Press "Enter" to skip to content

Gramy w klasy? Peerelowskie zabawy podwórkowe

Podwórka peerelowskich osiedli z wielkiej płyty były we wspomnieniach ich najmłodszych mieszkańców jak świat w pigułce – centrum życia towarzyskiego, miejscem uprawiania sportu i zabawy. Na podwórkach nie tylko spędzało się czas wolny, tu po prostu wiodło się życie. 

Życie podwórkowe dzieciaków urodzonych w czasach PRL było kolorowe i emocjonujące. Po ostatniej lekcji biegliśmy szybko do domów, rzucaliśmy w kąt tornister i worek na kapcie, wkładaliśmy do kieszeni szklane kulki lub kapsle, a w rękę łapaliśmy skakankę i gumę. Wszyscy spotykaliśmy się pod trzepakiem i zaraz rozlegały się wołania: „W co gramy?”, „Palec pod budkę!” lub „Za minutkę zamykamy budkę na kłódkę” – był to sygnał do zbierania towarzyszy gry i rozpoczęcia zabawy.

Na podwórku klawo jest

Całe dnie spędzaliśmy na dworze lub na polu (to, jak mówiliśmy o miejscu poza domem, zależało od regionu Polski). Mieszkałam wtedy we Wrocławiu, na nowym osiedlu mieszkaniowym Popowice, którego podwórka były zasypane gruzem i ziemią – osiedle było w budowie. Trudno było nas wtedy przywołać do domu nawet na obiad i kolację. Mamy robiły więc kanapki i zrzucały je nam z okna. Moja mama chleb smarowała masłem, a na nie kładła ogórka – kiszonego, małosolnego – albo posypywała kromkę cukrem lub solą. Taki chleb z cukrem był podwórkowym przysmakiem. Do picia wystarczała woda sodowa z saturatora, czysta bądź z sokiem.

O podwórkach czasów PRL napisano wiele nostalgicznych reportaży i artykułów. Pojawiały się w filmach, serialach, powieściach, utworach muzycznych, nawet w młodzieżowej subkulturze. Pisali o nich ludzie nauki, urbaniści i architekci. Wspominali sławni dorośli – natomiast prawie w ogóle nie pisały i nie mówiły o podwórkach dzieci. A jest się czym pochwalić. Gry i zabawy, współpraca i rywalizacja, osiągnięcia i porażki, wreszcie pomysłowość i sprawczość są budującymi wspomnieniami z dzieciństwa. Bez względu na porę roku i temperaturę na podwórkach zawsze było pełno dzieciaków chętnych do zabawy. Największą karą, jak pamiętam, był zakaz wyjścia z domu „na pole”.

Blokowiska – co to takiego?

Osiedla z wielkiej płyty, zwane też blokowiskami, odwoływały się do modernistycznej idei budownictwa społecznego, którą zapisano w Karcie Ateńskiej. Zgodnie z zasadami zapisanymi w Karcie w projektowaniu miast kierowano się zasadą otwarcia na zieleń, powietrze i światło. Dzięki temu osiedlowe podwórka stanowiły część „infrastruktury życia społecznego”, co wychodzi we wspomnieniach dzisiejszych dorosłych, którzy opisują je jako niezwykłe plenery, a wręcz czarodziejskie przestrzenie. 

Obecnie, jak alarmują aktywiści miejscy, polskie miasta zalewają absurdalne projekty zarówno mieszkaniowe, jak i osiedlowe oraz urbanistyczne. Na rynku są już takie dziwolągi, jak bloki z niby-mieszkaniami czy miniosiedla bez placów zabaw albo bez żłobków, szkół i sklepów. Są również powstające w błyskawicznym tempie tzw. „osiedla łanowe” – stawiane gdzieś na pustkowiu, wśród pól, na peryferiach dużych miast. Patologii na rynku mieszkaniowym jest tak dużo, że doczekały się wspólnej nazwy. To „patodeweloperka” – określenie upowszechnione przez aktywistów, które weszło do codziennego języka.

