Press "Enter" to skip to content

Alimenciarzu, nie okradaj swoich dzieci!

Lata temu w jakiejś gazecie przeczytałam list młodej kobiety do ojca alimenciarza. Autorka wyjaśniała mu, czym się kierowała, podejmując jedne z najważniejszych decyzji w swoim życiu, takie jak ślub, ścieżka edukacji, wybór zawodu czy miejsca zamieszkania. Kiwałam wtedy głową ze zrozumieniem – w jak podobnej sytuacji byłam! Pieniądze, których się nie ma, decydują o wielu rzeczach, w tym o poczuciu bezpieczeństwa, a właściwie jego braku. Odbieranie pieniędzy to przemoc i niestety wstydzi się go częściej ofiara niż oprawca. 

Teraz przy okazji rozstań i rozwodów moich znajomych, którzy mają dzieci, widzę, jak popełniają te same błędy, jak beznadziejnymi są ojcami, bo robią dokładnie to samo, co nasi ojcowie wiele lat temu. Unikają płacenia alimentów, czyli okradają własne dzieci. Przemoc ekonomiczna – bo tak właśnie trzeba określić niepłacenie alimentów – nie dość, że jest powszechna i spotyka się z ogromnym społecznym przyzwoleniem, to jeszcze pozostaje systemowo ignorowana.

„Gwiazdorska” obsada ławki alimenciarzy

Niedawno w mediach podniesiono kwestię niepłacenia alimentów przez aktora Mikołaja Krawczyka, który wobec swoich dzieci ma dług na kwotę 170 tys. zł. W social mediach zawrzało, a plotkarskie portale grzały temat znanych osób, które zalegają z alimentami. I dobrze. Na liście alimenciarzy znaleźli się m.in. Zbigniew Zamachowski (aktor), Dariusz Krupa (muzyk) czy Krzysztof „Diablo” Włodarczyk (bokser). Wcześniej media emocjonowały się długiem alimentacyjnym Mateusza Kijowskiego (były lider KOD-u) oraz Jacka Kurskiego (prezes TVP). Celowo wymieniam nazwiska, ponieważ ważne jest, by złodzieje i przemocowcy byli piętnowani. Takich sławnych alimenciarzy jest cała masa. Za każdym razem, kiedy ten temat przetacza się przez popularne media, liczę, że coś się zmieni. Nic się jednak nie zmienia od lat.

Wśród zadłużeń alimentacyjnych 96% stanowią długi mężczyzn, co nikogo nie dziwi, bo to zwykle ojcowie są zobligowani do płacenia alimentów na dziecko, które zostaje przy kobiecie. Czy słusznie? Tego rozstrzygać nie będę, bo nie o tym jest ten tekst, jednak dokładnie pamiętam, co odpowiedział mój ojciec, którego sędzia zapytała, czy córka może z nim zamieszkać, skoro on płacić alimentów nie chce. Tak szczerego „NIE” nigdy nie usłyszałam. Kilka lat temu znajoma rozwodziła się z mężem; opowiadała, jak ją zwyzywał i odgrażał się, że nie będzie płacić alimentów na synów, bo nie zamierza jej utrzymywać. Odpowiedziała, że może w takim razie dzieci zostaną z nim i ona będzie płacić alimenty – i w ten magiczny sposób zamknęła mu usta. Blefowała, ale blef okazał się skuteczny. Wychodzi na to, że alimenciarze dobrze wiedzą, co się bardziej „opłaca”. Bardzo często osoby, na których ciąży obowiązek płacenia alimentów, jako przyczynę niewywiązywania się z niego wskazują brak chęci finansowania swojej byłej partnerki, tak jakby nie przyjmowali do wiadomości, że alimenty są na dziecko, a nie eksżonę. Z własnego doświadczenia wiem, że to zwykła ściema. A w ściemnianiu alimenciarze są nieźli. Ojcowie żalą się, że mają z dzieckiem utrudniony kontakt i dlatego nie chcą na nie płacić – tyle że w ten sposób „karzą” przede wszystkim swoje dzieci, nie tylko byłe partnerki. Ponadto są oni w stanie sądownie ustalić widzenia z dzieckiem, z czego wcale tak często nie korzystają. Zwykle przyjmują rolę weekendowych tatusiów, jeśli w ogóle widują się z dziećmi. Inna znajoma żaliła się, że za każdym razem, kiedy spotyka się z byłym partnerem (a nadal widują się „całą rodziną” dla dobra dziecka), słyszy niewybredne komentarze na temat rzekomej wartości jej ubrań czy biżuterii – wszystko jest „za drogie” i kupione za „jego” pieniądze. Trudno w tej sytuacji utrzymywać dobre relacje z ojcem dziecka.

