W pierwszym w historii Bielska-Białej referendum lokalnym 16 kwietnia 2023 r. bielszczanie i bielszczanki wyrazili swój zdecydowany sprzeciw w sprawie planów wybudowania w mieście spalarni odpadów. Z prawa do głosowania skorzystało wówczas 35 963 spośród 126 431 bielszczan. Frekwencja wyniosła 28,44%, a większość głosujących, czyli 20 449 osób, nie zgodziła się na budowę spalarni. Referendum było ważne, ale nie wiążące. Pod naciskiem opinii publicznej prezydent miasta przychylił się jednak do głosu mieszkańców i wycofał z planów budowy spalarni.
Warto pytać
3 lata temu usłyszałam pierwsze skąpe informacje o jednym z kontrowersyjnych lokalnych pomysłów, który mógł mieć znaczący wpływ na przyszłość miasta i mieszkańców – o spalarni śmieci. I choć miała powstać zaledwie 2 km od mojego miejsca zamieszkania, nie mogłam znaleźć zbyt wielu danych na ten temat. Media lokalne traktowały ten temat powierzchownie, bez głębszej analizy, a perspektywy obywatelskiej nie prezentowały w ogóle.
Szukając informacji, trafiłam na grupę mieszkańców, która już powstała i starała się nagłaśniać temat. Dowiedziałam się, że jej członkowie napisali petycję sprzeciwiającą się temu pomysłowi, zebrali podpisy i złożyli w urzędzie. Zdziwiłam się jednak, jak niewiele w przestrzeni miejskiej było wiadomo na ten temat. Dopiero później zrozumiałam, dlaczego tak się stało.
Cisza służy władzy i usypia czujność obywateli
Cisza i brak transparentności wpisane były od początku w strategię tego pomysłu, a standardy, jakie założono, można było zaobserwować już na pierwszej sesji Rady Miejskiej, kiedy przyjęto z pozoru niewinną uchwałę intencyjną. Dokument przedłożono tuż przed sesją, bez dyskusji i przygotowania, by ostatecznie radni po 2 latach mogli usłyszeć, że powinni czytać, nad czym głosują. Okłamano wszystkich już na starcie.
Temat spalarni śmieci jest jednym z tych, które od kilku lat elektryzują lokalne społeczności i rzadko dzieją się w ciszy, a przynajmniej od momentu, kiedy mieszkańcy się o nich dowiadują. Bielsko-Biała nie było w tym przypadku wyjątkiem. Dla władzy kluczowe jest utrzymanie w tajemnicy kontrowersyjnego pomysłu, który ze swej natury budzi wątpliwości, prowokuje mnóstwo pytań i wymusza niejako konieczność przeprowadzenia rzetelnych konsultacji społecznych. Konsultacji, które nie mają z założenia jedynie wypełnić obowiązku ustawowego, ale realnie udzielić odpowiedzi, np. zobligować do sporządzenia dodatkowych analiz czy zweryfikowania zasadności samej koncepcji.
Rzetelność konsultacji nie jest po drodze władzy, która ma przyjęte z góry założenia i jest przekonana o ich nieomylności. Obywatele są tutaj wyłącznie przeszkodą, a fasadowe konsultacje – nieprzyjemną koniecznością.
Rola mediów
Nie bez powodu media określane są mianem czwartej władzy. To dzięki nim, a nie z Biuletynu Informacji Publicznej, mieszkańcy dowiadują się o ważnych dla nich sprawach. Tempo życia, pośpiech, codzienne problemy powodują, że niewielu z nas śledzi lokalne sesje rady miejskiej czy zagląda do BIP, aby dowiedzieć się, jak wybrani reprezentanci sprawują władzę, na jakim etapie realizacji są złożone przez nich obietnice wyborcze czy jaki wpływ na nas i nasze otoczenie będą miały uruchomione przez nich procedury i postępowania.
Najwięcej newsów spływa do nas z internetu, radia i prasy. Jako czytelniczka i obserwatorka lokalnego środowiska korzystam ze wszystkich dostępnych źródeł informacji. Czasem mam przy tym poczucie, że umykają mi tematy, które nie wydawały się atrakcyjne dziennikarsko i zostały z tego względu pominięte lub tylko wspomniane bez zarysowania szerszego kontekstu przyczynowo-skutkowego.
Temat spalarni traktowany był wyjątkowo delikatnie. Krótkie, skąpe wzmianki, bez zadawania pytań, jedynie wypełniające obowiązek dziennikarski. Główne media lokalne, przychylne tutejszej władzy, niechętnie nagłaśniały temat. Mieliśmy poczucie, że oprócz mieszkańców nikt nie chce o tym rozmawiać, a wątpliwości się mnożyły.
Mieszkańcy wzięli sprawy w swoje ręce i postanowili wykorzystać każdą szansę, by odmienić przez wszystkie przypadki słowo „spalarnia”, które przez rządzących było umiejętnie zamieniane na określenie „instalacja do termicznego przekształcania odpadów” – wbrew funkcji, jaką obiekt miał pełnić, wbrew ustawie, w której wprost pada ta pierwsza nazwa, ale za to zgodnie z definicją greenwashingu.
