Press "Enter" to skip to content

Koń do zadań specjalnych. O hipoterapii

W domu Mikołaja mieszkają konie – takie plastikowe ze sklepu z zabawkami. Mikołaj zakochał się w koniach, gdy przyszedł na pierwsze zajęcia z hipoterapii. Wówczas 4-letni chłopiec z autyzmem poznał swojego najlepszego zwierzęcego przyjaciela Talara, który stał się „pomostem” łączącym ludzi i zwierzęta.

Tak może rozpocząć się wiele historii o więziach, jakie tworzą się między pacjentami, terapeutami a zwierzętami, które pomagają w rehabilitacji osób z różnymi dysfunkcjami. Zooterapii jest wiele – zwierzęta to wspaniali współterapeuci. Konie, psy, koty, alpaki czy osiołki to najbardziej znane gatunki zwierząt „pracujących” przy terapii osób z niepełnosprawnościami fizycznymi lub zaburzeniami psychicznymi. Jeśli chodzi o Mikołaja i Talara, skupimy się na jednej z najstarszych form terapii ze zwierzętami, czyli hipoterapii.

Hipoterapia – co to takiego?

O zbawiennym wpływie konia na człowieka pisał już Hipokrates. Zachwalał on jazdę konną jako wartościową formę gimnastyki ciała i ducha, która jest w stanie skutecznie pobudzać funkcje organizmu i łagodzić różne schorzenia. Sama metoda rehabilitacji poprzez jazdę konną zaczęła rozwijać się w latach 60. XX w. Najlepiej usystematyzowana jest ona w krajach skandynawskich, Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Jej prekursorami byli jeźdźcy i instruktorzy jazdy konnej, którzy właśnie w koniach odkryli siłę motywującą osoby niesprawne, zamknięte w sobie czy z problemami o podłożu psychicznym. W Polsce początek hipoterapii to lata 70., kiedy to dwoje lekarzy, prof. Stanisław Grochmal i dr Irena Solecka, zaczęło myśleć o zajęciach terapeutycznej jazdy konnej dla osób niepełnosprawnych. W 1992 r. powstało Polskie Towarzystwo Hipoterapeutyczne (PTH) – forum rodzimych specjalistów zainteresowanych hipoterapią: lekarzy, rehabilitantów, psychologów, pedagogów, instruktorów jazdy konnej, hodowców koni i entuzjastów. Misją PTH jest stworzenie kanonów hipoterapii jako powszechnie uznanej metody terapeutycznej, która będzie służyć osobom niepełnosprawnym, zrzeszać specjalistów, szkolić hipoterapeutów i szerzyć wiedzę w tym zakresie[1].

Czym zatem jest hipoterapia? Najlepiej opisują to słowa mamy Mikołaja, Ani:

Przygoda Mikołaja z końmi rozpoczęła się latem 2012 r. Miki był wtedy dosyć mocno zaburzonym 5-latkiem z diagnozą: autyzm wczesnodziecięcy. Bardzo lubił zwierzęta, lecz na koniu siedział po raz pierwszy. Czuł się na nim dosyć bezpiecznie, choć obok niego zdecydowanie mniej, no bo kto tu jest większy? Spotykaliśmy się regularnie i przełamywaliśmy bariery. Dla Mikiego najfajniejszy był kłus, z resztą było ciut gorzej. Z każdą jazdą Mikołaj bardziej się otwierał, podczas jazdy bardzo się uspokajał. Zaczął karmić Talara i Sobka, ale z pewną dozą nieśmiałości – raczej rzucał im marchewkę czy chleb. Mikiego i „chłopaków” bardzo szybko połączyła niezwykła więź. Tak dobrze się rozumieli. W końcu cała trójka była bardzo wrażliwa, z podobnie funkcjonującymi zmysłami, lubiąca dotyk, kochająca wiatr we włosach i naturę, jakiej w Borutkowym Lesie nam nie brakowało. Niewinna hipoterapia stała się dla nas najcudowniejszym sposobem spędzania czasu. Byliśmy tam bez względu na pogodę po kilka razy w tygodniu. Miki i Talar to pełna harmonia. Podczas jazdy stanowią jedność. Miki – nasz zaklinacz koni – biegał z końmi po pastwisku, karmił je, czesał. Byli jednym stadem[2].