Ile kosztują nas alimenciarze? 

Dług alimenciarzy wg Krajowego Rejestru Długów w 2021 r. wyniósł w Polsce dokładnie 13 mld zł. Taki dłużnik okradł swoje dzieci średnio na 43 tys. zł. Jeśli jedno z rodziców dziecka nie płaci alimentów, drugie może wystąpić z wnioskiem o pieniądze z Funduszu Alimentacyjnego – w tym momencie uchylający się od płacenia staje się dłużnikiem Funduszu. Aby pieniądze z Funduszu otrzymać, należy spełnić kryterium dochodowe 900 zł netto na osobę w gospodarstwie domowym, co jest absurdalne, bo nie chodzi o sam dochód dziecka, a o dochód matki! Pieniądze z Funduszu nie są przecież na matkę, tylko na dziecko, więc z jakiego powodu kryterium dochodowe jest w ogóle ustalane? (Pominę już, jak kuriozalnie niskie ono jest). To tylko utwierdza społeczeństwo w krzywdzącym przekonaniu, że przy rozstaniu dorosłych ludzi sąd ustalający wysokość alimentów na dziecko – za które powinny być odpowiedzialne dwie osoby, a nie jedna – zasądza je na matkę, a to nieprawda! Pieniądze są potrzebne na utrzymanie dziecka. Koszty te (w tym koszty utraconej szansy i inne niematerialne) w rzeczywistości w przeważającej liczbie przypadków spoczywają na barkach kobiet. 

Rekordzistą wśród dłużników alimentacyjnych w 2021 r. był 31-letni mężczyzna z Małopolski, który okradł swoje dziecko na kwotę niemal 1 mln zł. I tu pewnie podniosą się krzyki adwokatów diabła: Skąd tak wysokie alimenty?! Nie ma taryfikatora alimentów, ich wysokość jest ustalana na podstawie możliwości osoby zobligowanej do ich płacenia, a w momencie np. utracenia przez nią dochodu ma ona prawo wnioskować o obniżenie alimentów. Uporczywe niepłacenie to zwykłe łajdactwo i nie ma mowy, że komuś powinęła się noga i alimenciarzem stał się w sposób przypadkowy.

Z Funduszu można otrzymać maksymalnie 500 zł na dziecko miesięcznie. Nikogo nie interesuje, czy mieszka ono w wynajętym mieszkaniu w Warszawie, czy wraz z drugim rodzicem kątem u dziadków ani to, czy kiedy rodzice byli razem, chodziło ono do prywatnej szkoły, czy np. choruje, a jego leczenie pożera znaczną część budżetu domowego. Koszty utrzymania dzieci się różnią, a Fundusz Alimentacyjny wypłaci na każde nie więcej niż 500 zł. Koniec kropka. Przez lata wydawało się, że w rzeczywistości Fundusz jest wygaszany, bo przez długi czas nie podnoszono progu dochodowego ani nie rewaloryzowano świadczenia. Nie tak dawno jednak próg dochodowy został podniesiony, ale przyznacie, że kwoty te wciąż nie robią wrażenia. Choć może lepszy rydz niż nic, nadal odbieram to jako policzek.

Zorganizowana grupa przestępcza: rodzina

Przez lata kwestia alimentów była lekceważona przez kolejne rządy. PiS wiele obiecywał, lecz nowe przepisy były tak nieszczelne, że alimenciarze rozpasali się na dobre (w 2021 r. było ich 251 tys.). Jednak – co chcę wyraźnie podkreślić – alimenciarze pozostaną alimenciarzami nie dlatego, że u władzy jest PiS czy PO, tylko dlatego, że wspiera ich całe społeczeństwo. W tym kraju nie jest niczym wstydliwym okradać własne dzieci. Wymaga to zmiany, której nie da się wprowadzić jednym przepisem. Za niepłacenie alimentów obwiniam nie tylko samych zadłużonych, lecz również ich środowisko, które im ten proceder ułatwia. Alimenciarze mają całą siatkę wspólników. Pracodawcy dłużników alimentacyjnych chętnie decydują się na płacenie im „pod stołem”, bo sami mają z tego korzyść – szkoda tylko, że odbywa się to kosztem dzieci. 

