Press "Enter" to skip to content

Czy inna polityka narkotykowa jest możliwa?

Wojna narkotykowa to najdłuższa wojna współczesnego świata. Trwa nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat, a jej przebieg przeplatał się wielokrotnie z tradycyjnie rozumianymi konfliktami. Przykładem jest wojna w Wietnamie, gdy upalone, pacyfistycznie nastawione pokolenie hippisów radykalnie sprzeciwiało się amerykańskim interwencjom zbrojnym służącym ich imperialnym interesom.

Ówczesny bunt przeciwko władzy państwowej był rzecz jasna wielowymiarowy, natomiast narkotyki, w szczególności marihuana i psychodeliki, stanowiły jego ważną część. To właśnie wtedy młodzi ludzie na całym świecie dostrzegli ich wywrotowy potencjał. Ich siłę zrozumieli również politycy, z całą stanowczością sprzeciwiając się ich używaniu.

Narkotyki jako źródło napięcia w kulturze

W ostatnich latach świat zalewa fala liberalizacji prawa narkotykowego. Przeważnie polega ona na dopuszczaniu posiadania niewielkich ilości konkretnych rodzajów narkotyków. Zwykle używa się dość niejasnych określeń, bezrefleksyjnie zapożyczonych z języka angielskiego, takich jak „narkotyki miękkie” czy „narkotyki rekreacyjne”. Coraz częściej mówi się też o używaniu niektórych narkotyków w celach terapeutycznych, np. w leczeniu depresji czy zespołu stresu pourazowego. Towarzyszy temu coraz więcej badań naukowych, których wyniki są co najmniej zachęcające. Przede wszystkim jednak dla większości rozsądnie myślących ludzi jest jasne, że narkotyki nie znikną, nawet jeśli wprowadzi się jeszcze więcej ograniczeń. Mało tego, obserwując skutki istniejących ograniczeń, można odnieść wrażenie, że są one częścią problemu.

Polityka narkotykowa większości państw świata wciąż oparta jest na doktrynie wprowadzonej przez prezydenta Nixona, która w założeniach wydawała się słuszna. Narkotyki to zło, zarówno dla zdrowia jednostki, jak i całego społeczeństwa; to zło moralne i duchowe, dlatego należało przeciwstawić mu się z całą stanowczością. Oznaczało to rozpoczęcie wojny – kontynuowanej właściwie przez wszystkich następnych prezydentów, w szczególności republikańskich. O tym, że dla amerykańskiej administracji sprawa była priorytetowa, może świadczyć choćby to, że w późniejszym czasie wydawano na nią ogromne środki, angażując nierzadko również rodziny polityków, np. żonę prezydenta Reagana, Nancy Reagan. Nie ma wojny bez ofiar, i choć tutaj cierpieć mieli przede wszystkim handlarze, to stało się inaczej. Ofiarami zostały przede wszystkim miliony zamykanych w więzieniach przeważnie młodych ludzi, często za wykroczenia o wątpliwej szkodliwości społecznej. Co gorsza, wielu z nich, zamiast do zakładów karnych, powinno trafiać na terapię.

Miejsce narkotyków w kulturze i kontrkulturze

Tymczasem warunki pełnej prohibicji skutkowały rosnącą popularnością coraz bardziej niebezpiecznych używek. Jednocześnie rosły przychody handlarzy i przemytników, którzy, tak jak na przykład w Meksyku czy Kolumbii, stworzyli właściwie alternatywne struktury państwowe wraz z własnymi armiami zdolnymi konkurować z nie tylko z policją, ale również z regularnym wojskiem. Mafie narkotykowe na ogromną skalę korumpowały też polityków. To wszystko wbrew współczesnej kulturze, która przesycona jest opisami upojeń i przekazuje nie tylko mroczne, budzące przerażenie historie uzależnień. Wiele tekstów kultury pokazuje pozytywne historie, w których narkotyki, w szczególności psychodeliki, pomogły jednostce w osiągnięciu większej świadomości bądź uwolniły tłamszoną społecznymi konwencjami kreatywność i zmieniły poczucie estetyki. Nie trzeba po nie sięgać zbyt daleko – wystarczy wspomnieć choćby o Stanisławie Witkiewiczu, który wyjątkowo upodobał sobie m.in. pejotl i meskalinę, opisując je w swoich Narkotykach jako substancje pogłębiające doznania duchowe i polepszające rozumienie świata nie tylko w żaden sposób nieotępiające świadomości, ale wręcz ją rozszerzające. Według Witkacego dzięki nim pozbył się on uzależnienia od alkoholu. Nie ma stuprocentowej pewności, ile z jego dzieł powstało pod wpływem którejś z nich, natomiast z całą pewnością było ich niemało[1].

