Press "Enter" to skip to content

Cyganie, Travellerzy – odmieńcy w trasie

Romowie i pokrewne grupy pochodzenia indyjskiego, historycznie zbiorczo określane mianem „Cyganów”, kojarzone są jako europejskie społeczności charakteryzujące się nomadycznym stylem życia. Dotyczy to również dużo mniej znanych Irish Travellers, obecnych na Wyspach Brytyjskich. Mówi się, że nomadyczne życie społeczności te mają zapisane w genach. Czy faktycznie tak jest? A może prawda jest bardziej skomplikowana i to czynniki socjoekonomiczne sprawiają, że ciężko im znaleźć miejsce, które będzie ich domem?

„Cyganie”, w innych językach nazywani „Gypsies”, „Zigeuner” czy „Cigány”, to kontrowersyjne określenie grupy etnicznej, które zostało wyparte w ostatnich dekadach na rzecz pojęcia „Romowie”. Warto jednak zauważyć, iż Romowie stanowią tylko jedną z grup pochodzenia indyjskiego, które dotarły przed setkami lat do Europy, i charakteryzują się odmiennością kulturową, a wśród nich są jeszcze chociażby Kale, Manusze czy niemieccy Sinti. W Wielkiej Brytanii mianem „Gypsies” bardzo często określa się też osoby z grupy Irish Travellerów, o których będzie mowa w dalszej części tekstu. 

Jak wynika z badań m.in. Anny Lubeckiej, określenie „Cyganie” przez samych zainteresowanych bywa traktowane zarówno jako stygmatyzujące, jak i całkowicie akceptowalne. Jerzy Ficowski, prekursor badań nad społecznościami romskimi w Polsce, pisał o „Cyganach na polskich drogach”, a wydawane współcześnie przez jedno ze stowarzyszeń czasopismo „Romano Atmo” nosi polski podtytuł „Cygańska dusza”. Stąd też, ze świadomością ambiwalencji określenia „Cyganie”, autorka będzie się nim posługiwała jako parasolowym określeniem mniejszościowych społeczności (historycznie) wędrujących, niezależnie od ich pochodzenia. 

Dziś prawdziwych Cyganów już nie ma?

Powszechnie znany jest romantyczny mit wędrujących Cyganów: kolorowe stroje, śpiewy przy ogniskach, tabory. Kto oglądał Papuszę Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego, ten kojarzy ów barwny, tajemniczy, zamknięty świat. Ten, który znamy z literatury, filmu, obrazów, ewentualnie wspomnień naszych dziadków i babć. Świat, który przeminął. Papusza jest tragiczną historią nie tylko tytułowej bohaterki, ale także śmierci tradycyjnej romskiej kultury opartej na wędrowaniu. Jednym z pobocznych wątków filmu jest prowadzona przez władze PRL w latach 50. akcja osiedleńcza Cyganów, których nikt wówczas, prócz nich samych, nie nazywał Romami. Choć akcja spotkała się z olbrzymim oporem ze strony Romów, wówczas niepytanych o zdanie, zakończyła ona epokę wędrówki. Ostatnie tabory w Polsce wyjechały na drogi – już tylko sezonowo – latem w latach 80. 

Czy to znaczy, że Romowie przestali wędrować? Odpowiedź na to pytanie nie jest ani prosta, ani jednoznaczna. Owszem, dziś nie zobaczymy już cygańskich kolorowych wozów na szosie, gdyż możemy je obejrzeć jedynie w muzeum etnograficznym. Wyruszający latem z tarnowskiego muzeum Tabor Pamięci jest tylko symbolicznym przypomnieniem dawnych czasów. Nie ma już w Polsce romskich grup wędrownych, pozbawionych stałej siedziby (do czasów powojennych nie wszystkie z nich zresztą wędrowały). Mieszkający w Małopolsce Bergitka Roma w XVIII w. osiedlili się w Karpatach, zamieszkali na obrzeżach wsi, na terenach zalewowych i nad rzekami – tam, gdzie nikt nie żałował nieurodzajnej ziemi z dala od głównej osady. Na takiej ziemi uprawianie roli było trudne, zwłaszcza gdy na spłachetku nieurodzajnego pola mieszkało kilkadziesiąt osób, które nigdy w swojej historii nie były rolnikami. 

