Paweł Miech: Według oficjalnych danych pandemia COVID w Chinach jest dziś pod kontrolą, a przypadków wykrywa się niewiele. Mieszkasz obecnie w Chinach. Jak zmieniło się życie w Chinach po epidemii?
Joanna: Tym, co od razu rzuca się w oczy, jest noszenie maseczek przez wszystkich, bez wyjątku. To może się wydawać szokujące. W Europie czy USA mamy drugą falą i bardzo wiele zakażeń, ale ciągle dyskutujemy o tym, czy trzeba je nosić. W Chinach maseczki noszą wszyscy – zarówno osoby starsze, jak i dzieci.
Tym, co zostało po epidemii, są plakaty. Z jednej strony ciągle wiszą te z minionych miesięcy, zalecające mycie rąk i zachowanie higieny, ale poza nimi są także plakaty propagandowe, na których powtarza się przekaz: uporaliśmy się z pandemią. Oprócz tego wciąż widzi się kampanię plakatową z podziękowaniami dla pielęgniarek i lekarzy, którzy byli na pierwszej linii frontu podczas walki z epidemią.
Myślę, iż kluczowe jest to sformułowanie, że Chiny są już po epidemii. Wydaje się ono prawdziwe. Nie do końca wiemy jednak, czy nie przyjdzie druga fala, gdyż wciąż pojawiają się niewielkie liczby nowych przypadków w jednym z regionów. Oficjalna narracja mówi jednak, że epidemia to już przeszłość, że daliśmy radę, że uporaliśmy się z nią, zaufaliśmy władzy, wypełnialiśmy jej zalecenia i udało nam się pokonać wirusa. Taki przekaz był bardzo widoczny zwłaszcza 1 października, w dniu Święta Republiki Chińskiej.
Jaką rolę w ograniczaniu epidemii odegrała technologia? Podobno obowiązkowa była instalacja aplikacji, która umożliwiała śledzenie osób zakażonych?
Tak, rzeczywiście istnieje taka aplikacja. Jej użycie było wymagane w środkach transportu i podczas uczęszczania na zgromadzenia publiczne. W aplikacji zawarty był kod: zielony, żółty lub czerwony. W wielu miejscach wymagano zeskanowania tego kodu. Gdy okazało się, że w danej grupie są zdiagnozowane przypadki, kody zmieniały się na żółty lub czerwony. Przykładowo podczas spotkania w pracy musiałam pokazać aplikację i kod zielony. Gdy ktoś na takim spotkaniu jest zarażony, to kod w aplikacji u wszystkich osób zmieniał się na żółty lub czerwony. Stosowanie jej może być obowiązkowe – to zależy od stopnia restrykcji. Obecnie można wejść do wielu miejsc nie pokazując kodu, ale wiosną były momenty, gdy bez właściwego kodu było to niemożliwe.
W Polsce istnieją obawy, że wiele mniejszych restauracji zbankrutuje na skutek restrykcji epidemicznych. Jak pandemię przetrwała lokalna gastronomia w Chinach?
Władze bardzo próbują zachęcać do wydawania pieniędzy w małych sklepikach i restauracjach. W znacznym stopniu uproszczono regulacje dotyczące otwierania nowych lokali gastronomicznych – ograniczono liczbę certyfikatów i pozwoleń, co ma sprzyjać ich powstawaniu.
Takie działania władzy wpisują się w szerszy trend. Dla Chin pandemia jest szansą na pobudzenie konsumpcji wewnętrznej. Do tej pory miliony dolarów zamożnych Chinek i Chińczyków były wydawane za granicą – w Stanach Zjednoczonych bądź w Europie. Teraz, w obliczu ograniczeń w podróżowaniu, ci ludzie muszą wydawać pieniądze na miejscu. Dużo mówi się o tym, jak bardzo pandemia pomogła luksusowej turystyce w Chinach.