Inaczej mówiąc, hipoterapia to ogół zabiegów terapeutycznych, w których uczestniczy koń. Jest terapią wieloprofilową, czyli polegającą na jednoczesnym oddziaływaniu ruchowym, sensorycznym (zmysłowym), psychicznym i społecznym.

Dla kogo hipoterapia?

Hipoterapię stosuje się wobec osób cierpiących na wiele zaburzeń. Skierowanie na zajęcia z hipoterapii powinien wystawić lekarz, specjalista w danej dziedzinie. Autyzm, zespół Downa, upośledzenie umysłowe, choroby psychiczne, niedostosowanie społeczne, stwardnienie rozsiane, mózgowe porażenie dziecięce, choroby mięśni, skolioza, wady rozwojowe kończyn – to różne zaburzenia, w których terapia i rehabilitacja poprzez jazdę konną czy kontakt z koniem mogą przynosić pozytywne efekty terapeutyczne.

Pracując z Mikołajem, musiałam pamiętać, że autyzm jest zjawiskiem bardzo złożonym; wiąże się z całym spektrum trudności, które występują w innym natężeniu u każdej z dotkniętych nim osób[3]. Najczęściej mamy do czynienia z zaburzeniem odbioru świata przez zmysły. Osoby te inaczej odbierają światło, obrazy i dźwięki, inaczej odczuwają dotyk, zapach, smak czy ból. Często mają trudności z precyzyjnym rozumieniem kierowanych do nich wypowiedzi. To wszystko powoduje, że osoby z autyzmem tworzą swój wewnętrzny obraz świata, często odmienny od naszego. Mają także trudności z klasycznym – w naszym rozumieniu – budowaniem więzi i okazywaniem emocji w relacjach z innymi ludźmi. Kłopoty z komunikacją sprawiają, że osoby z autyzmem borykają się z doświadczeniem psychicznego osamotnienia. Z ich relacji wynika jednak, że bardzo chcą żyć tak jak reszta i włączać się w życie społeczne. Taką szansę dają im pomoc specjalistów, sprofilowana terapia oraz praca.

Jak wyglądają zajęcia?

Jazda konna pobudza percepcję wzrokową, słuchową i dotykową oraz czucie głębokie i równowagę. Ćwiczenia mogą obejmować zajęcia przy koniu, jazdę w różnych pozycjach oraz proste zadania z użyciem zabawek. Kontakt z koniem, jazda konna, czyszczenie, głaskanie, karmienie i dotykanie go stymulują zmysły i powodują, że dziecko swoją uwagę koncentruje na zwierzęciu oraz otaczającym je środowisku. Chętniej też nawiązuje kontakty z terapeutą prowadzącym zajęcia, a świat stajni może się stać miejscem, do którego dziecko powraca również podczas innych zajęć czy w styczności z innymi osobami (rysując obrazki czy oglądając fotografie). Koń staje się „mediatorem” pomiędzy światem dziecka a światem zewnętrznym. Dziecko korzystające z hipoterapii postrzega środowisko jako bardziej przyjazne, stąd i relacje społeczne stają się dla niego bardziej satysfakcjonujące. Każda nowa umiejętność (choćby powiedzenie „wio”, by koń ruszył) i przełamanie własnego ograniczenia (np. lęku przed nowym i nieznanym) to krok naprzód w terapii dziecka ze spektrum autyzmu, a dla rodziców i opiekunów – powód do radości z odniesionych sukcesów. Temple Grandin[4] w swojej książce Zrozumieć zwierzęta tak wspomina czas szkoły średniej, do której uczęszczała jako nastolatka:

(…) uwielbiałam te zwierzęta. Tak bardzo, że spędzałam każdą wolną chwilę w stajni. Utrzymywałam ją w czystości i dbałam o to, by porządnie wyczesać konie. (…) Chociaż konie sprawiały mi dużo radości, w szkole było mi trudno. Kiedy zaczęłam dojrzewać, poczułam olbrzymi niepokój, który mnie nie opuszczał. Nie zdarzyło się nic takiego, co usprawiedliwiałoby podobne samopoczucie. Podejrzewam, że po prostu odezwał się wówczas mój autyzm. Ocaliły mnie zwierzęta[5].

