Press "Enter" to skip to content

Rozmiary to tylko cyfry. Czy ubrania plus size będą normą?

Mamy różne rozmiary. Różnimy się na wiele sposobów, w tym również nasze ciała mają różne wymiary. Jednak ktoś kiedyś określił, jakie wymiary są typowe, a my chyba zapomnieliśmy powiedzieć „sprawdzam” i od dawna nie wprowadziliśmy w rozmiarówkach ubrań zmian. 

Chociaż branża odzieżowa powoli zaczęła dostrzegać, że nie jesteśmy zbudowani tak samo (przodują w tym temacie Stany Zjednoczone), to wciąż na poziomie samego języka trudno jest napisać o tym trendzie. Bo jak zacząć? „Coraz częściej w sklepach spotkać można większe rozmiary ubrań”. Większe od czego? Od wzorcowego 36, no, może 38, czy większe od 42 czy 44, które jeszcze znajdziemy w randomowej sieciówce? Co ciekawe, w USA odzież plus size jest często opisywana jako odzież dla osób większych niż przeciętne. Dla kobiet rozmiary „plus” zaczynają się zazwyczaj od rozmiaru 10 lub 14. Tymczasem średni rozmiar sukienki dla kobiet w USA wynosi od 14 do 16, co oznacza, że plus size jest nową średnią, choć zazwyczaj nie myśli się o tym w ten sposób

GUS podsumował, jakie wymiary ma statystyczna Polka – okazuje się, że jesteśmy coraz większe: wyższe i grubsze. Mężczyźni również. Celowo nie podam tych wymiarów, bo nie o to chodzi, żebyśmy się teraz porównywały i sprawdzały, czy pasujemy do statystyki. Według prof. Bogusława Pawłowskiego, kierownika Katedry Biologii Człowieka Uniwersytetu Wrocławskiego w społeczeństwach rozwijających się obserwowany jest tzw. trend sekularny, czyli zwiększanie się wymiarów ciała z pokolenia na pokolenie. Zmiana trybu życia – poprawa sposobu odżywiania, stanu zdrowia i higieny – powoduje, że stajemy się wyżsi, nasze organizmy wykorzystują sprzyjające warunki życia, by w większym stopniu wykorzystać swój potencjał genetyczny. Rozmiarówki ubrań zostały ustalone już dawno i wydaje się, że należałoby je w końcu zrewidować. Tyle że w czasach kultury diety oraz mówienia o wadze i rozmiarze ciała niemal wyłącznie w kontekście zdrowia dajemy się złapać w pułapkę myślenia, że noszenie większego rozmiaru to coś złego – i na poziomie jednostki, kiedy zwyczajnie zmieniamy np. rozmiar 36 na 38, później na 40 i być może większy, i na poziomie społeczeństwa. 

Wydawać by się mogło, że pewne normy są ustalone odgórnie przez jakieś mądre głowy na podstawie badań. W rzeczywistości badacze i badaczki polegli na tym polu. Jest tyle zmiennych, że nie udało się przygotować sensownych wytycznych dla branży odzieżowej i problem ten spoczywał wyłącznie na barkach producentów ubrań. Nietrudno się domyślić, że firmy kierowały się własnym zyskiem i ustaliły rozmiarówki pod siebie, pod większość swoich klientek i klientów, nie bacząc na mniejszości. Póki mieścisz się w standardzie określonym przez danego producenta, nie zauważysz problemu. Osoby poza skalą wybraną przez marki odzieżowe mają jednak mniejszy wybór i zwykle zapłacą za odzież i obuwie więcej. Dobrowolność przy ustalaniu rozmiarów przez producentów sprawia, że w jednym sklepie zmieścisz się w rozmiarze 44, a w innym będzie to rozmiar 50. Jeśli więc masz problem z ustaleniem swojego rozmiaru, mniej chętnie zmieniasz sklep, stajesz się lojalną klientką. Co ciekawe, na metkach zauważyć można rozmiarówkę włoską, francuską, europejską i amerykańską. To samo ubranie ma podane przeróżne cyferki oznaczające ten sam rozmiar. Chyba zgodzisz się ze mną, że to absurd? Po co cały ten cyrk z rozmiarami? Nie wszystkim to przeszkadza, ale powtórzę: jesteśmy różni, mamy różne wymiary. Różne od naszych babek i różne od innych narodowości. Nasza matka z naszym ojcem mogą mieć zupełnie różnych wymiarów potomstwo. Nie ma dwóch identycznych pod względem wymiarów osób, no, może poza bliźniakami jednojajowymi. Pogódźmy się z tym, idźmy dalej.