Czy pandemia przyczyniła się do wzmocnienia ksenofobii lub nacjonalizmu w Chinach? Czy zmieniło się nastawienie wobec cudzoziemców?
Były momenty, w których ludzie rzeczywiście reagowali w taki sposób: „O, cudzoziemiec, przyjechał z ogniska pandemii i nas pozaraża”. Słyszałam, że na wejściu do siłowni nieraz było napisane coś w stylu: „Prosimy, by nie przychodzili użytkownicy zagraniczni”. Ja jednak niczego takiego nie doświadczyłam i spotykam się z przyjaznymi reakcjami. Kiedy niedawno wróciłam z Polski do Chin, sąsiedzi pytali, co u mnie słychać i jakie mam wrażenia z podróży do domu.
Trzeba oddzielić od siebie ksenofobię i nacjonalizm. Ten drugi jest budowany od lat i pozostaje konsekwentnie wzmacniany przez władzę. Częściowo dzieje się to dzięki obiektywnym osiągnięciom kraju, który rozwija się gospodarczo i ma coraz silniejszą pozycję na arenie międzynarodowej. Było to widoczne w obchodach ostatniego Święta Republiki – jak już wspomniałam, widać ogromną dumę z tego, jak poradzono sobie z epidemią. Bywa ona na tyle silna, że ludzie wręcz zapominają o jakiejś pandemii w Chinach sprzed miesięcy. Przykładowo sąsiadka powiedziała mi: Dobrze, że jesteś, bo u nas jest bezpiecznie – nie to co w Polsce, gdzie panuje pandemia.
Dobra sytuacja Chin, przy problemach Stanów Zjednoczonych i Europy, umacnia mandat chińskiej władzy. Według tej narracji – którą można usłyszeć także na ulicach – brak kontroli obywateli skutkuje katastrofą. Ostatnio taksówkarz powiedział mi, że Chiny są bardzo dobre w kontrolowaniu obywateli, i to jest nasz atut, bo przez to my, Chińczycy, nie mamy takich problemów z wirusem, które mają Europa czy USA. Podsumowując: nacjonalizm nasilił się i będzie się nasilał. Ksenofobia to raczej pojedyncze przypadki wygenerowane możliwością przenoszenia wirusa.
Czy po pandemii mocno zmieniły się sposoby kontrolowania obywateli?
Pandemia pomogła wzmocnić tę kontrolę. O wiele większy nacisk położono np. na płatności cyfrowe, które oczywiście pozwalają lepiej zbierać informacje o tym co, kto i gdzie kupował. Istnieje też aplikacja, która w związku z COVID-em śledzi kontakty społeczne. Masa obywateli pobrała również aplikację na transport publiczny, dzięki czemu rząd jest w stanie zebrać jeszcze więcej danych. Bardzo trudno jednak ustalić, ile jest ich zbieranych tak naprawdę. Nie łatwiej orzec, czy sytuacja się pogorszyła i czy danych zbiera się więcej czy mniej. Tego nie wiemy, bo tego władza nie mówi. Na pewno jednak mamy większe przyzwolenie społeczne na zbieranie danych o obywatelach, które będzie podawane przez partię jako pozytywny przykład. Usłyszymy: „Jesteśmy w stanie uchronić was przed chorobą, przed tym koszmarem, który ma miejsce w Stanach i w Europie, bo możemy was monitorować”.
Jeśli chodzi o wolność słowa – czy są sprawy, o których nie można mówić publicznie?
