Magdalena Madzia – kierowniczka płac w byłej spółce Fiata w Bielsku-Białej, przewodnicząca Zarządu Kasy Zapomogowo-Pożyczkowej, związkowczyni, członkini partii Razem
Dariusz Lamek-Kochanowski – pracownik działu eksportu PPG Cieszyn, członek PKZP, działacz lewicowy, członek partii Razem, związkowiec
Redakcja „Równości”: Obecnie mierzymy się z wieloma kryzysami, w tym z kryzysem finansowym, który przybiera na sile. Szukając rozwiązań, postanowiliśmy porozmawiać o PKZP ze specjalistką w ich zakresie Magdaleną Madzią i ich członkiem Dariuszem Lamek-Kochanowskim. Zacznijmy od rozwinięcia tego skrótu.
Magdalena Madzia: PKZP to pracownicza kasa zapomogowo-pożyczkowa. Najstarsza taka kasa w Polsce ma przeszło 60 lat. Działają one przeważnie w „starszych” zakładach pracy, co nie oznacza, że „młode” firmy z sektora prywatnego nie mogą korzystać z ich dobrodziejstwa. Od 2021 r. wraz ze zmianą przepisów i wejściem w życie nowej ustawy z jej nazwy zniknęło określenie „pracownicza”. Powiem szczerze: nie wiem dlaczego. To pracownicy zarządzają Kasami – są wybierani do ich organów nadzorczych, czyli do zarządu i komisji rewizyjnej. Nadal się wspierają, poręczając sobie pożyczki. Główne zasady funkcjonowania Kas, niezmienne od lat, zostały więc utrzymane. Szkoda, że epitet „pracownicza” przeszkadzał ustawodawcy. Mnie się podobał, bo podkreślał charakter Kas Zapomogowo-Pożyczkowych.
RR: Kto może należeć do Pracowniczych Kas Zapomogowo-Pożyczkowych? Co trzeba zrobić, aby je założyć?
MM: Tam, gdzie jest pracodawca, tam są również pracownicy i to oni powołują kasy do życia. W myśl nowej ustawy są to osoby wykonujące pracę zarobkową, a więc nie tylko na podstawie umowy o pracę, ale także umowy-zlecenia czy o dzieło. Kasę zapomogowo-pożyczkową zakłada co najmniej 10 takich osób. Są organami statutowymi i działają w oparciu o decyzje członków podejmowane na walnym zebraniu. Po powołaniu kasy należy opracować statut oraz druki zgodne z ustawą, wybrać władze (zarząd oraz komisję rewizyjną) i zarejestrować ją w REGON-ie, czyli zgłosić ją do GUS-u. Po rejestracji informacja o utworzeniu kasy przekazywana jest do jej zarządu. Do tej pory nadzór nad PKZP sprawowały wyłącznie związki zawodowe. Obecnie forma nadzoru nad kasami zapomogowo-pożyczkowymi została rozbudowana: nadal są wyłaniani społeczni reprezentanci, ale jeśli w firmie nie ma związków zawodowych (bo też nie wszędzie one działają), pieczę nad nimi przejmują rady pracowników, a w przypadku ich braku – reprezentacja osób wykonująca pracę zarobkową wyłoniona w sposób przyjęty u pracodawcy. Kiedy pracownik odchodzi lub zostaje zwolniony, całość zgromadzonego przez niego wkładu jest mu zwracana pod warunkiem, że nie ma zadłużeń wobec kasy – w przeciwnym wypadku w pierwszej kolejności pokrywa się istniejące zadłużenia i oddaje się nadwyżkę.
RR: Skąd się biorą pieniądze w kasie zapomogowo-pożyczkowej?
MM: Pracownicy należący do PKZP deklarują chęć potrącenia części swojej pensji na stałą składkę. Jest ona nadal własnością pracownika, z tym że pieniądze te nie leżą na półce ani w skarpecie, lecz znajdują się na koncie i są do dyspozycji kasy. Jeśli pracownik chce po nie sięgnąć, musi wypełnić wniosek i – jeśli kwota pożyczki miałaby być większa niż wkład własny – znaleźć wśród swoich kolegów i koleżanek poręczycieli. Uważam, że dzięki tym niewielkim utrudnieniom pieniądze odkłada się łatwiej i dlatego kasy, nawet tak nieduże jak nasza, dysponują sporą ilością środków. W naszej Pracowniczej Kasie Zapomogowo-Pożyczkowej 300 członków odłożyło niemal 1 mln zł. Te pieniądze nie przepadają i, jak mówiłam, należą do pracowników.
RR: Oboje jesteście członkami kas zapomogowo-pożyczkowych. Kiedy – biorąc pod uwagę wasze doświadczenia – pracownicy korzystają z pożyczek w PKZP?