Skoro jednak stajemy się więksi, to branża odzieżowa powinna na to reagować. Tak się powoli dzieje, jednak za wolno. Wyjdę na foliarę, ale widzę w tym spisek całej kultury diety, czyli branży farmakologicznej, sportowej, beauty i wielu innych, w tym odzieżowej. A najbardziej obwiniam patriarchat, któremu na rękę jest, że kobiety będą poświęcać wiele uwagi swojemu wyglądowi. Naomi Wolf w Micie urody stwierdza, że utrzymuje się kontrolę nad kobietami, skupiając ich uwagę na wyglądzie. Aleksandra Kisiel (o której więcej napiszę nieco niżej) w wywiadzie dla Krytyki Politycznej również mówi: Kobiety zajęte dostosowaniem się do estetycznych wymogów nie mają czasu na robienie rewolucji. I ja się z tym zgadzam. Tym samym zamiast domagać się ubrań w normalnych rozmiarach, dostosowanych do realiów, katujemy się dietami i ćwiczeniami, mało tego – wmawiamy sobie, że to dla naszego zdrowia.

Może same jako konsumentki powinnyśmy wziąć sprawy w swoje ręce? Tak właśnie zrobiło wiele kobiet, które interesowały się modą, a ich sylwetka nie mieści się w narzuconym kanonie. Sporo sklepów z odzieżą plus size (na poziomie języka poległam, poddaję się, przepraszam) prowadzonych jest przez kobiety dużych rozmiarów. 

Brakuje nam słów i rozwiązań

W Polsce przyjęło się mówić o ubraniach dla osób plus size; obco brzmiące nazwy są jakieś takie bardziej neutralne, polskie określenie „puszyste” wydaje się trochę koślawe. Jeden ze sklepów internetowych pisze wręcz: W XL-ce odstawiamy na bok babcine stroje oraz nie używamy słowa „dla puszystych”. Proponujemy w zamian nowoczesne fasony sukienek, żakietów, kurtek i bluzek. Dodałabym, że puszyste są kotki i inne zwierzątka futerkowe. Ubrania dla grubych? Jakiś czas temu nie użyłabym takiego przymiotnika, ale przeszukując sieć, trafiłam na sporo sklepów internetowych z odzieżą dla osób grubych (ale nie grubasów!). Polecam przy okazji Vingardium Grubiosa – podcast „grubancypantek” Urszuli Chowaniec (Galanta Lala) i Natalii Skoczylas, szczególnie pierwszy odcinek o słowach, gdzie prowadzące opowiadają, jak wielu słów brakuje w języku polskim, aby rozmawiać o ciele. Mówią też, kiedy przymiotnik „gruba/gruby” nie jest obraźliwy. Jak zatem piszą marketingowcy, żeby trafić do odbiorcy? „Fasony na każdą figurę”, „idealne na każdą figurę”, „modne ubrania w dużych rozmiarach”, „plus size”, „dla puszystych”, „wygodne ubrania w dużych rozmiarach”, „nowoczesne kroje dla osób plus size”, „ubrania na kobiece krągłości” – wychodzi na to, że niezależnie od rozmiaru chcemy nosić wygodne i zwykle modne ubrania. Co jednak zaskoczyło mnie w tekstach reklamowych, to informacja, że niezależnie od rozmiaru ciuch jest w tej samej cenie. Skąd pomysł, aby reklamować coś, co powinno być oczywiste?! Okazuje się, że niektóre sklepy życzą sobie więcej za ubrania w większych rozmiarach. A przeglądając oferty sklepów internetowych, trzeba przyznać, że nie są to tanie produkty. Kapitalizm nie znosi próżni, dlatego rynek odzieży plus size dla kobiet rozwija się dość szybko. Przewiduje się, że nadal będzie rósł, a w 2028 r. osiągnie wartość ponad 260 mld dolarów.