Nie tylko terapeuta – o zespole terapeutycznym

W hipoterapii nieoceniona jest rola całego zespołu, czyli nie tylko terapeuty, ale również konia i osoby go prowadzącej. Pomiędzy terapeutą, osobą prowadzącą konia a samym zwierzęciem niezbędne są relacje oparte na zaufaniu i szacunku. Partnerstwo i wzajemne zrozumienie to podstawy tworzenia zgranego zespołu, który w sposób profesjonalny będzie mógł realizować program rehabilitacji/terapii osób z niepełnosprawnością[6]. Wybierając ośrodek hipoterapeutyczny czy hipoterapeut(k)ę, poza ceną kierujmy się doświadczeniem osoby prowadzącej zajęcia. Terapeut(k)a powinien/-na zapytać o skierowanie na hipoterapię oraz przedstawić dokument uprawniający do wykonywania zawodu. Bardzo ważne, by osoba prowadząca konia znała zwierzę, a zwierzę znało ją. Teren, po którym porusza się zespół terapeutyczny, powinien być ogrodzony i bezpieczny zarówno dla uczestników zajęć, jak i dla konia oraz prowadzących. Zajęcia mogą zatem odbywać się np. na piaskowej ujeżdżalni lub – w uzasadnionych przypadkach – w znanym terenie (łąka, las).

Koń na rzeź czy hipoterapię?

Skąd wziąć „idealnego” konia? Przykład Talara pokazuje, że można go znaleźć nawet w stajni handlarza, który sprzedaje konie na mięso. Talar został zawrócony z drogi na targ koni rzeźnych w Bodzentynie. Jeszcze do niedawna zwierzęta wykupywane z takich miejsc jak targi czy skupy były dyskwalifikowane jako nienadające się do hipoterapii. Wiele przykładów z życia zmodyfikowało jednak ten pogląd, a co za tym idzie – wymóg Polskiego Związku Hipoterapeutycznego, by konie używane w pracy z osobami z niepełnosprawnościami pochodziły wyłącznie ze stadnin i z hodowli. Obecnie zdecydowanie większy nacisk kładzie się na poznanie konia, jego charakteru i zachowania, budowanie relacji między nim a prowadzącym oraz terapeutą. Tworzenie więzi w zespole terapeutycznym, opartych na wzajemnym szacunku, oraz szkolenie konia to procesy długotrwałe i nie mogą być pominięte. Dopiero dobrze się rozumiejący i zgrany zespół może przystąpić do zajęć rehabilitacyjnych. Codzienna praca z Talarem pokazała mi, jak dużą rolę odgrywa szacunek, z jakim trzeba traktować zwierzę, by ono odwzajemniło się tym samym. Często z pozoru błahe powody – takie jak źle dopasowane siodło czy wędzidło, niedopasowanie jeźdźca czy ciężaru ładunku do możliwości konia – sprawia, że zwierzę „nie chce pracować” i jest określane jako „leniwe”. Takie „leniwe” konie bronią się przed zadawanym im bólem w różny sposób, np. odmawiając pracy, brykając, zrzucając jeźdźców czy gryząc przy zakładaniu uprzęży. „Nie nadają się do niczego”, więc trafiają na rzeź. Tak naprawdę wystarczy jednak spojrzeć na wymagania, jakie stawiamy koniom, ich oczyma (jak robiła to m.in. cytowana Temple Grandin), by zrozumieć, że człowiek nie zawsze ma rację i że czasem mała zmiana, np. stosowanego ogłowia, siodła czy sposobu postępowania z koniem, może wiele naprawić.

Finansowanie z własnej kieszeni?

