Press "Enter" to skip to content

Cisza po burzy – Europa po pandemii COVID-19

Do połowy 2024 r. według oficjalnych statystyk na COVID-19 zmarło około 2 milionów Europejczyków. Dane o nadmiarowych zgonach z tego czasu mówią o prawie 3 milionach, należy więc realnie założyć, że to jest prawdziwe żniwo pandemii koronawirusa, wliczając w to oczywiście osoby, które nie otrzymały odpowiedniej pomocy przez przeciążoną ochronę zdrowia. Jak przeżyliśmy tę stratę w naszych społeczeństwach i z czym zostaliśmy w Europie po pandemii? Jak dziś postrzegamy to zagrożenie? Czy jesteśmy gotowi na kolejną falę zakażeń i powrót do walki z koronawirusem na świecie? 

Europa w strachu

16 lutego 2020 r. we Francji zmarła pierwsza europejska ofiara COVID-19. Miesiąc później większość krajów w Europie była w stanie lockdownu lub miała go nałożyć do końca marca. Jest to moment dyskusji o modelach postępowania – niektóre kraje, w tym właśnie Polska, Włochy, Hiszpania czy Francja, wprowadziły lockdowny do połowy marca 2020, inne – w  tym przede wszystkim przywoływana wielokrotnie w rozważaniach Szwecja – zdecydowały się pozostać przy niewielu restrykcjach. Model szwedzki podczas pandemii COVID-19 polegał na unikaniu ścisłych lockdownów i ograniczeń, zamiast tego opierając się na odpowiedzialności obywateli. Rząd Szwecji wprowadził jedynie łagodne środki, takie jak zalecenia dotyczące dystansu społecznego i pracy zdalnej, ale szkoły, restauracje i sklepy pozostały otwarte. Toczono intensywne filozoficzne dyskusje, który sposób postępowania jest najlepszy, nagrywano filmy i kampanie o zostawaniu w domu. Świat, a z nim Europa, stanął w przerażeniu, starając się okiełznać pandemiczny żywioł. Wydawało się wtedy, że zapowiadane milionowe zgony to apokaliptyczna, niemożliwa do realizacji wizja. W Warszawie, Krakowie, Poznaniu czy Gdańsku przechodziły manifestacje przeciwko restrykcjom, maseczkom, szczepieniom. Podobnie zresztą przedstawiała się sytuacja w Europie – największy zdaje się protest przeciwko obostrzeniom pandemicznym odbył się w 2020 r. w Berlinie, od kilku do kilkuset tysięcy osób zgromadziły manifestacje w Paryżu, w Londynie odbyło się kilka marszów i protestów, w tym w listopadzie 2020 r., kiedy demonstranci sprzeciwiali się lockdownowi w Rzymie i Mediolanie. 

Im dłużej trwały pandemicznie obostrzenia, tym więcej ludzi zwracało się w stronę wyparcia i racjonalizacji w imię powrotu do normalności. W 2021 r. rozpoczęła się dystrybucja szczepionek i były one błogosławieństwem, ale też doprowadziły do znacznego poluzowania zasad bezpieczeństwa, podczas gdy wirus był nadal obecny. Z jednej strony stanowiły realną ochronę przed rozprzestrzenianiem się koronawirusa i doprowadziły do łagodniejszego dla życia wariantu. Z drugiej natomiast stały się pretekstem do powrotu do życia sprzed pandemii – wielu ludzi uznało, że po szczepieniu są już w 100% bezpieczni, więc chętniej porzucało przestrzeganie podstawowych zasad (dystans, dezynfekcja, maseczka).

Wirus w odwrocie?

