Press "Enter" to skip to content

Prawdziwy koszt naszych ubrań

Wypuszczanie kolejnych kolekcji z zawrotną prędkością, przystępność cenowa i pogoń za modnymi ubraniami – taki jest współczesny przemysł odzieżowy. Aby sprostać tym wymaganiom, moda w coraz większym stopniu opiera się na taniej sile roboczej. Ile kosztują pracowników twoje upolowane na promocji dżinsy? Czy twój ulubiony sweter jest poplamiony krwią?

Współczesne niewolnictwo

Większość naszych ubrań jest produkowanych w miejscach, w których prawa pracownicze właściwie nie istnieją. Właściciele firm wykorzystują fakt, że ludzie żyjący w biednych krajach są zmuszeni pracować gdziekolwiek, za jakąkolwiek płacę i w jakichkolwiek warunkach, bo po prostu nie mają innego wyjścia. Nawet Parlament Europejski używa określenia „niewolnicza praca” do opisania warunków w fabrykach odzieży w Azji. Wiemy też, że jeśli standardy pracy poprawiają się w jednym kraju, to firmy natychmiast przenoszą się do innego.

Wiele marek odzieżowych chwali się kontraktami ze szwalniami, które zapewniają świetne warunki swoim pracownikom. Nie zadają sobie one jednak trudu, by dowiedzieć się, jakie są warunki w kontraktach, które te szwalnie podpisują ze swoimi podwykonawcami. A te zwykle są po prostu nieludzkie. Inne firmy z kolei zapewniają swoich klientów, że ludzie produkujący ich ubrania otrzymali co najmniej płacę minimalną obowiązującą w danym kraju. Czy to zatem oznacza, że reszta marek nie płaci swoim pracownikom nawet stawki minimalnej? Przy tej okazji warto nadmienić, że w większości państw produkujących odzież (Chiny, Bangladesz, Indie itd.) taka płaca to mniej więcej jedna piąta minimum potrzebnego do pokrycia kosztów życia. Pracownicy często są zmuszani do pracy przez 14 czy 16 godz. dziennie, siedem dni w tygodniu. Czasem, by sprostać wymaganiom stawianym im przez pracodawców, pracują w środku nocy. Ich zarobki są tak niskie, że nie mogą sobie oni pozwolić na odmówienie pracy „po godzinach” (pomijając fakt, że w przypadku odmowy prawdopodobnie by ją stracili). Normalny tydzień pracy w Azji dla przeciętnego pracownika przemysłu odzieżowego wynosi 96 godz. Dla porównania: w Polsce norma czasu pracy to 40 godz. tygodniowo, a Polak na etacie w październiku 2021 r. przepracował średnio 168 godz. w ciągu miesiąca. W Azji pracodawcy traktują swoich pracowników jak maszynki do robienia pieniędzy – ich zdrowie i życie są niestotne. Ważne, by tworzyli oni dla nich produkty, które w sumie warte są miliony dolarów, po to, byśmy my, zachodni konsumenci, mogli je kupić w okazyjnych cenach. 

W większości fabryk pracownicy nie mają możliwości zrzeszania się w związkach zawodowych, by móc bronić swoich praw. Przykładowo w Bangladeszu tylko w 10% z 4500 fabryk odzieżowych zarejestrowany jest jakiś związek zawodowy. Według Human Rights Watch pracownicy chcący założyć związek zawodowy w swojej firmie muszą liczyć się z surowymi konsekwencjami, z przemocą fizyczną włącznie. 

BHP, a raczej jego brak

W miejscu, w którym pracownicy zazwyczaj wykonują swoje obowiązki, nie ma wentylacji, co oznacza, że wdychają substancje toksyczne, pył z włókien lub piasek. Dzieje się to w budynkach niespełniających podstawowych standardów bezpieczeństwa. Wypadki, pożary, obrażenia i choroby są w nich na porządku dziennym. 

