Press "Enter" to skip to content

Gra w style – moda na klasę średnią

Kultura popularna stara się nas przekonać, że czasy, w których ubiór wiązał się z pozycją społeczną, już dawno minęły. Dzisiaj każdy z nas dowolnie tworzy samego siebie, a wystylizowane ciało to odbicie naszej osobowości. Możliwości są nieograniczone, ale… czy aby na pewno?

Nie chcę być coraz lepszy. Chcę przez rok móc być tylko taki jak jestem – mówi w jednym z memów Bohater, czyli komiksowy twór będący czymś pomiędzy ziemniakiem a kurzem, który powie za ciebie to, co czujesz, ale nie mówisz tego głośno, jak opisuje postać jej twórczyni, Małgorzata Halber. W scence sprzeciwu Bohatera wobec presji ciągłego samodoskonalenia się Halber trafnie rozpoznaje jeden z głównych wymogów współczesnej kultury: konieczność nieustannej pracy nad sobą.

Reklamy, kolorowe magazyny, celebryci i eksperci od lifestyle’u przekonują nas, że wartościowe życie to takie, w którym każdego dnia staramy się być coraz lepszą wersją siebie. Najpopularniejsze porady każą dbać o zdrowe, atrakcyjne ciało i estetykę swojego otoczenia, rozwijać pasje i realizować się w karierze zawodowej, być zdyscyplinowanym i jednocześnie korzystać z życia, być autentycznym i nie udawać kogoś innego, a przy tym cały czas pracować nad swoim charakterem i samopoczuciem. Zewnętrzny wizerunek, czyli stylizowanie ciała przez wybory odzieżowe, makijaż czy fryzury, to w tej opowieści jeden z kluczowych obszarów kształtowania własnego „ja” i autoekspresji.

Tworzenie własnego „avataru”

Wygląd zewnętrzny we współczesnej kulturze jest bowiem postrzegany jako coś, po pierwsze, plastycznego, a po drugie – stanowiącego przedłużenie wewnętrznego „ja” oraz tożsamości jednostki, którą tworzymy i odgrywamy poprzez codzienne praktyki. Trochę tak, jakbyśmy każdego dnia konstruowali swój avatar w grze komputerowej.

Powiązanie wyglądu z tożsamością kulturowo nie jest niczym nowym. W społecznościach tradycyjnych rytuały z udziałem ciała czy noszenie takiej, a nie innej odzieży wiązały się z określonymi rolami społecznymi. Wiele obrzędów przejścia, czyli ceremonii towarzyszących zmianie statusu jednostki, polegało na modyfikowaniu ciała bądź ubieraniu go w określony sposób. W kulturze dawnych Słowian chłopcu kończącemu (zazwyczaj) 7 lat w ramach obrzędu postrzyżyn rytualnie obcinano włosy, czemu towarzyszyło nadanie mu imienia i uznanie go za pełnoprawnego członka rodziny. Stałym elementem ceremonii weselnej były zaś oczepiny, które polegały na zdjęciu pannie młodej wianka będącego symbolem dziewictwa i założeniu jej haftowanego weselnego czepca symbolizującego małżeństwo. Określony ubiór wiązał się nie tylko z sytuacją rodzinną czy etapem życiowym, lecz także ze statusem społecznym. W pańszczyźnianej Polsce, jak pisze Kacper Pobłocki, chłop, który próbował wyrzec się swojego pochodzenia i wedrzeć do klasy panów, przechodził transformację wyglądu, a jej elementem była zmiana ubioru na „sukienkę z dworska”. 

Powyższe przykłady pokazują, że w kulturach tradycyjnych ubiór stanowił przestrzeń wpisywania znaczeń istotnych dla społeczności i był wyrazem przynależności do grupy. Współczesna kultura, określana przez badaczy społecznych mianem kultury indywidualizmu, bazuje na upowszechnianiu przekonania o zamazywaniu podziałów społecznych oraz na postrzeganiu tożsamości jako czegoś niestałego, osobistego i plastycznego. Tę kulturową zmianę można opisać, po raz kolejny wykorzystując metaforę gry komputerowej. Rzeczywistość nie przypomina już gry fabularnej, w której wybieramy bohatera o określonym pochodzeniu społecznym i któremu przypisane są określone stroje, a także scenariusz obejmujący również przemiany wyglądu zewnętrznego związane z ważnymi wydarzeniami życiowymi – dziś gra przypomina raczej zaawansowaną wersję The Sims, gdzie odniesienia społeczne niemalże nie istnieją, a wybór zarówno ubioru bohatera, jak i jego ścieżki życiowej zależy wyłącznie od grającego. 