Na początku 2024 r. żaden kraj europejski nie ogłosił formalnego „końca” pandemii COVID-19. Zamiast tego większość z nich dostosowała swoje polityki zdrowotne do aktualnej sytuacji epidemiologicznej, traktując COVID-19 jako chorobę endemiczną, co oznacza, że może występować stale, ale w sposób mniej groźny niż na początku pandemii. W 2022 r. większość europejskich państw zniosła obostrzenia pandemiczne. Chociaż niektórzy potraktowali to jako dowód na fikcyjność zagrożenia, jakie koronawirus stanowi dla życia i zdrowia, jest zupełnie przeciwnie. Wszyscy chcielibyśmy odłożyć COVID-19 na półkę z książkami historycznymi, ale dziś, w 2024, powinniśmy powrócić do rozmowy o tym, że jest to groźny dla zdrowia publicznego wirus, a ignorowanie go jako minionego, pokonanego przeciwnika może być opłakane w skutkach. 

W 2023 r. ukazały się badania, które potwierdzają, że u ok. 10% osób zakażonych wariantem Omicron występuje zespół powikłań nazwanych long COVID. To zespół objawów, które utrzymują się lub pojawiają się po przechorowaniu COVID-19, nawet wiele tygodni lub miesięcy po ustąpieniu infekcji. Objawy mogą obejmować zmęczenie, problemy z koncentracją (tzw. mgła mózgowa), duszności, bóle mięśni, bóle głowy, zaburzenia snu oraz problemy z sercem czy układem nerwowym. Dotyka zarówno osób, które przeszły COVID-19 ciężko, jak i tych z łagodnym przebiegiem. Najnowszy raport „Nature Magazine” wskazuje, że przez ostatnie 4 lata long COVID rozwinął się u 400 mln osób. Tylko 7–10% z nich po 2 latach wraca do pełnego zdrowia. Choroba ta dotyka (…) ludzi w każdym wieku, dzieci, seniorów, osoby młode oraz w średnim wieku. W jednakowym stopniu chorują osoby różnych ras, narodowości i grup etnicznych, kobiety i mężczyźni. Nie ma nawet znaczenia stan zdrowia, bo long COVID odczuwają zarówno osoby z wielochorobowością, jak i zdrowe, które zostały skażone wirusem SARS-CoV-2. To ogromne obciążenie dla systemu ochrony zdrowia – osoby chorujące na powikłania po koronawirusie chodzą na długie zwolnienia, muszą korzystać z pomocy wielu specjalistów, a także trafiają do szpitali. 

Nie jest także prawdą, że wirus przestał zabijać. W 2023 r. liczba zgonów związanych z COVID-19 w Europie wyniosła ok. 93 tys. Najwięcej przypadków śmiertelnych odnotowano w pierwszej połowie roku, a liczba ta znacznie spadła po zniesieniu globalnego stanu zagrożenia zdrowia publicznego w maju 2023, można więc zakładać, że miało to też związek z różnicą w testowaniu i raportowaniu śmierci z powodu COVID-19. Coraz więcej badań potwierdza, że wirus ten przypomina mechanizmem uszkodzenia odporności wirusa HIV. Koronawirus jest takim mini-HIV-em – w tym sensie, że uszkadza naszą odporność, być może nawet na kilka lat. Stąd też zupełnie niespodziewane zakażenia o ciężkim przebiegu u ludzi młodych i zdrowych, a nie tylko u tych z wielochorobowością i w starszym wieku – mówił w wywiadzie dla portalu politykazdrowotna.com dr Paweł Grzesiowski. 

W ostatnim sezonie jesienno-zimowym mieliśmy do czynienia z rekordową liczbą zakażeń, a eksperci wskazywali, że ich skala może być nawet kilkanaście razy większa od raportowanej. W lipcu 2024 Polacy wykupili ponad 180 tys. testów na COVID-19. Nadal daleko nam do wyników sprzedaży testów w styczniu 2024 r., w którym pacjenci kupili 810 tys. testów, ale – mimo wspaniałej pogody – zaczynamy chorować. Rosnąca dynamika zachorowań może być wstępem do dużej liczby zachorowań, ale może też rozłożyć sezon zachorowań w czasie – komentował dr Jarosław Frąckowiak. W sierpniu 2024 Krajowy Instytut Służby Zdrowia we Włoszech zanotował w jednym tygodniu 17 tys. przypadków COVID-19, ale rzeczywista liczba zakażeń jest znacznie wyższa. W najnowszym raporcie grecka Narodowa Organizacja Zdrowia Publicznego (EODY) przyznała, że odnotowano wzrost liczby przyjęć do szpitali pacjentów z COVID-19 w dniach 8–14 lipca 2024 r. Są to głównie zakażenia związane z nowym wariantem wirusa FLiRT. Łącznie odnotowano 26 zgonów z powodu COVID-19. 