Pierwsza większa wzmianka medialna o obywatelskim sprzeciwie pojawiła się, gdy podczas wizyty prominentnych gości szczebla krajowego mieszkańcy bez zapowiedzi zorganizowali spontaniczny protest, domagając się dialogu. To wtedy prezydent miasta zadał pytanie jednej z uczestniczek: Jakie ma pani wykształcenie i kompetencje, by móc kwestionować ten temat?
Obywatel nie jest ekspertem, lecz jest tak samo ważny
Podczas ponad 3-letniej batalii o feralną instalację mieszkańcy regularnie byli nazywani bandą krzykaczy czy nieliczną grupą awanturników, a przy każdej okazji mówiono im, że nie posiadają kompetencji do wypowiadania się w temacie.
Tymczasem urzędnicy zapomnieli, że konsultacje społeczne są kluczowym elementem demokracji bezpośredniej. To nie tylko ustawowy obowiązek, ale także niezbędny dialog, w ramach którego mieszkańcy mogą uzyskać odpowiedzi na wszystkie swoje pytania. Proces mający upewnić mieszkańców, że to, co władze planują, jest bezpieczne i będzie służyło dobru wspólnemu. Rolą urzędników jest przekonanie obywateli za pomocą środków i narzędzi, jakie posiadają, że ich pomysł przyniesie korzyści lokalnej społeczności, a tam, gdzie to konieczne i możliwe – uwzględnienie uwag i wypracowanie kompromisu. Ta trudna sztuka dialogu traktowana jest jako przykry obowiązek, a każdy głos sprzeciwu postrzegany jako przeszkoda w realizowaniu wizji przyjętej przez tych „bardziej kompetentnych”. Tymczasem obywatel nie musi być ekspertem. Nie jest nim również przedstawiciel, którego wybrał. Nie ma ekspertów od wszystkiego. Ten drugi ma natomiast środki i narzędzia do realizowania zadań, finansowane przez obywateli.
Mieszkańcy Bielska-Białej mają wiele negatywnych doświadczeń związanych z konsultacjami. Często są one organizowane wyłącznie w godzinach pracy urzędników lub wczesnoporannych, informacja o nich umieszczana jest w ograniczonej przestrzeni i nie dociera do szerokiego grona, a sam proces sprowadza się do spisania uwag, by ostatecznie odrzucić je wszystkie. W trakcie jednego z głosowań nad zmianą miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego w głosowaniu blokowym odrzucono prawie 1100 uwag i nie przyjęto ani jednego głosu. W takich warunkach zderzaliśmy się z przekonaniem wielu mieszkańców o bezcelowości działań podjętych w ramach inicjatywy „STOP spalarni śmieci w Bielsku-Białej”, ponieważ wszystkie decyzje już dawno zapadły, a nasza walka nic nie zmieni.
Obywatele utracili poczucie sprawczości w zderzeniu z władzą, która powinna reprezentować ich głos.
Wiara w powodzenie
Od pierwszego spotkania z grupą mieszkańców głośno sprzeciwiających się budowie spalarni byłam przekonana, że to do nich należy ostateczny głos w tej sprawie. Staliśmy jednak przed wyzwaniem, jak poinformować prawie 170-tysięczne miasto o toczącym się postępowaniu, nie mając środków i narzędzi. Postanowiliśmy zorganizować protest.
Roznosząc ulotki, zdałam sobie sprawę, że cisza medialna odgrywała do tej pory kluczową rolę w sprawie. Gdy wręczałam materiały sąsiadom, którzy z okien widzieli komin po starej elektrociepłowni stojący dokładnie w miejscu, gdzie miała powstać spalarnia, zaskoczyła mnie ich całkowita niewiedza o planach realizowanych tuż za ich płotem. Bardzo szybko ich zaskoczenie przeradzało się w zdenerwowanie i sprzeciw. Każdy pytał: Dlaczego nic o tym nie wiadomo, dlaczego nic nie słychać?
Ten pierwszy, najliczniejszy protest mieszkańców w tej dzielnicy miasta wyprowadził ludzi pod domy lokalnych radnych, by mogli wykrzyczeć wszystkie swoje pytania. Potrzeba ta wynikała z niezgody na dalsze ignorowanie ich głosu w tak ważnej sprawie.
Zrozumieliśmy wtedy, że naszym najważniejszym zadaniem na przyszłość jest dotarcie z informacją o planach budowy spalarni do jak największej liczby mieszkańców, aby mieli szansę we własnym zakresie zapoznać się z tematem, doczytać o obowiązkach gmin w kwestii odpadów i wypracować własną opinię. Opinię, która okazała się kluczowa podczas referendum 3 lata później.
Tak naprawdę podjęliśmy się zadania wypełnienia obowiązku informacyjnego, które teoretycznie spoczywało na samorządzie. Dzięki niezłomności w działaniu, konsekwencji i wierze we własną sprawczość zorganizowaliśmy dziesiątki spotkań, panele dyskusyjne, stworzyliśmy strony, kanały w mediach internetowych, udzielaliśmy wywiadów, pisaliśmy artykuły i dbaliśmy o wiarygodność przekazu konstruowanego przez władze, skrupulatnie punktując nadużycia i manipulacje.
