zewnętrzny, więc same muszą kupować środki ochrony osobistej, a zarabiają pensję minimalną. Piszą stowarzyszenia i osoby z konkretnymi chorobami – pacjenci po przeszczepach, w trakcie leczenia onkologicznego, kardiologicznego, pulmonologicznego – że jest dramat, bo wykrywalność chorób spada, a zabiegi są przesuwane lub zawieszane. Z dnia na dzień oddziały dowiadują się, że będą oddziałami COVID-owymi, więc kardiologia, pediatria czy neurologia przestają działać.
To nie tylko brzmi jak katastrofa – to jest katastrofa. Konsekwencje tego, co się teraz dzieje, będziemy odczuwać przez lata.
Ile pieniędzy z budżetu państwa przeznacza się obecnie na utrzymanie publicznej ochrony zdrowia i na co one wystarczają?
Niecałe 10 mld zł. Za tę niewygórowaną kwotę trzeba utrzymać wszystkie inspekcje: sanitarną, farmaceutyczną, Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, trzeba sfinansować inwestycje w szpitale kliniczne, wreszcie opłacić ogólnopolskie programy opieki zdrowotnej. Raporty NIK na temat funkcjonowania instytucji z zakresu ochrony zdrowia – sanepidu, psychiatrii dziecięcej czy inspekcji farmaceutycznej – wskazują, że w części budżetowej pieniądze są barierą taką samą jak w budżecie NFZ. Filozofia „bezkosztowych” reform ochrony zdrowia i tutaj ma się dobrze. Nawet w obliczu pandemii rząd nie zaplanował większych nakładów na Państwową Inspekcję Sanitarną – dopiero w 2021 r. będzie tych środków trochę więcej.
Lewica Razem od samego początku postuluje zwiększenie wydatków na publiczną ochronę zdrowia. O ile Razem chce zwiększyć te nakłady? Co dzięki temu zyskają obywatele/-ki?
W imieniu klubu Lewicy złożyłam ustawę podnoszącą nakłady do 7,2% w perspektywie kilku lat. Utknęła ona w zamrażarce sejmowej, bo PiS nie chce rozmawiać o poprawie finansowania ochrony zdrowia. Stworzyli „ustawę 6 procent”, która wprowadza niewidzianą nigdzie na świecie kreatywną księgowość w liczeniu środków na ochronę zdrowia. Nakłady z danego roku liczy się w stosunku do PKB sprzed 2 lat. Dla kontrastu – nakłady na wojsko liczone są w stosunku do roku bieżącego. Kiedyś mówiliśmy, że gdyby uwzględniali PKB sprzed 10 lat, to wyszłoby im jeszcze więcej, ale trochę boimy się, że nie uznają tego za krytykę, tylko za podpowiedź, więc przestaliśmy. Jako Lewica Razem postulujemy natychmiastowe podniesienie nakładów do 6,8%, a w perspektywie do 8% PKB. Potrzebujemy tych środków, by zacząć godnie płacić pracownikom ochrony zdrowia. Pielęgniarki, salowe, lekarki rezydentki, ratownicy medyczni, fizjoterapeutki czy diagności laboratoryjni zarabiają naprawdę żenujące pieniądze, które często ledwo starczają im na życie. To absurdalne również dlatego, że mówimy o deficytowych zawodach, a płace i warunki pracy w Polsce zachęcają personel medyczny głównie do emigracji.
Potrzebujemy też zmienić wycenę świadczeń. Przykładowo przez lata psychiatria dziecięca była wyceniona tak, że szpitale musiały do tych oddziałów dopłacać. Ustalone w kontrakcie taryfy po prostu nie są dla funduszu wiążące. To kolejny absurd, który trzeba zmienić.
Łatwo jest mówić o podwyższaniu wydatków na ochronę zdrowia, trudniej o jej finansowaniu. Z czego dokładnie zamierzacie sfinansować większe wydatki? Czy ma to być podwyżka składek? Podatków? Jeśli tak, to o ile?