Witkiewicz nie był oczywiście jedynym artystą, który inspirował się psychodelikami. We wspomnianej epoce hippisów i krótko po niej wielu muzyków sięgało po narkotyki – choćby The Beatles, który z grzecznego zespołu dla nastolatek stał się grupą definiującą ówczesną muzykę, wyznaczającą trendy, eksperymentującą i poszukującą. Być może to przypadek, ale dziwnym trafem wspomniana ewolucja rozpoczęła się w momencie, gdy po raz pierwszy czwórka z Liverpoolu spróbowała marihuany za sprawą… Boba Dylana. Wiele z ich późniejszych, coraz bardziej ambitnych utworów zawiera ukryte bądź całkiem jawne nawiązania do marihuany i psychodelików.

,,Lepsze dziecko w więzieniu niż na cmentarzu”

W tej atmosferze nieustannego tarcia kształtowane są narodowe i ponadnarodowe polityki narkotykowe, które powinny uwzględniać to, co realnie można osiągnąć w danych okolicznościach społecznych i kulturowych. W Polsce problem narkotyków i narkomanii jako zagrożenia dla zdrowia publicznego z prawnego punktu widzenia właściwie nie istniał aż do połowy lat 80., a nawet po uregulowaniu go ustawowo zakaz konsumpcji nie był egzekwowany bezwzględną karą więzienia. Wszystko zmieniła ustawa z 2000 r. stawiająca Polskę razem z np. Albanią w gronie najbardziej restrykcyjnych pod tym względem krajów w Europie. Od tego momentu wszyscy użytkownicy nawet najmniejszej ilości, również stosunkowo mało szkodliwych narkotyków (jak marihuana), byli traktowani jak przestępcy. Można powiedzieć, że wręcz zrównano klientów – nawet okazjonalnych – z handlarzami. Cała groza tej bezwzględnej polityki zawarta została w artykule 62 wspomnianej ustawy, który wprowadzał karę bezwzględnego więzienia do lat 3 za posiadanie choćby najmniejszej ilości narkotyków.  

Oparta na tym akcie polityka jest wzorcowym przykładem realizacji w praktyce założeń nixonowskiej wojny z narkotykami. Czy rozwiązała ona problem narkotyków w Polsce? Wydaje się, że odniosła wręcz odwrotny skutek: liczba przestępstw narkotykowych nie spadła, a jej wzrost wręcz przyspieszył. Więzienia zapełniły się nie tylko groźnymi przestępcami narkotykowymi, lecz również okazjonalnymi użytkownikami narkotyków czy wymagającymi leczenia osobami uzależnionymi. Skutki zdrowotne tej nowelizacji również nie świadczą na jej korzyść – wciąż rosła bowiem liczba uzależnionych, a liczba zgonów z przedawkowania utrzymała się na podobnym poziomie. Co więcej, niektórzy komentatorzy zwracali później uwagę, że popularność w Polsce tzw. dopalaczy to efekt uboczny stosowania tej polityki. W odróżnieniu od innych środków odurzających, ich status nie był początkowo uregulowany, więc korzystanie z nich dla osób szukających mocnych wrażeń stało się z prawnego punktu widzenia bezpieczną alternatywą dla tradycyjnych narkotyków. Niestety z medycznego punktu widzenia środki te często są jeszcze bardziej niebezpieczne choćby dlatego, że w żaden sposób nie wiadomo, co tak naprawdę ich użytkownik zażywa.