Na Zachodzie, szczególnie w Austrii, Niemczech czy Szwajcarii, hipoterapia jest uznaną metodą leczniczą, a koszt zabiegów terapeutycznych (w przypadku odpowiednich wskazań lekarskich) jest refundowany przez tamtejsze kasy ubezpieczenia socjalnego (kasy chorych)[7]. W Polsce natomiast hipoterapia jest uznawana za metodę uzupełniającą oraz wspomagającą główne leczenie[8], a Narodowy Fundusz Zdrowia nie pokrywa kosztów zabiegów hipoterapeutycznych[9]. Fundacje/stowarzyszenia na rzecz osób z różnymi dysfunkcjami czy niepełnosprawnościami prowadzą część ośrodków lub z nimi współpracują. Owe fundacje/stowarzyszenia mogą starać się o pokrycie całości lub części kosztów zabiegów hipoterapeutycznych przez PFRON (Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych). Najczęściej jednak rodzice dzieci niepełnosprawnych czy sami zainteresowani muszą opłacić koszt takich zabiegów z własnych kieszeni. Niejednokrotnie jest to spory wydatek, ponieważ cena pojedynczych zajęć waha się w granicach kilkudziesięciu złotych (w zależności od ośrodka – cena nie jest jednakowa), a skuteczność tej metody wzrasta wraz z regularnością zajęć.

Moja motywacja

Mikołaj przez kilka lat uczęszczał na zajęcia z Talarem. Razem podróżowali zarówno po ujeżdżalni, jak i w terenie. Chłopak nauczył się podążać za koniem, za jego rytmem; poprawiła się jego równowaga, a przede wszystkim skupienie na drugiej istocie oraz współpraca z terapeutką i kontakt z innymi uczestnikami zajęć. W mojej pracy najbardziej ceniłam radość, z jaką dzieci przychodziły na zajęcia, ich chęć do pracy nad własnymi ograniczeniami, upór i samozaparcie w dążeniu do osiągnięcia celu, którym czasem było tylko wyciągnięcie ręki, by dotknąć ucha konia, lub powiedzenie prostego: „Wio, koniku!”. Rozpierała mnie duma z Talara, gdy stał spokojnie, dopóki drżąca ręka dziecka nie dotknęła jego nosa, lub z cierpliwością godną Buddy czekał, aż sytuacja na jego grzbiecie się „ustabilizuje”, by mógł ruszyć. Cieszę się również, że mogłam poznać wiele wspaniałych osób, rodziców oraz innych terapeutów/-ek, z których mogłam czerpać inspirację.

link do zbiórki dla Mikołaja: https://www.siepomaga.pl/mikolaj-walewski?fbclid=IwAR1c7LrskrgjQrUytvzFhqNVXMEl_JaRpKcJoZYT_fIA8xCB7rEf1eC6NiU


[1] W. Smolak, przedmowa do: I. Strauß, Hipoterapia. Neurofizjologiczna gimnastyka lecznicza na koniu, tłum. W. Ryndak, Fundacja na Rzecz Rozwoju Rehabilitacji Konnej Dzieci Niepełnosprawnych, Kraków 1996.

[2] www.hipoterapiasobieski.pl [dostęp: 18.12.2020]

[3] Suchowierska M., Ostaszewski P., Bąbel P., Terapia behawioralna dzieci z autyzmem, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Sopot 2012, s. 23.

[4] Temple Grandin urodziła się w 1947 r. w Bostonie. W 1950 r. zdiagnozowano u niej autyzm wczesnodziecięcy. Obroniła doktorat z zoologii na Uniwersytecie Illinois, pracuje jako wykładowczyni na Uniwersytecie Kolorado. Jako osoba wysokofunkcjonująca ze spektrum autyzmu walczy o zrozumienie i poprawę życia osób nim dotkniętych.

[5] Grandin T., Johnson C., Zrozumieć zwierzęta, tłum. K. Puławski, Media Rodzina, Poznań 2011, s. 13.

[6] Teichmann Engel B. (red.), Terapeutyczna jazda konna II. Strategie rehabilitacji, tłum. A. Tworkowska, J. Murkocińska-Borek, M. Murkociński, Fundacja na Rzecz Rozwoju Rehabilitacji Konnej Dzieci Niepełnosprawnych, Kraków 2004, s. 112.

[7] Klüwer C., przedmowa do: I. Strauß, Hipoterapia. Neurofizjologiczna gimnastyka lecznicza na koniu, tłum. W. Ryndak, Fundacja na Rzecz Rozwoju Rehabilitacji Konnej Dzieci Niepełnosprawnych, Kraków 1996.

[8] Bojarczuk J., Hipoterapia. Wskazania, metody, ćwiczenia, Wydawnictwo SBM, Warszawa 2018, s. 8.

[9] https://swiatprzychodni.pl/artykuly/hipoterapia-czyli-konno-po-zdrowie/ [dostęp: 17.12.2020].