Szokować mogą wpisy z forów internetowych, gdzie alimenciarze wylewają żale i szukają pomocy w uchylaniu się od swojego obowiązku. Na jednym z takich forów anonim radzi pewnemu ojcu: Nie musisz pracować na etacie jeśli zabierają Ci wszystkie dochody. Wykonuj prace dorywcze. Mnóstwo zajecia teraz. Budowlanka etc. bież gotówkę do ręki. Dawaj dzieciom ile Cię stać, walcz o nie i dbaj o nie. Powodzenia (sic!). Dawaj dzieciom ile Cię stać – a jeśli cię nie stać, to co? Bardzo często osoby, na których spoczywa obowiązek alimentacyjny, twierdzą, że najpierw muszą zadbać o swój byt i w rzeczywistości przerzucają ciężar utrzymania dziecka na drugiego rodzica. To matka ma się zapożyczać u znajomych i pracować na 2 etaty, żeby starczyło na wszystko. 

To, że dłużnicy znajdują wsparcie w Internecie, chyba nikogo nie zaskakuje. Dziwi jednak sytuacja, w której rodzina i znajomi alimenciarza wiedzą o jego długu i nie mają z tym problemu. Czy siedlibyście do stołu z osobą, która stosuje przemoc fizyczną wobec dzieci? Myślę, że większość z Was miałaby z tym problem. Czy podobnie jest, gdy do stołu siada osoba stosująca wobec własnych dzieci przemoc ekonomiczną? Tu już może być inaczej. Rodziny czy nowe partnerki dłużnika często wręcz zgadzają się, aby przepisać na nie majątek zadłużonego, przez co komornik nie jest w stanie odzyskać należności alimentacyjnych. Jasne, że dług zaciąga konkretna osoba, ale gdyby nie miała na kogo kupić samochodu i innych wartościowych rzeczy, to być może zdecydowałaby się ona na realizowanie swojego obowiązku względem dziecka? Wg badania Kantar Millward Brown aż 92% Polek i Polaków negatywnie ocenia ludzi, którzy uporczywie nie płacą alimentów, jednak aż 40% badanych, którzy znają alimenciarza, nie próbowało na niego wpłynąć. Co jest z nami nie tak? Warto wspomnieć o możliwości egzekwowania alimentów od rodziców i rodzeństwa osoby niepłacącej. Polecam korzystać z tego rozwiązania – bywa to otrzeźwiające dla najbliższych alimenciarza. 

Przyczyny i konsekwencje

Przemoc ekonomiczna to zjawisko, które znamy od stuleci. Związane jest ono z podziałem na tradycyjne role męskie i żeńskie, a swoje źródła ma w patriarchalnym układzie sił. Uporczywe niepłacenie alimentów jest przemocą wymierzoną nie tylko w kobiety, ale również w dzieci. Oprawcą jest jedno z rodziców, co jeszcze zwiększa wyrządzoną krzywdę, ponieważ to rodzica powinniśmy darzyć zaufaniem. Przemoc domowa, w tym ekonomiczna, wciąż jest tematem wstydliwym, ukrywanym – mnie samej trudno się wyzbyć poczucia wstydu, gdy poruszam go na łamach „Równości”. 

Jako powody stosowania przemocy w rodzinie wymienia się niedojrzałość emocjonalną sprawcy, nadmierną koncentrację na sobie, brak umiejętności oraz wiedzy na temat wychowania i życia w rodzinie, w wielu przypadkach przemoc wyniesioną z domu rodzinnego sprawcy (…), duże bezrobocie, kryzys ekonomiczny, brak wsparcia społecznego, coraz częstsze emigracje oraz zmiany miejsca zamieszkania. Obawiam się, że pogłębiający się kryzys finansowy na samodzielnie wychowujących kobietach i ich dzieciach odbije się jeszcze bardziej. Wśród konsekwencji przemocy ekonomicznej (poza biedą) podaje się utratę wiary we własne kompetencje zawodowe, obniżenie samooceny, stany lękowe i depresję oraz trudności z panowaniem nad emocjami w sytuacjach stresujących, ale także bezradność, bierność, uwikłanie w przeszłość, niezdecydowanie, nieumiejętność podjęcia decyzji (…), drażliwość i wybuchy gniewu. Dzieci alimenciarzy wchodzą w dorosłość z ciężkim bagażem doświadczeń i to on w dużej mierze będzie wpływać na ich ważne życiowe decyzje. Nie przyglądajmy się temu biernie, ponieważ nie tylko ustawodawcy są w stanie coś w tej kwestii zmienić.