Nie miała więc racji Barbara Labuda, ówczesna ministra z prezydenckiej kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego. Kojarzona jako twarz kampanii antynarkotykowej tworzącej ludowego diabła w postaci narkomana i dilera sformułowała słynne hasło podsumowujące wprowadzone zmiany: Lepsze dziecko w więzieniu niż na cmentarzu, dlatego że często wykorzystywane w kampaniach antynarkotykowych dzieci trafiały zarówno do więzień, jak i na cmentarze. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że Aleksander Kwaśniewski, który podpisał tę ustawę, po kilkunastu latach uznał to za jeden ze swoich największych błędów[2].

Zmiana na lepsze

Poza niepoprawnymi marzycielami nikt nie myślał o legalizacji czy choćby dekryminalizacji marihuany w Polsce. Do jedynej do tej pory większej zmiany w ustawie doszło w 2011 r. i można ją określić jako pragmatyczną – w pełni uzasadnioną problemami, o których wspomniałem wcześniej. Niezwykle surowe przepisy wprowadzające bezwzględną karalność za posiadanie jakichkolwiek narkotyków w jakiejkolwiek ilości zostały nieco złagodzone. Od tej pory już na etapie działań policji możliwe stało się odstąpienie od kary w przypadku posiadania nieznacznych ilości narkotyków na własny użytek.

Jedyna zmiana przepisów polegała na otwarciu furtki organom ścigania, umożliwiając im indywidualne podejście do każdego z przypadków. Oczywiście problemem tych zapisów stała się – i wciąż nim pozostaje – nieostrość terminów. Nasze przepisy nie regulują, jaka dokładnie ilość danego narkotyku jest nieznaczna ani w jaki sposób dociec tego, że dana osoba posiada narkotyk na własny użytek.

Takie niedookreślenie jest na swój sposób wygodne (również dla policji), jednak niesie za sobą duże ryzyko niesprawiedliwego osądu. Oto bowiem dwie osoby posiadające taką samą ilość narkotyku mogą zostać potraktowane zupełnie inaczej, a nawet spośród dwóch osób o różnej ilości narkotyków ta osoba, która posiada ich mniej, może zostać potraktowana w sposób bardziej surowy! Tego problemu uniknęli na przykład Czesi, którzy wprowadzili tabelę wskazującą próg ilości uznawanej za niewielką. Rozwiązanie to jest niezwykle proste i praktyczne – niestety w warunkach polskiej debaty publicznej prawdopodobnie wywołałoby ogromne kontrowersje.

Dlaczego trudno zmienić nawet coś, co nie działa?

Wprowadzenia podobnej poprawki domagał się np. Marek Balicki z SLD, były Minister Zdrowia, z wykształcenia lekarz psychiatra. Propozycje Balickiego zderzyły się z murem obaw o wprowadzenie legalizacji niewielkich ilości narkotyków, i to już na wstępnym etapie dyskusji w komisji. Wydaje się jednak, że nie chodziło tylko o bezpośrednią reakcję społeczeństwa, ale także o wystawienie się na ataki ze strony głównej partii opozycyjnej. To przypuszczenie uprawdopodabnia przebieg głównej debaty w tej sprawie, w której pierwsza siła opozycyjna w postaci Prawa i Sprawiedliwości w niezwykle zaciekły sposób atakowała plan w gruncie rzeczy bardzo skromnej liberalizacji prawa. Przede wszystkim oskarżono PO o wprowadzanie legalizacji narkotyków w Polsce (co zresztą musi budzić pewne rozbawienie w kontekście faktu, że od 2015 r. PiS nie zmienił we wspomnianym przepisie nawet przecinka). To zarzut całkowicie fałszywy, tym bardziej że inne artykuły kierowały politykę narkotykową w zupełnie innym kierunku. Wspomniana ustawa zwiększała bowiem kary za udowodniony handel narkotykami oraz dodała niektóre substancje, w tym część wspomnianych wcześniej tzw. dopalaczy, do listy środków zakazanych.

W wypowiedziach polityków PiS nie brakowało także konstrukcji językowych, których celem było przedstawienie rządzących w złym świetle jako promujących narkomanię, szerzących „białą śmierć” oraz wspierających dilerów i mafie narkotykowe. Ówczesny premier Tusk, któremu swego czasu – niczym kilkanaście lat wcześniej Billowi Clintonowi – wypomniano, że w młodości palił marihuanę, miał wciąż czuć do niej tęsknotę i jednocześnie stosować zabiegi PR-owe mające doprowadzić do tego, że młodzi ludzie bez perspektyw chętniej głosowaliby na Platformę. Marek Suski mówił wtedy, że w świetle panującej drożyzny tylko na haju można głosować na Platformę i stąd pomysł legalizacji.

