Press "Enter" to skip to content

Nauka, aktywizm i walka

W ostatnich latach tematy środowiskowe, takie jak katastrofa klimatyczna czy ochrona zwierząt zagrożonych wyginięciem, stały się jednymi z najważniejszych w debacie publicznej dzięki działalności aktywistek i aktywistów oraz naukowców i naukowczyń. Starają się oni naciskać na rządy w skali ogólnoświatowej, by ocalić naszą planetę oraz nas samych przed tragedią. Wokół ochrony środowiska utworzyła się nieformalna wspólnota, która walczy o dobro całej ludzkości. 

My, którzy dbamy o planetę

Gdy myślę o gronie dbających i walczących o naszą przyszłość, od razu przychodzą mi do głowy pewne osoby, które bardzo trudno byłoby w tym kontekście pominąć. Pytanie, które zadałam im wszystkim, dotyczyło wspólnoty. Julia Kisielewicz, współorganizatorka protestów klimatycznych w Łodzi i działaczka Organizacji Młodzieżowej Polskiej Partii Socjalistycznej, oraz Mikołaj Gumulski, działacz Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, jasno stwierdzili, że czują się osobami członkowskimi wspólnoty ludzi, którzy dbają o klimat i środowisko. Obydwoje mówią, że ta wspólnota jest wspierająca i zgrana, mimo pomniejszych różnic zdań. Nie da się zaprzeczyć, że walka o planetę jest jedną z najważniejszych, jakich musimy się podjąć w dzisiejszych czasach, nie ma więc czasu na kłótnie – trzeba działać. Jeśli już jakieś problemy występują, to są one zwykle rozwiązywane lub przynajmniej tłumaczone we własnym gronie, dzięki czemu jesteśmy w najważniejszych momentach solidarni i nie przeszkadzamy sobie nawzajem mimo różnych metod działania dodaje Gumulski. 

Działalność proklimatyczna kojarzona jest zwykle głównie z organizacjami lewicowymi czy osobami „lewicującymi”. Bardzo zależało mi na tym, by uniknąć powielania takiego jednostronnego obrazu, dlatego skontaktowałam się z Jakubem Wiechem, zastępcą redaktora naczelnego portalu Energetyka24.com i prawicowcem. Zapytałam go, czy dzięki swojej działalności czuje się częścią wspólnoty. I tak, i nie – odpowiada. Z jednej strony czuję się częścią sporej grupy osób, które starają się codziennie propagować wiedzę na temat klimatu. Z drugiej strony moja działalność skonfliktowała mnie z wieloma przedstawicielami tej strony światopoglądowej, do której mi bliżej, czyli prawicy. Niestety, jest to wciąż bastion ludzi kwestionujących naukę w stylu „korwinowsko-sommerowskim” i wszelkie odchyły od tej normy są tam traktowane z mniejszą lub większą wrogością.

Czy działalność proklimatyczna może stać się tym, co połączy lewicę i przynajmniej część prawicy? Sądzę, że przy odpowiednim nakładzie pracy i czasu jest to możliwe. Już teraz we wspólnocie złożonej głównie z lewicowców jesteśmy, jak widać, w stanie znaleźć osoby o poglądach prawicowych, które starają się edukować na temat skutków katastrofy klimatycznej. Ich działalność jest według mnie szczególnie ważna, ponieważ przekonuje nieprzekonanych. W grupach wyłącznie lewicowych aktywistów, gdy rozmawiamy na temat katastrofy klimatycznej, właściwie wszyscy się ze sobą zgadzamy. Gdy jednak wychodzimy naprzeciw prawicowemu odbiorcy, to nie słucha on „lewaków”, dlatego takie osoby jak Jakub Wiech są jednymi z najważniejszych na drodze do upowszechnienia wiedzy o globalnym ociepleniu. 