Reguły gry

Grania w projektowanie swojego wizerunku oczekuje się dzisiaj od wszystkich – nie tylko od gwiazd i celebrytów, lecz także od przeciętnych Kowalskich. Reklamy, porady w prasie i telewizji czy aktywność influencerek w mediach społecznościowych przekonują nas, że dzięki określonym ubraniom i kosmetykom czy produktom i usługom upiększającym możemy ulepszać siebie i jednocześnie całe swoje życie we wszystkich jego aspektach. Odpowiednia autoprezentacja staje się obowiązkiem każdego z nas (o ile oczywiście chcemy wieść życie uważane za wartościowe). Funkcjonuje w niej logika „wyglądasz dobrze – czujesz się dobrze”, a realizacja tej zasady jest przedstawiana jako możliwa dla ogółu społeczeństwa, choć wciąż wymagana w większym stopniu od kobiet niż od mężczyzn.

Gdy mówię o roli zewnętrznego wizerunku, nie bez powodu używam metafory grania w grę komputerową, a nie np. pisania powieści o sobie samym. Choć kultura nieustannie podpowiada nam, że dobry wygląd to tylko i wyłącznie nasza odpowiedzialność, a możliwości tworzenia własnego „ja” są praktycznie nieograniczone (niczym przy zapisywaniu czystych kartek, gdzie ogranicza nas tylko autorska fantazja), to praca nad swoim wizerunkiem działa jak dokonywanie wyborów z określonej puli wedle określonych zasad, których znajomość jest warunkiem koniecznym do tego, aby uczestniczyć w rozgrywce, lecz niewystarczającym, aby wyjść z niej zwycięsko.

Bo oczywiście to jedynie złudzenie, że tożsamość odnosi się do tego, co w jednostce szczególne i niepowtarzalne. Kształtowanie własnego wizerunku tak naprawdę opiera się na nieustannych odniesieniach do tego, co proponuje kultura popularna, a dobre samopoczucie osiągane dzięki ładnemu wyglądowi staje się towarem. Utowarowienie ciała dokonuje się nie tylko poprzez koncentrację na ciele jako źródle tożsamości, lecz także poprzez przekonanie jednostek, że powinny one uwewnętrzniać krytyczne podejście do swojego wyglądu i stylu życia. 

Emanacją tych tendencji są m.in. magazyny telewizyjne z poradami stylistycznymi oraz programy typu reality show, które pokazują wizerunkowe metamorfozy zwykłych ludzi. Przemiana sposobu ubierania się, fryzury, a niekiedy nawet skorygowanie rysów twarzy uczestników i uczestniczek za pomocą chirurgii plastycznej czy medycyny estetycznej są w takich produkcjach prezentowane jako klucz do przemiany życia i sukcesów nie tylko w życiu osobistym, lecz także zawodowym. Jednym z pierwszych programów tego typu w Polsce był show Chcę być piękna, zrealizowany w 2010 r. na licencji holenderskiej. Nadawany na Polsacie, opisywany był w następujący sposób: Uczestniczki programu – kobiety, które ugrzęzły w codzienności życia – poprzez serię różnorodnych zabiegów odzyskują wiarę w siebie i urodę, przechodząc niesamowitą fizyczną, psychiczną i emocjonalną przemianę. Podkreślano, że w przypadku większości kobiet za uczestnictwem w metamorfozie stoi coś więcej niż tylko chęć poprawy wyglądu jako cel sam w sobie. Skorzystanie z porad ekspertów od zdrowia i urody, poddanie się zabiegom upiększającym i zmiana stylu ubierania się miały służyć kobietom biorącym udział w programie do poprawy bardzo konkretnych sfer życia, np. sytuacji zawodowej. W jednym z odcinków [z] brzydkich kaczątek w piękne łabędzie przeobrażają się Wiola Mielnik, była tancerka kabaretowa, która chce pozbyć się mankamentów urody, by wrócić na scenę, oraz Grażyna Prandota, która pragnie odmłodzić swój wygląd, aby móc znaleźć dobrą pracę.