24 kwietnia 2013 r. na terenie kompleksu Rana Plaza w Bangladeszu zawalił się ośmiokondygnacyjny budynek, w którym znajdowały się między innymi fabryki odzieżowe. Zginęły wtedy 1132 osoby, a wiele więcej zostało rannych. Większość ofiar stanowiły kobiety, które pracowały jako szwaczki. Ustalono, że budynek zawalił się z powodu nielegalnego dobudowania trzech pięter oraz umieszczenia w nim zbyt ciężkich maszyn, a kompleks z założenia nie miał być fabryką. Przez niespełnienie standardów bezpieczeństwa zginęło mnóstwo osób, a wydarzenie to do tej pory jest uznawane za największą katastrofę budowlaną czasów współczesnych. 

Za jedne z najniższych wynagrodzeń na świecie miliony ludzi, z których większość to dziewczęta i kobiety, są codziennie narażane na niebezpieczne środowisko pracy, w którym dochodzi do dużej liczby wypadków, zgonów i chorób zawodowych, a większość fabryk nie spełnia standardów wymaganych przez przepisy budowlane i konstrukcyjne.

Posłuszne i tanie, czyli praca dzieci

Zjawisko znane jako fast fashion rozpoczęło wyścig na poszukiwanie coraz tańszej siły roboczej. W krajach takich jak Indie czy Bangladesz wiele dziewcząt zgadza się pracować za bardzo niskie ceny i łatwo daje się wciągnąć do branży odzieżowej poprzez fałszywe obietnice przyzwoitych zarobków. Ze wspólnego raportu SOMO (Centre for Research on Multinational Corporations) i ICN (India Committee of the Netherlands) wynika, że rekruterzy z południowych Indii przekonują rodziców ze zubożałych obszarów wiejskich, aby wysłali swoje córki do przędzalni, obiecując dla ich dzieci dobrze płatną pracę, wygodne zakwaterowanie, trzy pożywne posiłki dziennie oraz możliwość szkolenia i nauki w szkole, a także ryczałtową wypłatę na koniec trzech lat. Badania terenowe pokazują, że „w rzeczywistości pracują one w przerażających warunkach, które są równoznaczne ze współczesnym niewolnictwem i najgorszymi formami pracy dzieci”.

Małoletni pracują na wszystkich etapach łańcucha dostaw w przemyśle odzieżowym: od produkcji nasion bawełny w Beninie, przez zbiory w Uzbekistanie i przędzenie w Indiach, aż po różne fazy składania ubrań w fabrykach w całym Bangladeszu.

Dzieci są postrzegane jako posłuszni pracownicy, którzy nie rzucają się w oczy, co sprawia, że łatwo nimi zarządzać. Nie wymagają one nadzoru ani mechanizmów kontroli społecznej, nie zakładają też związków zawodowych, które mogłyby im pomóc w wynegocjowaniu lepszych warunków pracy. To pracownicy o bardzo niskich kwalifikacjach, którzy nie mają prawa głosu, przez co dla pracodawców są łatwym celem.

Pandemia koronawirusa

Wydarzenia na świecie z ostatnich dwóch lat związane z pandemią koronawirusa dodatkowo pogarszają sytuację pracowników szwalni. Marki zamawiające w fabrykach ogromne ilości ubrań zaczęły anulować swoje zamówienia – nawet te, które były w trakcie realizacji. W konsekwencji pracownicy byli tymczasowo odsyłani do domu, przez co pozostawali bez pracy i bez dochodu. Zgodnie z raportem Center for Global Workers’ Rights ponad 70% właścicieli fabryk nie wypłacało pracownikom żadnych pieniędzy podczas tych tzw. „przymusowych urlopów”, a ponad 80% nie było w stanie wypłacić odprawy tym, którzy zostali zwolnieni w związku z brakiem zamówień. Większość firm, które anulowały swoje zamówienia, odmówiła zapewnienia wsparcia finansowego w celu wypłaty prawnie należnych pracownikom pieniądzy. Pracownicy zostali więc z niczym – bez żadnej, nawet głodowej wypłaty i bez perspektyw na przyszłość. 

Osoby pracujące w szwalniach żyją „od pierwszego do pierwszego”, więc gdy tracą pracę, tracą także zarobek, który gwarantuje ich rodzinom jedzenie na stole. Jeśli więc pracownicy zostają zwolnieni, firmy będące pośrednią przyczyną tych zwolnień powinny dokonać natychmiastowej płatności na rzecz fabryk, by dostali oni przysługującą im odprawę. Nie od dziś jednak wiadomo, że zachodnie korporacje nie przejmują się losem pracowników z biednych krajów, gdyż są oni dla nich tylko i wyłącznie tanią siłą roboczą, i bez oporów po prostu zostawią ich z niczym.