Obecnie mamy w Polsce bardzo niesprawiedliwy system podatkowy. Nie tylko biedni płacą proporcjonalnie więcej niż bogaci, ale jeszcze mamy całą grupę obrzydliwie bogatych podmiotów, które nie płacą w ogóle. Mówię tutaj o wielkich międzynarodowych korporacjach. Złożyliśmy w Sejmie projekt ustawy o wprowadzeniu w Polsce podatku cyfrowego, a na poziomie Unii musimy walczyć o nałożenie podatku od produkcji plastiku i innych śmieci, które zatruwają naszą planetę, także, oczywiście, o wprowadzenie podatku Tobina[1]*. Ponadto jestem zwolenniczką podniesienia składki zdrowotnej. Musimy przestać się oszukiwać, że przy tak niskiej składce uda się nam sfinansować ochronę zdrowia na przyzwoitym poziomie. W Czechach składka zdrowotna wynosi 13,5%, w Niemczech 14,6%, we Francji 13,55%. A w Polsce? Tylko 9%.
Niektórzy sądzą, że dobrym rozwiązaniem jest prywatyzacja ochrony zdrowia. Czy twoim zdaniem jest to sensowne rozwiązanie? Jeśli nie, to dlaczego?
To, jak działa prywatna ochrona zdrowia, a w zasadzie jak nie działa, widać na przykładzie Stanów Zjednoczonych. 9% Amerykanów nie ma ubezpieczenia zdrowotnego, w tym 4,3 mln dzieci. Prowadzi to do wielu śmierci z powodu chorób, które w Europie często już nie są problemem. Nawet ci, którzy mają ubezpieczenie, boją się iść do lekarza czy szpitala, bo nigdy nie wiadomo, co zostanie uznane przez ubezpieczyciela za zasadny koszt, a za co trzeba będzie zapłacić z własnej kieszeni. Kiedy rozmawiam z wyznawcami wolnego rynku, próbuję im wytłumaczyć, że może w przypadku grypy koszty leczenia są minimalne i spora część społeczeństwa pewnie mogłaby je pokryć, jednak problem zaczyna się, gdy choruje się na poważną chorobę, jak choćby nowotwór. Zawsze bawi mnie ten moment, kiedy pytają, ile razy w swoim życiu musiałam leczyć nowotwór. Nie wiedzą, jak źle trafiają z tym pytaniem. Chorowałam dwukrotnie i z ciekawości sprawdzałam koszt leczenia, łącznie z diagnostyką prowadzoną przez 5 lat po jego zakończeniu. To setki tysięcy złotych. Dodatkowo system w Stanach działa tak, że jeżeli chorowałaś na coś poważnego – miałaś wylew albo choćby historię czegoś niepokojącego w rodzinie – automatycznie musisz płacić ubezpieczycielowi więcej. Mnie w Stanach na ubezpieczenie po prostu nie byłoby stać.
W Polsce niemal całkowicie sprywatyzowaną część ochrony zdrowia stanowi stomatologia. Efekt? Bariera cenowa ograniczająca dostęp do dentysty. Jeżeli ktoś nie ma 500–1500 zł na leczenie kanałowe, to zęba wyrywa. Fatalny stan uzębienia Polek i Polaków widać w każdej grupie wiekowej.
Co sądzisz o ostatnich podwyżkach dla pracowników ochrony zdrowia? Czy twoim zdaniem podwyżki tylko dla osób pracujących z jedną chorobą to dobra droga?
Składaliśmy poprawkę, by podwyżki uzyskali wszyscy pracownicy ochrony zdrowia, nie tylko ci, którzy pracują na oddziałach COVID-owych. Pacjenci cierpiący na inne schorzenia też mogą być zarażeni koronawirusem, więc nieświadomie przyniosą chorobę do placówki, która nie jest dedykowana leczeniu zakażonych COVID-19. Wszyscy pracownicy ochrony zdrowia mierzą się ze skutkami pandemii. Nasza poprawka zakładała zresztą, że pieniądze trafią nie tylko do kadry medycznej, ale także do personelu pomocniczego, jak choćby salowe czy kucharki, które przecież również mają kontakt z pacjentami. Niestety, Prawo i Sprawiedliwość uznało, że nie ma na to środków. Jakimś cudem znaleźli 2 mld na finansowanie TVP czy 3 mld na wojsko, a na ochronę zdrowia jak zwykle – nie ma.