W nowszych programach prezentujących metamorfozy zwykłych ludzi terapeutyczny wymiar przemiany wizerunku jest eksponowany jeszcze mocniej. W opisie emitowanego w ostatnich latach na TVN Style Sablewskiej sposobu na modę, w którym znana polska stylistka i menedżerka gwiazd Maja Sablewska doradza kobietom i (w późniejszych edycjach) mężczyznom w kwestii doboru odzieży, dodatków, fryzury i makijażu, czytamy, że stylistka zrewolucjonizuje życie oraz garderoby bohaterów dziewiątej edycji. Maja Sablewska z naszych bohaterów wydobędzie głęboko skrywaną siłę. Uczestniczki i uczestnicy programu nie dyskutują z prowadzącą wyłącznie na temat ubioru i wyglądu, lecz także dzielą się swoimi historiami życiowymi, zwierzają z kompleksów i trudnych doświadczeń. 28-letnia Bogusia, która cierpi po rozstaniu z partnerem, w 1. odcinku 9. sezonu mówi: Kiedyś lubiłam, jak ktoś się na mnie patrzył. Kiedyś byłam taką dziewczyną, która lubiła szaleć, lubiła być w centrum uwagi, po prostu błyszczałam. Teraz jestem taka przybita i chciałabym, żebyś naprawiła mój środek. Sablewska, oprócz wskazówek stylistycznych, udziela uczestniczkom i uczestnikom życiowych porad i przekonuje ich, że aby odmienić swoje życie, muszą przede wszystkim uwierzyć w siebie i nie ustawać w pracy nad sobą. Jedyna metoda to odpuścić to wszystko i dać się wydarzyć rzeczom. Ale w tym wszystkim musisz zadbać o siebie. Bo powiem ci jedną rzecz: kompletnie twoje wnętrze nie pasuje do tego, co masz na zewnątrz. (…) Postaram się zrobić wszystko, żeby było dobrze, ale to jest twoja ciężka praca – tłumaczy Bogusi prowadząca w trakcie ich pierwszego spotkania. 

Podobny przekaz do eksponowanego w programie Sablewskiej pojawia się w reklamach większości produktów tworzonych w celu poprawy wyglądu zewnętrznego: ulepszanie wyglądu wiąże się z poprawą samopoczucia i komfortu życia, a poprzedzająca fizyczną metamorfozę stagnacja życiowa jawi się jako efekt niedostatków w wyglądzie. Narracja utożsamiająca przemianę wizerunku z przemianą własnej egzystencji wzmacnia neoliberalną opowieść, zgodnie z którą każdy jest kowalem swojego losu – eksperci, produkty i usługi mają pomóc w magicznej (cytowana wyżej Bogusia określa Sablewską mianem „wróżki”) przemianie, ale kluczem do sukcesu są własne chęci, odwaga i wysiłek. 

Wygrani i przegrani

Świadoma konsumpcja upiększających wygląd produktów i usług jest sposobem na samorealizację, która stanowi jedną z istotniejszych kategorii w doświadczeniu nowej klasy średniej i znajduje się w samym centrum kultury indywidualizmu. Konsumeryzm współgra także z położeniem materialnym tej klasy i jej stylem życia – modne ubrania kosztują, a do śledzenia trendów modowych i poddawania się zabiegom upiększającym potrzebny jest czas wolny oraz przyzwolenie najbliższego otoczenia, aby go w taki sposób spędzać. Jak zauważa angielski socjolog Mike Featherstone, wolność konsumowania nigdy nie dotyczyła wszystkich – zawsze duże sekcje społeczeństwa były wykluczone z możliwości swobodnej konsumpcji znacznej części dóbr oferowanych przez rynek. Innymi słowy: choć jesteśmy nieustannie przekonywani, że w tej codziennej grze w szyk i styl szanse wszystkich graczy są takie same, bo wszystko zależy od ich pomysłowości, inwencji i chęci, tak naprawdę startujemy w niej z nierówną liczbą „żetonów”, za które możemy ubierać swój avatar.

