Wszystkie rozwiązania w tarczy są skierowane do przedsiębiorców. Nie ma żadnych rozwiązań dla pracowników bezpośrednio, żadnych zasiłków, nie ma mowy o zasiłku dla bezrobotnych, czy wsparcia w przypadku spadku dochodów mówi Katarzyna Rakowska (Inicjatywa Pracownicza).
Paweł Miech: Jaka obecnie jest sytuacja na rynku pracy?
Katarzyna Rakowska (Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza): Rynek pracy jest dziś bardziej zróżnicowany niż przed kryzysem. Część zakładów musiała wstrzymać działanie. Cześć osób z zakładów, która wstrzymała działania albo pracuje zdalnie, albo jest na przestojowym, czyli jest gotowa do pracy, ale nie ma jak pracować. Są to na przykład osoby, które sprzątały czy zajmowały się obsługą budynku, a budynki są zamknięte. Jest też duża grupa, która straciła pracę. Są to głównie osoby na umowach cywilno-prawnych, umowach zleceniach, samozatrudnieni.
Mamy też drugi obszar, czyli zakłady pracy, które nadal działają. Z jednej strony są to działy kluczowe dla gospodarki–handel żywnością, artykułami pierwszej potrzeby, produkcja, pakowanie, transport. Z drugiej strony wciąż działa szereg zakładów pracy w sektorach, które nie są niezbędne. Rząd i GIS nie zdecydowali się na zamknięcie produkcji, więc wciąż działają np. fabryki kosmetyków czy wyposażenia domu. Cały czas działa Amazon, o czym dużo mówimy jako Inicjatywa Pracownicza.
Jak zachowują się pracodawcy wobec pracowników? Czy zmieniają się warunki pracy?
Dochodzą do nas sygnały, że często pracodawcy stawiają pracowników przed alternatywą: albo pracownicy zgodzą się na obniżkę pensji, albo będą zwolnienia. Takie sygnały dochodzą do nas z zakładów, które produkują w normalnym zakresie, ich produkcja nie spadła. Jest tak dlatego, że mając przekaz z rynku pracy i z rządu, że jest zgoda na obniżkę pensji firmy, które mają normalne przychody, starają się wykorzystać sytuacje.
Jak oceniasz przedstawioną przez rząd tarczę antykryzysową?
Tarcza wprowadza przede wszystkim mechanizmy, które mają służyć przedsiębiorcom, nie pracownikom. Mechanizmy polegają na tym, że albo przedsiębiorcy mogą obniżyć pensje i wysłać pracowników na postojowe za pensję minimalną, albo obniżyć wymiar czasu pracy, wtedy pracownicy będą mogli zarabiać nawet mniej niż pensja minimalna.
Tarcza pozwala również na zwiększenie intensywności pracy, ograniczenie wypoczynku dobowego, np. wprowadzenie 16-godzinnych zmian. To może sprawić, że pracownicy będą pracowali dłużej i intensywniej za niższe pensje.
Wszystkie te rozwiązania są skierowane do przedsiębiorców. Nie ma żadnych rozwiązań dla pracowników bezpośrednio, żadnych zasiłków, nie ma mowy o zasiłku dla bezrobotnych, czy wsparcia w przypadku spadku dochodów.
Instytucja postojowego już istnieje w polskim prawie. Co nowego w tej kwestii pojawia się w propozycjach rządu?
Obecnie mamy dwa postojowe w polskim prawie. Po pierwsze jest to, które mamy od lat w Kodeksie Pracy, art. 181. To postojowe określa sytuacje, gdy pracownik jest gotowy wykonywać prace, ale z przyczyn niezależnych wykonywać jej nie może. Przyczyny mogą być z powodu pracodawcy albo władz administracyjnych. W takim przypadku postojowe powinno być płatne tak, jak urlop.
Jest też drugie postojowe. W 2013 roku, po kryzysie finansowym, wprowadzono ustawę, która wprowadza przestój ekonomiczny, definiowany jako przestój w działalności firmy. Jeśli ma miejsce taki przestój przedsiębiorstwo może otrzymać dofinansowanie publiczne. Przy tak rozumianym przestoju pracodawca może obniżyć pensje do minimalnej. Po to rozwiązanie sięgnął teraz rząd przy tarczy antykryzysowej.
Czy dopłaty do pensji zapobiegną zwolnieniom?