Czy Polska dobrze radzi sobie z koronawirusem? Jeśli nie, to co powinniśmy według ciebie zrobić lepiej?
W walce z COVID-19 uderza wszechobecny bałagan, brak konsekwencji i logiki. Władza zamyka siłownie, gdzie chodzą głównie młodzi ludzie, statystycznie najmniej narażeni na trudny przebieg choroby, ale zostawia otwarte kościoły, gdzie gromadzą się seniorzy, wśród których nich śmiertelność jest największa. W wakacje premier mówił, że wygraliśmy z wirusem, by zachęcić do pójścia na wybory, co sprawiło, że ludzie przestali przykładać wagę do obostrzeń. Prezydent mówił, że nie trzeba nosić maseczek, że nie będzie się szczepił. Dramat. Do tego w marcu byliśmy bez środków ochrony osobistej i planu działania, a rząd miał aż trzy miesiące, żeby się przygotować. Przez swoją nieporadność naraził na utratę życia pracowników ochrony zdrowia. Nie wiem, jak to możliwe, że Szumowski nie został zdymisjonowany, tylko pozwolono mu odejść. Chaos pogłębia fakt, że ministerstwo przez bardzo długi czas nie konsultowało niczego z pracownikami ochrony zdrowia czy dyrektorami szpitali. Wszyscy byli zaskakiwani z dnia na dzień nowymi pomysłami ministra, które nijak miały się do rzeczywistości. Brzmi jak scenariusz kiepskiego filmu, a to była nasza rzeczywistość!
Nie uważasz, że obecnie, w czasie epidemii koronawirusa i lockdownu, nastał czas na zmianę myślenia o polityce publicznej państwa?
Oczywiście. Pandemia pokazała, jak bardzo potrzebujemy dobrze dofinansowanych usług publicznych i jak kiepsko działa system posklejany na ślinę. Na jednej z demonstracji zobaczyłam transparent, który zapadł mi w pamięć: Przestańcie zmuszać nas do protestu, bo kończy nam się karton, z którego zbudowany jest ten kraj. To takie śmieszno-smutne podsumowanie naszego państwa.
Trudno nie wspomnieć o protestach po ogłoszeniu barbarzyńskiego wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Wydaje się, że w Polsce dokonuje się właśnie przełom w walce o wolny wybór, tj. nie tylko o dostęp do aborcji, ale także o decyzję co do posiadania wielodzietnej rodziny. Zarówno pierwsza, jak i druga opcja wymagają podniesienia nakładów na ochronę zdrowia. Co sądzi o tym polityczka Lewicy?
Jestem przekonana, że już nie ma powrotu do czegoś, co prawicowi politycy – czy to spod znaku Prawa i Sprawiedliwości, czy Platformy Obywatelskiej – nazywali „kompromisem”. To bardzo dobra wiadomość, ponieważ od lat walczę o to, żeby Polki miały dostęp do europejskich standardów przerywania ciąży. Gdy widzę na demonstracjach młode kobiety z transparentami domagającymi się legalnej aborcji do 12. tygodnia, to wiem, że nadchodzi pokolenie, które w tej sprawie nie pozwoli sobie niczego narzucić. Dla mnie prawo wyboru jest niesamowicie ważne. Jak wiesz, sama ostatnio zostałam mamą. Bardzo mnie bawi zdziwienie prawicy, że dzieci mogą być chciane i wyczekiwane. Jeżeli tego nie wiedzą, to można im tylko współczuć. My walczymy o wszystkich: o te, które w ciąży nigdy nie będą, bo nie chcą, o samodzielnych rodziców, o tych, którzy są w systemie pieczy zastępczej, i o rodziny wielodzietne. Dla nas każda rodzina jest ważna.
Marcelina Zawisza – posłanka na Sejm RP, wiceprzewodnicząca klubu Lewicy, członkini partii Lewica Razem, członkini Sejmowej Komisji Zdrowia
[1]* Podatek od spekulacyjnych transakcji finansowych, nazywany też „podatkiem Robin Hooda”.