Dziś Romowie na stałe już nie wędrują, ale wciąż są społecznością bardzo mobilną. Jeżdżą tam, gdzie jest potrzeba chwili, np. na uroczystość rodzinną czy do pracy, lub gdzie jest mieszkanie: dziś Ochotnica, jutro Zabrze, za dwa tygodnie Wałbrzych. Duże, wielopokoleniowe rodziny i silne więzy rodzinne sprawiają, że Rom lub Romni mają dom wszędzie, gdzie są ich pobratymcy. A że praca raz jest, a raz jej nie ma (bo, powiedzmy sobie szczerze, nie jest łatwo znaleźć pracę będąc Romem), to jeździ się po całej Polsce, a czasem i po Europie. Wejście naszego kraju do Unii Europejskiej i otwarcie granic sprawiły, że wielu Romów i Romni zdecydowało się wyemigrować z Polski, Czech czy Słowacji do Anglii. Decydowały o tym nie tylko względy ekonomiczne, choć te były najistotniejsze. W Wielkiej Brytanii łatwiej było znaleźć pracę i mieszkanie od miasta czy gminy, ale ważne było również to, iż na ulicach brytyjskich miast ciemniejszy kolor skóry, inny język czy specyficzny styl ubierania się przestawały stygmatyzować. Łatwiej być Romem w Londynie czy Edynburgu niż w Nowym Sączu, Koszycach czy pod Bukaresztem. Spora grupa polskich Romów z grupy Bergitka osiedliła się w miejscowości Southend-on-Sea.

Jeśli pamiętamy trudne lata 90., na pewno kojarzymy grupy romskich żebraków z południa Europy – czy to z krajów byłej Jugosławii, czy z Rumunii. Romscy obywatele tej drugiej, korzystając ze swobody podróży w ramach Unii Europejskiej, dziś także przyjeżdżają sporymi grupami do Polski i osiedlają się na obrzeżach wielkich miast, czego przykładem były nieistniejące już koczowiska na Kamieńskiego we Wrocławiu czy Osowej w Gdańsku, których mieszkańcy zostali pozwani przez miasta. Liczne grupy romskie z Europy Wschodniej, głównie Rumunii, przybywają również do Francji i Włoch, gdzie osiedlają się na obrzeżach miast i wsi w prowizorycznych domach lub obozowiskach. Zwykle ani w Polsce, ani w krajach zachodnich tacy przybysze nie są witani przychylnie ani przez stałych mieszkańców, ani przez lokalne władze. 

Niby osiadli, ale jednak wciąż trochę wędrowcy. Czyżby zatem – patrząc na powyższe przykłady – wędrowanie było wpisane w romskie DNA i społeczność ta nie była zdolna do prowadzenia osiadłego trybu życia? Zanim spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się jeszcze innej, dużo mniej znanej grupie etnicznej Europy.

Irish Travellerzy – mniej znani wędrowcy

Angielskie, niezbyt często już używane określenie „Gypsies” na polski bywa tłumaczone po prostu jako „Cyganie”. Tymczasem okazuje się, że Gypsies to nie tylko Cyganie/Romowie, jakich znamy z Europy Środkowej. Kiedy wpiszemy angielskie słowo w wyszukiwarkę grafiki, to oprócz powszechnie znanych nam przedstawień Romów i Romni, tj. czarnowłosych, śniadolicych, zazwyczaj przedstawionych w kontekście folklorystycznym lub jako przykład ubóstwa osób, zobaczymy również rudawych blondynów, często z końmi, ubranych „po cygańsku”. Czy to jakiś performance lub przebieranki?

O Irish Travellerach, zwanymi także Pavee, poza Wyspami Brytyjskimi słyszało niewielu. Media brytyjskie, zwłaszcza brukowe, określają ich po prostu jako „Gypsies”, a wielu tłumaczy bezrefleksyjnie „robi z nich” Cyganów, a nawet i Romów, którymi nie są. Obie te grupy łączy wyłącznie styl życia i niski w stosunku do większości status społeczny. Zamieszanie wokół terminu „Gypsies” nie pomaga i czasem nie wiadomo, kogo autorzy mieli na myśli: Romów czy Travellerów?