Funkcjonują ważne rozróżnienia. Inaczej traktuje się to, co mówisz jako cudzoziemiec po angielsku, a inaczej to, co jako cudzoziemiec mówisz po chińsku. Jest różnica pomiędzy tym, co Chińczyk powie po chińsku a tym, co powie po angielsku. Mimo wszystko jesteśmy jednak coraz bardziej ostrożni w tym, co i komu mówimy. To zjawisko z roku na rok nasila się. Zdarzają się sytuacje, w których podczas rozmowy z Chinkami i Chińczykami wiemy, że jest to poufna, prywatna rozmowa, ale oni i tak lękliwie zaznaczają na końcu: „Nikomu nie mówmy o tej rozmowie”. Z jednej strony da się odczuć coraz więcej ostrożności i autocenzury, a z drugiej strony wśród cudzoziemców w Chinach mamy własne grupy online, na których pojawiają się rozmaite artykuły i dyskusje. Nigdy nie zdarzyły się na nich żadne upomnienia ani nie kasowano tych grup. Czasami jakiś artykuł był blokowany lub oznaczony jako potencjalnie szkodliwy dla użytkowników, co oznacza, że treści na pewno są filtrowane i monitorowane. Czasem jednak dziwię się, jak bardzo ludzie nie boją się dyskutować o pewnych sprawach i że nie ma spotykają się z żadnymi konsekwencjami. Trudno powiedzieć, czy władza ma kontrolę w 100%, czy jest to zjawisko losowe, wybiórcze. Możliwe też, że cudzoziemcy są traktowani inaczej niż Chińczycy.
Jak w praktyce działa cenzura Internetu? Twitter czy Facebook są w Chinach niedostępne, czy ludzie próbują jakoś zdobywać informacje?
Osoby z chęcią krytycznego myślenia załatwiają sobie tzw. VPN (ang. Virtual Private Network, tj. usługa umożliwiająca połączenie z Internetem poprzez wirtualny, szyfrowany tunel – przyp. red.) i wchodzą na zagraniczne strony. Chiny blokują te portale dla osób, które nie chcą ich śledzić, ale ci, którym zależy, sami do nich dotrą. VPN-y są zakazane, ale używane. Jakiś czas temu miał miejsce głośny przypadek pewnego VPN-a, który zrobił reklamę, że jest najlepszy na świecie i nie do pokonania w Chinach. Momentalnie został on całkowicie zablokowany przez rząd. Dlatego właśnie najlepiej jest mieć – tak jak ja – malutkie, niepozorne VPN-y. Stopień cenzury jest różny w zależności od okresu. Są takie momenty w roku, jak ważne zjazdy polityczne czy święta narodowe, w których cenzura się wzmaga. Potem jednak Internet wraca do stałej prędkości, a strony są odblokowane. W jednym z takich okresów wzmożenia bardzo wiele VPN-ów przestawało działać. Szczęśliwie mój malutki VPN ciągle funkcjonował i wysyłał do użytkowników informacje z treścią: Proszę nie wspominać nazwy tego VPN w Internecie, by nie zwrócić na nas uwagi władzy.
Co najbardziej fascynuje cię w Chinach i sprawia, że chcesz w nich mieszkać?
Życie w Chinach to nieustanne wyzwanie, którego mi brakuje w Europie. To zupełnie inne tempo wydarzeń. Na Starym Kontynencie dominuje takie leniwe myślenie: „Może zrobimy to jutro, dziś pomyślimy, jestem zmęczony”. W Chinach wszystko dzieje się szybko, a życie to nieustanna zmiana. To, że pięć lat temu nauczyliśmy się, jak sobie z nim radzić, dziś nie ma żadnego znaczenia. Dziś oczekuje się od nas czegoś zupełnie innego. To wyzwala potencjał kreatywności, adaptacji, a także buduje siłę, wytrwałość i cierpliwość. Rozmawiałam ostatnio z przyjaciółką, która wróciła z Chin do Stanów. Mówiła mi, że tęskni za Chinami, bo uważa, że wydobywały one z niej jej najlepszą część. To kraj uświadamiający wartość tego, co mamy w Europie. Kiedy pewne sprawy wydają nam się oczywiste i uważamy, że wszędzie jest jak u nas, w Chinach szybko okazuje się, że to nieprawda.
Imię rozmówczyni zostało na jej prośbę zmienione.