Dorosłe dzieci

W trakcie debaty pojawiły się również bardziej emocjonalne ataki. Najlepiej poczucie zagrożenia tworzy się wspominając o jego źródle w kontekście dzieci. Posłowie PiS we wspomnianej debacie używali tego straszaka wielokrotnie, co jest dość typowe dla konserwatystów. „Dzieci” to zresztą słowo kluczowe w kontekście narkotyków i roli państwa w ograniczaniu ich dostępu dla obywateli. Oto bowiem dorośli traktowani są przez polityków właśnie jak dzieci, którym surowi rodzice wprowadzają zakazy i surowo karzą za ich łamanie zamiast roztaczać opieką i pomagać w potrzebie. W kontekście roku 2011 na poważnie rozpoczęto zmianę podejścia z nastawionego na karanie na politykę znaną jako „redukcja szkód”. W procesie zarządzania tym problemem widać wyraźnie, że nie da się go całkowicie usunąć. Z perspektywy osób uzależnionych ważne jest to, by mogły one wychodzić z uzależnienia w sposób możliwie łagodny, dlatego że terapia polegająca na radykalnym odstawieniu, praktykowana przez organizacje w rodzaju Monaru, bardzo często okazywała się nieefektywna. Dla osoby uzależnionej odwyk w wydaniu polskim, w połączeniu z restrykcyjną polityką państwa, współtworzył wrogi, nierzadko potęgujący szkody system. Choć wielu ludziom wydawało się to mało intuicyjne, to w miarę upływu lat okazywało się coraz bardziej jasne, że znacznie bardziej efektywnym podejściem jest zastosowanie perspektywy profilaktyczno-terapeutycznej, której elementem jest pozostawienie obywatelom znacznie większej swobody. Idealnym przykładem, wbrew politykom chcącym wyłącznie karać, jest tzw. terapia substytucyjna, która może istnieć wyłącznie w przypadku bardziej otwartego podejścia do polityki narkotykowej. Uzależnionym od opiatów (heroiny czy morfiny) coraz częściej w charakterze leku podaje się metadon, który jest znacznie mniej szkodliwy, a przede wszystkim jego jakość i ilość są kontrolowane przez państwo. W trakcie tej terapii uzależnieni znacznie rzadziej wchodzą w konflikt z prawem (nie muszą kraść czy włamywać się celem zdobycia narkotyku), nie chorują na AIDS, mogą pracować i prowadzić normalne życie ze zdrowymi relacjami społecznymi.

Nowa Lewica

Wydaje się zatem jasne, że chaos wywołany przez doraźną walkę polityczną nie sprzyja rozwiązaniu tego problemu. Dlatego też rządząca w Polsce Zjednoczona Prawica oczywiście nie wprowadzi dalszej liberalizacji prawa narkotykowego. W ostatnich tygodniach temat podjęła natomiast Lewica, która wyciągnęła wnioski ze swoich własnych błędów sprzed dwóch dekad. To właśnie z inicjatywy głównie jej posłów powstał Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany. Wraz z upływem 20 lat świadomość społeczna znacznie wzrosła. Przykładowo temat tzw. medycznej marihuany nikogo już dzisiaj ani nie bawi, ani nie szokuje, a przecież, jak wspomniałem na początku artykułu, wiele innych środków odurzających niesie ze sobą nie tylko zagrożenia, ale i szanse. Nadszedł już czas na rozpoczęcie normalnej, zdrowej debaty nad tym problemem.


[1] Potwierdza to korespondencja Witkacego z francuskim doktorem farmakologii Alexandrem Rouhierem, opublikowana po polsku w drugim tomie ,,Listów” w 2016 r. nakładem wydawnictwa PIW.

[2] Uczynił to w 2012 r. w wywiadzie dla „New York Times”: https://www.nytimes.com/2012/05/11/opinion/saying-no-to-costly-drug-laws.html [dostęp: 18.12.2020]