Press "Enter" to skip to content

Jak kraj długi – Hansenowie

Cztery 15-milionowe osiedla-nitki od morza do gór – tak widział przyszłą Polskę Oskar Hansen. Architekt, wizjoner i utopista od lat 60. XX w. rozwijał ideę miasta linearnego.

Pomysł nie był nowy, bo – czego Hansen nie krył – koncepcję miasta rozciągniętego na linii można znaleźć już u XIX-wiecznych architektów europejskich i amerykańskich.

Oskar Hansen urodził się w Helsinkach w 1922 r. Jego matka była Rosjanką, a ojciec Norwegiem. Szkołę średnią ukończył w Wilnie (wtedy też otrzymał polskie obywatelstwo), po czym podjął studia na Politechnice Warszawskiej (rozpoczęte w 1945 r. jeszcze w Lublinie, gdzie po zakończeniu wojny chwilowo rezydował Wydział Architektury), a następnie wyjechał na stypendium do Paryża. W stolicy Francji studiował co prawda malarstwo, ale praktykował też architekturę, która miała stać się w jego życiu najważniejsza.

W realiach PRL-u Hansen się wyróżniał. Był członkiem międzynarodowej, nieformalnej grupy architektów Team 10, jeździł za granicę i uczestniczył w światowych konferencjach. Grzegorz Kowalski, który w latach 1968–72 pełnił rolę asystenta prof. Hansena na Wydziale Rzeźby ASP, uważa, że Prawdopodobnie trochę mu zazdroszczono światowego życia. (…) Miał świetne kontakty: studiował u Légera, pracował u Pierre’a Jeannereta (kuzyna i współpracownika słynnego Le Corbusiera – przyp. BK), znał też Picassa i Moore’a. Komunikował się ze światem zachodnim jak równy z równym, bez kompleksów osoby zza żelaznej kurtyny. 

Hansenowie

Oskar Hansen projektuje pomniki i polskie pawilony na światowych wystawach (w takich realizacjach można popisać się pomysłowością), jest też współautorem niezrealizowanego projektu rozbudowy stołecznej Zachęty. Jednak to, z czego zostanie zapamiętany, to przede wszystkim domy mieszkalne. Ich projekty powstały przy udziale żony, Zofii – do tego stopnia, że jeśli idzie o budownictwo mieszkaniowe, należy mówić nie o Hansenie, lecz o Hansenach. Sam Oskar wielokrotnie miał poprawiać rozmówców, podkreślając wkład swojej partnerki. 

Zofia Garlińska-Hansen również ukończyła studia na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Studiowała pod kierunkiem Romualda Gutta, propagatora modernizmu. Po 1950 r. – gdy Hansenowie się pobrali – miała znaczący udział w pracach nad teoriami i koncepcjami, które firmował Oskar.

Wydaje się też, że stąpała po ziemi mocniej. Kiedy mąż w rozmowie towarzyskiej zapędzał się w swojej technicznej nowomowie (bo, jak wynika ze słów jego współpracowników, używał specyficznego języka, do którego trzeba się było przyzwyczaić), Zofia strofowała: Oskar, ty mów jak człowiek!

Na przełomie lat 50. i 60. Hansenowie projektują dwa budynki na Osiedlu Rakowiec należącym do Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, Osiedle Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej im. Juliusza Słowackiego oraz – znów w stolicy – Osiedle Przyczółek Grochowski dla Spółdzielni Młodych. Zatrzymamy się na chwilę na dwóch ostatnich, jako że stanowią one emanację teorii formy otwartej, którą Hansen stworzył i rozwijał.

Praktycznym efektem tej teorii miała być architektura gotowa do ciągłych przekształceń, w zależności od zmieniających się potrzeb użytkowników. Forma otwarta opisana przymiotnikami jest egalitarna, bezklasowa, niehierarchiczna, demokratyczna, zdecentralizowana i asymetryczna. 

Założenia Osiedla Słowackiego przewidywały wyodrębnienie trzech stref, z których każda miała pełnić własne funkcje. Głównym elementem systemu była wolna od samochodów strefa budynków mieszkalnych (tzw. strefa obsługiwana) umieszczona pomiędzy dwiema strefami obsługującymi: północną, gdzie znalazło się zaplecze gospodarcze (w tym parkingi i garaże), oraz południową, przeznaczoną do wypoczynku i zaspokajania potrzeb kulturalnych. Mamy tu zatem propozycję układu pasmowego, nie centrycznego. Zgodnie z teorią formy otwartej architekci starali się zachęcić lokatorów do samodzielnego projektowania w swoich mieszkaniach układu ścian wewnętrznych. 

Przyczółek Grochowski to z kolei 23 bloki połączone w jeden za pomocą zewnętrznych galerii. Po kilku latach budowy powstało coś na kształt półtorakilometrowej litery M wijącej się wokół trzech półotwartych podwórek. W założeniu wejście byłoby możliwe poprzez dowolną klatką schodową, po czym jechałoby się na swoje piętro (inwestor miał tylko kilka wind) i galeriami przechodziło do swojego mieszkania. 