Dariusz Lamek-Kochanowski: Koledzy i koleżanki w pracy, w tym i ja, bierzemy pożyczkę głównie na takie cele jak remont mieszkania, wyjazd wakacyjny, zakup samochodu albo organizacja komunii czy chrztu dziecka. Kredyty bankowe są oprocentowane, a do tego dochodzi jeszcze koszt prowizji. W moim banku RRSO dla kredytów gotówkowych wynosi 12,68%, a dla kredytu samochodowego ok. 9%. Co więcej, aby otrzymać taki kredyt, należy dopełnić mnóstwa formalności. W kasie zapomogowo-pożyczkowej „papierologii” jest znacznie mniej, a przede wszystkim oddaję tyle samo, ile pożyczam.
MM: Zarząd kas nie wymaga od nikogo informacji, na co są pożyczane pieniądze. Jeśli mamy taką wiedzę, to tylko z koleżeńskich rozmów. Pracownicy biorą pieniądze głównie na remonty domów i mieszkań, wymianę pieców grzewczych czy zakup węgla.
RR: Czy kasy zapomogowo-pożyczkowe, niegdyś kojarzone z PRL-em, przeżywają dziś swój renesans?
MM: Kasy zapomogowo-pożyczkowe rzeczywiście były postrzegane jako relikt przeszłości. Biorąc pod uwagę obecną sytuację na rynku bankowym i inflację, myślę, że słowo „relikt” długo się w ich kontekście nie pojawi. Gdy firma, w której pracuję, zatrudnia nowe osoby, zawsze je pytam, czy spotkały się wcześniej z PKZP. Jeśli nic o nich nie słyszały, prezentuję im możliwość przynależenia do takiej kasy już na początku zatrudnienia. Pracownicy o dłuższym stażu bądź z dużych zakładów zwykle spotkali się z PKZP. Zakłady mniejsze bądź nowe, korporacyjne, niekoniecznie chcą kasy tworzyć i traktują je po macoszemu.
Tam, gdzie pracuję, PKZP uznaje się za benefit dla pracowników, a ci odnoszą się do tej instytucji bardzo pozytywnie. Z kas chętnie korzystają nie tylko osoby z długim stażem pracy, jeszcze tym „pofiatowskim”, lecz także pracownicy z Ukrainy oraz wszyscy ci, którzy mają ograniczony dostęp do tzw. produktów bankowych i zmuszeni byliby do korzystania z lichwiarskich, drogich parabankowych usług. Kasy dają im możliwość zabezpieczenia finansowego, czyli wzięcia nieoprocentowanej pożyczki, a co najważniejsze, są oni traktowani jak każdy inny pracownik, czyli z zaufaniem.
DL-K: W moim wydziale wszyscy są członkami kasy zapomogowo-pożyczkowej. Pożyczka z kasy to dodatkowy zastrzyk gotówki. Niezwykle istotne jest to, że jest ona nieoprocentowana. Bierze się ją w kwocie proporcjonalnej do wkładu zgromadzonego na koncie i spłaca się przez określony czas w ratach, których wysokość nie demoluje budżetu domowego. Kasy to fajna sprawa, gdyż pozwalają zaplanować ważne wydatki, ale są też poduszką bezpieczeństwa w kryzysowych sytuacjach. Pomagają budować poczucie bezpieczeństwa, bo nigdy nie wiesz, co się wydarzy: choroba czy jakieś nieszczęście w życiu.
RR: Oboje mówicie o poczuciu bezpieczeństwa i zaufaniu. A co z ryzykiem?
MM: Kluczowe przy korzystaniu z pracowniczych pieniędzy zgromadzonych w kasie jest zaufanie, które zdobywasz dzięki pracy z ludźmi i nawiązywaniu z nimi relacji.
DL-K: Jak wspomniała wcześniej Magda, dopiero kiedy potrzebujesz wziąć pożyczkę wyższą od zgromadzonego przez siebie kapitału, szukasz poręczycieli wśród koleżanek/kolegów.
MM: Prowadzę kasę zapomogowo-pożyczkową od 18 lat i przez cały ten czas tylko 2 razy poręczyciele spłacali pożyczkę za kogoś, a skala naszych działań jest ogromna – rocznie wypłacamy między 600 tys. a 1 mln zł. Wychodzi na to, że wszystkie pożyczki są spłacane przez pracowników.
RR: Czy wiadomo, ile kas zapomogowo-pożyczkowych funkcjonuje w Polsce?
MM: Nie wiemy, ile dokładnie jest kas w kraju. Obecna ustawa to jednak niebawem ureguluje. Kasy będą miały obowiązek wystąpienia o numer REGON, co spowoduje, że będzie ich rejestr. Powstaje ich coraz więcej i coraz więcej osób jest zainteresowanych ich tworzeniem oraz przynależnością do nich – zwłaszcza teraz, gdy koszty kredytów w bankach rosną. Kasy są w zasadzie jedyną alternatywą wobec banków. Tu można uzyskać pożyczkę sprawnie i bez oprocentowania. Kasy nie zarabiają, a wszystkie funkcje zarządcze są w nich pełnione społecznie. Kasy zapomogowo-pożyczkowe po prostu są fajne i warto wspierać tę ideę.