Aktywistki i aktywiści wiedzą jednak, że do sukcesu jeszcze długa droga. Rządy przyzwyczaiły się do ignorowania zagrożenia, bo robiły to przez dekady. Na zmianę ich podejścia może się robić za późno…

Być może zbliżamy się do końca czasu

Naukowcy od lat alarmują rządzących o nadchodzącej katastrofie. Już w 1965 r. doradcy prezydenta USA Lyndona Johnsona przedstawili raport o „zmienianiu atmosfery” przez emisję dwutlenku węgla, co może być szkodliwe dla ludzkości. Ostatni raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) potwierdził, że ryzyko, zamiast się oddalać, staje się coraz bliższe i jeszcze bardziej destrukcyjne, niż myśleliśmy. Jeśli dalej będziemy zmierzać w tym kierunku, ekstremalne zjawiska pogodowe (fale upałów, susze, ulewne deszcze) będą występować kilka razy częściej. Jeżeli nie ograniczymy radykalnie naszego wpływu na planetę, możliwe będzie załamanie się i zniknięcie pokrywy lodowej czy nawet osłabienie cyrkulacji prądów oceanicznych, czego dalsze skutki spowodowałyby ogromne zmiany w stabilności i charakterystyce pogodowej oraz klimatycznej regionów. Doprowadziliśmy też do nieodwracalnych zmian, takich jak zwiększone zakwaszenie oceanów czy już ogromna utrata masy pokrywy lodowej. 

W dostępnym na YouTubie filmie Można panikować prof. Szymon Malinowski skomentował tę sytuację słowami: Być może zbliżamy się do końca czasu. Jako że prof. Malinowski w tym samym filmie krytykował media za ich podejście do kwestii klimatu, postanowiłam zapytać o zdanie na ten temat Jakuba Wiecha. Szerzenie wiedzy o tym, co mówi nauka, uważam za integralną część pracy dziennikarskiej, zwłaszcza tej branżowej. Naczelnym zadaniem dziennikarza jest przedstawiać swoim odbiorcom maksymalnie obiektywny i pełny obraz świata. Niestety, wiele moich koleżanek i kolegów stawia sobie za cel wywoływanie sporu, który ma zainteresować publikę ich materiałem. To właśnie dlatego debata – m.in. o klimacie – mocno straciła na jakości. Nauka musi przystąpić do nierównej walki z przeciwnikami, którzy mogą głosić wyssane z palca teorie – wyjaśnia Wiech.

Myślę, że nam, jako przeciętnym widzom kanałów informacyjnych czy czytelnikom czasopism okołopolitycznych, trudno byłoby zaprzeczyć, że większość mediów nie pomaga rozpowszechniać wiedzy na temat katastrofy klimatycznej. Tragedia, z jaką mamy do czynienia, nie jest kontrowersyjnym newsem. Dlatego kontrowersję trzeba stworzyć, zapraszając do programów, obok uczonych, denialistów klimatycznych, którzy będą mówić, że ostatnio musieli włożyć sweter, bo było zimno, więc globalne ocieplenie to bzdury. Bo to się sprzedaje. 

Bliskość tragedii i dotychczasowa bierność rządów, mediów i korporacji sprawiły, że w sprawę zaczęło angażować się coraz więcej aktywistek i aktywistów, których współpraca z uczonymi doprowadziła do powstania setek ruchów klimatycznych i zaktywizowania milionów osób na całym świecie. Szesnastoletnia dziewczyna, Greta Thunberg, w sierpniu 2018 r. rozpoczęła protest pod budynkiem szwedzkiego parlamentu. W każdy piątek od początku roku szkolnego opuszczała lekcje, by stać przed gmachem Riksdagu z transparentem Skolstrejk för klimatet („Strajk szkolny dla klimatu”). Te działania z czasem przyniosły jej międzynarodową sławę. W rezultacie miała okazję wygłosić przemówienie na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego czy szczycie ONZ. Jednak najważniejszym skutkiem jej protestu jest zainicjowanie działalności Młodzieżowego Strajku Klimatycznego (działającego pod różnymi nazwami w różnych krajach), który zrzesza młodzież walczącą o klimat na całym globie. 