Jednym z przykładów nieetycznych praktyk z tego okresu, jaki zapadł mi w pamięć, było stosowanie przez lokalną prasę kryptoreklamy. Niezgodne z prawem działania mediów wraz z władzą zostały wówczas potwierdzone na podstawie naszych zgłoszeń przez Radę Etyki Mediów.
Dostrzegaliśmy i nadal dostrzegamy brak uregulowań prawnych dla greenwashingu. Niestety nie ma żadnego formalnego zakazu dowolnego stosowania sformułowań typu „eko” czy „bio” wobec działań, które szkodzą otoczeniu i niekorzystnie wpływają na środowisko. Odczarowanie mitu pseudoekorozwiązań było jednym z najtrudniejszych wyzwań.
Rola więzi społecznych
Nie jestem w stanie wymienić, jak wielu mieszkańców, dowiadując się o planach budowy spalarni, zaoferowało pomoc i zaangażowało się w nagłośnienie sprawy. Sam fakt ukrywania tego tematu przez władze był dla nich najlepszą motywacją do działania.
Każdy dawał od siebie to, co mógł: czas, narzędzia i wiedzę, jakimi dysponował, oraz kolejną cząstkę wiary w sprawczość ruchu społecznego, który rósł w siłę. Mogliśmy działać przez tak długi czas tylko dzięki wspieraniu się w trudnych chwilach i we wspólnych sukcesach. Nawiązaliśmy przyjaźnie, poznaliśmy bliżej sąsiadów, których wcześniej tylko mijaliśmy każdego dnia. Łączył nas wspólny cel i prawdziwie zaangażowaliśmy się w jego osiągnięcie. Cel ten był ponad podziałami – nikt nie pytał innych uczestników protestu o poglądy, nikt nie oceniał. Każdy był tak samo ważny. Rola więzi społecznych okazała się kluczowa w trakcie referendum lokalnego, które w założeniach urzędników miało nie przekroczyć kilku procent frekwencji i potwierdzać, jak nieliczna jest banda krzykaczy. Nie doceniono roli edukacji i samokształcenia się obywateli. Za niewielkie środki ze zrzutki mogliśmy zaledwie zrobić hałas w tej zaplanowanej ciszy. To przyciągnęło uwagę na tyle, by obywatele zaczęli interesować się problematyką gospodarki odpadami i wyciągać własne wnioski, a także stawiać żądania.
To był właściwy etap konsultacji społecznych. Pytano o skuteczność spalarni, o ich szkodliwość, o inne rozwiązania. Zastanawiano się, czy miasto powinno angażować tak duże środki na instalację nie tylko dla Bielska-Białej, ale również okolicznych gmin. Rozpoczęto ocenę dotychczasowych działań Zakładu Gospodarki Odpadami. Pojawiły się krytyczne opinie, zaobserwowano brak planów w dłuższej perspektywie i krótkowzroczność proponowanych rozwiązań. W końcu mieszkańcy we własnych domach zadali sobie wszystkie te pytania, których nie mogli w trakcie prawdziwych konsultacji.
Sprawczość
Władza wykonawcza należy do obywateli. Zbyt często zapominamy, dlaczego chodzimy na wybory i dlaczego wybieramy naszych przedstawicieli. I o ile w stosunku do władzy centralnej możemy mieć czasem poczucie, że decyzje zapadają gdzieś w Warszawie i mamy na nie mniejszy wpływ, o tyle na szczeblu lokalnym ten dystans jest zdecydowanie mniejszy.
Radni i radne to nasi sąsiedzi, osoby, które wybraliśmy, ponieważ miały reprezentować nasze interesy, odpowiadać na nasze potrzeby. Zanim zostali radnymi, byli zwykłymi mieszkańcami, dokładnie tak samo jak my teraz domagali się partycypacji społecznej. Nie powinniśmy dać im zapomnieć, w czyjej służbie sprawują swoje funkcje.
Jedną z naszych inicjatyw było stworzenie grafik ze zdjęciami lokalnych radnych informujących, że głosując w następnych wyborach, będziemy ich oceniać przez pryzmat decyzji, jakie podejmują przeciwko nam. Spotkało się to z wielkim oburzeniem i próbą zgłoszenia naszych działań do prokuratury.
Suweren miał czelność przypomnieć, jaką rolę pełni i jaka misja powinna przyświecać radnym.
Inicjatywa obywatelska „STOP spalarni śmieci w Bielsku-Białej” w trakcie kampanii rozdała rękami obywateli ponad 30 tys. ulotek i rozwiesiła kilka tysięcy plakatów. Za niecałe 14 tys. zł przeprowadzono kampanię obywatelską, która zderzyła się z działaniami urzędników kosztującymi prawie 2 mln zł, pochodzącymi ze środków podatników.
To jedna z najdroższych lekcji demokracji bezpośredniej, ale także najlepszy przykład, dlaczego partycypacja społeczna nie jest tylko tanim frazesem.