To, co dziś wiemy na temat koronawirusa, daje nam pewność, że zagrożenie jest realne – tak samo jak ofiary tej choroby. Niekontrolowane rozprzestrzenianie się wirusa nie tylko niesie ryzyko kolejnej, dużo groźniejszej mutacji, odpornej na dostępne szczepienia, ale jest po prostu ogromnym obciążeniem dla systemów ochrony zdrowia i całego systemu gospodarczego, z powodu leczenia oraz niezdolności do pracy osób chorujących na COVID-19 i dotkniętych powikłaniami po nim. 

Czy potrafimy spojrzeć wstecz? 

W przypadku Polski na tle Europy w kontekście COVID-19 wyraźna jest jedna różnica. W większości europejskich państw doszło do zbiorowego przeżycia żałoby po ofiarach koronawirusa czy też upamiętnienia osób na pierwszej linii frontu walki z nim. W Londynie stanęła ściana pamięci pokryta tysiącami namalowanych serc reprezentujących ofiary COVID-19​, a co roku 23 marca organizowany jest dzień refleksji, podczas którego ludzie zapalają świece, minutą ciszy i innymi formami pamięci oddają hołd zmarłym​. W Hiszpanii ofiarom pandemii postawiono pomnik już w lipcu 2020 i – podobnie jak na Wyspach – 27 marca obchodzony jest tu dzień pamięci wszystkich ofiar pandemii w kraju​. We Francji, w Holandii, Belgii czy Niemczech zorganizowano w 2021 r. narodowy dzień żałoby, a także postawiono pomniki i tablice pamiątkowe​. W Polsce nie mieliśmy wspólnego przeżycia żałoby po tym tragicznym doświadczeniu. To bardzo smutne i zaskakujące, a także świadczące o pewnym rozpadzie naszej jedności jako społeczeństwa. 

Od początku pandemii do teraz w Polsce odnotowano ok. 218 tys. nadmiarowych zgonów. W 2020 r. liczba nadmiarowych zgonów w naszym kraju wyniosła ok. 67 tys., w 2021 wzrosła do ok. 110 tys., a w 2022 odnotowano ich ok. 41 tys. To dane, które uwzględniają zarówno zgony bezpośrednio spowodowane COVID-19, jak i te wynikające z utrudnionego dostępu do opieki zdrowotnej oraz innych czynników związanych z pandemią​. Z naszego kraju zniknęło na skutek COVID-19 miasto wielkości Gdyni, a my w żaden sposób nie uczciliśmy zbiorowo tej straty. Do 2024 r. pojawiło się kilka obywatelskich czy lokalnych inicjatyw – w ramach jednej z nich 3 grudnia 2021 ogłoszono Obywatelskim Dniem Żałoby Narodowej. (…) nasza władza zupełnie zobojętniała na kolejne śmierci. A przecież każdy zmarły to czyjś ojciec, matka, dziecko, wnuczek, babcia, dziadek, przyjaciel czy inna bliska osoba. Każda taka osoba kogoś kochała, kogoś nie lubiła, z czegoś się cieszyła, a innymi rzeczami smuciła. No i miała kilkakilkanaście osób bliskich, które też są ofiarami pandemii. Właśnie dlatego, aby uczłowieczyć te osoby i pokazać, że nie są tylko liczbą w ministerialnej tabeli, że mieli też bliskich, przyjaciół, znajomych, postanowiłem zorganizować Dzień Covidowej Żałoby Narodowej – tak argumentował wtedy jego inicjator, psycholog i terapeuta Maciej Roszkowski.