Wielu młodym osobom miasto kojarzy się z galeriami handlowymi, grodzonymi osiedlami deweloperskimi, enklawami biurowców i rozlewającymi się przedmieściami. W ich świadomości nie zapisał się ślad tego, co było codziennością ich rodziców, których dzieciństwo przypadło na czasy PRL-u, a co składało się na ich doświadczenie siły i wyjątkowości peerelowskiej kultury osiedlowej. Miała ona istotny wpływ na wzory spędzania czasu wolnego, zabaw wśród rówieśników i budowania dobrych relacjach sąsiedzkich oraz akceptację wśród dzieci i młodzieży istnienia wspólnych, dostępnych dla każdego miejskich przestrzeni. Podwórko, wspólnotowość, bezpośrednie kontakty z sąsiadami – oto główne motywy, przez które filtrują się pamięć i opowieści o peerelowskich osiedlach.

Podwórkowe gry i zabawy

Lubiliście się bawić na podwórku? To tak jak ja. Inspiracji do wymyślania podwórkowych gier dostarczała nam własna fantazja, wiecznie żywa tradycja oraz rówieśnicy. W doborze zabaw wspierała nas peerelowska telewizja publiczna, szczególnie prezentowane w niej filmy fabularne i seriale, takie jak Czterej pancerni i pies, Pan Samochodzik, Podróż za jeden uśmiech czy Wakacje z duchami, a także książki, komiksy oraz programy dla dzieci i młodzieży: Sobótka, Teleranek, 5-10-15. Ogromny wpływ na podwórkowe wyczyny sportowe miały transmitowane przez radio i telewizję igrzyska olimpijskie letnie i zimowe, mundial, a przede wszystkim Wyścig Pokoju – międzynarodowe amatorskie zawody kolarskie. Podczas transmisji sportowych ulice polskich miast całkowicie pustoszały. Podwórka natomiast zapełniały bawiące się w zawody dzieciaki. 

Centrum życia każdego podwórka stanowił trzepak. Niepozorny, acz istotny element podwórkowej małej architektury – kiedy nie trzepano na nim chodników i dywanów, był oblegany przez osiedlową ferajnę. Na trzepaku najpopularniejsze były fikołki do przodu i do tyłu, na górnej i na dolnej poprzeczce. Bardziej zaawansowani podwórkowi akrobaci wisieli głową w dół, nie wspomagając się rękami. Trzepak wykorzystywany był również jako bramka do gry w piłkę nożną oraz siatka do gry w kometkę. Kształt trzepaka, podwójna litera T, idealnie nadawał się do zabawy w biwak lub dom oraz do gry w gumę, jeśli brakowało towarzystwa. Służył też jako baza do zabawy w chowanego; był po prostu niezastąpiony.

Gra w gumę była wielkim podwórkowym przebojem. Do zabawy wystarczyła ta zwykła, bieliźniana, kupowana w pasmanterii. Zakładano ją na kostki nóg i stopniowo podnoszono wyżej, aż do szyi. Gra uczyła skoczności, równowagi i zapamiętywania kolejności wykonania skomplikowanych figur. Skakało się do skuchy, po czym następowała zmiana drużyn. Gra w skakankę – kolejny podwórkowy hit – także rozwijała skoczność i wymagała niezłej kondycji. Tu ważna była liczba skoków do przodu i do tyłu, na jednej i na dwóch nogach.

Powiedzieć, że dzieci i młodzież lubią rysować, to mało powiedzieć. Wystarczy kawałek cegłówki, kredy lub patyka, a zaraz na chodniku, asfalcie czy piachu pojawią się linie i wzory. Gra w klasy, w państwa i miasta czy podchody to podwórkowe zabawy, które wymagały nie tylko kamieni, ale nade wszystko wiedzy o świecie, strategicznego myślenia i dobrej współpracy. 