Lata niskich zarobków, brak oszczędności i niewielka nadzieja na trwałe wsparcie rządowe pozostawiają osoby szyjące ubrania w tragicznej sytuacji. Niskie wpływy podatkowe od nabywców spowodowały, że rządy krajów eksportujących odzież mają zbyt słabo rozwiniętą sieć bezpieczeństwa socjalnego, aby pomóc pracownikom w czasie kryzysu.

„Made in Poland”

Przemysł odzieżowy na całym świecie funkcjonuje w oparciu o tanią siłę roboczą. Wszędzie pracuje się pod presją czasu spowodowaną narzuconymi przez marki krótkimi terminami kontraktów. Polska nie jest wyjątkiem.

Dzięki wywiadom Grażyny Latos]z Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie dowiedzieliśmy się, że warunki pracy w polskich szwalniach także są poniżej wszelkich standardów. W polskich zakładach włókienniczych szwaczki przez cały czas pracy nie mogą korzystać z telefonu, a liczba ich rocznych nadgodzin jest trzycyfrowa. Podczas gorącego lata temperatury na hali sięgały 40 stopni, a mimo to zabierano im dystrybutory z wodą. Według relacji pracownic były one karane za niestawienie się do pracy w sobotę (teoretycznie nieobowiązkowej) czy wzięcie urlopu chorobowego. Szwaczki szyły garnitury dla luksusowych marek, których nie mogłyby kupić za swoją wypłatę, czyli minimalną krajową.

W 2018 r. panie zdecydowały się na strajk. Przez dwa dni stawiały się w fabryce, ale w tym czasie nie pracowały. W proteście brało udział ok. 200 osób. Szefostwo zdecydowało się na dyscyplinarne zwolnienie trzech z nich, dla przykładu. I tak trzy szwaczki straciły pracę, a strajk zakończył się w obawie przed utratą zatrudnienia.

Fundacja Kupuj Odpowiedzialnie informuje, że gdy w 2019 r. szukała szwaczek, które byłyby skłonne opowiedzieć o swoich doświadczeniach w pracy, te były po prostu przerażone. Bały się zwolnienia, nawet jeśli ich historia zostałaby przedstawiona anonimowo. Były zastraszone przez dotychczasowe wydarzenia.

Z zebranych relacji wynika, że normą w ich pracy są mobbing, krzyki i płacz. Co na to Państwowa Inspekcja Pracy? Instytucja jest bezsilna w sytuacji, gdy szef firmy mówi, że woli zapłacić karę niż dać pracownikom wolne, bo tak „bardziej mu się opłaca”. Poza tym pracodawca może stworzyć wrażenie, że wszystko jest w porządku, bo o kontroli jest informowany wcześniej. Wyjściem z tej trudnej sytuacji mogłoby być założenie związku zawodowego, w końcu działanie zbiorowe zawsze wywiera większy nacisk. Jednak nastawieni antyzwiązkowo pracodawcy będą takie inicjatywy tłumić w zarodku poprzez np. działania dyskryminacyjne.

Zdarza mi się widzieć reklamy lub banery informujące o wzorowej produkcji ubrań przez różne marki odzieżowe. Firmy lubią się chwalić tym, że ich produkty są nieskażone wątpliwymi moralnie praktykami, a my, konsumenci, czujemy wyższość nad tymi, którzy kupują ubrania w innych sklepach. Prawda jest jednak taka, że niezmiernie trudno byłoby znaleźć w dzisiejszym świecie etycznie wyprodukowaną odzież. Nawet jeśli kupujemy ubrania najdroższych marek, z dużym prawdopodobieństwem potrzebną do ich produkcji bawełnę zbierały dzieci w Uzbekistanie. Przemysł odzieżowy jest nieludzki i będzie taki dopóty, dopóki chciwość będzie najważniejszą wartością naszego systemu ekonomicznego. To pesymistyczna diagnoza, ale niestety ciężko dziś postawić inną.