We współczesnej debacie publicznej temat emerytur stanowi przedmiot coraz silniej angażującej dyskusji. Kryzys demograficzny, zmieniający się rynek pracy i przekształcenia gospodarcze powszechny, oparty na składkach system emerytalny czynią niedostosowanym do realiów społecznych XXI w. W polskich politykach publicznych dyskusje te zwykle koncentrują się wokół tych samych kwestii: trzynastej i czternastej emerytury, włączenia pracujących na „śmieciówkach” w system ubezpieczeń społecznych czy wreszcie pamiętnych wolt rządu Donalda Tuska w sprawie Otwartych Funduszy Emerytalnych. Przykłady można mnożyć, lecz jedno pozostaje pewne: temat emerytur jest żywy i obecny w polskim życiu publicznym.
Czy doczekamy naszych świadczeń? Kto będzie na nie pracował? Ufać instytucjom państwa czy obok ZUS-u samemu odkładać na starość? Te pytania, zadawane na co dzień w polskich domach, dla klasy politycznej powinny mieć charakter absolutnie priorytetowy. Odpowiedzią nie powinny być oczywiście wyłącznie doraźne waloryzacje czy dodatkowe „-nastki”. Budowa trwałej, stabilnej i przewidywalnej polityki emerytalnej to wielkie wyzwanie systemowe, które musimy z odwagą podjąć. By tego dokonać, musimy sobie odpowiedzieć na trzy pytania dotyczące niedziałającego systemu: jak powstał? dlaczego nie działa? jak możemy go zmienić?
Krew i żelazo – skąd się wzięły emerytury?
Niemcy, ostatnie dekady XIX w. Kapitalizm ery przemysłowej hula już (dosłownie) pełną parą. Gdy koleje, mosty i drogi szatkują senne od tysięcy lat krajobrazy, gdy z małych wiosek wraz z rozwojem przemysłu wyrastają ogromne metropolie, nie do poznania zmieniają się także znane od wieków stosunki społeczne. Nowe zasady gry to zmierzch samozaopatrzeniowych, wielopokoleniowych gospodarstw. Życie w nowych sieciach miejskich uzależnia przetrwanie każdego człowieka od rynku i zasobów pieniądza, jakimi dysponują na nim jego uczestnicy. W kapitalizmie brak pracy to zagrożenie dla zdrowia i egzystencji.
Na margines nowego świata niczym fabryczne odpady wyrzucani są kolejni uczestnicy rynkowej gry. Odcięta ręka po fabrycznym wypadku, febra, tyfus, ospa czy wreszcie główna bohaterka naszych rozważań, czyli starość – ryzyka utraty pracy można było wyliczać bez końca. Nie było innego wyjścia, bo w XIX w. brak pracy oznaczał po prostu śmierć. To z niezgody na te urągające człowieczeństwu warunki w Europie zrodził się prężnie działający ruch robotniczy. Powstała w 1875 r. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec żąda już głośno: skrócić czas pracy, chronić życie i zdrowie robotników, zakazać pracy dzieci, zapewnić ludziom godny byt. Postulaty te, choć dziś oczywiste, w tamtym czasie stanowiły wielki dorobek myśli rewolucyjnej.
SPD powstało zaledwie 4 lata po tym, jak słynny niemiecki kanclerz Otto von Bismarck „krwią i żelazem” zjednoczył podzielone dotychczas Niemcy, kreśląc Cesarstwu nową pozycję w europejskim koncercie mocarstw. Jako stary konserwatysta Bismarck wiedział jednak, że nowy narodowy ład nie będzie mógł się utrzymać przy rosnącej radykalizacji zmęczonego uciskiem społeczeństwa. Podobnie jak reszta europejskich elit, „żelazny kanclerz” bronił Cesarstwa i starego porządku. Ograniczając wolność zgromadzeń, prasy i działalności politycznej, wypowiedział on krucjatę przeciwko socjaldemokratom i ruchom robotniczym. Działania te szybko okazały się jednak bezcelowe. W fabrykach i kopalniach, w ciasnych robotniczych osiedlach i suterenach, na dusznych miejskich placach – wrzało. W końcu to krwią robotników i wykutym przez nich żelazem zbudowano zjednoczone Cesarstwo Niemieckie. W tej sytuacji jasna stała się konieczność ustępstw – nowej umowy społecznej kładącej kres opresji z jednej, a rewolucyjnym tendencjom z drugiej strony.