Modnie być sobą i czuć się dobrze we własnej skórze. Marka Monnari dba o kobiety we wszystkich rozmiarach. Nieobce są nam tajniki projektowania dla różnych typów sylwetki. Czy jesteś gruszką, jabłkiem czy klepsydrą – z pewnością znajdziesz coś, w czym będziesz czuć się komfortowo i wyjątkowo. Plus Size to linia odzieżowa w rozmiarach 48–52.

Ustalmy może, że problemy z językiem to nie są PRAWDZIWE problemy. PRAWDZIWY problem jest wtedy, kiedy nie możesz znaleźć ubrania w swoim rozmiarze, bo lepiej sprzedają się ciuchy we wzorcowych 36 i 38. Brakowało mi danych z kraju, dlatego zdecydowałam się spytać bezpośrednio zainteresowane modą plus size osoby, z czym mają problem, jeśli chodzi o ubrania.

Najbardziej wkurza mnie to, że każdy zakup ubrania odbywa się przez internet. Wiem, że teraz więcej osób kupuje online i sobie to chwali, ale wiesz, że ja nigdy nie wróciłam z shoppingu z koleżankami z czymkolwiek do ubrania? Nie mogę po prostu wpaść do galerii handlowej i kupić sobie czegoś ładnego. Tak samo nigdy nie dostałam pasującego rozmiarem ubrania w prezencie, znajomi czy rodzina już nawet nie próbują, dostaję co najwyżej bon zakupowy i krótkie wyjaśnienie: „Bałam się, że nie trafię z rozmiarem”.

W rozmowach koleżanki wymieniają się informacjami o fajnych sklepach, gdzie można kupić coś modnego i w dobrej cenie. Ja muszę szukać po grupach internetowych poleceń sklepów z odzieżą „dla puszystych”. To przykre.

Najtrudniej jest z bielizną, rajstopami i eleganckimi rzeczami. O cenach nie wspomnę.

Nie rozumiem, dlaczego ubrania w moim rozmiarze są w osobnych działach sklepu, nikt nie robi osobnego kąta dla ubrań w rozmiarze XXS.

Większość rzeczy jest po prostu bezkształtna, takie worki, do tego czarne najczęściej.

Pomimo tego, że rynek odzieżowy zdaje się zauważać potrzeby konsumentek, wciąż wiele musi się zmienić, byśmy przestali myśleć o dużych rozmiarach jak o anomalii. Problemy z doborem ubrania nie dotykają wyłącznie osób grubych (o matko! dalej boję się używać tego słowa), z nadwagą czy otyłością. Osoby wysokie muszą się naszukać ubrań odpowiedniej długości, ale równocześnie nie większych na szerokość; te z małą lub wręcz przeciwnie, dużą czy szeroką stopą praktycznie nie mają wyboru, jeśli chodzi o buty, i nierzadko zwyczajnie kaleczą się źle dobranym obuwiem. 