Mamy problem jako społeczeństwo z przeżywaniem żałoby – pisał o tym wielokrotnie Tomasz Stawiszyński, filozof i publicysta: (…) rzeczywiście o śmierci prawie już dzisiaj nie rozmawiamy. Nie konfrontujemy się z nią. Unikamy jej za wszelką cenę. Udajemy, że nie spotka ani nas, ani naszych bliskich. Relegujemy ją nie tylko ze swojego indywidualnego życia, ale także z przestrzeni publicznej – co oczywiście się ze sobą sprzęga, bo im mniej wyobrażeń i dyskusji o niej do nas dociera, tym mniej sami uświadamiamy sobie jej wszechobecność. W przypadku pandemii COVID-19 nie wykorzystaliśmy szansy, aby wspólne przeżywanie straty było także szansą na budowanie solidarności i jedności naszego społeczeństwa, czego w Polsce bardzo potrzebujemy. Partie opozycyjne w 2020 r. wnioskowały o różne działania, które miały zagospodarować zbiorową żałobę, żadne z nich nie doszło jednak do skutku w szerszej formule. Warto wrócić do tego tematu przy okazji zmiany rządu, jaka nastąpiła pół roku temu. 

Stawiam tezę, że bez należytego zintegrowania w społeczeństwie tematu pandemicznej straty wciąż będziemy mocno wypierali potrzebę walki z tym zagrożeniem teraz oraz kolejne ofiary tej choroby zakaźnej. 

Wnioski 

Kiedy piszę te słowa, w mediach podawane są informacje o wzroście zakażeń wariatem FLiRT w Polsce. To dopiero początek sezonu chorobowego, przed chwilą dzieci wróciły do szkół, a ludzie z urlopów i wszyscy zaczęliśmy znów więcej czasu spędzać razem w zamkniętych pomieszczeniach. To będą kolejne setki tysięcy osób chorych, wyłączonych z pracy czasami na tydzień, czasami na dwa, które zapełnią przychodnie i kolejki do teleporad. Nie możemy ignorować faktu, że COVID-19 został z nami na dłużej i nigdzie się nie wybiera, dlatego chcemy rozpocząć w Polsce poważną rozmowę o tym, jak zmniejszać liczbę zakażeń i jak DZIŚ chronić nasze zdrowie oraz gospodarkę przed skutkami koronawirusa. Ta rozmowa musi iść w parze z należytym przeżyciem żałoby po stracie z ostatnich lat. Wielu ludzi chciałoby o koronawirusie zapomnieć i udawać, że już go nie ma. Ale zbiciem termometru nie wyleczymy gorączki, a zwyciężać z zakaźną chorobą możemy, tylko jeśli odważnie zmierzymy się z faktem jej istnienia i zagrożenia.We wrześniu zorganizujemy jako Pacjent Europa (stowarzyszenie, które działa na rzecz wielostronnego uzdrowienia Europy okrągły stół w polskim Senacie z udziałem samorządowców, lekarzy i ekspertów od zakażeń oraz inżynierów, aby rozpocząć dyskusję o powietrzu, jakim oddychają nasze dzieci w szkołach i przedszkolach, i o rozwiązaniach, które są na wyciągnięcie ręki, aby zmniejszyć liczbę chorób przenoszonych przez dzieci w placówkach oświatowych. To bardzo ważny temat w kontekście COVID-19, który – jak już wiemy – przenosi się przede wszystkim drogą powietrzną. Mamy już też coraz więcej badań, które potwierdzają, że regularna wentylacja i filtrowanie powietrza w szkołach zmniejsza zarażanie dzieci nie tylko koronawirusem, ale także innymi chorobami zakaźnymi nawet o połowę. Chcemy poważnie rozmawiać o przyszłości i aktywnej ochronie przed chorobami, które osłabiają nas, a w efekcie także całą gospodarkę Polski.