Aktywistki i aktywiści sprawili, że sprawa zmian klimatu i ochrony środowiska stała się jednym z czołowych tematów w debacie publicznej. Nagłaśniają oni ostrzeżenia naukowców oraz naukowczyń, a dzięki temu mogą wywierać nacisk na rządy i korporacje na całym świecie, co być może w końcu doprowadzi do zmiany, której potrzebujemy. Zapytałam Mikołaja Gumulskiego, kiedy zauważył realną zmianę w podejściu polityków i polityczek do spraw klimatu. To stało się wraz z naszym największym strajkiem z września 2019 r., gdy politycy i polityczki zaczęli zwracać uwagę na to, co mówimy, i poprawiać swoją narrację czy postulaty pod wpływem naszego nacisku. Drugim takim momentem była pierwsza debata kandydatów na prezydenta. Dotyczyła ona wyłącznie środowiska oraz klimatu i widziałem poprawę w tym, jak i co kandydaci mówią o kryzysie klimatycznym.

Dodaje on, że pomimo tego w Polsce dalej nie ma ugrupowania, które należytą uwagę poświęca sprawom klimatu i zapobiegania katastrofie klimatycznej. Podczas debaty często przywoływany był Młodzieżowy Strajk Klimatyczny i jego działalność – niestety wygląda na to, że był to jedynie zabieg PR-owy, a nie realne zdawanie sobie sprawy z zagrożenia. Aktywistom i aktywistkom udało się zwrócić uwagę polityków i polityczek, ale czasu jest mało, a kapitalistyczna pogoń za pieniądzem nadal zdaje się wygrywać. 

Korporacyjne interesy

Niszczycielami naszej planety są korporacje. Na długiej liście najbardziej szkodliwych dla środowiska można znaleźć rosyjski Gazprom, międzynarodowe korporacje BP czy Royal Dutch Shell, National Iranian Company i wiele innych. Dziennikarze „The Guardian” donoszą, że działy PR tych firm inwestowały w kampanie mające na celu wmówienie konsumentom, że katastrofa klimatyczna to ich indywidualna odpowiedzialność. To jednak nie wszystko – po podpisaniu porozumienia paryskiego w 2015 r. 5 największych firm wydało w sumie miliard dolarów na promocję denializmu klimatycznego.

Korporacje przeznaczają ogromne sumy na kampanie na temat rezygnowania ze słomek i wmawiają klientom, że takie działania są niemal zbawcze dla środowiska naturalnego. Na wielu stronach internetowych możemy znaleźć obecnie opcję dodatkowej płatności na „pokrycie śladu węglowego”. Realnie takie indywidualne decyzje konsumentów to bardzo mała część tworzonego przez ludzkość zanieczyszczenia. Te zabiegi jedynie wzbudzają poczucie winy w szarej jednostce, która nie ma świadomości, kto tak naprawdę doprowadzi do zniszczenia planety komentuje Julia Kisielewicz.

Wpływ kapitalistycznej pogoni za pieniądzem na stan naszej planety przedstawili profesorowie Christopher Wright i Daniel Nyberg w publikacji Zmiany klimatu, kapitalizm i korporacje wydanej w 2015 r. Nasza książka pokazuje, jak duże korporacje są w stanie nieustannie nasilać eksploatację, ukrywając powiązania między niekończącym się wzrostem gospodarczym a pogarszającym się stanem środowiska – piszą autorzy. 

Jak radzić sobie z działalnością korporacji i ich bezkarnością? Czy cokolwiek lub ktokolwiek jest w stanie je powstrzymać? Przede wszystkim możemy patrzeć im na ręce – mówi Jakub Wiech. 

W literaturze i filmie można znaleźć wiele wizji końca świata: od biblijnej Apokalipsy św. Jana, poprzez Piosenkę o końcu świata Czesława Miłosza, aż po Armageddon w reżyserii Michaela Baya. My jednak już wiemy, jak będzie wyglądał koniec świata, przynajmniej jeśli go nie powstrzymamy. Upadki ekosystemów, niewyobrażalnie szybkie topnienie lodowców Arktyki i Grenlandii, zabójcze temperatury, wojny o wodę. Działajmy, póki coś jeszcze da się zrobić, bo wspomniany przez prof. Malinowskiego „koniec czasów” może być bliżej, niż myślimy.