W zależności od źródła dofinansowania – ustawa przewiduje ochronę miejsc pracy w firmach, gdzie będzie dopłata, maksymalnie na 6 miesięcy w przypadku finansowania z Funduszu Pracy i zupełny brak ochrony w przypadku finansowania z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Aby w ogóle ubiegać się o dopłatę, należy przedstawić porozumienie, że wprowadzono obniżony czas pracy albo przestój. Jest to bardzo duże niebezpieczeństwo, bo wielu pracodawców będzie ubiegać się o dopłaty, ale nie wszyscy dostaną te pieniądze, a będą musieli obniżyć czas pracy czy wprowadzić przestój.
Warto pamiętać, że ochrona, nawet jeśli będzie, będzie krótka, a obniżona pensja może obowiązywać przez czas nieokreślony. Po tym krótkim czasie ochrony pracodawcy nie będą też już musieli zatrudniać pracowników, będą mogli ich zwolnić.
W jaki sposób finansowane są dopłaty do pensji?
Dopłaty są finansowane z dwóch źródeł. Jeden to Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, drugie to Fundusz Pracy.
Celem FGŚP było chronienie miejsc pracy. Fundusz wypłaca środki na pensje w wypadku, gdy pracodawca ogłasza upadłość. Jest to bardzo mały fundusz, środki starczą zaledwie na 140-160 tys. miejsc pracy. By zrozumieć, jak skromna jest to skala, wystarczy powiedzieć, że sama firma Amazon zatrudnia w Polsce 30 tys. osób.
Środki z Funduszu Pracy będą wypłacane przez starostów. W tym funduszu jest więcej pieniędzy, ale są to środki na pomoc dla bezrobotnych w innej formie niż zasiłki, na przykład na inwestycje w szkolenia, staże, roboty publiczne. Jeśli zabierze się tę pieniądze na dopłaty do wynagrodzeń, to nie będzie pieniędzy na pomoc osobom bezrobotnym, a przecież spodziewamy się wzrostu bezrobocia.
Czy w tarczy jest jakaś forma pomocy dla osób bezrobotnych?
Nie ma. Warto wspomnieć, że zasiłek dla bezrobotnych jest dziś bardzo trudno uzyskać. Trzeba udowodnić, że pracowało się 12 miesięcy w ciągu ostatnich 18 miesięcy za pensję minimalną lub wyższą, od której były odkładane składki na Fundusz Pracy. To sprawia, że obecnie tylko 160 tys. z ponad 900 tys. ma prawo do zasiłku. Zasiłek w większości regionów w kraju jest wypłacany jedynie przez 6 miesięcy, przez pierwsze 3 miesiące w wysokości 741 netto, po 3 miesiącach spada.
Pomimo tego, że spodziewamy się wzrostu liczby bezrobotnych, rząd nie podwyższa zasiłków. Polski zasiłek jest jednym z najniższych w Europie, wynosi 37% ostatniej pensji, średnio w UE wynosi 50% ostatniej pensji.
Czy nie jest jednak tak, że priorytetem władz powinno być wsparcie firm, a nie pracowników? Słyszymy głosy, że wiele firm jest w trudnej sytuacji, nie ma pieniędzy i potrzebuje wsparcia?
Przede wszystkim należy utrzymać poziom życia pracowników. Nie możemy dopuścić do masowego ubożenia społeczeństwa. Zaproponowane przez rząd mechanizmy nie zapobiegną ubożeniu. Już dziś 1.5 mln osób zarabia pensję minimalną, spodziewamy się, że pensje minimalną będzie otrzymywać wiele milionów osób więcej.
Po drugie pamiętajmy o tym, że przez lata byliśmy nazywani zieloną wyspą. Mówiono nieustannie o wspaniałym rozwoju gospodarczym. Przez ostatnie lata przedsiębiorstwa osiągały wysokie zyski, wypłacały dywidendy. Zresztą sami przedsiębiorcy, nawet ci mali, zatrudniający do 9 pracowników, chwalili się ogromnymi przychodami. Więc pieniądze w gospodarce są. Naprawdę nie można zakładać, że przedsiębiorcy nie mają żadnych oszczędności. Nie można też zakładać z góry, że przedsiębiorcy nie mogą zmienić struktury swoich wydatków. Wg planu rządu jedyny dowód, jaki mają złożyć przedsiębiorcy to spadek obrotów o 15%. Nikt się nie zastanawia nad oszczędnościami czy strukturą wydatków. Rząd nie mówi, by wprowadzić zakaz wypłaty dywidend.
Podsumowując, nadal można się bogacić na zakładach pracy, które działają, a zarazem można starać się o finansowanie miejsc pracy przy znacznie obniżonych pensjach pracowników.