Travellerzy, zwani też Podróżnikami Irlandzkimi, to lud pochodzenia irlandzkiego, zamieszkujący głównie Wyspy Brytyjskie. Jego korzenie są tajemnicze i niepewne, a historia tej społeczności, szacowanej na co najmniej kilkadziesiąt tysięcy osób, liczy kilkaset lat. Wśród wielu koncepcji na temat genezy Podróżników najpopularniejsza wiąże ją z czasami podboju Irlandii przez wojska Olivera Cromwella. Inne z kolei widzą w nich potomków celtyckich mieszkańców Brytanii lub też, częściowo, bezdomne ofiary wielkich głodów, jakie nawiedziły Zieloną Wyspę w latach 1741 i 1840. 

Status społeczny Travellerów zawsze był niższy niż brytyjskiego społeczeństwa większościowego. Podobnie jak Romowie, wędrowali oni od miasta do miasta, podejmując się różnych sezonowych zajęć. W podobny sposób wykształcili też własny język (zwany shelta lub gamon), odrębny styl ubierania się i specyficzną, konserwatywną obyczajowość.  Również dziś, poza nielicznymi wyjątkami, funkcjonują oni na obrzeżach społeczeństwa: w młodszym wieku opuszczają szkołę, wcześniej zawierają małżeństwa, mają więcej dzieci, częściej chorują, krócej żyją… Statystycznie, rzecz jasna, ale to wystarczy do stworzenia negatywnych stereotypów rozciągających się na całą społeczność.  

Spora część Podróżników prowadzi nie tyle koczowniczy tryb życia, ile cechuje się sporą ruchliwością, zwłaszcza w sezonie letnim, kiedy to licznymi samochodami wyjeżdża poza miejsce stałego zamieszkania. Prawo brytyjskie od 1968 r. gwarantowało Travellerom przestrzeń do obozowania, choć w 1994 r. zniesiony został obowiązek zagwarantowania im takiego miejsca przez władze lokalne. W konsekwencji tego faktu Travellerzy często obozują na obrzeżach miast niezależnie od formy własności gruntu, co prowadzi do konfliktów ze stałymi mieszkańcami miejscowości. Często stają się oni negatywnymi bohaterami artykułów prasy bulwarowej, określani jako hałaśliwi „najeźdźcy” sielskich miast i miasteczek czy barbarzyńcy w vanach i przyczepach zakłócający spokój prawowitym, osiadłym mieszkańcom. Estetyka społeczności, tak jak w przypadku Romów, opisywana bywa jako dziwaczna, kiczowata i przesadna, a sama społeczność jest często stygmatyzowana.

Kto wędruje, ten nie ma korzeni? 

W zależności od naszego nastawienia do Inności albo lubimy romantyczny mit nomadów, albo krytykujemy wędrujących jako podejrzanych, a czasem wręcz nieczystych włóczęgów. Tymczasem, jak pisze dr Michał Garapich, traktowani jako „wieczni wędrowcy” Romowie w takim stereotypie są pozbawieni szansy na posiadanie poczucia przynależności, lokalnego i państwowego patriotyzmu i po prostu na bycie Polakami – skoro wędrują, to znaczy, że nie mają korzeni, „zaraz sobie pojadą”. Tymczasem sami nierzadko zapominamy, że i nasze korzenie często znajdują się daleko od miejsca, w którym aktualnie mieszkamy.

Traktowanie historycznie lub współcześnie nomadycznego trybu życia społeczności „cygańskich” – czy to Romów, Sinti i pokrewnych wywodzących się z subkontynentu indyjskiego, czy Irish Travellerów – jako absolutnie naturalnego, wpisanego w ich istnienie, jest sporym uproszczeniem. Ani Romowie, ani Irish Travellerzy nigdy i nigdzie nie stworzyli państwa ani nawet w żadnym z istniejących nie stanowili większości. Zazwyczaj też nie byli pożądanymi ani szanowanymi przybyszami, a co najwyżej z łaski pozwalano im na egzystencję na obrzeżach wspólnoty. Historia wszelkich „Cyganów” jest historią społeczności wędrujących, ale nie tyle z własnego wyboru, ile z braku przypisanego im na stałe miejsca. Kolorowe wozy i długie suknie to bardziej teatr, który lubimy brać za rzeczywistość, niż ich życie codzienne.