To w tym miejscu zaczyna się nasza historia. 17 listopada 1881 r. w Reichstagu Bismarck ogłasza przełomowy program społecznych reform. Dzień ten rozpoczyna kaskadę koniecznych zmian: powszechne, oparte na składkach ubezpieczenia zdrowotne (1883 r.), wypadkowe (1884 r.), a wreszcie i te na starość (1889 r.) stają się faktem. Choć wspominamy o tym rzadko, przemiany te miały charakter przełomowy. Po raz pierwszy w historii na mocy legislacji uznano prawo człowieka do zdrowia, opieki i godnego życia niezależnie od jego zdolności do pracy; po raz pierwszy w krótkiej historii kapitalizmu człowiek został uznany za coś więcej niż zasób. Emerytury mają w tym kontekście charakter szczególny – starości wszak nie można wyleczyć, a osoby objętej emeryturą przywrócić do pracy w fabryce. Jako wspólnota dzielimy się z osobami starszymi dlatego, że są ludźmi i zasługują na godne życie. Tylko i aż tyle.
Nowe rozdanie
W czasach nam współczesnych system z epoki Bismarcka zdaje się powoli niedomagać. W końcówce XIX w. eksplodujący przyrost naturalny czynił go niezniszczalnym. Pytanie o to, kto będzie pracował na emerytury, wydawało się czystą abstrakcją. W czasie, w którym strumień młodych pracowników dokładał się do systemu znacznie ponad jego potrzeby, bardziej zasadne było pytanie, kto właściwie będzie te emerytury pobierał – wieku starczego dożywał bowiem ułamek ludności, a świadczenia emerytalne częściej określano jako „ubezpieczenia na wypadek starości”.
Ówczesne realia mocno się zmieniły. Średnia długość życia wciąż się wydłuża, a społeczeństwa (nie tylko zachodnie) się starzeją. Nie da się również przeoczyć postępującego spadku liczby urodzeń, który stawia wyzwanie zachowaniu nawet i prostej zastępowalności pokoleń. Według GUS do 2050 r. w Polsce będzie nas mniej aż o 4,4 mln – to moment, w którym najliczniejszą grupę wiekową stanowić będą osoby w przedziale 60–80 lat. Ogromne wyzwania demograficzne znajdują swoje odzwierciedlenie w trudnych do zaakceptowania decyzjach. Dokonane w 2013 r. wydłużenie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn dobitnie zachwiało wiarą młodych pracujących na otrzymanie świadczeń w przyszłości. W Polsce spada też zaufanie do samego systemu emerytalnego. 66% Polaków martwi się dziś tym, czy na emeryturze wystarczy im pieniędzy na życie. To zła wiadomość oraz powód, dla którego coraz więcej obywatelek i obywateli skłania się do unikania oskładkowania i przenoszenia swoich oszczędności emerytalnych do sektora prywatnego. Choć dziś większość Polek i Polaków wciąż trzyma je w ZUS, pracodawcy coraz częściej poszukują form zatrudnienia omijających obligatoryjne oskładkowanie. Samozatrudnienie, umowy cywilnoprawne czy brak perspektyw na pełnoprawną umowę o pracę to rzeczywistość setek tysięcy pracujących w naszym kraju.
W tych nowych realiach niezależnej od pracy godności i powszechnej sprawiedliwości – doniosłym osiągnięciom XIX-wiecznej walki robotniczej – po raz kolejny grozi zakwestionowanie.
Dokąd możemy zmierzać?