Opinie mieszkańców nie były, mówiąc oględnie, pochlebne. Jak w 1974 r. powiedział dziennikarzowi  „Expressu Wieczornego” jeden z mieszkańców, przydziału na Przyczółku nie oblewa się, lecz zapija. W pewnym stopniu było tak zapewne dlatego, że budowlańcy ominęli część założeń projektu, by ułatwić sobie robotę. Przekonali urzędników, że nie da się zrealizować założeń Hansenów, np. wspomniane galerie poprowadzono tuż pod oknami, a nie zawieszono ich, jak chcieli architekci, w pewnej odległości od ściany bloku, co zapewniłoby zarówno prywatność, jak i, co ważniejsze, bezpieczeństwo mieszkań. Podobnie zresztą było w Lublinie: Dlaczego zarząd LSM pozwolił na budowę takiego ohydnego osiedla pod względem architektonicznym i szczytowego brakoróbstwa? Osiedle [Słowackiego] szpeci tylko istniejące osiedle Mickiewicza i jest pośmiewiskiem całego Lublina – pisał w 1971 r. w liście do swojej spółdzielni jeden z lokatorów.

Miasto-pasmo

To był zaczyn (termin nieprzypadkowy), który miał doprowadzić do finału w postaci ogólnokrajowej rewolucji – Linearnego Systemu Ciągłego (LSC). 

Ogłoszona przez Hansena w 1966 r. koncepcja zakładała podział Polski na cztery megamiasta w formie pasm urbanistycznych – Wschodnie, Mazowieckie, Zachodnie I i Zachodnie II – przebiegające wzdłuż największych rzek, odległe od siebie o 100–150 km.

W sąsiedztwie osiedli miały się znaleźć tereny przyrodnicze i rolnicze, zaś w dalszej odległości uciążliwe zakłady przemysłowe i biura. Dzięki temu z domowego okna byłaby widoczna zieleń (inaczej niż np. na Przyczółku Grochowskim, gdzie niektóre z mieszkań są dosyć ciemne). Komunikację na osi północ–południe miały rozwiązywać szybka kolej i drogi, zaś dla zapewnienia połączeń poprzecznych, w tym dojazdów do pracy, architekt przewidział rodzaj superszybkiej komunikacji publicznej (zakładał, że ewentualne przesiadki odbywałyby się w trakcie jazdy). Dojazd do fabryki nie powinien trwać dłużej niż 30 minut.

Istniejące już miasta miały zostać włączone w system linearny i też na tym skorzystać – poprzez zmniejszenie liczby mieszkańców stałyby się zdatniejsze do życia. Hansen przygotował kilka szczegółowych modeli wdrożenia LSC dla Warszawy (okolice dzisiejszego Ursynowa), Poznania, Przemyśla czy Lubina, jednak nawet pobieżny ogląd prowadzi do wniosku, że ich realizacja w praktyce nie byłaby możliwa. Wśród mniej kontrowersyjnych rozwiązań znalazło się to stworzone dla południowych peryferii Warszawy. Hansen wymyślił 16-piętrowy blok ciągnący się wzdłuż Wisły, przecinający się raz po raz z dwupiętrowym ciągiem obiektów edukacyjnych i trzypiętrowym pasmem handlowo-usługowym. Do centrum „starej” Warszawy jechałoby się metrem (co się akurat ziściło).

Uświadomiłem sobie, że ta pociągająca utopia może być zrealizowana tylko w systemie nakazowo-rozdzielczym. Kładąc na szali jej wszystkie zalety funkcjonalne, ekologiczne, ekonomiczne, na drugiej szali pojawiało się widmo totalitaryzmu – mówi Grzegorz Kowalski, dodając, że niespodzianką, którą zapamiętał, była wizyta wojskowych w pracowni Hansena: Sami się do niego zgłosili, żeby sprawdzić, jak by działał Linearny System Ciągły na wypadek wojny nuklearnej. Uznali, że w razie wybuchu atomowego straty mogą być mniejsze niż w przypadku miast centrycznych.

Pragmatyzm utopii

Dochodzimy tu do paradoksu – pomysł na zdecentralizowane miasto miał szanse na realizację jedynie w centralnie zarządzanym państwie. 

Musimy uświadomić sobie, jak wygląda nowa baza społeczna, na której wyrastać będzie nowa forma otoczenia człowieka. Przede wszystkim teren jest własnością społeczną. Pieniądze są scalone, a ich dysponentem jest państwo – mówił Oskar Hansen podczas debaty w redakcji „Projektu”. Filip Springer, przytaczając tę wypowiedź w biografii Hansenów pt. Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach, przypomina o trudnościach, na jakie na przełomie XIX i XX w. natknął się hiszpański urbanista i architekt Arturo Soria y Mata w swoich pracach nad linearną rozbudową Madrytu. Ze względu na trudności z wykupem ziemi pod rozbudowę sprawa utknęła w miejscu.
Problemów z właścicielami nie byłoby natomiast w centralistycznej gospodarce. Wydaje się, że z początku Hansen mocno wierzył w możliwość realizacji swojego pomysłu. W warunkach polskich realizacja LSC jest już dziś możliwa i to na szeroką skalę. (…) Dziś nie ma argumentów za koniecznością kontynuowania starego typu zabudowy – mówił w 1969 r. dziennikarce „Wiedzy i życia”. Ale już w 1976 r. podczas prezentacji makiety dla Lubina – z domami zaplanowanymi na specjalnie wznoszonych tarasach, niczym na trybunach gigantycznego stadionu – przyznał, że jest to jedynie, używając raz jeszcze tytułu książki Filipa Springera, zaczyn. Podobnie powie rok później w rozmowie z młodym architektem Czesławem Bieleckim: Model LSC nie zostanie zrealizowany za mojego życia, dlatego trzeba być l’enfant terrible, robić tak zwane utopijne projekty, żeby już dzisiaj budziły i budowały świadomość społeczną, po to, żeby jutro były rzeczywistością. Naszym sukcesem jest to, że ludzie dziś o LSC piszą, że o tym rozmawiamy, że jest się o co spierać. Na tym polega pragmatyzm utopii.