Wygląd zasługujący na podziw to nie tylko kwestia zasobów pozwalających na nieustanne uzupełnianie garderoby i półki z kosmetykami. Wbrew narracjom, zgodnie z którymi kluczem do sukcesu jest odnalezienie i wyrażenie „prawdziwego ja” (Czy to, co noszą, pasuje do ich sylwetek i osobowości? – czytamy w opisie programu Sablewskiej), popkultura nie dowartościowuje autentyczności i oryginalności, ale styl, który wpisuje się w wartości i gust klasy średniej dzierżącej dziś kulturową hegemonię. To on staje się wzorem do naśladowania, podczas gdy klasa ludowa w kulturowych przekazach występuje w roli uosobienia zaniedbania, wulgarności i przesady – wszystkiego, co budzi niesmak, a więc uzasadnia i utrwala podziały społeczne. 

Wartościowanie wizerunków często dokonuje się w bardzo dosłowny sposób. W odcinku otwierającym Projekt Lady – program o młodych dziewczynach z klasy ludowej, które pod okiem ekspertek mają uczyć się dobrych manier, pracować nad swoją kondycją oraz brać udział w treningach psychologicznych – głos z offu mówi:  „Projekt Lady” powstał z myślą o tych, o których nikt już dobrze nie myśli. Dla tych, na których świat postawił już krzyżyk. My wierzymy w drugą szansę. Wierzymy, że każda z 13 zbuntowanych dziewczyn, która przystępuje do tego eksperymentu, może zmienić się i opuścić pałac w Rozalinie pewniejsza siebie, silna, pełna klasy, gotowa do nowych życiowych wyzwań. Kobiety w programie mają przejść proces odmieniający ich życie, a jego elementem jest zmiana wizerunku symbolizowana przez perły wręczane każdej z uczestniczek w pierwszych odcinkach. Dziewczyny, które dotychczas nosiły kontrowersyjne fryzury, mocny makijaż i stroje uznawane za „wyzywające”, na oczach widzów przyjmują uwagi, co w ich wyglądzie było do tej pory niestosowne, a następnie pod kontrolą ekspertów od wizerunku – stylistów, wizażystek i trenerów fitness – przechodzą metamorfozę w zgodzie z obowiązującymi trendami. Cel? Zrobić z nich „kobiety z klasą”.  

Jeden z bardziej znanych cytatów Stacy London, znanej prowadzącej program What Not to Wear (emitowanego w TLC Polska pod nazwą Jak się nie ubierać) – amerykańskiego reality show z 2003 r., którego nieodłączną część stanowiła krytyka dotychczasowego stylu ubioru uczestniczek pochodzących z klasy ludowej i niższej klasy średniej – brzmi: Musisz porzucić to, kim byłaś, aby pozwolić sobie być tym, kim jesteś. Kobiety miały więc wyrzec się tego, co do tej pory uważały za atrakcyjne, wygodne, praktyczne i odpowiadające ich gustom. Jak zauważa w swojej analizie programu teoretyczka kultury Angela McRobbie, tego rodzaju produkcje wytwarzają i legitymizują klasowe antagonizmy – przede wszystkim między kobietami – w sposób, który do niedawna nie byłby społecznie akceptowalny. Przekaz płynący z Jak się nie ubierać i Projekt Lady, w których w roli ekspertek występują osoby z wyższej klasy średniej, jest prosty: kobiety z klasy ludowej powinny naśladować te, które znajdują się ponad nimi w strukturze społecznej. Co więcej, taka przemiana, dokonująca się za sprawą „pożyczonego” (od przewodników w programie) kapitału kulturowego, zwykle okazuje się nietrwała w zderzeniu z powrotem do rzeczywistości ograniczonych możliwości, chociażby ekonomicznych i zawodowych. Po co bowiem iść w perłach do pracy na kasie? Lepiej przebrać się w dawne ciuchy – wygodne i praktyczne. A co na to eksperci od stylu? No cóż, mogą rozłożyć ręce i westchnąć z udawanym rozczarowaniem i skrywaną satysfakcją: znowu pokazali, gdzie jest czyje miejsce. Klasa średnia wygrała we własną grę.