Mimo licznych zagrożeń wyobraźnia prawodawców w zakresie polityki emerytalnej wciąż pozostaje wąska. Proponowane przez nich rozwiązania w zasadzie nie dotykają istoty problemów, z jakimi mierzy się dziś system. Na jego potrzeby regularnie zaciąga się środki z innych społecznie istotnych funduszy, takich jak Fundusz Pracy czy Rezerwy Demograficznej, a problem niskich świadczeń rozwiązuje się nie u podstaw, lecz doraźnie, za pomocą dodatkowych wypłat. Rozwiązaniem nie jest także prywatyzacja, w której wielu upatruje cech zbawczych. W rzeczywistości kapitałowy system emerytalny jest obarczony ryzykiem większym niż państwowy system składkowy. W niepewnych gospodarczo czasach środki inwestowane przez fundusze emerytalne mogą wyparować w ciągu kilku sekund w wyniku załamania na rynku. W takiej sytuacji decydenci mogą wybrać albo wielomiliardowy zastrzyk publicznych środków w fundusze prywatne, albo pozostać przy twardych realiach rynku i poświęcić oszczędności życia tysięcy pracujących. Czasem zaś wybór jest niemożliwy, tak jak w trakcie kryzysu z 2008 r., kiedy to prywatne fundusze emerytalne utraciły ponad 5 bln (!) dolarów oszczędności Amerykanów. Nawet jeśli państwo zabezpieczy oszczędności emerytalne z budżetu, jedynymi zwycięzcami prywatyzacji okaże się garstka udziałowców i właścicieli ubezpieczeniowych korporacji. Prywatyzacja zysków, uspołecznienie biznesowego ryzyka – tak wygląda kapitalistyczna kolektywizacja.
Rozwiązania te są oczywiście wyjątkowo krótkowzroczne. Zachowanie powszechności emerytur oraz prawa do godnego życia i starości, które emerytury gwarantują dziś coraz rzadziej, wymagają stworzenia mechanizmów zabezpieczających przyszłość wszystkich pokoleń. Dróg umożliwiających dotarcie do tego celu pojawia się wiele. Niektóre z nich, jak np. koncepcja bezwarunkowego dochodu podstawowego (który mógłby de facto zastąpić świadczenia emerytalne w ich dzisiejszym rozumieniu), stanowi odpowiedź także na inne wyzwania współczesnego świata. Postępująca automatyzacja i rosnąca wydajność produkcji tworzy konieczność stworzenia nowych zasad gwarantujących sprawiedliwy podział wytworzonego przez nowe technologie dobrobytu, a dochód podstawowy stanowi w tej debacie pomysł wysokiego kalibru. Kwestia emerytalna swoje rozwiązanie odnajduje właśnie w debacie o nowoczesnej ekonomii. Przy zastosowaniu dochodu gwarantowanego łatwo wyobrazić sobie emerytury jako świadczenie powszechne, opłacane z budżetu państwa i stanowiące senioralny dodatek do gwarantowanego wynagrodzenia wypłacanego wszystkim obywatelom.
Rozwiązania nie musimy upatrywać zresztą jedynie w dochodzie gwarantowanym. Postulat oderwania prawa do emerytur od pracy ujawnia się także pod hasłem emerytur obywatelskich, których zasady przypominają znane wszystkim świadczenie 500+. Pojawia się oczywiście pytanie, czy byłyby one sprawiedliwe: dlaczego ten, kto nie pracował, ma dostać taką samą emeryturę, co osoba pracująca przez wiele lat? Trzeba jednak zadać także inne pytanie: czyż taka perspektywa nie jest dla nas jako obywateli lepsza? Emerytura pewna, solidna, na dobrym poziomie i gwarantowana przez budżet państwa z każdym rokiem wydaje się pewniejszą lokatą na srebrne lata niż niewydolny system oparty na składkach. W tym miejscu także warto powrócić do XIX-wiecznej walki o prawa socjalne robotników – emerytura była zwycięstwem wielkiej wagi właśnie dlatego, że wartość człowieka oddzielono od jego pracy. Świadczenia na starość to nie prosta kalkulacja, lecz wyjątkowo doniosła decyzja nas wszystkich, społeczeństwa i wspólnoty, o dzieleniu się owocami naszej pracy z tymi, którzy pracować już nie mogą. Godne, dobre życie to przecież prawo każdego bez wyjątku, to fundament naszej demokracji.
Czy chcemy, by motywacją do pracy i aktywności w wieku produkcyjnym była groźba głodu i ubóstwa na starość? Czy w nowoczesnej Polsce, zbudowanej na haśle „Solidarność”, chcemy, by głód i niedostatek faktycznie groziły naszym współobywatelom? W odpowiedzi na te pytania leży dziś podstawa walki o powszechne i odpowiednio wysokie emerytury. Debata o przyszłości ubezpieczeń społecznych to dyskusja o istocie społeczeństwa, w którym będziemy żyć już za kilka dekad i w którym przyjdzie nam się zestarzeć.