#ciałoakceptacja #wchodzęwkadr

Chociaż firmy oferujące ubrania w dużych rozmiarach bardzo często korzystają z popularności ruchu body positive i deklarują bycie jego częścią, to jednak nie sposób nie zauważyć, że w swoim przekazie używają takich określeń jak „ukryć mankamenty”, „kamuflować niedoskonałości”. Z jednej strony całkiem sporo jest w ich tekstach reklamowych treści o samoakceptacji, z drugiej nadal tłucze się nam do głów, że brzuszek należy schować. A z tym chowaniem brzuszka może być różnie. Okazuje się, że bardzo często chowamy nasze brzuchy w zbyt obcisłych spodniach lub spódnicach, co powoduje problemy zdrowotne. np. z trawieniem. Dodatkowo należy pamiętać, że bielizna wyszczuplająca, choć potrafi wizualnie odjąć nam kilogramów, nie jest zalecana do codziennego użytku. Social media to wielokrotnie pułapka, jeśli rozmyślasz na temat własnego wyglądu, jednak w social mediach znajdziesz również treści, które normalizują różnorodność. Kisiella, czyli Ola Kisiel, z zawodu dziennikarka, sama mówi, że to, o czym pisze na IG, z reguły do mainstreamowych mediów nie trafia. Propaguje ciałoakceptację i wymyśliła akcję #wchodzęwkadr – czyli zwyczajne fotografowanie siebie, bez czekania na tę idealną sylwetkę zasługującą na rodzinną fotografię znad morza. Kisiella stworzyła Atlas brzuchów, bo właśnie brzuch jest najczęściej nielubianą przez kobiety częścią swojego ciała. W Atlasie znajdują się fotografie przeróżnych brzuchów, takich, których raczej nie zobaczycie w czasopismach kobiecych. Kisiella w prosty i obrazowy sposób pisze o problemie z dostępnością ubrań w dużych rozmiarach. Któregoś dnia zapytała osoby ją obserwujące, czy gdyby linie lotnicze zgubiły ich bagaż, miałyby możliwość skompletowania swojej garderoby od ręki. Okazuje się, że połowa z nich odpowiedziała „nie”. 

(…) Jeśli nosisz rozmiar 36 – możesz bez obaw, od ręki skompletować całą garderobę i możliwe, że kwota, jaką dostaniesz w ramach rekompensaty od linii lotniczych, wystarczy na wszystko. W końcu twój rozmiar mają w każdym z 44 sklepów odzieżowych [w Złotych Tarasach – przypis mój]. Jeśli nosisz rozmiar 42 – tak samo.

Jeśli nosisz rozmiar 46, zaoszczędzisz sporo czasu. Ubrania w swoim rozmiarze znajdziesz w dziewięciu sklepach: @hm @levis_poland @mango @orsay @reserved @tatuum_official @benetton_poland_czechrepublic @vangraaf_pl @zara. Oczywiście zakładając, że 46 z Zary to to samo, co 46 z Benettona. Kasa? Pewnie wydasz 300 zł na dżinsy i 150 zł na T-shirt.

Nosisz rozmiar 56? Albo wskakuj w taksówkę i jedź na Targową do lumpeksów, albo jedź do drogerii po łagodny proszek do prania, bo będziesz prać i nosić to, co masz na sobie, póki nie przyjdzie zamówienie z ubraniami z zagranicy.

Trochę kiszka, że w 2021 r. w samiuśkim środku samiuśkiego środka Europy nie każdy może się ubrać, prawda?

Prawda, straszna kiszka.

#stylenotsize – styl, nie rozmiar

Dwie modelki – jedna w rozmiarze XXS, druga w XXL – pokazują w swoich social mediach dzięki tym samym stylizacjom, że moda, wbrew temu, co wpiera nam się od lat, nie zna rozmiaru. I niekoniecznie osoby w rozmiarach plus size muszą sztywno trzymać się określonych reguł, jak np. unikanie poziomych pasów na ubraniach. Zdjęcia i filmiki Denise Mercedes oraz Marii Castellanos rozchodzą się po sieci wraz z hashtagiem #stylenotsize. Takie pozytywne przykłady z internetu można by wymieniać i wymieniać. Niektóre treści są budujące, inne zwalają z nóg, bo fatshaming ma się naprawdę nieźle. 

Nasze ciała nie są ozdobą, a upychanie ich na siłę w rozmiarze o niskiej cyferce (wartości?) jest po prostu głupie. Nosząc zwykle rozmiar 36, właśnie kupiłam spodnie w rozmiarze 40 i jest mi z tym dobrze.