Potłuczonego szkła, kolorowych papierków po słodyczach, złotek i sreberek oraz fantazyjnych drobiazgów znalezionych na podwórku nie nazywaliśmy śmieciami. Służyły one do robienia widoczków lub „sekretów” – fantazyjnych mozaik, które przykrywało się szkłem i zasypywało ziemią. Tworzyło się je w osiedlowych ogródkach, zagajnikach i na trawnikach. To była dziewczyńska zabawa oparta na lojalności i przyjaźni. Dzięki niej zyskiwałam poczucie wspólnoty i przynależności. Zdradzenie miejsca zakopania sekretu skutkowało czasami zerwaniem przyjaźni. 

W maju, gdy ruszał Wyścig Pokoju, na podwórkach organizowaliśmy grę w kolarza, czyli „pstrykanie w kapsle”. Od tej chwili każdy kapslowany napój był na wagę złota. Tory wyścigowe rysowaliśmy patykiem na piachu lub cegłą i kredą na asfalcie. Na torach dla kolarzy pojawiały się przeszkody: krawężniki oraz wgłębienia po samochodowych kołach. Najważniejsze jednak były kapsle, używane również jako podwórkowy środek płatniczy – wklejaliśmy do nich plastelinę oraz własnoręcznie malowane flagi państwowe.

Sport – wychowanie do życia 

Sport można uprawiać podobnie jak ogródek i rabatki. Słowo „uprawiać” w takim sensie oznacza pielęgnację, a nie rywalizację i bicie rekordów dla zysku. Boisko piłkarskie, korty tenisowe, basen pływacki, a nawet górskie ścieżki często są pokazywane jako rozbieg do kasy i medali. Sport traktuje się dzisiaj jak drogę do sławy i mocno podkreśla jego wymiar komercyjny. A przecież nie tylko o to chodzi – sport ma też fajniejsze oblicze.

Podwórkowe zabawy i gry zawsze były częścią kultury fizycznej, a nie sportu wyczynowego – stanowiły po prostu elementarny składnik codzienności. Wiele osób nie lubi lekcji WF-u w szkole, gdyż są one nastawione głównie na bicie rekordów oraz na wyczyn i zachęca się na nich do brutalnych zagrywek. Nie dziwi więc, że od lat trwa epidemia zwolnień lekarskich z lekcji WF-u. Brakuje nam miejsc, gdzie sport można uprawiać ot tak, po prostu. 

Zabawa i ruch na świeżym powietrzu przestały być priorytetem w życiu dzieci i młodzieży – alarmują badania. Pokazują one, że czas, jaki dzieci spędzają na swobodnej zabawie, w ciągu ostatnich 30 lat bardzo się skurczył. Aż 56% dzieci spędza na podwórku mniej czasu niż najbardziej strzeżeni więźniowie w USA, ok. 20% przez większość dni w roku nie bawi się na dworze wcale, zaś większość tkwi przed ekranami komputerów 2 razy dłużej, niż bawi się na zewnątrz. Najczęściej jednak od ruchu i beztroskiej zabawy odciągają dzieci i młodzież rodzice, którzy organizują im czas poprzez wysyłanie je na dodatkowe zajęcia i tłumaczą, że każdą godzinę trzeba wykorzystać produktywnie. 

Coraz mniej dzieci ma okazję do swobodnej rozrywki na zewnątrz, ponieważ staje się ona coraz mniej ważna w obliczu szybkiego tempa życia i presji osiągnięć. Poza tym możliwości uprawiania sportu czy nawet zwykłego ruchu bardzo się skomercjalizowały, o czym przytomnie mówił Zbigniew Boniek, obecnie wiceprzewodniczący UEFA – „na dole” panoszy się rynkowy model uczestnictwa w sporcie i nic z tym nie robimy. Czas wrócić do starej, dobrej zasady wychowania przez sport – nie do kariery, ale do życia.